Weekendowe granie #4

BLOG
648V
kalwa | 14.02.2014, 03:00
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Weekend tuż tuż. Podobnie jak Walentynki. Sam jestem fanem tego pierwszego tylko, ale bycie z Ukochaną, która ceni sobie podobne sprawy do czegoś zobowiązuje. Co nie znaczy, że trzeba rezygnować z grania :). Romantycznych gier w kolekcji nie posiadam, a przynajmniej póki co nic podobnego nie kojarzę, ale coś we dwoje można pyknąć, bowiem nigdy nic nie wiadomo.

Grania w tym tygodniu i w ten weekend będzie (i było) u mnie trochę mniej z racji wyżej wymienionych spraw. Nie za bardzo jednak widzi mi się całkowite porzucenie grania, tym bardziej że doszedł mi tytuł, który zamierzam poznać przynajmniej fabularnie. Mowa o Silent Hill 4: The Room. Po latach niechęci do tego tytułu napędzanej dość negatywną opinią dwóch najlepszych kumpli (którzy dla siebie są braćmi) bardzo dobrze obeznanych z serią zwlekałem z zapoznaniem się z wyżej wymienionym tytułem. Gdy jednak przyszła do mnie paczka z nowiutką grą (o dziwo można jeszcze kupić w przyzwoitej cenie) byłem bardzo podekscytowany i odkładając na bok wszelkie zewnętrzne opinie zabrałem się za grę. Kiedyś początek już widziałem, jak wspomniany kolega grę odpalał w mojej obecności i pierwsze co nas uderzyło to niesamowicie "zmulony" bohater główny. Wrażenie pozostało do dziś i jak tylko doszło do jego pierwszej wypowiedzi szybko naleciały wspomnienia atakując mnie ze wszystkich stron. Bardzo jednak spodobało mi się Intro nasycone mocnymi i na przemian melancholijnymi dźwiękami (Room of Angel - jeden z najbardziej wzruszających utworów) w połączeniu z mocnymi obrazami przedstawiającymi głównie potwory i walkę z nimi. Wiele z tych kreatur designem odbiega trochę od przeszłości franczyzy i bardziej przypomina choćby powszechnie znany horror japoński czy nawet amerykański, ale jednak w stylu wciąż wpasowującym się w serię. Po kilkukrotnym obejrzeniu filmu otwierającego włączyłem w końcu grę i zacząłem smakować fajny klimacik tej opowieści. Wyglądałem przez okno podziwiając widoki i raczej dziwne ruchy przechodniów czy mało dopracowane modele samochodów, by po jakimś czasie zacząć przechadzać się po mieszkaniu (chciałem porównać z widokiem rzeczywistym, ale nie mam okien w domu). Motyw z zamkniętymi (czy raczej zakutymi) drzwiami bardzo fajny, tym bardziej że sam Henry nie pamięta by je barykadował i uparcie twierdzi, że to nie on jest sprawcą a ktoś inny. To samo tyczy się przesuniętych mebli i tym podobnych spraw. Ciekawe czy braki w lodówce również tłumaczy sobie w ten sposób? I tutaj dość dziwna sprawa - w lodówce butelka czekoladowego mleka i wino. Mleczko najwidoczniej przedmiot do użycia w odpowiednim momencie, butelka wina - broń... Dość dziwne. Na szczęście nie musiałem z niej korzystać, bo niedługo potem znalazłem rurę i to nią traktowałem "długojezyczne piesy". Swoją drogą fajna scena kiedy jeden z nich martwy wylatuje z pomieszczenia, a dwa następne za nim przychodzą i swoimi długimi jęzorami wysysają z niego to co jeszcze wyssać można.

 

 

Wybaczcie mi chaos panujący w tym wpisie. Nie będę się tłumaczyć, bo słabo mi to idzie, tym bardziej jeśli nikt nie jest tym zainteresowany :). Skoro już jesteśmy przy tych nieszczęsnych psach to oczywiście jak już sobie possały musiało dojść do walki. Dwa naraz, a system walki niestety jest nieprzyjazny podobnie jak kanibalistyczne zwierzątka. Pierwsze co mi się nie spodobało to jakiś taki HUD - tego nigdy nie było i dobrze się bez tego żyło. Nie żebym się czepiał, ale poziom immersji trochę przez to spada. Mamy wskaźnik siły z jaką zadamy cios oraz wskaźnik ilości punktów HP. No nic, dużo chodząc na boki i nie trafiając w maszkary udało mi się je pokonać bez zbyt dużych strat. Mimo wszystko poszło dość łatwo, a gram na poziomie Normal. Z tymi duchami wyłażącymi ze ściany już tak kolorowo nie było, tym bardziej że najwyraźniej nie można ich zabić. Podobno JESZCZE. W związku z tym najzwyczajniej w świecie je omijam, choć i to nie jest łatwe, bo poprzez dziwne "bugi" łapią mnie za serducho nawet wtedy kiedy nie powinny.

 

Jeśli chodzi o panią ze "obrazostrzału" to jest to niejaka Cynthia - raczej miła, ale w sposób przywodzący na myśl panie o lekkich obyczajach. Tutaj czytający, ale nie mający styczności z grą proszeni są o założenie ciemnych okularów utrudniających czytanie, bądź pominięcia tego akapitu z uwagi na spoilery. Oczywiście moment w którym ją spotykamy jest bardzo smutnym czasem mimo obietnic tej atrakcyjnej (?) kobiety. I nie dlatego, że w późniejszej okresie spotykamy ją skąpaną we własnej (?) krwi na łożu śmierci, a dlatego że musimy jej chronić. Czemu tak szybko, ja się pytam. Początek gry, a tu już escorting? Nie podoba mi się to. Mimo wszystko scena jej śmierci potrafi być wzruszająca, a całe to jej przekonanie, że to sen jest fajnym pomysłem. Coś jednak jest nie tak, bo gdy już umarła to sobie pomyślałem "no, przynajmniej nie muszę jej ochraniać". Wracając do motywu snu, to całkiem ciekawa sprawa, ale raczej można było się tego spodziewać. Henry się budzi, słyszy syreny i po wyjrzeniu przez okno widzi ambulans. Czyżby chodziło o Cynthię? Pewnie tak, ale jeszcze nie wiem. Po raz kolejny wszedłem do dziury w łazience i tym razem znalazłem w jakimś jakby lesie. I tutaj nastąpiła pauza, gra czeka na swoją kolej. Poniżej piękny utwór ze wspomnianej sceny. A i jeszcze jedno. Henry widząc zakrwawioną Cynthię pyta "Nic ci nie jest?". Facepalm.

 

 

Ogólnie myślałem, że gra mnie bardziej pochłonie. Tymczasem przez trzy nocki pograłem trochę ponad godzinę -.-. Włączam grę i kończę nockę przeglądając PS Site, bądź inne portale czy pisząc z lubą. I wcale nie chodzi tu o to, że gra mnie męczy, bo za bardzo się boję (jak miało to miejsce w przypadku poprzednich odsłon czy np Forbidden Siren 2). Zacząłem się zastanawiać czy powodem tego jest moje wypaczenie czy to, że gra po prostu nie straszy. No bo sorki - gram sam w nocy, na głośno nastawionych słuchawkach, przy lekkim świetle z drugiego pokoju i nic. To ja czy gra? Kumpel mówi, że gra, on też rzadko się bał :). No nic, grę podobno ratuje fabuła i ta zapowiada się na razie dobrze. Backtrackingu i ograniczenia ekwipunku nie czuję na razie, ale sam pomysł skrzyni z Resident Evil mi się nie podoba. Dobrze, że dziury przenoszące do pokoju są dość często rozmieszczone przez co nie trzeba się wracać. No i gdy już HP jest na niskim poziomie, można sobie wejść do pokoju i zregenerować siły. Pewnie do czasu, bo o ile mi wiadomo, później pokój jest tak opętany że Henry traci w nim HP. Przejdę jeszcze do kolejnej sprawy, a mianowicie ruchy Henryka. Biega jak pokraka - czyżby mocap gdzieś zawiodło? Nic to, po skończeniu notki wracam do gry i może niedługo skończę. Wtedy dopowiem więcej co o tej grze sobie myślę. Na razie wydaje mi się lepsza od Downpour, które miałem okazję przejść w wersji na PS3.

 

 

Kolejną grą którą ogrywam, ale raczej w dzień jest wciąż Final Fantasy XII. Przez dwa ostatnie dni jak grałem starałem się uzupełnić bestiariusz o pozycję Larva Eater. Poszukując informacji jak dziada ubić dowiedziałem się, że warunki w jakich się pojawia do dzisiaj nie są zbyt jasne. Przyczyniło się to do tego, że przez dwa dni grając po jakieś 6h na dzień nie znalazłem francy. A rzecz rozgrywa się w jednej z najgorszych lokacji z gry, bo The Great Crystal, który jest trochę jakby labiryntem. Są dwa (albo i trzy) sposoby na dopadnięcie go. Jeden z nich to zrobienie łańcucha zabitych potworów o liczbie 256. Trzeba więc biegać w kółko, aż ubije się tyle potworów z jednego gatunku i wtedy się pojawi. Nie za bardzo wiem jak to działa, bo ja skorzystałem z innej metody. Miała ona ułatwić zdobycie najlepszego w grze sztyletu noszącego nazwę Danjuro. Najpierw trzeba zrobić najwyższy poziom łańcucha na Gargoyle Baronach w poprzedniej lokacji czyli Giruvegan. Wystarczyło zabić jakieś 20+  i sprawa szybciej dochodziła do skutku jeśli nie zbieraliśmy żadnego lootu, który upuszczały. Po zrobieniu najwyższego poziomu łańcucha trzeba było iść do The Great Crystal i tam w lokacji z wyłącznikiem bramy Leo ubić wszystkie pojawiające się duchy (do 45) pozwalając 5 z nich sklonować się. Wszystko zrobić tak, aby nie przerwać łańcucha. Tutaj w grę wchodzi odpowiednie ustawienie gambitów - czyli używamy czaru Poison, który nie przerywa łańcucha, Sleep by po tych 5 sklonowanych nie pozwolić rozmnażać się kolejnym i to w zasadzie tyle co pamiętam, ale to właśnie rzeczy najważniejsze. Aha, jedna z postaci rzucała czar Curaga (mocniejszy by ich zabił i łańcuch zostałby przerwany) żeby zmniejszyć mu ilość HP i tak w kółko, aż żaden z nich się nie pojawił. Wtedy trzeba było iść do lokacji z Waystone XIV gdzie bandyta miał się pojawić, rzucić na siebie czar Bubble (najlepiej mieć wtedy w drużynie jedną postać) i biegać z jednej lokacji do drugiej aż czar się skończy - to taki licznik czasowy, który miał trwać 6 minut. Jeśli wszystko dobrze zrobiliśmy to się pojawił. Nieraz te 6 minut okazywało się za mało i trzeba było przedłużyć o dwie, co osobiście sam musiałem zrobić. No i przyszedł ten cały nieszczęsny Larva Eater ale w towarzystwie dwóch innych, niesamowicie natrętnych duchów, którzy tak utrudniali walkę z nim, że musiałem ich ubić co przerwało łańcuch -.-. Koniec końców, zdecydowałem sie tak postąpić bo prawie mi ubili wszystkie postacie i Danjuro nie udało mi się zdobyć, ale przynajmniej uzupełniłem bestiariusz. Jeśli ktoś jest tym zainteresowany to skorzystałem z tego filmiku.

Swoją drogą fajny kawałek, ktoś wie co to? :)

 

Po tym całym zajściu z francą, zdecydowałem się jeszcze na zabicie Omega Mark XII, ale jak się okazało jest nieaktywny. Uaktywnić go można tylko po pokonaniu Hell Wyrm, znajdującego się w Sochen Cave Palace. Żeby się dostać do ukrytego pomieszczenia w zrujnowanym pałacu trzeba zabić poszukiwanego Vyraala. Gdy go zabijemy i pójdziemy po nagrodę musimy z nią udać się do Cerobi Steppe, gdzie starzec siedzący sobie na 10# wiatraku wymieni go nam na odpowiedni klucz. Wiatrak naprawiany przez Moogla znajduje się w Northsward. Z kluczem idziemy do Sochen Cave Palace i tam do okrągłej lokacji wchodzimy od wschodu by potem kolejno w zgodzie z ruchami wskazówek zegara otwierać wszystkie Doors of Hour. Po tym słyszymy kliknięcie i ukryta lokacja staje otworem. Walka z ogromnym Hell Wyrm zajęła mi z 1,5h ale na szczęście była łatwa i wystarczyło odpowiednie ustawienie gambitów. Tutaj strategia i opis dostania się do niego.

 

http://finalfantasy.wikia.com/wiki/Hell_Wyrm

 

Po pokonaniu piekielnego smoka idziemy do Rabanastre i bierzemy na siebie zadanie zabicia Yazmata - chyba najsilniejszego przeciwnika w grze. Gdy podejmujemy się tego zadania, Omega Mark XII staje się aktywny i to właśnie tutaj zaprzestałem swojej gry jak na razie. Ogólnie zanim do niego doszedłem musiałem się nieźle nabiegać po The Great Crystal i ponazywałem sobie lokacje na mapce, które zwiedzałem w drodze do OMXII. Nazwy lokacji są bardzo znaczące i jak ktoś jest zainteresowany to poniżej mapka.


 

To chyba tyle na dzisiaj. Wiem, nudno i te sprawy, ale na szczęście wylałem swoje żale i teraz nie nakrzyczę na siatki. W następnym odcinku może opiszę mapkę do końca i jak się dostać do Omega Mark XII oraz jak się przygotować na walkę.

 

Na pocieszenie mało wesoła mordka Akiry i ponad 5h jego wspaniałej i wesołej muzyki. Enjoy!

 



No i pytanie. Gracie w Walentynki w coś ze swoją połówką czy raczej dźampry? A może nie lubicie tego "święta" i nie obchodzicie bez wzgląd na połówki lubi ich brak? Ogólnie tynków na razie walić nie muszę, pograć z lubą raczej też nie pogram, chyba nie wypada, co?

Oceń bloga:
0

Komentarze (32)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper