Gra, która mnie pokonała - Fez.

BLOG O GRZE
615V
Friendly Fire | 05.08.2013, 13:30
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Oszukałaś mnie. Niby taka kolorowa, taka beztroska, taka retro i taka fajna. Milusi protagonista, jeszcze bardziej słodziakowy świat. To wszystko chwyciło mnie kiedyś za serce, przez co z obłędem w oczach i z portfelem w ręku bez większego zastanowienia rzuciłem się na ciebie w xboksowym sklepie. A później… Później dostałem w ryj.

 

Fez raczej nie jest produkcją, której to należy się wielkie i napompowane epitetami wprowadzenie, wyjaśniające czytelnikowi czym tak w zasadzie ta niewątpliwie nieszablonowa produkcja jest. Mamy sobie dwuwymiarowego ludzika, żyjącego ze swoimi dwuwymiarowymi przyjaciółmi w dwuwymiarowym świecie, który pewnego dnia, za sprawą magicznego i tytułowego kapelusika, poznaje oszałamiającą prawdę o otaczającej go rzeczywistości. Rzeczywistości, która wcale tak naprawdę dwuwymiarowa nie jest, i w której kres przemierzanej platformy to tak naprawdę zakręt prowadzący do platformy umocowanej na ścianie znajdującej się tuż obok. Brzmi to wszystko niesamowicie pokrętnie, jednak sam system nie tylko świetnie funkcjonuje, ale i również świetnie wygląda – kto widział obracające się w tej produkcji uniwersum, ten wie. Gdzież więc leży fez pogrzebany, że ta cudowna i pełna uroku gra pokonała mnie szybciej, niż opisywany już jakiś czas temu Dark Souls?

 

W celu wyjaśnienia zaistniałego fenomenu (za którego nieumiejętność ogarnięcia pewnie zostanę przez wielu z was wyśmiany), pokusiłbym się o stwierdzenie, że przygody hopsającego i rozpikselowanego pamperka to produkcja o wiele mniej przystępna niż japoński erpeg traktujący o nauczaniu nas sztuki umierania. Sprowadzając wszystko do niezbędnego minimum, można stwierdzić, iż kluczem do sukcesu w Fezie jest umiejętne zbieranie złotych fragmentów kostek, które po pełnym skompletowaniu otwierają nam dostęp do kolejnych drzwi, rozlokowanych po całkowicie otwartym, dwuwymiarowo-trójwymiarowym świecie. Jeśli chce się więc „iść dalej” i w zasadzie odczuwać ogólnie pojęty progres w rozgrywce, warto wiedzieć w którym miejscu drzwi otworzyć już można, w którym nie koniecznie, oraz gdzie wypada się jeszcze zapuścić, by chwycić się pominiętych kawałków złotego sześcianu. Nie potrafisz się odnaleźć – stoisz w miejscu, leziesz tam gdzie nie masz, błądzisz jak dziecko w mgle. Innymi słowy, jesteś mną.

 

 

Co prawda gracz nie jest w tym miejscu absolutnie pozostawiony sam sobie, bo w produkcji wciąż natknąć można się na mapę przemierzanego przez nas terenu – szkoda tylko, że jest ona dla mnie bardziej zakręcona niż słoik ze smalcem. Ale że co w sumie, to jakaś kolejna łamigłówka jest, jakby w grze tych przestrzennych było jeszcze za mało? Ja mam to obrócić jakoś? A może jej autor najzwyczajniej w świecie robotę sknocił i nasza podpowiedź co do poruszania się w fezowym świecie jest po prostu mega nieczytelna? Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem, więc usilnie staram się poruszać bez tego patentu. Zgadnijcie, jak mi idzie. Przednio? Nie do końca.

 

Włóczę się więc z iście zatroskaną miną, przemierzając kolejne watahy drzwi i przejść oraz docierając do coraz to bardziej odległych zakątków uroczo-złowrogiego świata, a gdy dzień dobiega już końca i słońce chyli się za horyzontem – szlocham cicho na mojej kanapie. 9 godzin grania w przysłowiowe pyry, dalej jestem tam gdzie byłem, żenującą ilością zebranych fragmentów sześcianu mogę się co najwyżej podetrzeć. Oczywiście z leksza koloryzuję całują sytuację, Fez to nie taka gnida, jak w głębi duszy zapewne bym chciał, a zrozumienie tej produkcji znajduje się bliżej niż w zasięgu mojej przepoconej ręki. Trzymając więc kciuki za nadejście odpowiedniej ilości wolnego czasu, w którym do Feza będę mógł nie tylko powrócić, ale i go zrozumieć i ukończyć, łączę się w bulu i nadzieji z innymi w podobny sposób cierpiącymi. Zakupiona przeze mnie produkcja to retro nie tylko na poziomie oprawy audiowizualnej, ale i również rozgrywki – a ja nie dam się pokonać tylko dlatego, że przez te wszystkie lata rozpieściły mnie prowadzące do celu strzałki i tunelowy układ lokacji. 

 

Zapraszamy na oficjalny fan-page Friendly Fire – z prędkością karabinu maszynowego wyrzucający najświeższe informacje o nowych recenzjach i felietonach!

Oceń bloga:
0

Komentarze (3)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper