W co gracie w weekend? #74

BLOG
1130V
W co gracie w weekend? #74
Affek | 27.11.2014, 13:56
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

W tej odsłonie mimo, że jestem prowadzącym, czuję się, jakbym był zaledwie gościem. Taki mamy rozmach.

The Legend of Zelda: Wind Waker

Jestem zaczarowany. Nigdy nie grałem w coś równie pięknego i dobrego jak ta gra. Ale zacznijmy od początku. W tym tytule wcielamy się w młodego Linka, który wyrusza na ratunek swojej porwanej siostrze. Historia jest minimalistyczna, ale przyjemna i daje charakterystyczne dla Zeldy poczucie uczestniczenia w wielkiej przygodzie. Nic w tym dziwnego - skala przygody jest ogromna, głównie dzięki światowi, zrealizowanemu z godnym podziwu rozmachem. Mimo, że lwią jego część stanowi ocean, nie czuć pustki, widać, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Podczas żeglowania (dotarcie z punktu A do punktu B niejednokrotnie zajęło mi ponad 20 minut) nie czuć znużenia, bo albo trafimy na jakąś intrygującą wysepkę, albo zaatakują nas potwory morskie, albo... długo by to wymieniać. Równie mocno podobają mi się dungeony - bez zbędnego rozmachu, za to z klasą. Krótko mówiąc, trzymają klimat. Potęguje go świetna muzyka, która mimo formatu MIDI potrafi sprawić, że wczujemy się w grę. Szczególnie mi przypadła do gustu melodia, która towarzyszy pływaniu po morzu i poniżej możecie jej posłuchać:

Przyznam, że po jej usłyszeniu zawsze nachodzi mnie ochota na zakup łódki i popłynięciu hen, daleko. Wiem jednak, że nie umiem łódki prowadzić, więc nie jest to najlepszy pomysł. Wracając do gry: zupełnie się nie zestarzała. Zarówno mechaniką, jak i grafiką. O świetnie zrealizowanym pływaniu już pisałem, wspomnę jeszcze o do bólu Zeldowym systemie walki, który zrobiono bardzo dobrze - ten z Ocarina of Time był nieco toporny i powolny, tutaj dodano uniki i podnoszenie broni przeciwnika... i jest miodzio. Nie mogę narzekać na żaden aspekt gry, co jest niespotykane i niesamowite.

Crackdown 2

Witajcie, jestem Agentem. Pracuję dla Agencji. Wiem, brzmi dziwnie, ale taki jest fakt. Problemem nie jest jednak nazwa. Problemem jest grupa terrorystyczna o nazwie Cell! Oni są moim przeciwnikiem! Niestety, jest jeszcze jeden. Właśnie on jest powodem, dla którego jestem na ulicach Pacific City. Freaks. Jakiś czas temu ludność naszego pięknego (no dobra, nie do końca - wszystko tutaj jest monotonne i nudne) miasta została zainfekowana tajemniczym wirusem, zmieniającym ich w zombie (wrażliwe na promieniowanie UV). Właśnie ich muszę się pozbyć... jakoś. Mówią, że mają jakieś bomby i one będą je zabijać. Ok, wierzę im. Generalnie są jakieś działa, mające im wskazywać, gdzie zrzucić tę całą bombę. I muszę potem ją chronić, poczekać, aż wybuchnie. I fajnie, na pewno to jest skuteczne. Gorzej tylko, że muszę zrobić to wiele, wiele razy. Wtedy do mojej pracy, w założeniach ekscytującej, wkrada się monotonia i nuda. Wtedy robię co chcę, na przykład wsiadam w auto (a mam ich dość duży wybór), czekam do nocy i idę rozjeżdżać zombiaki. Widok ogromnej hordy sprawia niemałą frajdę. A jeszcze większą jej rozjechanie. Za dnia mam inne atrakcje, jak na przykład podbijanie obozów tej plugawej grupy terrorystycznej. We wszystkim pomaga mi mój wspaniały przełożony o bardzo ciętym języku. Szkoda jednak, że w moim życiu jest tak mało dźwięków - wybuchy i świszczące kule są naprawdę angażujące, ale przydałoby się może trochę... muzyki? Czasem, jak zabiorę terroryście auto to słyszę jakieś pobrzdękiwanie, ale jest to bardzo groteskowe. Mój genialny Przełożony co ranek puszcza mi za to melodię, która napawa mnie nadzieją i wiarą w słuszność moich racji! A teraz idę coś rozwalić. Do zobaczenia!

Właśnie, to tyle z mojej strony. Będę grał jeszcze w Shadow of Mordor FTL: Faster Than Light. A teraz oddam głos założycielowi cyklu - squaresofterowi:

Witajcie. W ten weekend pogram jak zwykle w kilka tytułów.

Grand Theft Auto: Vice City (PS2).



Diaz. Jeden z większych wariatów w grze. W wolnych chwilach strzela ze strzelby do gołębi.



Mogę już jeździć po obu częściach Vice City, czyli jakieś postępy w fabule robię. Próbowałem rozwozić pizzę po mieście, ale wymiękłem przy ośmiu i nie dałem rady ukończyć tej misji pobocznej, więc przesiadłem się na motocrossa i pojeździłem trochę na przygotowanym specjalnie do tego torze. Kryjówki, które mogę kupić są coraz lepsze i ostatnio nabyłem taką jedną z czterema garażami oraz lądowiskiem dla helikopterów, więc polatałem sobie też co nieco nad VC.

Wykonywanie misji głównych nie jest rzeczą prostą, biorąc pod uwagę brak punktów kontrolnych, nieznajomość tychże misji przy pierwszym podejściu do nich oraz każdorazowe jeżdżenie do postaci, która powierza Tony'emu jakieś zadanie po nieudanej próbie wykonania misji oraz udawanie się do miejsca, w którym można ją wykonać. Wystarczy, że podczas wyścigu na motorówkach wypadniemy z wody i już trzeba albo wczytać grę od nowa albo jechać znowu do punktu rozpoczęcia misji. To istna katorga. Dla kogoś przyzwyczajonego do prostszych w swych założeniach misji z ostatnich części GTA może się to wydać archaizmem nie do przejścia.

Ze mną jest zupełnie inaczej. Za wszystkim stoi niepowtarzalny klimat lat osiemdziesiątych. Palmy, ludzie w strojach kąpielowych, którzy mkną na wrotkach po chodnikach, charakterystyczne koszule, no i oczywiście muzyka. Lepszej w serii GTA nie słyszałem i pewnie nie usłyszę, dopóki Rockstar nie zrobi Vice City 2 lub jakiegoś GTA w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.

Do tej pory mogliście już usłyszeć parę utworów, które umiliły mi ponad trzydziestogodzinną zabawę we wzorowanym na Miami tytułowym mieście.

Były to:

Grandmaster Flex & the Furious Five "The Message"

Laura Branighan "Self Control"

Reo Speedwagon "Keep on Loving You"

Mr. Mister "Broken Wings"

John Waite "Missing You"

Jan Hammer "Crockett's Theme".

Jest to jednak tylko czubek góry lodowej. Świetnej muzyki w grze jest znacznie, znacznie więcej, dlatego postanowiłem, że podzielę się z Wami kolejnymi piosenkami z gry. 

Na pierwszy ogień proponuję dzisiaj Quiet Riot i ich rockowy kawałek "Cum on Feel the Noize", co byście rozruszali się trochę po ciężkim tygodniu. Szkoda, że wokalisty tego zespołu nie ma już wśród nas. GTA:VC da mu jednak nieśmiertelność. Nie krępujcie się, poszalejmy trochę.



Lazlow jest z Was dumny!

Zaczęliśmy ostro, więc proponuję zwolnić tempo i odprężyć się przy spokojnym "Juicy Fruit" od Mtume. Na ten kawałek trafiłem bardzo, bardzo późno, a gdy się w niego szczegółowo wsłuchałem, to sam się zastanawiam nad tym, jakby to było, być przez lizakiem, choćby prze dzień?



Kiedyś muszę nauczyć się tej sztuczki z papierosem. Będzie o to trudno, gdyż poza paroma snami, jakie miałem kilka razy, nie trzymałem papierosa w ustach od trzynastu lat.

Trzecim i ostatnim dzisiejszym utworem z Vice City będzie The Outfield i ich "Your Love".



W miłości jest jak na wojnie i wszystkie chwyty są dozwolone. Tak przynajmniej można wywnioskować z tego klasyka.

Mam już trzydzieści ukrytych paczek, więc kamizelka kuloodporna, piła łańcuchowa i pistolet są do mojej dyspozycji. Może uda mi się znaleźć kolejne paczki? Jeśli nie, to zajmę się paleniem gangsterów na czas za pomocą miotacza ognia albo postrzelam do nich z miniguna, albo polatam helikopterem, albo popływam motorówką, albo pojeżdżę na motorze lub porobię kolejne misje. Może szykują się jakieś dobre akcje w stylu: uratuj kumpla przed pewnym zgonem na wysypisku śmieci albo uniemożliw płatnym zabójcom lądowanie na łodzi szefa? W dobrych piaskownicach jest zawsze dużo możliwości i nie wiadomo za co się najpierw wziąć. Dobrze, że Rockstar rozumiał to nawet dekadę temu.

Oprócz VC, pogram pewnie w coś jeszcze. Będą to na pewno: Mortal Kombat (PS3), Ni no Kuni (PS3) oraz Battlefield: Bad Company 2 (X360), które przechodzę drugi raz, tym razem w oryginale.

Pozdrawiam wszystkich i życzę udanego weekendu.

Teraz przyszła kolej na Daaka, który również przygotował swoją część.

Witam wszystkich czytelników "W co gracie w weekend?"! Raptem dwa tygodnie temu mieliście okazję w prowadzonej przeze mnie odsłonie poznać aktualnie ogrywane przeze mnie tytuły. Rozpoczęcie Fate/Stay Night zbiegło się niestety z masowymi wyprzedażami na GoGu, a Tearaway splatynowany został nazajutrz po publikacji wpisu, zostawiając mnie sam na sam z Disgaeą 3: Absence of Detention. Pomimo zamknięcia głównej osi fabularnej mój kontakt z grą wciąż był w miarę świeży, postanowiłem więc wykorzystać pozostały mi do 28 listopada (o tym później) czas na przemodelowanie mojej drużyny do jej ostatecznego kształtu. Dzięki temu do radosnej ferajny demonów wrócić mógł będę kiedy indziej. Stąd też moja dzisiejsza obecność w aktualnej odsłonie ma miejsce po stronie autorów, nie komentujących - czułem się w obowiązku oficjalnie zamknąć ten temat nie tylko dla siebie, ale także dla tych z Was, których ciekawiło, jak rozwinęła się w Nether Institute moja bojowa dziesiątka. Nie wszędzie zmiany okazały się tak drastyczne, dlatego przed Wami raport o tych, którzy w te dwa tygodnie zyskali najwięcej:

 

Aldo (Geomancer) - klasa Aldo pozwalała mu na poznanie czarów z nieelementarnej grupy Star... niestety tylko do 3. poziomu wtajemniczenia. Niedogodności tej pozbyłem się, pozwalając mu zaabsorbować wytrenowaną na stracenie Gwiezdną Czarodziejkę, co pozwoliło mu na przejęcie jej umiejętności. Teraz, bogatszy o dwa najsilniejsze czary, Omega Star i Giga Star, Aldo jako pierwszemu udało się przebić barierę 100 tysięcy zadanych obrażeń za czar (konkretnie 223k - nie wnikajmy, że przeciwnik HP miał dziesięć razy mniej).

 

Carl (Masked Hero) - Carla zapamiętać mogliście jako Ninję, ale w międzyczasie zdążył się on "przebranżowić". Zamaskowany bohater zdecydowanie stawia na zwinność - posiada największy startowy zasięg ruchu, w każdej turze jego współczynnik uników rośnie wraz z każdym pokonanym na piechotę panelem, a umiejętność latania pozwala mu wymijać całe grupy torujących drogę przeciwników. Nowo poznana technika Big Bang o zasięgu rażenia 3x3 sprawia, że Carl jest aktualnie jednostką zdobywającą w walce najwięcej many i doświadczenia.

 

Azuria (Beastmaster) - wyczułem potrzebę zdegradowania jej do klasy Warriora, aby wyuczyła się w niej brakujących technik ataku włócznią, a także przydatnych umiejętności w rodzaju redukcji obrażeń z ataków fizycznych o połowę czy podbicia celności technik. Powrót do roli Beastmastera okazał się o tyle trafny, że po drodze Azuria doczekała się swojego długo oczekiwanego pomagiera...

 

Midas (Dragon) - ...w postaci smoka. Midas jako przedstawiciel jednostek potworów nie może uczyć się technik broni ani magii, ale jego Magichange - przemiana do postaci włóczni oferuje Azurii krótkotrwały wzrost statystyk oraz zasięgowe ataki żywiołem ognia. Kiedy pańci nie ma w pobliżu, Midas może odrzucić swoje techniki specjalne celem podniesienia wszystkich statystyk o 50%. Klasowa zdolność Dragon's Rage sprawia, że każdy atak, jaki przyjmie, podnosi siłę jego kolejnego odwinięcia.

 

Susan (Cheerleader) - naczelna wspomagaczka drużyny, idąc za przykładem Aldo, także dokonała absorpcji, tym razem Kowboja. W efekcie poznała trzy nowe techniki strzelnicze, które dodają jej jeszcze więcej potencjału bojowego i pozwalają na osłabienie lub dobicie znajdujących się dalej przeciwników. Oprócz 5% wzrostu statystyk każdego członka drużyny, obecność Susan na polu walki podnosi im teraz także o 20% szansę na atak krytyczny.

 

Celeste (Shaman) - najważniejsza jak dotąd zmiana w składzie. Wcześniej była ona wypośrodkowanym Magic Knightem, ale stwierdziłem, że jej potencjał można wykorzystać w inny sposób. Klasa Szamanki jest przeciwieństwem Cheerleaderki - jej obecność na polu walki obniża statystyki wrogów o 5%, a ich szanse na unik o 20%. Szeroki wachlarz magii nakładającej statusy i obniżającej konkretne umiejętności Celeste uzupełnia poznaną wcześniej magią żywiołów (do 4. poziomu wtajemniczenia), a jej zdolność Cursed Storm razi wszystkich adwersarzy na mapie, wywołując u nich zatrucie, uśpienie, amnezję czy paraliż. 

 

Swoją część zakończę - tak jak wcześniej - piosenką z gry, na którą natknąłem się podczas jednego z dodatkowych scenariuszy, a która od tamtego czasu przyjemnie wwierca mi się w czaszkę swoją konstrukcją. Połamania padów!

I dziewczyny od krzycha007:

 

Ada Wong (Resident Evil)
Powyższe zdjęcie przedstawia tajemniczą, czarnowłosą agentkę, która pojawia się w serii Resident Evil. Ponoć się nazywa Ada Wong, ale tak na prawdę nikt nie wie jak ma rzeczywiście na imię...
Jak wspomniałem we wstępie, Ada jest agentką, która nieraz uratowała Leona S. Kennedy’ego z opresji. Może o niej się prawie nic nie wie (wiek, zainteresowania czy miejsce urodzenia), ale mimo to jej elegancki wygląd, spryt, umiejętność posługiwania się bronią, sarkastyczny humor czy stoicki spokój przy bardzo niebezpiecznych sytuacjach potrafi przykuć uwagę niejednej osoby ;)






 

Nanami Kanzaki (Kimi no Iru Machi)
Kolejną przedstawianą tutaj dziewczyną jest Nanami Kanzaki – jedna z głównych bohaterek całkiem sympatycznej (chociaż czasem zdarzają się momenty irytujące) mangi zwanej Kimi no Iru Machi.
Nanami jest skromną, rozważną oraz odpowiedzialną osóbką. Jej brat bardzo chce, żeby była menadżerem drużyny baseball’owej, ale ona woli nauczyć się gotować. Jest koleżanką Haruto (główny bohater serii) od czasów gimnazjum. Z czasem zaczyna lubić chłopaka (on natomiast był już w niej zakochany jako gimbus), ale niestety losy potoczyły się trochę w innym kierunku (a szkoda)...

 

W tym tygodniu to tyle. Do następnego!

Oceń bloga:
31

Komentarze (70)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper