Recenzje - to (nie) tylko hipotezy...

 

W ciągu swojego niedługiego życia udało mi się przeczytać setki materiałów i zagrać w dużą ilość tytułów, które od początku znalazły swoje miejsce na łamach magazynów, a później na portalach internetowych. Zauważyłem jeden nonsens: nie ważne jak wysoko (lub nisko) by nie była oceniana gra, książka, jak mocno by mnie na nią ludzie namawiali (odradzali), czy to za pośrednictwem recenzji, nawet bardzo krótkiej, składającej się z paru słów lub zdań, to pozostaje ona tylko teorią po zagraniu/przeczytaniu. Identycznie jest z moją późniejszą, własną relacja/recenzją będzie ona dla innych ludzi tylko hipotezą. 

 

Dla jednych Super Mario wraz z Sonikiem to najprawdziwsi bohaterowie, w odróżnieniu od agresywnych zielonych pająków i innych potworków. Inni preferują, bazując na cudzych przekonaniach, nawalankę Street Fighter, wyśmiewając od noobów wojowników MK! I tak w kółko, nieustannie.

 

Co z tego wynika? Po prostu to, że trzeba patrzeć na recenzje innych jak na swoiste hipotezy a sprawdzać wszystko na własnej skórze. Tak jak to robili kiedyś awanturnicy medycyny, pijąc, połykając, wstrzykując sobie do żył swoje nowe wynalazki...