Jeden dzień z życia...
"Wprowadzenie"? To pole jest obowiązkowe?
Otwierasz oczy. Cholerny budzik, jeszcze 5 minut… Godzinę później myślisz sobie: dobra, trza wstawać. Poranna toaleta, śniadanie, pośniadaniowa toaleta, ogarnięcie syfu w kuchni po śniadaniu… Wtedy dochodzi do Ciebie, że to już dziś! Sobota! 21 września! Dzień wolny od wszystkiego. Nie… trzeba iść na zakupy ale to będzie tylko przyjemność. Wychodzisz z domu i nawet nie zauważysz, że trzymasz pudełko w rękach. Podchodzisz do kasy. Na chwile oddajesz babie przy kasie przedmiot pożądany przez Ciebie od 4 dni! Z przerażeniem spoglądasz jak baba swoimi grubymi i tłustymi paluchami maca i bez poszanowania próbuje nabić towar na kasę. Po chwili z nutą pogardy w głosie podaje cenę. Z trudem wyciągasz 220zł z portfela i oddajesz je… Lecz to już się nie liczy… Masz to! Kupiłeś! Jest Twoje! Wracasz do domu, odpalasz sprzęcior…
Pojawia się napis GTA V
W tym momencie jesteś już w innym świecie… W świecie, który wydaje się tak realistyczny, że zaczniesz nim żyć…
Pierwsze 5 minut rozczarowuje… Choć może „rozczarowuje” to błędne określenie. Spodziewałem się że będzie to wyglądało lepiej! Po godzinie: e tam, nie jest tak źle. Po kilku godzinach: czy ja narzekałem? Napad na jubilera jest czymś genialnym ale od chwili, gdy mam możliwość kierowania już wszystkimi bohaterami, jestem wniebowzięty! Przez cały czas wracałem pamięcią do GTA Vice City i starałem się udowodnić, że było i jest najlepszą odsłoną serii… ale tak nie jest! GTA V nadaje nową jakość! A jakie były wasze pierwsze odczucia i spostrzeżenia?
PS.
W ciągu pierwszego dnia ciupania zginąłem dokładnie 54 razy ;) Najciekawsze zgony to: rozjechany przez traktor, pobity przez kierowcę, któremu usiłowałem zabrać samochód, zawadzenie samolotem o drzewo (to chyba jakaś brzoza było), spowodowanie wybuchu stacji benzynowej, skakanie po dachach wagonów jadącego pociągu i… tunel, czołowe zderzenie z pociągiem, zagryziony przez psa, utonięcie, wyskoczenie z samolotu bez spadochronu i wiele innych…
