W co gracie w weekend? #175

BLOG
1544V
W co gracie w weekend? #175
emas | 11.11.2016, 17:40
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Yo. Dawno mnie tutaj nie było.
 

A przez "tutaj" nie mam tylko na myśli serię tych blogów (ostatnie moje wypociny były 24 edycje temu), ale także całe PPE. Moja aktywność od ostatnich kilku miesięcy ogranicza się tylko do przeglądania newsów na telefonie w autobusie kiedy wracam z pracy i komentowania zaledwie kilku newsów na krzyż w tygodniu oraz stałych serii blogów jak właśnie "W co gracie..." oraz "Graczostacja". Wszystkiemu oczywiście winny kompletny brak wolnego czasu i co najważniejsze sił. Ostatnie miesiące w pracy nie były dla mnie łaskawe. Roboty piętrzyło się po sam czubek Siedleckiej Katedry, zlecenia napływały jedno za drugim, a my się w terminach nie wyrabialiśmy. Codziennie po 12 godzin przez 5 dni w tygodniu. Człowiek wraca do domu i marzy tylko o kąpieli ciepłym posiłku i śnie. Myśl o odpaleniu konsoli i pograniu chociażby godzinki nawet przez głowę mi nie przeleciała. To była ostatnia rzecz na jaką miałem ochotę. Co mnie też trochę dziwiło nawet w weekendy, które powinie być moją ostoją gdzie mogłem sobie wreszcie zasiąść przed telewizorem, chwycić pada w rękę i odpłynąć, nie miałem zbytnio ochoty grać.  Kolejne wypalenie, brak nowych tytułów? Może. Trochę. Bardziej raczej poszedł bym w stronę całkowitego wykończenia fizycznego i psychicznego w pracy.

Na szczęście ostatnie dwa miesiące roku to zawsze zwolnienie tępa i mniejsza ilość zamówień, więc mogę wrócić do częstszego grania (czy grania w ogóle ;P). Nie mogło wypaść lepiej, bo Sony idealnie trafiło z ostatnimi promocjami na PSStore. Zakupiłem długo odkładaną w czasie trylogię Resident Evil z PSXa (serio już nie pamiętam ile razy już w tym i w tamtym roku kompilacja trzech pierwszych części była w obniżce), ale jeszcze czeka na pobranie ;P, bo w tej chwili ogrywam Resident Evil 0, którego zakupiłem za 21 zł (miałem odłożyć zakup remake’ów na moment dobrania się do PS4, ale kto o zdrowych zmysłach nie skorzystałby z obniżki o 60 dych). Trzecią grą wyszarpaną w promocji jest Killer is Dead od niesławnego Sudy 51. Tytuł jeśli pamięć mnie nie myli w okresie letnim także był w takiej samej promocji (21 zł), ale wtedy się na niego nie zdecydowałem. Lepiej później niż wcale, bo gra jest całkiem niezła. Jedne promocje się skończyły, a Sony nie zwalnia tępa serwuje kolejne obniżki. Teraz ostrze sobie ząbki na dwóch (a raczej dwoje) assasynów - Liberation HD i Rogue. W planach też jest zakup Stick it to the Man i Machinarium, które w promocji nie są, ale mają dobre ceny obecnie.

 

Dobra to przejdźmy teraz do meritum. Ten weekend niestety nie będzie dla mnie długim weekendem, bo szykuje mi się pracująca sobota. Przez co nie będę mógł zjawić się na pewnym vip’owskim spotkaniu w Lublinie. Żałuję bo cholernie potrzebny jest mi odpoczynek, a najlepiej to robić siedzieć w gronie znajomych i gadać o grach. Mówi się trudno takie jest życie. Nie skreślam od razu tego weekendu, bo oprócz kilku prac około domowych będę mieć sporo czasu na ogrywanie kilku tytułów. A w szczególności tych dwóch poniżej.

 

Killer is Dead

 

To kolejna produkcja od Sudy 51, do umysłu którego nie chciałbym mieć wglądu. Co to najbardziej rzuca się w oczy na dzień dobry to, i nie boję się tego powiedzieć, przepiękny cel-shading. Serio od czasu Okami nie widziałem ładniej wyglądającej gry. W tym aspekcie ludzie od Grasshopper Manufacture po prostu przeszli samych siebie. K.I.D to kolejna zakręcone dzieło Sudy, ale jakby trochę bardziej stonowane w porównaniu z Shadows of the Damned w temacie dziwactw i zwariowanych motywów (nie wiem co Suda ma z tymi diamentami, bo ponownie powracają teraz w postaci paska zdrowia). Chociaż też w pełni nie trzyma się kupy. Historia niby prosta, ale dość dziwaczna i serio niezbyt porządnie wytłumaczona. Czego skutkiem było wywołane u mnie ogromne WTF po obejrzeniu ostatniej cutscenki. Trzeba będzie jeszcze raz przejść grę, bo nic nie rozumiem co się stało. Bohaterem jest Mondo Zappa świeży hitman w tajnej organizacji, która „sprzątnie” każdego za odpowiednią cenę. Jest też kilka postaci pobocznych, ale mają oni mały wpływ na całość i nie ma sensu o nich mówić. Ot tak po prostu są.

 

 

K.I.D. w swojej konstrukcji przypomina bardzo anime. Mamy 12 rozdziałów (czyli jakby 12 odcinków jak w dzisiejszych standardach anime) czy inaczej 12 misji, nie powiązanych ze sobą spraw, ale wszystkie mają jeden czynnik wspólny, który oczywiście prowadzi do czegoś większego i finalnej walki. Rozgrywka to połączenie slashera (czy jak kto woli hack’n’slash) i shootera „z ramienia”. Połączenie, które moim zdaniem nie jest dobrym pomysłem. Jedynie dobrze udało się to serii Devil May Cry. Mechaniczna ręka głównego bohatera może zamienić się w 4 rodzaje broni palnej (trzy do odblokowania od dizewczyn, o tym później)– podstawowe działko, świder, broń do zamrażania i silne działo, które się ładuje – których rzadko się używa. Serio w ciągu całej gry korzystałem tylko z pierwszej i ostatniej. Dużo lepiej zrobiona jest walka mieczem chociaż i tutaj nie jest idealnie. Jest to bardzo prosty slasher. Nie ma żadnych combosów czy innych jakichkolwiek kombinacji. Kwadrat – atak, trójkąt – Guard Break, kółko – blok, kółko + ruch gałką – unik, nie ma skoku… serio? Dlaczego nie ma w tej grze czegoś tak prostego? To jest naprawdę ból tyłka jak wchodzisz w jednej misji na rusztowanie i nie możesz zeskoczyć tylko musisz zapieprzać tą samą drogą, którą przyszedłeś. Atak kataną są bardzo wolne i dopiero jak dobijesz do odpowiedniej ilości trafień bez otrzymania obrażeń postać szybko wywija orężem. Wkurzające jest też dziwna pauza kiedy chcesz przerwać atak. Mondo po prostu kończy animację ruchu i w tym momencie nie da się ponownie zaatakować czy wykonać chociażby bloku. Są jednak też plusy. Kiedy wykonamy unik w odpowiednim momencie na setną sekundę zanim dosięgnie nas atak wroga, włączy się coś na wzór bulle time. Czas zwalnia, ekran zalewa czerwień a my możemy zadać cały baraż ciosów przeciwnikowi w fontannie krwi. Walka jest mega miodna kiedy się już wreszcie rozkręcimy. Jest szybko, efektownie i krwawo. Jednakże największą wadą jest brak namierzania. Nie wiem jak Suda i reszta z GM to zrobili, że nie wrzucili tego do gry. Dodatkowo kamera nie pomaga i w wielu momentach przy dużej ilości przeciwników potrafiła kręcić się w kółko.

 

 

W grze możemy także randkować z 3 pięknościami w tzw. Gigolo Mode. Właściwie to z dwoma, bo z trzecią (pielęgniarką latającą na strzykawce???) flirtujemy wykonując zlecone przez nią zadania. Podczas takiego spotkania/randki celem jest oglądanie kobiecych krągłości co napełnia specjalny pasek. Jeśli jest pełny nasz bohater zyskuje pewności siebie i wręcza piękności prezent zakupiony w sklepie. Jeśli trafimy z doborem prezentów serwujemy sobie upojną noc. Podbijając serca dziewczyn odblokowujemy 3 nowe rodzaje broni palnej, które opisałem wcześniej oraz w kolejnych randkach kryształy, które używamy do kupienia kolejnych umiejętności. Jeśli wykonamy odpowiednią ilość zadań u wcześniej wymienionej pielęgniarki staniemy się posiadaczami specjalnych okularów, które pozwalają odkryć jaki prezent najbardziej spodoba się wybranej piękności oraz oglądać jej bieliznę.

 

 

Resident Evil 0

 

Jedno zdanie ciśnie mi się na usta w tym momencie: C(r)apcom robisz to źle. Wiem zdaje sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach rozgrywka z trzech pierwszych odsłon serii raczej nie dała by rady. Statyczna kamera, toporne sterowanie, brak checkpointów, brak podpowiedzi w kwestii tego co mamy zrobić, które pchają grę do przodu, błądzenie i częste powroty do poprzednio zwiedzonych lokacji dzisiejszego gracza by nie zadowoliły (chociaż starsi wyjadacze byliby w niebo wzięci) a nawet i odrzuciły. Ja jednak takiego RE potrzebuję. Wystarczyłoby zachować klimat i trzon rozgrywki zbogacając ją o kamerę z „czwórki” z lekkim dodatkiem rozgrywki „piątki” i nawet „szóstki” (mnie możliwość uników i odskoków bardzo przypadła do gustu). Odpowiednio zbalansować elementy akcji, eksploracji i walki. Najbardziej brak mi tego uczucia przetrwania od czasu Resident Evil 5, gdzie teraz przebijamy się przez hordy przeciwników nie musząc martwić się o amunicję czy leki, bo każdy osobnik po śmierci magicznie zostawia je dla nas.

To może jednak dość mojego narzekania i marzeń dotyczących przyszłości tej serii a skupię się teraz na powiedzeniu kilku słów na temat ogrywanej przeze mnie obecnie odsłony. Gra niesamowicie mi się podoba. Od rozgrywki aż po małe detale jak niektóre animowane elementy w statycznych tłach lokacji. Porzucanie przedmiotów i ekwipunku na ziemi jest dużo sensowniejszym pomysłem niż magiczne skrzynie. Powoduje to oczywiście częste powroty do lokacji przez co rozgrywka może wydawać się uciążliwa, ale mnie to w ogóle nie przeszkadza. Raz porzucony przedmiot nie znika.

 

 

Mamy dwoje głównych bohaterów pomiędzy którymi możemy dowolnie się przełączać (a kusi aby dorzucić możliwość co-op’u). Szkoda, że nie ma większych różnicy pomiędzy nimi. Rebecca jako jedyna potrafi miksować roślinki, a Billy jest tylko bardziej wytrzymalszy na obrażenia. Bardzo ubogo w tym temacie.

Przeszedłem już rozdział w pociągu i teraz znajduję się w rezydencji. Mam wielki niedosyt, bo rozdział w pociągu był bardzo krótki, a lokacja bardzo mała. Liczyłem, że spędzę tam chociaż połowę gry. Ciężko mi napisać więcej o tej grze, bo ciągle ją ogrywam i cały czas odkrywam coś nowego. Wiem, że takiego RE potrzebuję i czekam z niecierpliwością na zakup remake’u pierwszego RE oraz na długo wyczekiwany remake Resident Evil 2. Oby go nie spieprzyli.

 

 

Nostalgia gracza mode ON

Każdy gracz zapewne w swoim życiu miał ten moment kiedy wracał pamięcią wstecz do poprzednich generacji konsol i wspominał jak piękne to były czasy. Patrząc na to co dzieje się z dzisiejszą branżą gier jest to pewnie dość częste. Ja to ostatnio wróciłem pamięcią do czasów moich pierwszych gier zagranych na PSXie i mojej pierwszej własnej konsoli kultowej czarnulki – PS2 w wersji Slim. To były świetne czasy, bo wtedy człowiek dopiero zaczynał wsiąkać w ten świat wirtualnej rozgrywki i każdy kolejny tytuł był czymś niezwykłym. Ostatnimi miesiącami kiedy to na granie czasu nie dało się wydysponować kłębiły mi się w głowie myśli o powrocie do tamtego błogiego okresu niewiedzy i odkrywania nowych gier. Wrócić do tych pierwszych chwil spędzonych z wieloma tytułami. Do czasów kiedy np. Capcom wydawał świetne tytuły jeden za drugim: trylogia RE (chociaż do niej niedługo właśnie powrócę ;),  RE4, Shadow of Rome, seria Onimusha, Viewtifull Joe, Devil May Cry. Kiedy to Ico i Shadow of the Colossus szargał naszymi uczuciami, Tekken 5 i Soul Calibur III ponownie rozbudziły miłość do bijatyk, seria Burnout rządziła w temacie ściganek, a Silent Hill 2 pokazywał jak straszyć i budować niesamowity klimat. Wiem jednak, że to już nie możliwe, a ponowne uruchomienie tych gier czy to w wersji HD czy na staruszce „dwójce” nie wywoła już takich samych emocji jak pierwsze ich odpalenie. No cóż. Pozostaje zdławić gorzki smak nostalgii mocnym trunkiem i iść dalej do przodu. Mnie już zapewne nigdy w życiu gry nie będą już sprawiać takiej radości jak kiedyś, ale dalej lubię grać i na razie się to nie zmieni. Tak więc jeszcze pada nie planuję odłożyć na półkę. Przede mną jeszcze jedna generacja i masa interesujących tytułów, które chcę zobaczyć na własne oczy na moim telewizorze w domowym zaciszu.

 

 

Pad z wami.

Oceń bloga:
44

Komentarze (74)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper