Komiksowe Wieści #1: Wolverine

BLOG
787V
Tommy Gun | 27.04.2013, 15:12
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Komiks przeżywa renesans. Tak jak w latach dziewięćdziesiątych, powieści graficzne znów dostępne są w kioskach. Mamy również okazję przeczytać najnowsze zagraniczne tytuły niedługi czas po premierze w naszym ojczystym języku. Tak ważne wydarzenia skłoniły mnie do założenia własnego blogowego kącika związanego z tym medium. Mam nadzieję, że każdy znajdzie tu coś dla siebie, a mój kącik będzie małą cegiełką w popularyzowaniu komiksu w Polsce.

  

Komiksy Marvela mają jedną wadę. Są najczęściej mało mroczne i opowiadają historie prawych super-bohaterów walczących z przybyszami z kosmosu. Próżno szukać w tym wydawnictwie realistycznych, cięższych historyjek, które cechowałyby się naprawdę dorosłym scenariuszem. W tej chwili w Ameryce taką funkcję spełniają serie MAX, które są komiksami dla bardziej wytrawnych czytelników. Opowieść, którą recenzuję pochodzi z 1982 roku, czyli 20 lat przed powstaniem imprintu. Czy w tamtych czasach dało się stworzyć klimatyczny, mniej bohaterski komiks?


Już na wstępie zaznaczę, że Wolverine jest tutaj prawdziwym skurczybykiem. Drań przeprowadza masową rzeź, która jak sam przyznaje, sprawia mu czasami przyjemność. Co zdenerwowało tak Rosomaka? Logan wyjeżdża do Japonii, miejsca pobytu jego narzeczonej Mariko. Gdy dociera na miejsce okazuje się, że kobieta ma nowego męża! Jest to spowodowane przyrzeczeniem, które złożył jej ojciec, by wspiąć się w hierarchii rodów. Nasz bohater postanawia odbić swoją ukochaną.
 

Historia Chrisa Claremonta jest naprawdę ciekawa. Scenarzysta takich klasyków jak "Uncanny X-Men Mroczna Phoenix", nie kopiuje klimatu przygód grupy bohaterów, tylko serwuje kompletnie odmienną stylistycznie opowieść. Wolverine, mimo że jest mutantem, walczy z ludzkimi przeciwnikami, co potęguje realizm komiksu. Całość chwilami przypomina wręcz historie Batmana, które również cechuje realistyczny klimat powiązany z niesamowitymi wydarzeniami.
 

Za rysunki odpowiada legendarny Frank Miller. Jest on bardziej znany jako scenarzysta, niż rysownik, jednak tutaj pokazuje swoją kreskę, która jest całkiem przyjemna dla oka. Portrety postaci są oddane z niesamowitą szczegółowością, ale kilka rysunków minimalnie nie zachowuje proporcji (np. gdy bohater spada). Na niektórych kadrach opowieść  jest utrzymana w stylistyce pop-art. W ten sposób "Wolverine" wręcz przenosi nas do lat osiemdziesiątych. Mankamentem mogą wydawać się zbyt jaskrawe kolory Glynisa Weina, jednak klimatycznie całkiem pasują do historii.
 

Komiks nie jest pozbawiony wad. Minusem historii są pojawiające się na początku każdego zeszytu teksty przypominające nam co wydarzyło się w poprzednim odcinku. Może w formie zeszytówek sprawdzało się to, jednak w wydaniu zbiorczym kompletnie nie pasuje. Kolejną wadą mogą być chmurki przedstawiające myśli Wolverine’a, mi jednak ten zabieg nie przeszkadzał. Jednym z błędów jest natomiast zmiana kolorów w pewnej scenie, co bardzo rzuca się w oczy. Na jednej stronie mamy noc, zaś na drugiej ranek.
 

Tłumaczenie jest bardzo dobre, choć mam kilka zastrzeżeń co do japońskich nazw. W komiksie zamiast słowa „bokken” (drewniany kij treningowy), pojawia się „bokan”. Kolejnym małym błędem jest fakt, że zamiast japońskiej bogini słońca „Amaterasu”, występuje tu bóstwo „Amatersu”.
 

Podsumowując, mamy tu do czynienia z klasycznym Wolverinem w czystej postaci. Komiks choć nie jest gruby, wart był swojej ceny. Według mnie jest to jedna z najlepszych pozycji jakie ukazały się dotychczas w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Miejmy nadzieję, że wydawnictwo Hachette sięgnie jeszcze nieraz po dobre old schoolowe historyjki.

                                                                                             
 

                                                                                               Tomek „Tommy Gun” Grodecki

Oceń bloga:
1

Komentarze (1)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper