Ostatnia Nadzieja Generacji ? – The Last Of Us, nie takie piękne jak wszyscy zakładali.

BLOG RECENZJA GRY
904V
TRaCeGuitar | 28.01.2014, 17:07
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Mimo że wiele osób wieszczyło koniec generacji chwilę po ogłoszeniu kolejnych konsol Sony i MS, to jednak były też głosy że to nie koniec i warto zachować czarnulkę na dłuższą chwilę.
Ostatni licznik do nowej generacji zaczął już swoje odliczanie i nieubłaganie zbliżał się do godziny zero. W tym oto czasie na światło dzienne wyszły zapowiedzi kilku gier które miały być zwieńczeniem obecnej generacji…i których nikt się nie spodziewał. Jeden z takich tytułów zaprezentowało studio Naughty
Dobre, złego początki.
 
Alfred Hitchcock zwykł mawiać, że film powinien zaczynać się o trzęsienia ziemi, a potem napięcie powinno stopniowo narastać i tak dokładnie jest w TLoU. Nowe dzieło studia NG, które miało być hołdem dla konsol obecnej generacji ( siódmej ) właśnie jest grą która byłaby “idealnym filmem Hitchcock’a”. Na samym początku poznajemy naszego bohatera Joel’a. Wiedzie on spokojne życie i nic nie wskazywało na to że miałoby się cokolwiek zmienić. Niestety jak to w grach bywa, coś musi pójść nie tak. Kiedy w jednej chwili cieszymy się spokojem to już w drugiej, jesteśmy zmuszeni do szaleńczej walki o życie. W ciągu kilku chwil cały dotychczasowy styl życia, zaczyna walić się jak domek z kart a my jesteśmy zmuszeni do uciekania przed kataklizmem jak królik zapędzony do nory przez lisa. Nikt nie wie jak to się zaczęło, nagle wybuchają zamieszki a ludzie starają się ewakuować w jak najbezpieczniejsze miejsce. Jako że nasz główny bohater nie jest samotnikiem, musi zadbać o bezpieczeństwo nie tylko swoje ale też swoich bliskich…o czym dowiecie się grając nie całe 10 minut dlatego nie zdradzę już nic więcej poza faktem ( który jest znany z opisów gry i trailerów ) że wybucha epidemia groźnej choroby. Poza Joelem, jedną z głównych postaci jest Ellie. Dziewczyna urodzona po “dniu zero”, która nie ma pojęcia o świecie zewnętrznym. Nigdy nie miała możliwości pójść do kina, na dyskotekę lub zaznać wielu innych przyjemności normalnego życia. Ellie w porównaniu do Joel’a zna tylko świat po epidemii, świat który jest okrutny,bezlitosny i w którym jedyną zasadą jest “silniejszy wygrywa”. W momencie w którym te postacie się spotykają, dochodzi do prawdziwego początku fabuły w grze. Ponieważ to właśnie ich losy będziemy śledzić i to w taki sposób David Cage ze studia Quantic Dream powinien był połączyć spory kawałek czasu który obejmuje fabuła.
 
I see skies of blue, and clouds of white…
 

 

Graficznie gra prezentuje się znakomicie. Wszystkie lokacje są pięknie zaplanowane oraz wypełnione. Nie uraczymy tutaj “pustych” miejscówek których motywem przewodnim jest minimalizm. Każda lokacja wypełniona jest różnymi rzeczami o których twórcy gier często zapominają. Wchodząc do pokoju możemy natknąć się na różne rzeczy, takie jak książki albo płyty z muzyką. Często przyjdzie zwiedzać nam miejsca które kiedyś były zamieszkałe a z racji “apokalipsy” zostały w nagły sposób opuszczone. W takich oto miejscach najlepiej widać kunszt NG. Nie natrafimy na dwa jednakowe pokoje. Wszystko jest odwzorowane z dużą dokładnością. Często łatwo też można poznać czy dane lokum było zamieszkiwane przez mężczyznę czy kobietę oraz czy były to osoby samotne czy żyjące z kimś. Różne zdjęcia rodzinne porozwieszane na ścianach lub postawione obok łóżek sprawiają że zastanawiamy się nad losem tych ludzi. Nasze myśli wędrują od “czy dali radę uciec?” do “czy teraz oni będą moimi przeciwnikami w walce o życie?”. Nie tylko mniejsze miejscówki zasługują na pochwałę. Duże na wpół otwarte lokacje też cieszą oko. Na ulicach możemy zauważyć mnóstwo opuszczonych pojazdów które zarastają różnego rodzaju florą. Każdy kto widział film “Park Jurajski” od razu zobaczy ogromne podobieństwa. Cały ten świat nie jest oczywiście pusty pod względem osobników o przeciwstawnych kciukach. Większa część osób które przeżyły “dzień zero” zamknęło się w strefach bezpieczeństwa. W tych oto strefach życie kieruje się trochę innymi prawami i każdy stara się przeżyć w najlepiej znany mu sposób. W miejscach chronionych natkniemy się nie tylko na ludność cywilną ale też na uzbrojonych stróżów porządku oraz świetliki. Świetliki to grupa ludzi którzy wybrali mieszkanie poza murami bezpiecznej strefy. Poza świetlikami są też zwykli rabusie oraz gangi które starają się okraść/zabić wszystko i wszystkich wychodzących ze strefy bezpieczeństwa.
Mimo wszystko nawet najlepsza grafika nie uratuje gry jeżeli reszta składników będzie przeterminowana. Produkcja studia Naughty Dog jest jednak dopieszczona prawie pod każdym względem. Fabularnie gra jest bardzo dobra lecz od prawie samego początku w pełni wiemy jak wszystko się skończy. Pod względem udźwiękowienia jest jeszcze lepiej. Wszystkie utwory skomponowane przez Gustavo Santaolallę pasują idealnie klimatem jak i umiejscowieniem. Nie natraficie tutaj na źle dobrany utwór jak to czasami zdarzało się w grach chociażby Square Enix. Wszystkie dźwięki płynące z głośników potęgują klimat i sprawiają że odbiór dzieła jest o wiele lepszy.
 
Let’s Get Ready to Rumble!!!
 
Pora na słów kilka o gameplay’u w The Last Of Us. Nie będę się tutaj zbytnio rozpisywał ponieważ każdy kto grał w gry studia ND lub CD będzie czuł się tutaj jak w domu. Gameplay w TLoU to praktycznie 80% kalka wszystkiego co widzieliśmy w grach z serii Uncharted oraz najnowszej odsłonie Tomb Raidera. Wszystko obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby dzięki czemu często zastaniemy naszych bohaterów na tle widoku który zapamiętamy na dłużej. Jako że studio odpowiedzialne za grę stara się dodawać coś nowego do swoich kolejnych tytułów, tutaj jest tak samo. Pierwszą różnicą w porównaniu do Uncharted jest możliwość ulepszania i tworzenia ekwipunku. Tutaj z pomocą przychodzi nowy Tomb Raider ponieważ te czynności robi się podobnie jak w nowej grze o naszej ukochanej Pani Archeolog. Jeżeli chcemy ulepszyć dany rodzaj broni palnej lub białej, musimy zebrać odpowiednią ilość surowców porozsiewanych po całym świecie gry. Podobnie sprawa prezentuje się w przypadku wytwarzania przedmiotów. Przemierzając pięknie zrujnowany świat, możemy natknąć się na różnego rodzaju przydatne rzeczy takie jak: szmaty,śruby,ostrza itp itd. Łączenie tych przedmiotów pozwala nam wytworzyć coś czego możemy użyć do ataku lub obrony. Nasza postać oczywiście nie posiada nieskończonej ilości miejsca w kieszeniach dlatego możemy nosić np: tylko po 3 sztuki apteczki,noży itp itd. Jedną z największych nowości w grze jest system “nasłuchiwania”. Działa on podobnie do “trybu detektywistycznego” z serii Arkham o Batmanie. Dzięki niemu możemy widzieć/słyszeć przeciwników. Zabieg ten pozwala nam praktycznie na widzenie przez ściany i dokładne zaplanowanie kolejnego ruchu. Kolejnym bardzo fajnym patentem jest sposób w jaki używamy i wytwarzamy przedmioty. Wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym dlatego często źle dobrana chwila na wytworzenie apteczki może kosztować nas życie. Niby wszystko fajnie ale do tej pory wygląda to jak kolejna gra w której strzelamy do ludzi…i tutaj mała zmiana. W tej grze naszymi przeciwnikami nie będą tylko ludzie ale też zarażeni. Śpieszę z wyjaśnieniem oraz uspokojeniem. Nie mamy tutaj do czynienia z żadną plagą zombie. Twórcy postanowili zrobić mały krok na przód i dali nam “zarażonych”. Są to osobniki które weszły w kontakt z Ophiocordyceps unilateralis. Jest to rodzaj pasożyta który unieruchamia swojego nosiciela po czym przejmuje nad nim kontrolę. Nie jest to oczywiście pełna kontrola i grzyb nie pójdzie za nikogo do pracy ale sprawia że nosiciel staje się czymś w stylu mobilnej bazy do rozsiewania wirusa. “Zarażonych” można podzielić na kilka typów od powolnych reagujących na najmniejszy dźwięk do nawet dużych osobników plujących ogromnymi kokonami z zarodnikami. Musimy też pamiętać że Joel nie jest wyszkolonym zabijaką ani nie posiada Boskiej Celności dlatego właśnie twórcy zaimplementowali patent który utrudnia nam celowanie. Niby mały szczegół ale potrafi sprawić że mocniej wczujemy się w postać.
 
“One Way Or Another…”
 
Świat zaserwowany nam w The Last Of Us posiada wielki potencjał. Włodarze Naughty Dog idealnie zdają sobie z tego sprawę dzięki czemu poszerzają swój świat. W przygotowaniu jest DLC przedstawiające przygody małej Ellie zanim poznała Joel’a. DLC które są zmorą obecnej generacji to nie wszystko, twórcy zaserwowali nam również tryb wieloosobowy oraz komiks. The Last of Us: American Dreams został napisany przez Druckmann’a, zilustrowany przez Faith Erin Hicks a wydany nakładem Dark Horse Comics. Czteroczęściowe dzieło nie zostało jednak wydane w naszym kraju i jest dostępne jedyne za pomocą sklepów internetowych oraz portali aukcyjnych. Komiks służy jako prequel do historii zawartej w grze. Teraz pewnie wielu z was zastanawia się czemu umieściłem tutaj tryb wieloosobowy. Wszystko to za sprawą tego że poprzednie gry studia ND spokojnie dałyby radę obejść się bez niego. Mimo że w poprzednich grach tego studia większość trybu osobowego opierała się na prostym strzelaniu to tutaj to strzelanie posiada głębszy sens. Całość opiera się na utrzymaniu ocalałych przy życiu. Żeby tego dokonać musimy zbierać potrzebne surowce które zdobywamy podczas uczestniczenia w walkach z innymi graczami. Tryb wieloosobowy oferuje nam dwa rodzaje zabawy. Supply Raid i Survivors. Zależnie w jakim trybie będziemy grali to otrzymamy różną ilość surowców potrzebnych nam do przeżycia. Wytrzymać tak musimy dwanaście tygodni i jeżeli nam się to uda…to no cóż, powiedzmy że nagroda nas nie minie.
 
 
“…nie tak pięknie jak wszyscy zakładali”
 
Pora teraz na gorzką łyżkę dziegciu w beczce miodu. Mimo że twórcy starali się jak mogli to nie da się dogodzić każdemu i wszystkiego dopilnować. Sama gra pod względem płynności działa wzorowo. Ani razu nie uraczyłem spadku klatek ale…no właśnie, tutaj zaczynają się schody. Ogrywałem dwie wersje gry. Jedna to wersja prasowa a druga typowa retailówka z Empiku,MM i innych takich sklepów. W obu wersjach zdarzały się momenty rodem z “Pikniku na skraju drogi” Arkadij’a i Boris’a Strugacc’kich. Przeciwnicy których pokonałem nagle wpadali w “wyżymaczkę” przez co kręcili się po całym pokoju i nagle upadali w całkowicie innym miejscu. Nasi kompani są nie tylko ocalałymi ale również mistrzami shinobi. Często zdarza się że przebiegną przed przeciwnikiem a on ich nie zauważy. Mimo że jest to celowy zabieg to jednak psuje doznania płynące z gry. Wg. mnie lepiej by było żeby nasi kompani byli również widoczni przez przeciwnika oraz posiadali własny pasek zdrowia ( który w odróżnieniu od naszego mógłby się odnawiać samoczynnie ) przez co doznania płynące z gry zostałyby spotęgowane. Nie czulibyśmy że musimy dbać tylko o własną skórę ale też o innych. Skoro już o AI mowa, przeciwnicy w 90% zachowują się bardzo dobrze ale w 10% przypadków sami podchodzą nam pod lufę albo wychodzą z ukrycia nie strzelając a jedynie rozglądając się dookoła. Osobną sprawą jest również dubbing. Gra została w pełni zlokalizowana na nasz rodzimy język. Niestety o ile 80% ekipy dubbingującej daje radę tak aktorka podkładająca głos pod Ellie, kładzie wszystko na łopatki. Rozumiem że jest to sprawa sporna i ruch obrońców oryginału zjedzie i tak dubbing niemiłosiernie a ruch nie znających angielskiego zjedzie ten poprzedni ruch za to że ich krytykują…tak proszę i spójrzcie na to obiektywnie i grajcie z oryginalną ścieżką dźwiękową oraz polskimi napisami. Kolejnym dziwnym zabiegiem jest zabawa w nasłuchiwanie. Nie mówię że to jest zły motyw, wręcz przeciwnie bardzo mnie się podoba i strasznie ułatwia grę ( mimo że w ogóle tego nie używałem podczas przechodzenia gry po raz kolejny ) to jednak psuje trochę doznania płynące z gry. Podczas nasłuchiwania praktycznie wszystkie elementy otoczenia zostają wyciszone co zaprzecza w ogóle tej umiejętności. Skoro się czegoś nasłuchuje to dźwięki powinny być głośniejsze a nie nagle zanikać.
 
Reasumując…
 
…The Last Of Us jest grą bardzo dobrą. Pod względem graficznym jest jedną z najpiękniejszych gier na siódmą generację konsol. Szczegółowość świata sprawia że jesteśmy w stanie zanurzyć się w klimacie postapokaliptycznym po same uszy i od samego początku do końca nie wychodzić z niego. Studio Naughty Dog prawdopodobnie stworzyło swoje Opus Magnum o którym ludzie będą mówić latami. Zostaje nam modlić się żeby nie starali się na siłę poszerzyć uniwersum gry o kolejną część gdyż TLoU to gra skończona z masą niedopowiedzianych rzeczy. Jak to możliwe ?…przekonacie się sami.
Gra będzie pobudzała waszą wyobraźnie i sprawi że wasze myśli często będą wracać do świata z którego dopiero wyszliście. Mimo pewnej ilości wpadek gra trzyma swój poziom i jest wzorowym przykładem ( jak już wspominałem wcześniej ) gry bardzo dobrej. Jest lepsza od poprzednich tworów studia ND na konsole Playstation 3 i wyznaczyła nowy poziom jakości ex’ów na konsole Sony. Nie jest to niestety gra która powinna otrzymać miano gry generacji a co najwyżej gry roku. Mimo świetnie zarysowanych postaci i pięknego świata gra sama w sobie potrafi być dysonansem. Żyjemy w przeświadczeniu i zaszczuciu kiedy to po drugiej stronie lufy nasi przeciwnicy dysponują często nieograniczonymi zasobami amunicji do broni palnej oraz koktajlami mołotowa.
 
Jednak jak to się mówi “dla jednego minus dla innego plus” dlatego każdy powinien zagrać w ten tytuł chociaż raz żeby samemu ocenić czy zgadza się z moim zdaniem czy nie.
Oceń bloga:
0

Atuty

  • -Fabuła
  • -Muzyka
  • -Klimat
  • -Multiplayer

Wady

  • -Niewidzialni dla przeciwników towrzysze
  • -Czasami AI przeciwników zawodzi
  • -Niby każdy nabój ma mieć znaczenie ale amunicji do broni jest aż nadto

TRaCeGuitar

Każdy sam oceni czy warto zagrać w TLoU czy lepiej poczekać.

9,0

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper