Kara za obrazę Vity.
Chciałem to umieścić w komencie do Mono, ale oczywiście użyłem "niewłaściwego słowa" i koment szlag trafił. Za długo siedziałem nad tą odpowiedzią, więc spamuję w blogu. Cholerna cenzura!
Łup! Łup! Łup! Zniecierpliwiony Laughter wali do drzwi! Łup! Łup! Łup! Otwieraj do cholery! - Krzyczy Lau.
- Czego tak walisz! - burkną Olson otwierając drzwi, a ręką przytrzymując na wpół opadłe spodnie.
- Co ty tak długo robiłeś? - odpowiedział Lau i ze zdziwieniem spoglądał na ubierającego się Olsona.
- To już w kiblu nie można posiedzieć? - odburkną Olson.
- Nie jak robota czeka! Zapinaj się i jedziemy! - ponaglał Lau. - O nowy garnitur.
- A no tak, czarny mi odpowiada. - rzekł Olson, zamykając drzwi.
- Wreszcie wyglądasz jak człowiek, pasuje akurat do roboty. Szybciej! - ponaglał Lau zbiegając ze schodów.
Obaj wyszli, z budynku i podeszli do zaparkowanego przed bramą samochodu. Był to lśniący zielenią Oldsmobile GTO z '67.
- Ech, Olson kupiłbyś sobie porządną furę, a nie takim złomem się wozisz. To już nie jest cool!
- To klasyk - odparł Olson dumnie, otwierając drzwi. - Nie spotyka się takich na co dzień.
- Bo wszystkie już dawno rozpadają się na złomie - prychną Lau zamykając drzwi samochodu.
- Nie znasz się! Nawet koła nie potrafisz zmienić! -odgryzł się Olson, zapalił silnik i zaryczał silnikiem. Odgłos był tym, czym każdy facet chciał się poszczycić. Dumny Olson, z uśmieszkiem spoglądał na Lau i dociskał pedał gazu coraz bardziej.
- Będziesz dalej zatruwał środowisko czy może już ruszymy? Lepiej się pospieszmy. Jedź na zachód.
- A wiesz gdzie On dokładnie mieszka? - spytał Olson. Damy radę przedostać się przez to wszystko by dostać się do piwnicy?
Lau spojrzał na Olsona jakby ten się spytał gdzie leży Japonia i wybuchł śmiechem!
- Jaka piwnica! On się tylko tak lansuje na "nolajfa" i "super nerda". Ma zwykłą metę w centrum.
- To czemu jedziemy na obrzeża? Zdziwił się Olson.
- Bo go nie ma w centrum.
- A gdzie jest?
- Na obrzeżach. - zadrwił Lau.
- A skąd to wiesz? Nigdy nie mówił, że ma inna miejscówkę.
Lau znowu się uśmiechną. - Trzeba wiedzieć jak wyciągać wartościowe informacje. -Widząc minę Olsona dodał. - Gość dużo gada jak mu kilka drinków przed nos podstawisz. Pochwalił się, że ma hacjendę za miastem, na wypadek gdyby coś się spi******o. A właśnie się spi*****o więc na bank tam się ukrył. Wiedź w tamtą uliczkę i zaparkuj przed tym domkiem.
Zajechali samochodem przed jednokondygnacyjny domek. Był zadbany lecz bez żadnych dodatków, jeden z wielu by nie wzbudzać zainteresowania. Miał beżowe ściany, białe okna i czarny daszek. Lau i Olson wysiedli z auta i spokojnie otworzyli bramkę. Jakby nigdy nic podeszli do drzwi.
- To jak to robimy? -spytał Olson
- No po ludzku. - Lau zapukał - Hej Robson, wyłaź musimy pogadać.
Usłyszeli krzątaninę.
- Spokojnie, mamy małą sprawę do Ciebie.
Usłyszeli jak jakieś naczynie tłucze się o podłogę i paniczne przebieganie między pokojami.
- Olson idź na tył, jakby chłopczyna próbował uciekać. - Olson zza paska wyciągną Berette i zaczął nakręcać tłumik.
- Robson otwórz, albo sami tu wejdziemy, a w tedy nie będzie miło. - Krzyknął Lau. Nic. Lau zerknął na drzwi. Były to starego typu zwykłe tanie drewniane drzwi, zamki również nie były zbyt wygórowane. - Meta na czarną godzinę, a takie gówniane zabezpieczenia - pomyślał Lau. Wyciągnął broń z już nakręconym tłumikiem i strzelił kilka razy w miejsce koło zamków i klamki. Potężnym kopem otworzył drzwi i wszedł do środka. Spokojnie przeszedł, przez pomieszczenie i otworzył tylne drzwi Olsonowi.
- Hej chłopaki, jak miło was widzieć - wyskoczył Robson. Był spocony i spanikowany, nie potrafił tego ukryć. - Co was tu sprowadza. Nie słyszałem jak pukacie, spałem.
- No oczywiście - parskną Olson,- Spoko, zabieramy Cię na mało przejażdżkę, musimy obgadać kilka spraw.
- Eee, wiecie mam kilka rzeczy do załatwienia, nie wyrobię się, może innym razem. - wymamrotał Robert.
Olson podszedł bliżej i zerknął do pokoju. Była tam na wpół zapakowana walizka. leżała na łóżku, a koło niej kilka plików gotówki i jakieś dokumenty.
- No jak widzisz sprawa jest pilna - dodał Robert widząc jak Olson się rozgląda.
Olson podszedł bliżej - Nalegamy - i przystawił mu do brzucha pistolet.
Wszyscy wsiedli do auta i szybko ruszyli.
- Gdzie jedziemy? spytał Robert. - Wiecie z tym WWG to tak wyszło. - coraz bardziej panikował.
- A widzisz, no to już jesteś wtajemniczony. MAS miał kilka uwag. –powiedział Olson
- Ja mogę to poprawić, nie jest jeszcze za późno. - Dodał Robert .
- Gówno się wylało, za dużo osób już to widziało, nie da się tego naprawić, a chłopaki byli wściekli. - Nagle się wtrącił Lau – zamknij się i rozkoszuj się jazdą.
Jechali na południe, słońce już dawno przekroczyło zenit. Wyjechali z miasta. Rozpoczęły się małe imigranckie osiedla położone na lekko pustynnych terenach.
- Zaraz, zaraz panowie, ale to nie jest droga do MAS! – nagle wyskoczył Robert wyglądając zza szyby.
- Och zauważyłeś! – parskną Lau i obaj z Olsonem się zaśmiali. - No nie jedziemy do MAS, hmmm właśnie zmieniłeś adres zamieszkania. - Lau się coraz głośniej śmiał.
- Ale panowie, no chyba nie zamierzacie mnie załatwić, za taki mały błąd, no bez przesady! –Robert próbował zmienić ton na bardziej ignorancki, ale mu się nie udało. Słychać było panikę w jego głosie.
- Mały błąd?! – zaperzył się Olson – Narobiłeś takiego syfu, że wiele ważnych osób chce twojej głowy!
- Sorry Robson, ale spi*****ś sprawę, no i nie mieliśmy wyboru. -Wtrącił Lau. -WWG to zbyt poważny biznes by sobie pozwolić na takie wpadki. Jak chcesz przejąć władze w tym biznesie nie możesz dopuścić do takich sytuacji.
- No i co?! Wywieziecie mnie na pustynie, dacie łopatę i każecie sobie grób kopać – Teraz Robert prychnął, lecz szybko mu mina zrzedła widząc spojrzenie Laua.
- No chyba żartujecie! Mam dostać kulkę i jeszcze harować?!
- Życie jest ciężkie chłopcze! – Lau wybuchł śmiechem.
- Panowie nie możecie, mam żonę i dzieci. – wykrzykną błagalnym tonem Robert
- Nie masz, żony i dzieci! Chichotał Lau, a Olson do chichotu się dołączył.
- Ale mogę mieć! – dorzucił Robert
- Już im współczuję! - Znowu Lau wybuchł śmiechem. Nagle rozejrzał się, przymrużył oczy i zwrócił się do Olsona
- Stary minąłeś już zjazd, gdzie jedziesz?
- Nie jedziemy na pole, dziś sobie nie pokopie. - Odpowiedział Olson.
- Dlaczego? Co się stało? - Spytał Lau.
- Wiesz co, wszystko przez ciebie! Gdybyś tak mnie nie poganiał wszystko było by dobrze. To twoja wina! – krzyknął Olson.
- Co jest? – warknął Lau.
- Zapomniałem łopaty. Prze ciebie zapomniałem tej cholernej łopaty!
- To co ty k***a robiłeś przez cały dzień! - Wybuchł Lau.
- Grałem w DA2, miałem już spakować sprzęt, kiedy mnie przycisnęło. No i się zjawiłeś i mnie poganiałeś, zupełnie o niej zapomniałem.
Lau z wściekłości walnął gnatem o deskę rozdzielcza.
- Uważaj, to drogi materiał – oburzył się Olson.
- Mam w d***e ten zasrany samochód! Co teraz zrobimy? – wrzasnął Lau
- Spokojnie jadę do Pana T. – odrzekł Olson
- Gdzie do Pana T? No gdzie!? W zeszłym miesiącu najechali mu tą metę i zrównali z ziemią, jedziesz pacanie na puste pole! Wrzeszczał Lau, a Olson wkurzony mocniej chwycił kierownicę.
- No widzicie, cały świat mówi, że nie możecie mnie zabić. To był tylko nieszczęśliwy wypadek. Wypuście mnie, a ja jeszcze dziś wyjadę. - Wtrącił lekko uradowany całą sytuacją Robert.
- Zamknij się! – obaj odpowiedzieli w tym samym czasie. Na chwilę zapadła grobowa cisza. Nagle Lau zaczął się rozglądać. Wyciągną pistolet, uzbrajał go i w między czasie rzucił: - I tak nie znosiłem tego samochodu. - Odwrócił się i dodał: Jupikajej madafaka!
Strzelił Robertowi prosto w głowę! Rozbryzg zapaskudził tylną szybę, a Olson przestraszony przekręcił kierownicą tak, że zjechali na przeciwległy pas.
- Co ci k***a odpiło?! Co ty k****a zrobiłeś?! Pop****ło cię do reszty?! – krzyczał Olson zerkając to na drogę to za siebie!
Lau krzyknął z radości i zaczął walić pięściami w dach – Łoł, widziałeś jaką siłę ma ten gnat?! Pół czachy rozwaliło, ale rozbryzg! Chlusnęło nawet na nas! –cieszył się Lau i krzyczał.
- Poj****ło cię! W moim aucie! Cholera, w moim aucie! Poza tym zaraz ktoś to zauważy! K**wa w moim aucie!
- Spokojnie, kupię ci nowe! Relax, spójrz gdzie jesteśmy. Przy granicy. Tu nikogo nie ma. A jeśli nawet to same nielegalne brudasy. Kto ci gliny wezwie? Skręć w najbliższy zjazd i dojedziemy do płotu.
- No i co chcesz zrobić! - Dalej krzyczał Olson.
- Podpalimy wóz. Przy granicy wiele się dzieje, kto się przejmie kolejnym trupem i spalonym autem. Policja widziała gorsze rzeczy. Pomyślą, że jakiś brudas komuś podpadł, nie zapłacił za przejazd, lub zniszczył towar. Tu taki szajs się często zdarza. Gliny tego syfu nie ogarniają.
- Ale dlaczego w moim aucie?! – wyjąkał zrozpaczony Olson
- A mieliśmy jakieś inne? Trzeba było szybko działać. A i tak nie znosiłem tego rzęcha. Kupię ci nowe.
- A jak wrócimy geniuszu!? – burknął Olson
- Spoko Rad często patroluje w tym obszarze, zadzwonię do niego i nas podwiezie.
- Po glinę dzwonisz?! - spytał Olson.
- Heh, nie jest gliną. Rad na własną rękę jeździ przy granicy – robi sobie safari… – Pocieszał go Lau i zdjął mu kawałek czaszki z ramienia. Skręcili w boczną, mało uczęszczaną dróżkę i już nikt nigdy nie widział błyszczącego zielonego GTO.