W co gracie w weekend? #130

BLOG
1744V
W co gracie w weekend? #130
Affek | 01.01.2016, 19:38
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

"W co gracie" po raz pierwszy w tym roku, świeże, bo moje.

Zaczął się nowy rok, 2016. Ostatnio nie wyrobiłem się z napisaniem pierwszego "W co gracie" dla 2015, więc teraz, 365 dni później, postanowiłem się wywiązać z umowy. Przejdźmy więc do rzeczy.

F Zero X (N64, Nintendo EAD, 1998)

Stworzony przez Nintendo EAD tytuł był używanym przeze mnie argumentem w wielu dyskusjach, które stoczyłem ostatnimi czasy. Mamy tutaj do czynienia z zjawiskiem niesamowicie rzadkim w gatunku arcade racerów, bowiem F Zero nie wybacza. Każdy błąd ma swoje konsekwencje, co sprawia, że niesamowicie łatwo się do tego dzieła zniechęcić. A szkoda, ponieważ pod niesamowicie hardkorową otoczką (150cc w Mario Karcie to przy tym pikuś) kryje się prawdziwa perła. Przeniesienie do 3D ekstremalnie szybkiej gry z SNESa nie było trudnym zadaniem, ale uczynienie jej jeszcze szybszą to już nie lada wyzwanie. Jak się domyślacie po tym, co napisałem wcześniej, udało się w stu procentach.

Pierwszą rzeczą, która mnie uderzyła po przebrnięciu przez wszelkie menusy i im podobne była ilość dostępnych pojazdów. Gdyby nie fakt, że zdecydowana większość z nich jest do odblokowania, poczułbym się nieco przytłoczony. Z łatwością jestem w stanie powiedzieć, że możemy sterować ponad pięćdziesięcioma pojazdami, każdy określają trzy statystki - trwałość, przyczepność i przyspieszenie (które odblokowuje się dopiero po drugim okrążeniu). Mają one realny wpływ na rozgrywkę, nie jestem niestety w stanie powiedzieć, czy pojazdy się powtarzają z jednego, prostego powodu - nie odblokowałem wszystkich. Rozsądnie jednak byłoby powiedzieć, że przy takiej ilości normalne będzie powtórzenie się statystyk kilku z nich.

Gdy już znajdziemy sobie pojazd, który nam odpowiada, wita nas ładny wykres, na którym widzimy zależność między przyspieszeniem a maksymalną osiąganą prędkością. Możemy zmienić proporcje między nimi wedle własnego uznania i nawet najmniejsze zmiany mają swoje przełożenie na rozgrywkę. Obok tego wykresu widzimy podgląd naszego rydwanu - ładny, bogaty w detale. Zaczynamy rozgrywkę... i doznajemy lekkiego szoku. Gdzie się podziały te piękne, bogate w detale modele? Dlaczego te tekstury wyglądają, jakby ktoś je właśnie wyjął psu z gardła? Co jest z tą grą nie tak? Cóż, Nintendo 64 nie ma nieskończonych pokładów mocy obliczeniowej i aby osiągnąć niezwykłą dynamikę, o której wcześniej wspominałem, deweloperzy musieli pójść na pewne ustępstwa, w tym wypadku graficzne. Czy to źle? Trochę. Można się naprawdę niesamowicie rozczarować, ponieważ od początku gra nastawia nas na coś niszczącego pod względem technicznym, nawet soundtrack zapowiada coś wyznaczającego nowe granice pod względem zastosowanych trików deweloperskich. Niestety, F Zero X nie jest Tekkenem 3 i nie udowadnia, że niemożliwe jest możliwe.

Te poświęcenia jednak nie mogły pójść na marne, prawda? I, dzięki bogu, nie poszły. Nigdy nie widziałem i chyba już nie zobaczę gry z tak idealnie oddanym poczuciem prędkości. Sterowanie jest trudne - jeden zakręt, w który wejdziemy zbyt ostro i już zaczynamy odbijanie się od barierek. Każda z takich kolizji zabiera część naszej cennej energii, zaś gdy pasek zniknie możemy pożegnać się z wyścigiem. A co, jeśli nie ma żadnego ogranicznika i wciąż wejdziemy źle w zakręt? Wtedy po prostu wypadamy i dla nas rywalizacja się kończy. To nie jest żadne NEO Fast Racing, gdzie gra wybacza nam nasze błędy. Tutaj musimy się uczyć. Im lepiej znamy prowadzony przez nas pojazd i tor, po którym jedziemy, tym lepsze są nasze wyniki. Jest to gra w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu i na tym polega jej fenomen. 

Dla przeciwwagi...

Katawa Shoujo (PC, Four Leaf Studios, 2012)

Visual novel zrobiona przez ludzi z 4chana. Kiedy się o tym myśli, do głowy przychodzą różne scenariusze, a w większości z nich znajdziemy takie przyjemne przedmioty, jak chociażby macki. Jednak istnieją na tym świecie rzeczy, które się nawet największym filozofom nie śniły i jedną z nich jest właśnie Katawa Shoujo. Po społeczności prawdopodobnie najdziwniejszego forum dyskusyjnego na świecie można było się spodziewać wiele, ale opowiedziana z niesamowitym taktem opowieść o ludziach niepełnosprawnych z pewnością zaskoczyła wielu.

Główny bohater to osiemnastoletni Hisao Nakai, u którego po zawale serca zdiagnozowano wyjątkowo nieprzyjemną odmianę arytmii i w związku z tym musi zostać przeniesiony do szkoły o zwiększonym nadzorze medycznym. Yamaku School, bo tak się ten przybytek nazywa, początkowo jest dla protagonisty miejscem obcym, czuje się on tam nieswojo, zaś jego rówieśnicy wzbudzają u niego coś w rodzaju strachu. Stopniowo jednak obserwujemy przystosowywanie się głównego bohatera do szkoły i jego znajomych. Mamy tutaj do czynienia z dużą ilością ludzi dotkniętych najróżniejszymi schorzeniami, od szoku psychicznego do bycia głuchoniemym. Co najlepsze, każda postać ma naprawdę nieźle rozpisaną historię (no, z jednym wyjątkiem) i świetnie ukazuje ją nie jako jednostkę chorobową, a człowieka. To jest właśnie w tej grze najlepsze - gryzie temat, którego w tym medium praktycznie nikt nie odważył się poruszyć i robi to w sposób niesamowicie subtelny i dojrzały. Całość jednak nie narodziła się sama z siebie, inspiracją był doujin osobnika o pseudonimie RAITA. Tam postaci zostały rozpisane, naszkicowane i mniej więcej scharakteryzowane.

Strona artystyczna gry jest w miarę wierna tym szkicom, dzięki czemu postaci wyglądają estetycznie i proporcjonalnie. Jako, że mamy tutaj mimo wszystko do czynienia z typowym dating simem, nie zabrakło w nim scen erotycznych. Do tych jeszcze nie doszedłem (jestem na samym początku), więc się nie będę na ich temat wypowiadał. Od strony muzycznej zaś usłyszymy dość sporo przyjemnych, synclavierowych kompozycji, które nadawałyby się do na przykład windy. Wpadają w ucho, ale nie jest to jeden z tych soundtracków, do których się wraca, ot, ani ziębi, ani parzy. Jest to darmowa i niezależna gra, więc nie należy spodziewać się tutaj jakichkolwiek fajerwerków w tych kwestiach. Katawa Shoujo to przede wszystkim niesamowite przeżycie, które wznosi się do panteonu najlepszych fabuł w grach wideo.

The Elder Scrolls II: Daggerfall (PC, Bethesda, 1996)

Jako, że opisywałem już tę grę w encyklopedii, nie będę się rozpisywał szczególnie mocno na jej temat, a napiszę wyłącznie własne odczucia. To jest OGROMNE! Skala tej produkcji mnie przytłoczyła. Czuję się jak taki mały wypierdek, turysta (w końcu gram w jego symulator), któremu zepsuł się GPS i trafił do miejsca, w którym nigdy nie powinien się znaleźć. Nie mam zielonego pojęcia co, gdzie, jak i z czym to się je. I wiecie co? Niesamowicie mi się to podoba! W końcu widzę, że nie jestem w jakiejś malutkiej dzielnicy, tylko w pieprzonej prowincji ogromnego imperium, rozciągającego się na prawie cały kontynent. Sam teren działań ma 111 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni, a to o czymś świadczy.

Największym fenomenem jest jednak fakt, że ta gra ukazała się w 1996 roku, kiedy wyszły takie tytuły jak chociażby Super Mario 64 czy Quake. Były one niezaprzeczalnie kamieniami milowymi w branży gier wideo, jednak w porównaniu do Daggerfalla są banalnie proste pod względem gameplayowym. Ba! Nawet w porównaniu do większości współczesnych produkcji druga część sagi Bethesdy się broni, a jej kontynuacje wypadają blado po zestawieniu ich z opisywanym tytułem. Osobiście uważam, że mamy tutaj do czynienia z zapomnianą perełką, którą po prostu warto ograć. Nawet grafika, której nie powstydziłby się Minecraft niespecjalnie przeszkadza podczas eksploracji ogromnych połaci terenu.

Poza tym będę grał jeszcze w Personę 4, ale tę grę opisałem już ponad rok temu w odsłonie opatrzonej numerem 77.

To tyle ode mnie w tej odsłonie. Na następnej stronie znajdziecie (za) długą wiadomość od ojca założyciela, squaresoftera.

 

Witajcie.

Mamy Nowy Rok, więc przydałyby się jakieś noworoczne postanowienia.

Schudnąć? A po co?

Chciałem Was poinformować, że wysyłam w co gracie w weekend [albo siebie samego] na urlop od przyszłego tygodnia. Nie wiem ile on będzie trwał, bo tym razem nie proszę nikogo o kontynuowanie mojego marzenia. Nie mówię, że to koniec, ale bardziej zależy mi teraz na oglądaniu jednej chińskiej bajki niż na pisaniu blogów.

Pretensje możecie mieć do Krzyśka. To wszystko przez niego.

Kim jestem? Mam najwięcej napisanych blogów na PPE, najwięcej złotych medali za blogi dnia i jeden z najlepiej ocenianych profilów portalu (zaraz za Montaną i Daaku).

Bez problemu mógłbym mieć najwięcej punktów w rankingu blogów, ale straciłem motywację. Po co miałbym sobie udowadniać, że jestem w czymś dobry jak wiem to od dawna?

To bezcelowe.

Innymi "nagrodami" za pisanie blogów są dziś przytyki ludzi, którzy sami na PPE nic nie robią, ale zawsze znajdą czas na obrzucenie błotem innych lub coraz dłuższe blokady konta za to, że nazywam rzeczy po imieniu.

Przypadek Irona jasno i wyraźnie pokazuje, że "dla dobra PPE" można przekreślić dwa lata życia innej osoby, nawet jeśli jest to jeden z najbardziej zasłużonych użytkowników portalu.

Wystarczy napisać jakieś głupstwo parę razy a ludzie, których wcześniej banowałeś zgłoszą Twój profil i Twoje komentarze, a jak to nie wystarczy, to naubliżają Ci w privach. Stanie się tak parę razy i do widzenia. To nasz portal. Nie potrzebujemy tu ludzi, którzy zachowują się jak rozwydrzone piętnastolatki.

Czy znajdzie się ktoś kto będzie kontynuował moje największe portalowe osiągnięcie jest mi w tym momencie obojętne, ale nie pozwolę na to na pewno komuś kto sam na portalu umie tylko pluć komuś w twarz.

To nie jest żadne pożegnanie.

Wróciłem ostatnio do swoich pierwszych wpisów i zdałem sobie sprawę jak bardzo się zmieniły na przestrzeni dwóch lat. Muszę sobie wszystko przypomnieć: te blogi krótsze od komentarzy, ludzi, którzy mi pomogli oraz tych, którym nie podałbym dziś ręki w realu (oni mi zresztą też).

Mógłbym się użerać z hejterami, który nie potrafią znieść faktu, że niektóre moje teksty spodobały się na tyle Rogerowi i Ironowi, że wylądowały na głównej, tyle, że w moim odczuciu szkoda na to czasu. Podobnie jak nie mam zamiaru tłumaczyć tego, że bigbird sam podarował mi swoje Fallouty (mógł je przecież wyrzucić) a Borsuk sam z siebie zorganizował konkursy z nagrodami, w których żaden spamer nie miał szans.

Liczyła się tylko pomysłowość i umiejętność przelania swoich emocji i myśli na tekst lub recenzję. On i Tom19 najbardziej przyczynili się do tego, że mogłem innym pokazać, że nawet człowiek, który zwątpi w gry przez upadek swojej najukochańszej serii (Final Fantasy), wciąż ma szansę cieszyć się nowymi pomysłami na gry i graniem. Nie musi wcale pisać, że to już koniec.

Właśnie dlatego napisałem recenzję Demon's Souls. To był inny, zupełnie obcy mi świat, który pokochałem.

Zamiast pisać kolejne blogi wolę przeprowadzić mały portalowy eksperyment. Nieraz dostarczałem Wam masę fanserwisu we wpisach. Jestem ciekaw czy to działa w dwie strony?

Rzucam blogowanie, bo mam inny cel, który muszę zrealizować. Chcę mieć przynajmniej jedną recenzję na każdy posiadany przeze mnie sprzęt do grania na stronie głównej. To zdecydowanie większe wyzwanie.

Na razie udało mi się to z grami na: PS3, X360, PSP i NDSa. To wciąż za mało. Nie czuję się spełniony.

Nigdy nie pisałem recenzji trylogii, a teraz, gdy mam praktycznie ukończoną recenzję pierwszej Xenosagi i jestem w 3/4 fabuły drugiej części, pomyślałem, że warto spróbować czegoś bardziej skomplikowanego, czyli recenzji łączonej, gdzie drugie wypływa z pierwszego a trzecie z drugiego, przynajmniej w zamyśle.

Nie będę wymieniał teraz wszystkich gier, które chce zrecenzować, bo pewnie nawet połowy tych recenzji nie napiszę, ale zacznijmy od sprzętów i gier, które chodzą mi po głowie już od dawna. Nie mam zamiaru niczego przed Wami ukrywać.

PS4: Dark Souls II: SotFS lub Bloodborne, ewentualnie Persona 5 (tylko kiedy to wyjdzie?)

PS2: Trylogia Xenosaga

PSone: MGS lub FFVIII (Tu już mam nawet gotowe dedykacje.)

DC: Shenmue lub Skies of Arcadia albo Soul Calibur

Xbox: Jade Empire lub Ninja Gaiden Black (Tą druga musiałbym najpierw kupić.)

PC: Fallout lub Planescape Torment. Recka gry na PC na głównej? To byłby dopiero wyczyn. Moim zdaniem najtrudniejsza rzecz do zrobienia.

To są moje noworoczne postanowienia. Co z nich będzie? Z wielkiej chmury mały deszcz? Zobaczymy.

Pozdrawiam. Liczę, że spotkamy się jeszcze kiedyś w tym blogu i nie będą to tylko komentarze.

Oceń bloga:
40

Komentarze (146)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper