Konkurs Bloodborne - zainspiruj twórców gry !

BLOG
468V
Łukasz Ś. | 29.03.2015, 21:06
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Witajcie ! Chciałbym zaprezentować Wam opowiadanie, które stworzyłem z zamiarem sprawdzenia swych umiejętności pisarskich przy jednoczesnym uczestnictwie w konkursie. Za organizację wspomnianego odpowiedzialne są osoby zarządzające stroną PPE.

Zapraszam do lektury i wyrażania opinii !

 

CZYŚCIEC

Głęboki oddech. Lodowaty powiew wiatru właśnie musnął mój lewy polik. Nie ukrywam, wiatry losu skutecznie targają sumieniem. Ba, od dwóch godzin grają na mych nerwach jebaną symfonię Beethovena. W rytm muzyki spaceruję, hm, powiedzmy, że po plaży. JEJ ulubionej plaży, tak lepiej? Pauza. Postanawiam iść brzegiem oceanu spokoju. Jego fale, stopniowo, lecz skutecznie zacierają prawie wszystkie ślady mej obecności. Te, pozostawione w psychice pozostają nienaruszone. Wiem to. Czuję. Zatrzymuję się na moment. Drżącą dłonią wyciągam ostatniego papierosa z tekturowego opakowania. Zawarta na nim informacja wywołuję na mej twarzy dziki uśmiech. Nie, prychnięcie, nie wpadłbym na to, by skorzystać z specjalistycznej pomocy. Szczególnie teraz.

PIEKŁO

Dwie godziny wcześniej

Zajebałem go. Wielki mi doktorek - myślę, stojąc nad siedemdziesięcio - kilogramowym ciałem pozornie niewinnej postaci. Wygodnie Ci ?- pytam z udawaną troską, uważnie obserwując rozprzestrzeniającą się wokół malutkiej głowy krew. Może poprawić Panu poduszkę ?- podnoszę głos, aby ofiara mogła mnie usłyszeć. Kilka sekund później oddaję pięć kolejnych, idealnie wymierzonych strzałów (użyłem broni Y). I tym razem, wszystkie wędrują w potylicę. Nerwowo przecieram czoło. Rękawem. Nerwowo mrugam oczami. Mimo wszystko, czuję wewnętrzny spokój. Pierwszy raz, od bardzo, bardzo dawna. Zapalam światło. Teraz widzę wszystko wyraźnie. Zwracam uwagę na stare, zakurzone meble zostawione na pastwę losu jak każdy JEGO pacjent. A ten gnój próbował (z chirurgiczną precyzją) zmyć winę z swych dłoni.

Dwa lata wcześniej

Wszystko będzie dobrze. Gwarantuję Ci to. Wiesz, że zawsze dotrzymuję słowa. No dobrze, zawsze się staram (śmiech). Udało mi się dotrzeć do najlepszego specjalisty (na dowód przecieram dłonią powietrze zajebiście dusznej, szpitalnej sali ). On musi pomóc. I zrobi to, potrafi. Obiecał. Mi. A ja obiecuję Tobie. – prowadzę monolog nad (dialog z ?) jedyną osobą, którą kocham / kochałem. Mówię o mej żonie, która w trakcie „rozmowy” była pogrążona w śpiączce. To był jeden z tych dni w których wszystko szło zgodnie z planem. Wróciła wcześniej z pracy, zjedliśmy obiad w ulubionej restauracji, wybraliśmy się na plaże. Nastało późne popołudnie. Ustaliliśmy, że zrobię po drodze jakieś drobne zakupy, a ona jeszcze pospaceruje. Pięćdziesiąt sześć minut później otrzymałem telefon od lekarza X, że uczestniczyła w poważnym wypadku. To był jakiś koszmar z którego pragnąłem się wybudzić. Jej się nie udało. Czas przywiódł śmierć.                                                                                                                                                                                                                             PIACH=CZAS

Zacząłem obwiniać siebie i wszystkich wokół.  Najbardziej lekarza, któremu podlegała. Pamiętam, że zwróciłem się do niego z prośbą o pomoc ze względu na pozytywne opinie otoczenia. Uznawany za świetnego specjalistę, dobrego człowieka. Facet po trzydziestce, zawsze z uśmiechem na twarzy. Kochający żonę na zabój. Ktoś za kogo chciałem uchodzić. Ostatecznie okazało się, że nie utrzymał jej przy życiu. Burza, którą  potem rozpętałem sprowadziła na niego ciężkie zarzuty, mówiące o nieprawidłowym przeprowadzaniu leczenia. Wiele podobnych przypadków zostało wcześniej zamiecionych pod dywan przez dyrektora ośrodka. Obu udało się jednak umknąć sprawiedliwości. No powiedzmy. Ten ostatni rozjebał się sam-zachlał na śmierć. Karma to dziwka. Zostało więc pozbycie się ostatniej przeszkody (Przeszkody w czym ?).

I tak…po dwóch latach

Zajebałem go. Stoję nad siedemdziesięcio - kilogramowym ciałem pozornie niewinnej postaci. Odczuwam ogromną ulgę. Wychodzę z mieszkania, by wrócić do swojego. Jest ono kilka przecznic dalej. Szybko przemierzam owiane nocą uliczki, by dotrzeć do zniszczonej klatki schodowej. Coś mi tu nie pasuje. Ta klatka wygląda inaczej niż ją zapamiętałem. Elementy, które widziałem wcześniej są w  nieco innej formie. Niepewność idzie krok w krok za mną. Przerywane światło co jakiś czas rzuca blask na obdrapane ściany. Wspinam się w górę, mieszkanie mam na dziewiątym. WRZASK. Dreszcz przeszywa mi plecy, szybko obracam głową to w lewą, to w prawą stronę. KTOŚ / COŚ kładzie zimny oddech na mym ramieniu. Biegnę. Wpadam na drzwi i ociężałymi palcami szukam właściwego klucza. W mieszkaniu słyszę cichą muzykę, nasz ulubiony utwór, przy którym tańczyliśmy na weselu. Przez melodię przebijają się ciężkie krople wody. KTOŚ / COŚ bierze prysznic. Powoli zmierzam w kierunku łazienki. Rozsuwam kabinę prysznicową.


- Już wróciłeś ? Załatwiłeś wszystko ? Podaj mi ręcznik kochanie.


Budzi mnie dotyk jej zimnej dłoni. Uśmiecha się. Patrzy dłuższą chwilę w moje oczy. Zbliża się by złożyć pocałunek na mych ustach. Jest cała naga. Jej ciało blade. Wstaje i wychodzi, na odchodne rzucając, że wróci dziś później bo ma wiele do załatwienia. Wyciągam broń. Samobójstwo. Tak twierdzi (godzinę później) mój kolega po fachu, też lekarz. Użyty przedmiot: broń Y.  Odwraca głowę do jeszcze innego lekarza pytając: Poinformowaliście już żonę ?
- Jest w śpiączce. Nie ma szans na przeżycie, podobno.


Autor: Łukasz Świtalski
Szczegóły konkursu: KLIK

Oceń bloga:
3

Komentarze (1)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper