DLC lekiem na całe zło

BLOG
394V
Sendo1910 | 17.11.2014, 21:15
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Kupiłeś grę i coś w niej nie działa tak, jak powinno? Denerwują cię jakieś bugi czy bezsensowne sekwencje? Nie martw się, miałem to samo. Na szczęście z pomocą przyjdzie nam nowe DLC...
DLC (downloadable content) - czyli wszelakie zawartości do pobrania, stały się z czasem czymś tak naturalnym, że trudno bez nich wyobrazić sobie obecny rynek gier. Za pośrednictwem internetu możemy ściągnąć różne łatki i rozszerzenia, które przygotowali nam producenci danych gier. Jest to niebywale bardzo dobry sposób wyeliminowania jakichkolwiek błędów, które zostały przegapione przez testerów. W zamierzchłych czasach, jeśli takowe się trafiały, musiały być akceptowane przez graczy, a recenzenci mieli argumenty ważące na końcowej ocenie. Jednak kiedyś przysłowiowych "baboli" było jakby mniej. Wiem, że ogólnie wszystko co stare, jest miło wspominane i chwalone, choć czasem nie powinno. Oldschoolowe gry video jednak bronią się same, nie tyle fabułą, grywalnością czy ścieżką dźwiękową, co wykonaniem. Dawniej, według mnie, bardziej dopieszczano gry. Kupując je, miało się ogólnie przeświadczenie, że jest to produkt gotowy w każdym calu, nie potrzebujący pomocnej ręki producenta. 
 
Obecnie chyba każdy w miarę doświadczony gracz nie udaje się od razu w dniu premiery po dany tytuł, przedtem nie czytając o nim newsów, recenzji czy komentarzy innych zainteresowanych. Jest to swoista procedura, która pomaga nam dokonać  dobrego wyboru. Nie dostosowując się do niej, możemy to raz - kupić grę nie do końca odpowiadającą naszym preferencją, i dwa - zrobioną na szybko, z licznym błędami. Po prostu crapa.
 
Siódma generacja konsol była pod pewnym względem przełomowa. W dobie rozwijających się technologii, zdecydowano się postawić na ścisłą współpracę z internetem. Choć  niektóre systemy sieciowe powstały wcześniej (Xbox Live), to dopiero na tej generacji rozwinęły skrzydła. Były czymś oczywistym. Wprowadziły graczy na nowy poziom rozrywki, wcześniej znany nielicznym. Użytkownicy Playstation 3 oraz Xboxów 360 mogli rywalizować z innymi graczami na całym świecie, bez wychodzenia z domów. Dla producentów jednocześnie otworzyła się furtka do portfeli klientów. Bo oprócz abonamentów za usługi sieciowe, zaproponowali graczom nowe mapy, bronie czy skórki dla bohaterów, które stały się łakomymi kąskami.
 
                  
 
Opcjonalne, kosmetyczne upiększenia nie miały wpływu na całokształt jakiejś gry. Zazwyczaj były to skoki na kasę, jak np. zbroja dla konia w TES IV: Oblivion. Bethesda obiecywała, że pancerz w teorii będzie chornił naszego rumaka. W praktyce nie do końca była to prawda. Kosztował 2,50 $, przez co fajni skrytykowali tą firmę. Równie bezsensowne były skórki do broni w Gears of War 3. Po co w ogóle kolorować karabiny? Tego nie wiem. Activision też znalazło sobie sposób na wyciągnięcie dodatkowych dolarów od fanów Call of Duty. W edycji Black Ops zażyczyli sobie 15 $ za tryb z zombie, który  był już przecież dostępny za darmo w CoD 5: World at War! W Destiny podobno udało się znaleźć lukę w kodzie, dzięki której można było zwiedzać nowe, niedostępne w normalnej grze, miejsca. Haczyk w tym, że wspomniane lokacje miały być dostępne po DLC. Czyli dodatek został ukryty w grze, czekając na zielone światło od Bungie, aby go "pobrać"?  Jawna chęć dorobienia się. Takie przykłady można wymieniać do rana.
 
DLC, jak już wspomniałem, jest też deską ratunku dla gier z wadami. Pomocne łatki, tak jak np. w Obcym Izolacji, pomagają uniknąć głupich zacięć w miejscach etc. Szkoda, że stosunkowo często musimy z nich korzystać. Jest to jednak chyba znak czasów. Gry video to potężna gałąź rozrywki, w której nie ma prawa na potknięcia (a jednak...). Kiedyś nie były tak dochodowe i nie krążył przy nich taki hype, co teraz. Dzisiaj to trochę taki wyścig szczurów, w którym nie można być z tyłu, bo wypadnie się ze stawki, bądź zostanie wcielonym w szeregi konkurencji. Chęć zarobienia kolejnych milionów niesie ze sobą pośpiech, przez który nie raz dostaliśmy gniota. Niestety. Ostatnio głośno o Assassin's Creed: Unity, które pełne jest błędów. Nieostrożność w przygotowaniu tego tytułu może kosztować sporo pieniędzy, i zszargać dobry wizerunek Ubisoftu...
 
Żeby ciągle nie krytykować, trzeba też podkreślić tą pozytywniejszą stronę DLC. Producenci od czasu do czasu dostarczają nam kawałki naprawdę niezłego kodu. Rozszerzenia, które są na tyle wartościowe, że wyśmienicie uzupełniają podstawową grę, albo wybiegają dalej. Red Dead Redemption: Undead Nightmare, Mass Effect 3: Citadel, Batman: Arkham City - Harley Quinn Revenge czy The Elder Scrolls V: Skyrim - Dragonborn to tylko przykłady jednych z wielu DLC, których nie wypada ominąć.
 
Aktualizacje gier można lubić, albo i nie, ale są z nami już od wielu lat, i trzeba ja zaakceptować. Producenci czasem nie do końca wywiązują się ze swoich obowiązków w należyty sposób, ale jednego nie można im odmówić - chęci poprawy. Chciałbym jednak, aby w przyszłości gry były jednak trzy razy sprawdzone, nim zostaną wypuszczone na rynek. Wiem że to biznes i dochody muszą pokrywać wydatki, ale często lepiej wypuścić grę później, z lepszą optymalizacją, niż szybciej, z ewentualnymi błędami. Bo szacunku klientów po prostu się nie kupi.
 
Oceń bloga:
14

Komentarze (16)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper