Do trzech razy sztuka - Nintendo w Polsce

BLOG
1255V
Sendo1910 | 02.11.2014, 22:09
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Ileż to już powstało tekstów o Nintendo, w których polski gracz upatrywałby lepszego jutra? Jutra, w którym firma Mariana skutecznie rywalizowałaby z konkurencją w postaci Sony i Microsoftu, będąc ponadto w świadomości przeciętnego gracza - casuala. Każdy, kto choć trochę interesuje się okołogrowymi sprawami wie, że tej japońskiej firmie z Polską nigdy nie było po drodze. 
1. Pegasus i początki Lukas Toys
 
Na przełomie lat 80 i 90 rządził nieśmiertelny Pegasus, który stał się  później ikoną tamtych czasów. Chyba każdy, dzierżąc w dłoni pada od tej konsoli i grając w Mario, Donkey Konga oraz inne tytuły od Nintendo, tak naprawdę nie wiedział o tym. Na dobrą sprawę nie miał prawa, bo oryginalny NES w komunistycznej i postkomunistycznej Polsce nie miał premiery. SNESa spotkało to samo. Był tak naprawdę ciekawostką z zachodniego świata. Trochę lepiej było z Nintendo 64, choć konsola nie miała prawa zdobyć naszego rynku w trakcie ekspansji Playstation. Przyczyn było kilka, z których najważniejsze to cena nośników i dostępność. Większość osób posiadających PlayStation grało na nieoryginalnych kopiach gier, co walnie przyczyniło się do tak dużej popularności tego sprzętu nie tylko u nas, ale i na całym świecie. W wypadku kupna N64 (jeśli w ogóle było dostępne), trzeba było liczyć się z astronomicznymi cenami gier, niejednokrotnie przekraczającymi 300+ zł, gdyż kartridże było ciężko spiracić. 
 
Tak na boku, historia zatacza koło, gdyż w niektórych supermarketach można znaleźć  np. Fifę 15  na  Xboxa One za 330 zł. Jeszcze lepsze jest to, że o 50 zł taniej można wyrwać tą samą grę, ale w wersji na Xboxa 360... Trzeba się pilnować przed rynkowymi idiotyzmami.
 
Dystrybutor Lukas Toys robił co mógł, ale ostatecznie Nintendo 64 nie odniosło sukcesu. Konsole z czasem zaczęły zalegiwać na półkach sklepowych  i były sprzedawane po zaniżonych cenach. Wraz z nadejściem nowej generacji, dystrybutor uderzył w polskiego konsumenta sporą liczbą reklam, głównie GameBoya Advanca. Nie zapomniano również o GameCubie, promując go jako "konsolę dla wybrańców". Co ciekawe, w prasie growej pojawiały się też okazjonalne konkursy (sponsorowane przez Lukas Toys), w których można było wygrać gry!
 
Jak wszyscy wiemy, 6 generacja konsol skończyła się kolejnym wielkim triumfem sprzętu Sony, a Nintendo (nie tylko u nas) trafiało głównie do rąk swoich fanów. Mimo dobrej technologicznie konsoli z pokaźną biblioteką gier na wyłączność, Big N musiało uznać wyższość nie tylko Sony, ale i Microsoftu z jego XBOXem. W tamtych czasach nie znałem nikogo, kto kojarzyłby popularnego "Gacka". Lepiej było z Gameboyem, który po pewnym czasie stał się synonimem konsoli przenośnej. Trochę to irytujące, gdy znajomi mówili na wasze Nintendo DS GameBoy, prawda? ;) Szkoda jednak że przespano szansę podboju chociaż tej części rynku. Dobrze reklamując Pokemony czy Mario, można było ugryźć duży kawałek tortu. Finalnie to Sony ze swoim PSP odniosło nadspodziewany sukces. Standy z konsolami w sklepach, wiele akcji promocyjnych i świadomość graczy, że to przenośne PlayStaion, zrobiło swoje.
 
2. Era Stadlbauera
 
Zbliżając się wielkimi krokami do czasów współczesnych trzeba wspomnieć o austriackim Stadlbauerze, który mniej więcej w 2005-2006 roku stopniowo przejmował obowiązki po Lukas Toys. Rewolucji jednak i tym razem nie było - co prawda konsole i gry można było kupić w kilku sieciach hipermarketów i sklepów rtv agd, jednak ich ceny nijak miały się do możliwości przeciętnego Kowalskiego. Za lepsze produkcje na Nintendo DS trzeba było zapłacić 169 zł, a czasem około 200 zł. Wyhaczenie Grand Theft Auto: Chinatown Wars za 119 zł mniej więcej rok po premierze było dla mnie wielką okazją. Najgorsze jest to, że byliśmy zalewani kiepskimi produkcjami, w zawyżonych cenach. Z Wii było podobnie. Wysokie ceny gier odstraszały potencjalnych klientów, a marketing praktycznie nie istniał.
 
Ciekawostką jest przedpremierowy pokaz Nintendo 3DS, który odbył się 21 lutego 2011 roku w Warszawie. Przez chwilę myślałem, że zaczyna coś się dziać w temacie Nintendo w naszym kraju, lecz ta akcja była pojedynczym eventem. Później dostaliśmy jeszcze reklamy Wii i 3DSa w tv, krótkie i bez przysłowiowego "jaja". 
 
 
 
Kolejne lata były drogą przez mękę dla polskiego fana Big N... Stadlbauer w pewnym momencie przestał zaopatrywać sklepy w produkty Japończyków i jedyną możliwością kupna czegokolwiek był internet. Mniej więcej w pierwszym kwartale 2013 roku otrzymaliśmy oficjalny komunikat, że dotychczasowemu dystrybutorowi wygasa kontrakt z Nintendo i nie zostanie on przedłużony. 
 
3. Czesi biorą sprawy w swoje ręce
 
Jak grom z jasnego nieba dotarła do nas informacja, że 1 marca 2014 Conquest Entertainment przejmie całkowicie schedę po Stadlbauerze. Była to wiadomość, którą chyba większość z nas przyjęła z radością, ale i pewnym dystansem. Jak historia pokazała, droga japońskiego giganta do pełnego zadomowienia się w naszym kraju była, jest i będzie wyboista. Czesi jednak działają, zaopatrując prywatne sklepy z grami i konsolami. Podobno cały czas trwają rozmowy z większymi sieciami i być może niedługo wszystko wróci do normalności.
 
Conquest Entertainment zrobił ponadto kawał świetnej roboty swoim stoiskiem na Poznań Game Arena. Tłumy odwiedzających miały okazję chociażby zobaczyć w akcji nowego Super Smash Bros i przetestować  Wii U oraz 3DSa. Jeśli tego typu akcje będą się powtarzać, to Nintendo naprawdę może zaistnieć w świadomości szerszego grona odbiorców. Trzymam kciuki za nowego dystrybutora i mam nadzieje, że nie powtórzy błędów swoich poprzedników i będzie działał długofalowo, konsekwentnie stawiając na marketing. Tylko tak można coś zmienić.
 
Oceń bloga:
13

Czy nowy dystrybutor Nintendo osiągnie sukces?

TAK
59%
NIE
59%
Pokaż wyniki Głosów: 59

Komentarze (15)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper