Głosowanie portfelem

BLOG
1985V
Głosowanie portfelem
Slesz | 24.10.2014, 11:25
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Często słychać głosy recenzentów i innych branżowców upominające graczy – „głosujcie portfelem”. Co mają na myśli? Chodzi oczywiście o to, że wydawcy i decydenci nie czytają waszych opinii w Internecie, oni patrzą na to ile kasy wpłynęło im na konto. Dziennikarze liczą na to, że was uświadomią i że zmieni to świat elektronicznej rozrywki na lepsze. Postaram się wam wyjaśnić dlaczego „głosowanie portfelem” to pic na wodę.

Weźmy na tapetę serię Soul Calibur i jej piątą odsłonę – ot dlatego, że jako pierwsza przyszła mi do głowy. Recenzent zauważy braki w fabule, słabe replayability dla pojedynczego gracza, problemy w rozgrywce online – przykładowo. Wystawia ocenę, ale komunikuje światu, że ten może sam zagłosować portfelem czy taki model rozgrywki podoba się czy nie.

A teraz cała prawda o tym, jak głosuje świat. Spora część na samo wspomnienie marki „Soul Calibur” w ciemno wskoczyła do dziury opisanej znakiem „przedsprzedaż” – jeszcze nie wiedzą czy głębokiej. Ta bardziej świadoma część graczy na dźwięk marki zareaguje nieco inaczej – wspomną część czwartą i pamiętając, że ta ich zawiodła, nie kupią piątki. Zatem mamy już sporą grupę, która głosuje nie na „Soul Calibur V”, ale na wspomnienie pierwszych, rewelacyjnych odsłon albo na wspomnienie tych najnowszych, już gorszych. Oczywiście chciałbym nadmienić, żebyście nie zwracali uwagi na to czy ta czy inna część akurat tu wspomnianej serii jest rzeczywiście lepsza – istotne są mechanizmy, na które chcę zwrócić uwagę.

Wśród tych czytających recenzje i uświadomionych są także sprzedawcy, którzy z reguły (jeśli są na tyle dalekowzroczni) będą dbać o to, by trafić w gusta klienta. To może jest nadzieja, może Ci świadomi będą w stanie odrzec od kupna nieświadomych i świat pójdzie ku lepszemu? Problem w tym, że sprzedawcy czy też ekspedienci nie mogą działać w 100% zgodnie z sumieniem, bo drobne przestaną im się zgadzać w portfelu. Oni muszą kupić w ciemno i na podstawie hype’u i oczekiwań graczy szacować liczbę zakupionych sztuk. A potem muszą to sprzedać – nawet jeśli to gra okryta taką niesławą, jak „Aliens: Colonial Marines”. Sprzedawca musi sprzedać zakupione 50 sztuk – choćby i po dumpingowej cenie – a my liczymy, że on, dobra dusza, podpowie nam, że to crap nie warty naszej uwagi? Nie, on będzie liczył na naszą nieświadomość, uświadamianie nie leży w jego interesie.

To może z drugiej strony, poleci dobrą grę? Duże ryzyko – jeśli fanowi  serii „Call of Duty” poleci grę „Risen 2” (rzeczywisty, zaobserwowany przeze mnie przypadek), to daleko nie zajedzie. I nie dlatego, że „Risen 2” to gra kiepska – on po prostu ma spore szanse na nie utrafienie w gust. Dlatego sprzedawcy wolą siedzieć cicho, by nikt nie mógł obarczyć ich odpowiedzialnością za błędnie podjętą decyzję. Nie możemy liczyć na jakiekolwiek odgórne leczenie rynku przez uświadamianie tych, którzy recenzji nie czytają i którzy kierują się hypem, marketingiem, znajomością marki. A to spora grupa, która wciąż swoją liczebnością przewyższa całą resztę.

Dochodzimy powoli do wniosku, że nasz głos w wielkim tłumie omamionych reklamami i „strzelających w ciemno” jest tylko niewielką kroplą w morzu, głosem mało istotnym, głosem na który nikt nie zwróci uwagi. I to jest prawda, ale nie w tym tkwi cały „bullshit” teorii głosowania portfelem, nie w tym sedno sprawy.

Wróćmy na chwilę do przykładu SC V i postawmy się w roli wydawcy. On interesuje się grami tylko ze względu na charakter swojej pracy. Liczy się płynność finansowa, zadowolenie inwestorów – generalnie kasa. Sprzeda się albo się nie sprzeda, nakłady się zwrócą albo nie. Nie ma żadnego „ale”, nie ma polemiki, dyskusji. Jakie mogą być tego efekty? Można „wyżyć się” na marce – odłożyć ją w zapomnienie, sprzedać, zakopać. Można zwalić winę na formę i sprowadzić markę do poziomu indie albo modelu F2P. Można rozwiązać grupę developerów albo „puścić ich wolno”, sprzedać. Pamiętajcie – wszyscy są winni, ale nigdy nie będzie winny wydawca ani jego nierealnie ustalona data premiery. Nie kupiliśmy Soul Calibura 5? Proszę bardzo,markę jako AAA kasujemy, spróbujmy jeszcze co wyjdzie z modelu F2P, sprzedajmy ile się da figurek i innego badziewia póki marka jeszcze zipie, bo już niedługo przestanie. Teraz zastanów się, drogi graczu, czy jesteś pewien że za tym głosowałeś swoim portfelem nie kupując tej gry?

Zadane pytanie brzmi „O co chodzi?”, a my możemy odpowiedzieć jedynie „Tak” lub „Nie”.

Często pytanie jest jednak lepiej sprecyzowane – „Jak nie kupicie Zone of the Enders HD, to nie będzie trzeciej części”. To jawny szantaż i szukanie rynkowego bezpieczeństwa. Ta forma szantażu stosowana jest już dość często i powszechnie – i nikt na nią nie reaguje alergicznie. I teraz, gdy ja słyszę taki przekaz, odzywają się we mnie dwa głosy. Jeden mówi „Tak, tak, chcę trzeciej części, kupiłbym ją (gdyby okazała się dobra)”, drugi mówi „Jeżeli kupię, dam jasny sygnał, że akceptuję tę formę, że godzę się, by mnie wciąż w ten sposób szantażowano, dokarmiam tę metodę”.

Sama metoda głosowania jest kulawa u podstaw, bo nie daje możliwości wtrącenia jakiegokolwiek „ale”. Nie mogę powiedzieć „gdybyście dopracowali tryb single player, to bym kupił”. Mogę powiedzieć tylko „tak” lub „nie”, a jedynie ta forma komunikacji zdaje się w ogóle docierać do celu. I w tej formie jestem jedynie kroplą w morzu.

Nie zmienisz świata próbując nakłonić ludzi do „głosowania portfelem”, to nie jest w ogóle głosowanie. Kieruj się tylko jedną przesłanką – swoją dobrą zabawą przed ekranem i ceną, jaką musisz za to zapłacić. Nie podoba Ci się model biznesowy, ale podoba Ci się gra? Nie oszukuj się, że swoim portfelem jesteś w stanie wyrazić w jakikolwiek sposób swoją dezaprobatę. Twój głos nie może niczego wyjaśnić, a poza tym Chińczycy już i tak Cię przegłosowali.

Oceń bloga:
23

Komentarze (73)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper