You sure that’s enough armor?

BLOG RECENZJA GRY
1096V
You sure that’s enough armor?
emas | 05.05.2015, 13:42
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Japońscy twórcy potrafią stworzyć ciekawe dzieła w oparciu o zachodnią religię, kulturę czy też architekturę. Przykład pierwszy z brzegu to seria Soulsów – jeden z najlepszych tytułów w klimatach średniowiecznej Europy. Nawet biorąc na warsztat tekst wywodzący się z religii chrześcijańskiej potrafili stworzyć jedną z najbardziej niezwykłych historii w grach video.

El Shaddai: Ascension of the Metatron zalicza się to tych tytułów, po których nie spodziewasz się niczego nadzwyczajnego. Tytuł, o którym nie słyszałeś za wiele, nie grałeś w wypuszczone demo, ba nawet nie widziałeś ani jednego trailera czy gameplay.  Jedyne co spowodowało, że jakimś cudem dowiedziałeś się o jego istnieniu to recenzja w twoim ulubionym periodyku, którego kupujesz co miesiąc nie patrząc na zawartość. A pomimo tego wszystkiego gra okazała się małym objawieniem, pozytywnym zaskoczeniem, grą generacji czy też perełką jedyną w swoim rodzaju (wybierz tobie odpowiadające).

 

 

 

God's Will


 

Twórcy wzięli na warsztat Księgę Henocha (księga apokryficzna Biblii Hebrajskiej i Starego Testamentu, nienatchniona nie wliczająca się w skład Biblii) i stworzyli najbardziej niesamowitą przygodę w jakiej dane mi było uczestniczyć. Fabuła El Shaddai opowiada o Enochu (z ang.), skrybie i ulubieńcu Boga, któremu powierzona zostaje misja znalezienia siedmiu upadłych aniołów, którzy zbuntowali się Stwórcy, ukryli się na Ziemi przed jego wzrokiem i sprowadzają ludzi na drogę grzechu. Naszym zadaniem jest ich odnalezienie, oczyszczenie (skopanie zadka) i zamknięcie w więzieniu, a przy okazji uratujemy ludzi przed wielkim potopem. W naszej podróży towarzyszą nam czterej archaniołowie pod postacią łabędzi, a naszym przewodnikiem jest prawa ręka Boga anioł stróż Lucifel (nie mylić z Lucyferem), który rozmawia z nim za pomocą telefonu komórkowego informując go o naszych postępach. Jest też swojego rodzaju punktem zapisu gry.

 

Tak zaczyna się nasza niezwykła przygoda, w której będziemy podróżować pomiędzy światem realnym a iluzją, snami, podświadomością oraz siedmioma światami wykreowanymi przez upadłych aniołów.

 

 

El Shaddai jest dość specyficzną grą i bardzo „inną”. Nietypowa narracja budowana jest za pomocą rozmów archaniołów towarzyszących nam podczas gry, monologów Lucifela i rękopisów ludzi, którzy wyzwolili się od wpływu upadłych aniołów (tzw. Freeman). Mamy tutaj podobny zabieg w sposobie opisu świata co w serii Souls tzn. dostajemy jedynie strzępki informacji. Fabuła jest wielowątkowa, dynamicznie zmieniająca się i momentami może wydawać się dość skomplikowana, ale jeśli uważnie będziemy obserwować i słuchać, to nie pogubimy się w niej oraz nie będziemy mieli problemów z załapaniem „o co chodzi”.

 

Gra nie wysila się też za bardzo w tłumaczeniu tego co się dzieje. Szczególnie na początku nie jest wyjaśnione dlaczego to właśnie Enoch musi podjąć się misji. W pierwszych minutach swoistego wprowadzenia będziecie lekko skołowani. Nawet jeśli będziecie stać w miejscu gra po prostu idzie do przodu, a nie jak w normalnym przypadku, gdzie póki nie wykonasz podanego polecenia nie pójdziesz dalej. W kilku miejscach w późniejszych etapach gry możecie być mocno skonfundowanym. Dzieje się wiele dziwnych akcji oraz wydarzeń i bywa, że do końca gry zostajemy z pytaniami, na które nie ma odpowiedzi. Dopiero drugie przejście pozwoliło mi osobiście dojść co tak naprawdę się wydarzyło i skojarzyć pewne rzeczy. Wielokrotne w ciągu gry nasza przeprawa będzie przerywana walką z bossem. Niestety nigdy nie wiadomo, która potyczka jest tą ostateczną. Nie wiadomo też czy walka, którą przed chwilą przegrałem z góry miała taką być czy też normalnie w świecie zawaliłem sprawę. W wielu momentach w grze naprawdę ciężko jest się połapać co się dzieje na ekranie. Mimo ogólnego towarzyszącego nam zdezorientowania i częstych WTF! historia jest mocno wciągająca i ani na trochę nie ustępuje jej styl artystyczny gry.

 

 

 

In the beginning God created the Heavens and the Earth


 

Intrygująca historia wiedzie nas przez kolejne poziomy ogromnej wieży, w której ukrywają się upadli.  Siedem aniołów to siedem zróżnicowanych lokacji wykreowanych na kształt ich wizji świata. Ich design to po prostu majstersztyk. Są one jednym słowem przepiękne. Abstrakcyjne i minimalistyczne. Co do tego drugiego można by było się przyczepić, że twórcy byli leniwi i nie chciało im się dodać więcej elementów w każdym poziomie. Ja uważam, że jednak ten minimalizm w budowie niektórych poziomów jest dobrym posunięciem, bo w ten sposób ukazana jest artystyczność całej produkcji.

 

 

Rozmaitość odwiedzanych krain jest zaprawdę ogromna. Mamy górskie krajobrazy skąpane w bieli, platformy pod, którymi rozciąga się ogromne miasto podczas festiwalu fajerwerków, podwodna jaskinia czy też lokacja, na której tle widać piękny witraż. Będziemy skakać po platformach i chmurach wysoko na niebie, odwiedzimy lokację wyglądającą jak wnętrze Animusa z Assassin’s Creed: Revelations, będziemy przemierzać mroczny wymiar (The Darkness) skąpany w jaskrawych i kolorowych barwach a gdzieś w środku gry ścigać się motocyklem na autostradzie w futurystycznym mieście. Naprawdę sporo tego w jednej grze nie sądzicie. Różnorodność jest mocną stroną El Shaddai, a ta nie dotyczy tylko leveli. Odmienne utwory przygrywają nam podczas podróży Dominują oczywiście utwory wzorowane na muzyce sakralnej, ale pojawiają się także bardziej dynamiczne przypominające te z serii DMC/Bayonetta, pompatyczne z chórkiem, rockowe czy nawet czerpiące z muzyki afrykańskiej i hinduskiej.

 

Twórcy idealnie pokazali różnice pomiędzy wizjami świata upadłych aniołów. Każda z nich utrzymana jest w innym tonie i barwach oraz każda z nich ma inny motyw przewodni jak postęp czy miłość. Każda wizja, każdy poziom ma swój specyficzny trudny do opisania klimat, który wylewa się z ekranu. W większości gry przemierzamy w środowisku 3D, które przeplatany jest częstymi sekwencjami 2D, co dodaje kolejny punkt do rozmaitości rozgrywki El Shaddai.

 

 

 

Thou Shalt Not Button-Mash


 

Rozpłynąłem się nad fabułą i sferą wizualną, to teraz czas przejść do rozgrywki. El Shaddai to połączenie slashera i platformóki, czyli w zależności od punktu widzenia jest to „gra akcji z sekwencjami platformowymi” albo „gra platformowa z elementami walki”. Różnorodne lokacje pełne są ruchomych i znikających platform, dynamicznie zmieniającego się otoczenia, przeszkadzajek w formie ognistych kul, czyli wszystko to co rasowy platformer mieć powinien. Jest dużo skakania i biegania przeplatanego walkami.

 

 

System walki na pierwszy rzut oka wydaje się płytki i banalny. Jeden przycisk do ataku (trójkąt lub kwadrat), L1 służące do „oczyszczania” broni (o tym za chwilę), R1 odpowiadający za blok oraz w kombinacji R1+kwadrat/trójkąt - atak specjalny i R1+iks - odpowiedzialny z unik. Jednakże jest on bardziej głębszy i rozbudowany niż może się wydawać. Nagradza ludzi cierpliwych i sprawi radość fanom bijatyk. Wyczucie czasu i odpowiednie tempo wciskania przycisku odpowiadającego za atak jest podstawą i esencją rozgrywki w El Shaddai. Każda z trzech dostępnych w grze broni: Arch – ostrze w kształcie łuku pozwalające na szybkie ataki oraz możliwość krótkiego szybowania po skoku; Gale – broń dystansowa miotająca pociskami oraz Veil – tarcza przełamująca się na dwie rękawice zapewniająca doskonałą obronę i wolne silne uderzenia; posiada swój własny rytm podczas walki. Odpowiednie tempo daje różne combosy, skutkuje szybką kontrą, unikiem i ciosem bądź przełamaniem obrony przeciwnika. Dla każdej broni ten rytm jest inny. Do tego dochodzą jeszcze ciosy „ładowane”, Perfect Guard (blok w odpowiednim momencie) czy też silny atak zaraz po otrzymaniu obrażeń. Nie można też zapomnieć o swego rodzaju „Devil Triggerze”, po odpaleniu którego odbudowuje się nasza zbroja, jesteśmy chwilowo nieśmiertelni, a nasze ataki są dużo silniejsze. Do tego do walki dołącza archanioł Uriel użyczając nam swoich silnych ataków. I po raz kolejny odpowiednie tempo wciskania i ładowania ciosów skutkuje różnymi atakami. Wisienką na torcie jest specjalny dewastujący atak (R1+L1), który momentalnie wyczerpuje nasz Overdrive mode. W grze nie ma żadnej listy combosów (jak to bywa w bijatykach), tak więc sami poznajemy i odkrywamy system walki. Ucząc się go i odkrywając nowe sekwencje ataków i combosy.

 

Wspomniałem wcześniej o oczyszczaniu broni. Co oznacza te tajemnicze sformułowanie? Już śpieszę z wyjaśnieniami. Otóż w grze broń nie jest naszą własnością i nie trzymamy wszystkich trzech typów oręża w magicznej kieszeni. Trzeba je ukraść przeciwnikom. Są oczywiście specjalne ikony, z których otrzymujemy broń, ale występują one w poziomach dość rzadko. Po osłabieniu przeciwnika wciśnięcie L1 skutkuje „pożyczeniem” oręża i jego natychmiastowym oczyszczeniem. Im dłużej korzystamy z danej broni tym bardziej jest ona podatna na korupcję, co zmniejsza jej siłę, a w ostateczności powoduje jej rozpad. Oręż możemy "odnowić" wciskając L1 co właśnie powoduje jej oczyszczenie. Jest to ważny elementem rozgrywki. Niestety w tym momencie jesteśmy bezbronni co daje walce dodatkowy stopień trudności.

 

 

Warte odnotowania jest to, że tytuł ten jest bardzo wymagający. I to na „Normalu”. Jeśli myślicie, że przebijecie się przez całą grę korzystając tylko z jednego rodzaju broni i tłukąc przeciwników/bossów jedną kombinacją to mam dla was miłą niespodziankę. Nie podołacie. Może na Easy wam się uda, ale nie na normalnym poziomie trudności i wzwyż. Walka jest intensywna. Wymaga od nas dogłębnego poznania słabych i mocnych stron każdej broni, bezustannego jej zmieniania i dostosowania się do ciągle zmieniającej się walki. Przeciwnicy występują w różnych kombinacjach dlatego odpowiednia strategia, wybór którego rodzaju narzędzia użyć najpierw oraz kolejność ataków jest kluczem do sukcesu. Bossowie także nie odpuszczają i są prawdziwym wyzwaniem. Ich ataków łatwo się nauczyć, ale jedna chwila nieuwagi może skutkować zniszczeniem broni jak i zbroi, która jest naszym wyznacznikiem zdrowia. Pęka i rozpada się od otrzymywanych obrażeń aż zostaniemy w samych dżinsach i sandałach. Natomiast walkę z bossem na gołe pieści można porównać do walk w serii Souls. Dodatkowo niektórzy z nich posiadają drugą o wiele silniejszą demoniczną formę. Są też tacy, którzy mają trzy różne formy, które zmieniają się podczas walki, i których można zranić tylko danym rodzajem broni (np. wielki mech… tak dobrze przeczytaliście MECH!).

 

O śmierć w grze bardzo łatwo, ale nasz skryba jest ulubieńcem Boga, więc po zgonie mamy szansę na powrót do żywych. Wystarczy dynamiczne wciskać wszystkie przyciski aby reanimować naszego bohatera. Oczywiście liczba zmartwychwstań jest ograniczona i każda kolejna jest trudniejsza do wyegzekwowania.

 

Wspomniałem o tym, że zbroja jest naszym paskiem HP. Jest to ciekawy pomysł na pokazanie stanu witalności naszego bohatera. W grze nie ma HUDa, więc trzeba mieć oko na stan naszej zbroi i szukać niebieskich serc, które ją odbudowują. Przeciwnicy nie mają widocznego paska zdrowia, ale także posiadają niszczącą się zbroję, więc trzeba wytężyć wzrok aby zobaczyć w jakiej kondycji są nasi przeciwnicy. Dopiero po przejściu gry odblokowujemy HUDa. Oczywiście możemy go wyłączyć/włączyć w każdej chwili w opcjach gry.

 

 

 

God's Judgement


 

Mówiąc szczerze od czasu Okami żaden tytuł mnie tak nie oczarował. El Shaddai: Ascension of the Metatron jest najbardziej intrygującą, momentami dziwną i przepiękną przygodą jaką dane mi było przeżyć. Tytułem, który zaintrygował mnie już po pierwszych minutach z nim spędzonych. Już teraz mogę powiedzieć, że jest to chyba "najpiękniejszy" tytuł na 7 generację. W cudzysłowie, bo nie chodzi mi o grafikę, gdyż jest wiele innych piękniejszych gier cel-shadingowych. Chodzi mi o jej wyraz artystyczny. Gra wygląda jak piękny namalowany obraz wprawiony w ruch.

 

 

Oczywiście nie jest to gra pozbawiona wad. Sztywna kamera jest dość sporą i frustrującą wadą. Szczególnie w momentach platformowych gdzie trzeba skakać po małych platformach i nawigować po wąskich przejściach nad przepaścią. Wiele razy „ginąłem” przez złe umiejscowienie kamer, która uniemożliwiła mi dokładne wyczucie odległości pomiędzy kładką a przepaścią. Jednak największą ujmą El Shaddai jest to, że przez sposób narracji i prowadzenia historii, braku wytłumaczenia dla niektórych wydarzeń i skomplikowaną fabułę może być dla wielu ciężka w odbiorze. Przez to, że jest po prostu „inna” spowoduje, że gracze mogą nie sięgnąć po ten tytuł.

 

Dla mnie El Shaddai to obok Deus Ex: Human Revolution największe pozytywne zaskoczenie 7 generacji. Tytuł urzekł mnie swoim artystycznym stylem, przepiękną grafiką, ciekawą i wciągającą historią, różnorodnością oprawy oraz wymagającą rozgrywką wraz z bardzo dobrze zbudowanym systemem walki, którego wielokrotnie podczas przechodzenia gry odkrywałem na nowo. Jest to kolejny przykład na to, że gry mogą być dziełami sztuki.

 

 

Głosowanie na recenzję tygodnia odbywa się w jaskini  Montany.

Ostatnie głosowanie — część 59

Oceń bloga:
0

Atuty

  • przepiękna oprawa graficzna
  • stylistka
  • muzyka
  • system walki
  • różnorodność światów
  • do wyboru japoński i angielski dubbing
  • wymagająca walka

Wady

  • może być dla niektórych ciężka w odbiorze
  • statyczna kamera
emas

emas

Najlepsze jest to, że gdybym nie postanowił, przed przesiadką na PS4, ograć wszystkie interesujące mnie tytuły na PS3, to nigdy bym nie miał okazji sprawdzić tego niezwykłego tytułu.

9,0

Komentarze (16)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper