Moje osobiste Top 10, największych rozczarowań w świecie gamingu.

BLOG
679V
ROLAND NINJ4 | 09.01.2014, 23:11
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Mając na uwadze, jak popularne są wszelkiego rodzaju zestawienia, na naszym ulubionym portalu, wziąłem się do roboty i wystosowałem jedno z nich. Jako że gracze zazwyczaj piszą o swoich najlepszych grach, postanowiłem że stanę po drugiej stronie barykady i wyszczególnię te które mnie najbardziej zawiodły przez pryzmat serii z jakiej się wywodzą. No to jedziemy!

1.Dino Crisis 3 (Xbox / Pierwsze wydanie Rok 2003) - Moja ocena: 4+/10 – Absolutny lider tego niechlubnego zestawienia, absurd i crap wszechczasów! Jak można!? Powtarzam JAK MOŻNA!? Po tak znakomitych dwóch częściach, nietuzinkowego horroru z dinusiami w roli głównej, wydać coś co miało tylko wspólny tytuł z główną serią!? W tej grze Capcom przesadził praktycznie na każdej płaszczyźnie, przebijając masę głupich pomysłów, dodawaniem kolejnych wizji naćpanego scenarzysty.

 

Grzech pierwszy: Przeniesienie miejsca akcji w przestrzeń kosmiczną 200 lat później po wydarzeniach z DC2!

 

Grzech drugi: Zamknięcie bohaterów, w szczelnej zamkniętej przestrzeni statku kosmicznego, na którym wszystkie pomieszczenia były niemal że identyczne i można było się pogubić po pierwszych 20 min gry!

 

Grzech trzeci: Miałka fabuła z bezpłciową parą głównych bohaterów, latających na jetpackach i strzelających z biednych, energetycznych fuzji do CyberDinozaurów, obdartych ze skóry i zmutowanych w takim stopniu że już trudno było określić co to za gatunki.

 

2.Quake III (PS2/X360/DC/PC / Pierwsze wydanie Rok 2000) – Moja ocena: 5/10 – Wiem i jestem świadom tego, jaką burzę wywołam poniższym wpisem, no ale to są tylko moje osobiste i w pełni subiektywne odczucia, niech więc rzesza fanatycznych fanów sadzenia fragów, potraktuje mnie ulgowo w tej kwestii. Quake III, może i gra rewolucyjna, może jej popularność na przestrzeni lat, przeszła wszelkie oczekiwania twórców, może i był to kamień milowy dla multiplayer’owych deathmatch’ów, ale to po prostu nie był Quake! Nigdy nie zapomnę tego zawodu, jaki mnie dopadł po odpaleniu gry, a co wpłynęło na taką istotę rzeczy?

 

Grzech pierwszy: Multiplayer jako główny tryb zabawy, a kampania spłycona do następujących po sobie, bezmyślnych pojedynków na arenach.

 

Grzech drugi: Grafika!? Wiem że był to swego rodzaju kamień milowy wśród trójwymiarowych strzelanek i jeden z najpopularniejszych silników ever, no ale sorry dało się to lepiej zrobić. Za przykład niech posłuży konkurencja, czyli świetny Unreal Tournament, który wyszedł tylko pół roku później, a jak na tamte lata, był grą ładniejszą i lepszą na każdej płaszczyźnie

.

Grzech trzeci: Brak jakichkolwiek nawiązań do całego dorobku serii prócz charakterystycznego zestawu broni.

 

3.Devil May Cry 2 (PS2/PS3/X360 / Pierwsze wydanie Rok 2003) – Moja ocena: 6/10 – Capcom w swojej złej passie roku 2003, popełnił kolejny tytuł który zawiódł miliony graczy na całym świecie. Dziw bierze że po tak znakomitej i pionierskiej, pierwszej części sagi o łowcy demonów, przy okazji sequelu można było popełnić, tak wiele kardynalnych błędów. Gra była reklamowana jako rewelacja i rewolucja, hype napędzano za pomocą product placement w postaci marki ciuchów Diesel. Co z tego wyszło? Może nie rzadka, ale zatwardziała kupa, w którą dało się pograć, wykazując się dużą cierpliwością.

 

Grzech pierwszy: Usytuowanie fabuły, gdzieś w bliżej nieokreślonej przyszłości, bez jakichkolwiek konsekwencji wyborów i zakończenia poprzedniej gry.

 

Grzech drugi: Wyrzucenie dwójki bohaterów, na otwarte przestrzenie, co skutkowało szpetną i dużo gorszą oprawą graficzną niż poprzednio, której cechą charakterystyczną był paskudnie gryzący nas w gały antialiasing i kanciaste modele postaci.

 

Grzech trzeci: Rozbicie historii na dwa osobne scenariusze, z czego w jednym nie graliśmy sławnym Dante, a żeńskim łowcą demonów czyli Lucią, która była płytka i biedna jak mysz kościelna!

 

4.True Crime: Streets of L.A. (PS2/X/GC/PC / Pierwsze wydanie Rok 2003) – Moja ocena: 7/10 – Gra reklamowana jako pogromca czy konkurencja molocha zwanego Grand Theft Auto. Charakteryzowała się zmyślnym wtrąceniem do rozgrywki policjanta jako głównego bohatera, lubującego się we wschodnich sztukach walki, który wykonując misje, balansował na krawędzi prawa w idei Good Cop / Bad Cop. Tytułowe Los Angeles kipiało wręcz szczegółowością, ociekało świetnym klimatem, wypełnione po brzegi przechodniami i szybkimi furami i lecącą w radiu licencjonowaną muzyką, nastrajało i sprawiało znakomite wrażenie. Co więc nie zagrało?

 

Grzech pierwszy: Nie wiem kto, ale osoba odpowiedzialna za główną linię fabularną, prowadzącą do neutralnego zakończenia gry, powinna zostać obdarta ze skóry i wrzucona do balii z octem! Jak można do gry o takiej tematyce, wprowadzić  w połowie historii, buszowanie po katakumbach, walki z zombie, chińskimi smokami, zwieńczone pojedynkiem z nieśmiertelnym chińczykiem na lądowisku helikoptera!? WTF!?

 

Grzech drugi: Miasto może i ociekało szczegółami i pieczołowicie wykonanymi miejscówkami, ale niestety było strasznie sterylne. Zniszczalność otoczenia była na minimalnym poziomie, a budynki do których można było wejść, można było policzyć na palcach jednej ręki.

 

Grzech trzeci: Świetny modyfikowalny system walki wręcz, pokomplikowano w takim stopniu że przez większość gry wyprowadzało się stałe 3-4 kombinacje, bo najzwyczajniej w świecie, reszta nie chciała wchodzić!?

 

5.Tenchu Z (X360 / Pierwsze wydanie Rok 2007) – Moja ocena: 7/10 – Kocham Japonie, kocham wszystko co z tym krajem związane, ale najbardziej kocham całą kulturę i legendy dotyczące, cichych zabójców z szlachtujących na zlecenie, możnowładców w feudalnych czasach KKW. Seria Tenchu, jedna z moich ulubionych przedstawicieli Stealth Action, pogubiła się mocno na przestrzeni lat. Licencja przechodziła z rąk do rąk, a różni developerzy dostarczali nam gry z różnym skutkiem.  Tenchu Z to jedna z nich. Pierwsza gra z serii, wyprodukowana całkowicie przez From Software, pełna była Świerzych pomysłów, a dowolność wykonywaniu misji, możliwość edycji głównego bohatera i nowe elastyczne umiejętności, wręcz nakręcały do gry. Co sprawiło że gra wylądowała na tej liście?

 

Grzech pierwszy: Oprawa graficzna z poprzedniej generacji, która miała swe korzenie już przy okazji trzeciej, cichej wizyty naszych zamaskowanych zabójców na dworach możnych. Oprawę da się może jakoś przeżyć, ale te wszystkie next-genowe oszustwa, napędzają do bluzgów. Blur na całym ekranie, ukrywający niedociągnięcia, oświetlenie które miał wyglądać nowocześnie, wyglądało jak lampki na festynie, a nieruchome usta postaci w trakcie animacji, przywodziły na myśl martwe bryły z czasów szaraka!?

 

Grzech drugi: 50 misji! Usytuowanych na tylko 15 mapach,owocowało monotonią i powtarzalnością celów misji, których było raptem 5: Wybij wszystkich, zabij cel, przenieś przesyłkę, śledź cel, przekrocz checkpooint i to tyle!?

 

Grzech trzeci: Usytuowanie biednej historyjki, gdzieś w przyszłości, zdegradowanie Rikimaru do roli mentora i brak charakterystycznych walk z bossami, wołał o pomstę do niebios i niechybną karę dla twórców!

 

6.Resident Evil 4 (PS2/PS3/X360/GC/PC / Pierwsze wydanie Rok 2005) – Moja Ocena: 8-/10 – Kolejny powód dla fanów konkretnej serii, na zlinczowanie mojej skromnej osoby;-) No niestety, jako wieloletni fan serii Resident Evil, nigdy nie zaakceptuje, tego co się z nią stało za sprawą tego szpila. Gra była nad wyraz grywalnym kawałkiem kodu, ustanawiającym nowe standardy w strzelankach TPP, czyli sławetna kamera z nad ramienia, no ale właśnie w „Strzelankach”!? Nie tym w przeszłości było RE. Gra z Survival horroru, przeistoczyła się w tanią, zaszczutą strzelankę na modłę, amerykańskich horrorków klasy B. Graficznie wszystko wyglądało w owych czasach, wręcz obłędnie, grało się też przednio, no ale to nie było to czego gracze oczekiwali, a docelowa grupa fanów odwróciła się od serii, ustępując miejsca nowym fanom strzelanek właśnie. Niestety wpływ tej produkcji na dalsze losy serii był niepodważalny i po dziś dzień nie dorównuje ona legendarnym poprzednikom. Dlaczego?

 

Grzech pierwszy: Archaiczne sterowanie, które po latach nadal nie zostało jakoś sprytnie przebudowane na potrzeby, ergonomicznego i intuicyjnej kontroli postaci.

 

Grzech drugi: Wciśnięcie jednego z najlepszych bohaterów w serii, do najgorszej jej części i wysłanie go na najbardziej oczywistą i oklepaną misję uratowania córki prezydenta!?

 

Grzech Trzeci: Fabularna bieda, prawie całkowity brak charakterystycznych zagadek, wykastrowanie całego gameplay’u z charakterystycznych elementów i znikome nawiązania do całego dorobku serii, wpłynęły na taki, a nie inny odbiór całej gry.

 

7.Tekken 6 (PS3/PSP/X360 / Pierwsze wydanie Rok 2009) – Moja ocena: 8/10 – Niegdyś wielka seria bijatyk, skondensowana jako kwintesencja, w postaci szczytowego dokonania, jaką bez wątpienia był Tekken 5, dostała kolejny sequel. TK6 jawił się jako rozwinięcie wszystkiego czego do tej pory doświadczyliśmy w serii i wszystko wskazywało na to że nadal będziemy mieli do czynienia z nowymi postaciami, rozwiniętym systemem walki i wszystkim w konwencji, Bigger Better more Badass! Jednak twórcy woleli zaryzykować i przerobić cały kręgosłup gry. Podjęli dość kontrowersyjne decyzje, które wyklęło wielu, a gra pomimo wydania na konsolach następnej generacji, nie odstawała całkowicie od tego, do czego przyzwyczaiły nas konsole poprzedniej!? Co było na rzeczy?

 

Grzech pierwszy: Przestarzały silnik graficzny i fizyczny oparty o technologie z poprzedniej generacji, wspólnie raniły wzrok graczy, którzy oczekiwali stosownego skoku jakościowego, w grze z gatunku w którym wręcz grafika zobowiązuje do prezentowania się ponadprzeciętność. W końcu to tylko arena i dwie walczące postacie!? Powinien być wręcz fotorealizm, darte łachy i siniaki na pyskach! A dostaliśmy morze noworocznych rozbłysków i jarmarcznych, kolorowych fatałaszków!?

 

Grzech drugi: Implementacja trybu rage i wielopiętrowych aren, które okaleczyły ten wypracowany przez lata, genialny system walki, który od teraz nagradzał graczy, znających trzy kombinacje na krzyż!?

 

Grzech trzeci: Nowe, miałkie i nijakie postaci w roosterze, takie jak: Super Szybki debilny grubas Bob, Leo, zawodnik o ciekawym stylu walki, ale o wątpliwej płci, no i kurna la boga! Hiszpański Torreador, używający swoich umiejętności do walki w turnieju żelaznej pięści WTF!?

 

8.Prince of Persia: Warrior Within (PS2/PS3/PSP/Xbox/X360/GC/PC / Pierwsze wydanie Rok 2004) – Moja ocena: 8/10 – Świetna seria, z długą historią i specyficznymi realiami krainy z baśni 1000 i jednej nocy, powróciła na tron za sprawą genialnego reebotu, w postaci PoP: The Sands of time. Jakie było zdziwko kiedy odpaliło się sequel tej magicznej i rewolucyjnej, aczkolwiek niedocenionej produkcji. Z magicznej  i klimatycznej Persji, wywiało księcia na mroczną wyspę i ponurą wyspę, pełną szarości i brutalnych mieszkańców. Pomimo tego że oprawa A/V była na bardzo wysokim poziomie, a zagadki i akrobatyczne, wykonywane z chirurgiczną precyzją wygibasy, potrafiły wrzucić bananosa na pysk. Jednak coś nie do końca zagrało i zmieniło wizerunek serii, nie do poznania.

 

Grzech pierwszy: Przeistoczenie, przyjaznego i wesołego księcia, w pozbawionego skrupułów, uzbrojonego w dwa miecze mordercę, rozpłatającego setki wrogów w strugach krwi!?

 

Grzech drugi: Implementacja Hard Rockowej muzy, całkowicie psuła klimat i imersję w fantazyjny świat gry, przeistaczając ją w bezmyślnego, napędzanego agresją slashera.

 

Grzech trzeci: Szaro bura wizja wyspy, odskoczyła tak daleko od realiów uniwersum, w jakim poruszał się książę, że czasami traciło się w ogóle orientację i w głowie rodziło się pytanie czy my nadal gramy w Prince of Persia?

 

9.Grand theft Auto: Chinatown Wars (PSP/DS/MOBILE / Pierwsze Wydanie Rok 2008) – Moja Ocena: 8/10 – Gdy po raz pierwszy usłyszałem o pierwotnie wydanej na DS’a, pełnoprawnej części wielkiej serii w klasycznej konwencji, zacząłem fikać koziołki pod sufitem. Gra była nad wyraz dobra i jak to Rockstarsi mieli w zwyczaju, bardzo pomysłowa i przemyślana. Niestety ta cała klasyczna otoczka, za bardzo odbiła się na grze, przeistaczając ją w dziwny, retro-nowoczesny twór, bez designerskiej konsekwencji w trakcie developingu. Wymienione poniżej elementy, skutecznie zepsuły ostateczny odbiór, kieszonkowego GTA, które ostatecznie, sprzedało się bardzo słabo.

 

Grzech pierwszy: Pseudo stacje radiowe, które nie miały nawet startu do tych z dużych edycji GTA, a ich jedyną funkcją było zapychanie, ubogiego w dźwięki tła i sorry, ale nawet gościnny występ Deadma5a, nie pomógł. Wizytówka serii, która została potraktowana całkowicie po macoszemu.

 

Grzech drugi: Jak na grę z 2008 roku, to całkowity brak Voice Actingu, w tego typu produkcji i czytanie komiksowych kadrów, rodem z klasycznych przygotówek, jest wręcz niedopuszczalny! Ograniczenia sprzętowe są zrozumiałe, ale nie wierzę że nie udało by się upchnąć paru dźwięcznych dialogów do tych marnej jakości, nieruchomych obrazków!?

 

Grzech trzeci: Marna fabuła, która po raz kolejny w przypadku GTA: CW, nie miała startu do tych wygibaśnych historii z całego dorobku serii.

 

10.Gothic 3 (PC / Pierwsze wydanie Rok 2006) – Moja ocena 8+/10 – Jako że znajdujemy się już na końcu stawki, umieściłem w niej grę która jest dla mnie najmniejszym rozczarowaniem z największych, więc nie zasługuje już na takie pociski, jak niektóre tytuły powyżej, no ale coś jednak jest na rzeczy skoro się tutaj znalazła. Tak więc, Gothic może i nie jest grą iście konsolową, bo w sumie to tylko marna część czwarta pojawiła się na konsolach, ale jako że jej w ogóle nie uznaję to jej miejsce zajęła trójeczka. Gothic 3, to gra wielka, umiejscowiona w jednym z najsłynniejszych uniwersów Fantasy wśród cRPG’ów. Piękna grafika i nieprzenikniony, nakreślony orkiestrową muzyką klimat po prostu onieśmielał. Świat był wielki i wypełniony po brzegi tajemnicami i skarbami, które motywowały do wciskania nosa do każdej jaskini i nory. Historia była ciekawa i kontynuowała wątki porzucone przy okazji, poprzedniej gry. Co więc nie zagrało, skoro gra prezentuje się jako ideał?

 

Grzech pierwszy: Poziom zarobaczenia i wymagania systemowe tego molocha, przerażały graczy! Mało kto odpalił i grał w tą grę w dzień premiery, rozkoszując się z przyjemności płynącej z grania! Było to po prostu niemożliwe przez niestabilny, autorski silnik graficzny i premierowy bulid gry, który nie spędził wystarczająco czasu na beta testach.

 

Grzech drugi: Przymusowe łatanie całej gry, dziesiątkami patchy, od twórców jak i społeczności fanów, dzięki którym w końcu można było w tą grę grać na przyzwoitym poziomie.

 

Grzech trzeci: Brak charakterystycznej dla tej serii spójności fabularnej. Na tą istotę rzeczy wpłynęły inspirację zaczerpnięte od konkurencji w postaci TES, czyli pozostawienie gracza na środku świata i se radź. W TESie ta specyfika jest jak najbardziej na miejscu, jednak Gothic, był w tej kwestii zawsze spójniejszą historią, podzieloną na rozdziały i cele główne. Tutaj to wszystko zostało rozbite na setki podobnych do siebie questów.

 

Tak oto kończy się moja lista, czarnych owiec jakie udało mi się ograć na przestrzeni lat. Pragnę nadmienić, że w powyższym zestawieniu, nie zawarłem najgorszych gier w jakie w życiu grałem, a tylko te które mnie najbardziej rozczarowały, choć oczekiwania były wielkie. Iście subiektywne 10 pozycji, skrupulatnie wyselekcjonowałem z moich prywatnych notatek na temat każdej ukończonej przeze mnie gry. Mam nadzieję że się podobało, czekam na dyplomatyczne i obiektywne komentarze, no i Make Love not War! Peace! Do wszystkich Quake’owców;-P

Oceń bloga:
22

Komentarze (31)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper