Że niby nostalgia? Taaa.. pewnie.

BLOG
567V
Frostmoor | 08.12.2013, 16:42
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Bo chciałem napisać co mnie denerwuje.

Kolekcjonuję gry od dziecka. Na czwarte urodziny dostałem swojego pierwszego pegazusa i masę gierek, obecnie uznawanych za klasykę. Contra, Super Mario Bros czy Metroid aby wymienić parę. Parę lat później człeptałem już na Playstation, młucąc w Crasha, Spyro, Tekken 3, Soul Reaver i Medievil. To było w 1998. W 2000 przeszedłem na kompa i kompletnie olałem konsole, zresztą był to bardzo dobry okres dla PC. Counter Stike, Half Life, wysyp genialnych RPG (Baldurs Gate, Diablo 2 ciut później Morrowind) i oczywiści takie strategie jak legendarne Heroes 3, Warcraft 3, Disciples. Nie miało się zbyt wiele pieniędzy i komputer był zdecydowanie tańszą platformą, wszystkie te ekstra klayski, płytki z magazynów naprawdę sporo pozwalały oszczędzić. Dziś ciut to śmieszne bo sobie mogę na wszystko pozwolić (jeśli rzecz jasna chodzi o gry) ale to tylko dzięki wywędrowaniu za granicę.

 

W 2004 podpiąłem się do internetu i o cholera, przestałem wydawać kasę na gry. Nie dlatego że piraciłem, nie miałem pojęcia o torrentach i o tym że można gry ściągać, mówię kompletnie poważnie. Były darmowe MMORPG które kompletnie mnie pochłoneły. W międzyczasie były też okresy w których nie miałem neta, dlatego takie przywiązanie do Morrowinda i setkach godzin spędzonych na eksploracji tego niesamowitego RPG.

 

Dzisiaj się siebie osobiście pytam co grę robi dobrą. Grafika, fabuła, soundtrack, postacie, setting czy może gameplay? Każdy z tych czynników jest ważny bo określa grupę odbiorczą. Call of Duty przyciągnie ludzi zainteresowanych wojskiem, gdzie Resogun przyciąga fanów arcade, hardcorowców i starych wyjadaczy. Właśnie że nie tylko, obie gry przyciągają masę casualowców, ludzi którzy włączą swoją konsolę na parę godzin w tygodniu się zrelaksować, trochę uciec od problemów świata codziennego. Ostatnio czuję że dałem się złapać gdzieś pomiędzy. Kiedyś inwestowałem cały wolny czas w gry, dziś bardziej mnie cieszy sam zakup gry i jej posiadanie niż treść jaka jest zapisana na płytce. To jest właśnie problem z którym się borykam jako kolekcjoner. Mówię sobie, facet masz dość gier aby grać przez rok po 8 godzin a i tak nie przejdziesz wszystkiego. Mimo tego, ciągle dochodzą nowe tytuły, ciągle chcę więcej, ciągle nienasycony. Nie wiem na czym to polega, może taka jest ludzka natura?

 

Cześciej szarpię w stare tytuły które już dziesiątki razy przeszedłem niż w nowe gry które mimo wszystko naprawdę wydają mi się często mierne. Tak jakby ta pogoń za grafiką przesłaniała wszystko inne, nie ważne jak ładnie zapakowane są fekalia, nadal pozostaną tym czym są. Dla przykładu Ni no Kuni, przeszedłem tą grę, jest piękna i w ogóle objawienie tego roku w jRPG ale ten system walki był dla mnie post game nie do zniesienia. Miałem ochotę wbić platynę ale ta repetywność (do grindu samego w sobie nic nie mam, musi być jednak odpowiednio podany) kompletnie mnie zdeprymowała, odrzuciła, napluła mi w twarz. Czasami tak proste rzeczy stanowią o sukcesie w moich oczach.

 

Final Fantasy IV miało świetny system walki, dlaczego odchodzić od kanonu który po prostu działa szybko i sprawnie? Final Fantasy VIII choć to moja ulubiona część w serii, przede wszystkim przez fabułę i postacie, też miała niedoróbki. Przy walkach trwających półgodziny (SIC!) dodatkowe kilkanaście minut urywników od summonów nie pomaga! Earthbound był świetny, jeśli przeciwnik nie miał szans to walka była automatycznie przeskoczona a ty dostawałeś kaskę i exp. Iwata miał łeb na karku, i chociażby za to ma moją dozgonną wdzięczność.

 

Brakuje mi przełomu. Wiedżmin 3 będzie świetny ale nie jest to RPG w którym będzie można stworzyć swojego bohatera od zera. Geralt nie jest tobą w grze, Geralt jest Geraltem i sterujesz nim, przeżywając jego podróże nie własne. To jest główny powód dla którego Skyrim utrzyma się na tronie. Może się wydawać iż to błachy problem, mnie się wydaje że całkiem spory. Drugą rzeczą, bardzo subiektywną, jak jednolity jest świat Wiedźmina, podobny problem miałem z Skyrimem bo widziałem co oferował Morrowind. Jedni uznają że trzeba trzymać tą samą stylistykę przez całą grę żeby utrzymać jej wiarygodność, ja się do nich nie zaliczam. Wielkie zółwie skorupy w Ald-ruhn, piramidy w mieście Vivec, mechaniczne miasto Sotha Sila, Upiorna Brama czy grzybkowe miasto Sadrith Mora biją na łeb różnorodnością stylistykę przykładowo Skyrim czy Wiedźmina. To jest mój główny problem dlaczego tak chętnie patrzę w przeszłość, pewne rzeczy po prostu były lepsze.

 

Czekam i zagorzale kibicuje chłopakom z CD Projekt RED aby Wiedźmin 3 odniósł sukces, żeby się w końcu mogli zająć na poważnie Cyberpunk 2077. Wtedy będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

Oceń bloga:
3

Komentarze (8)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper