Piątkowa GROmada #80

BLOG
2634V
Piątkowa GROmada #80
REALista | 06.04.2018, 00:11
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Tak oto początkowa cyfra znowu się zmieniła, a ja po raz kolejny zaprosiłem do GROmady przedstawicielki płci pięknej, aby opowiedziały nam w co obecnie grają.

Dzisiaj, a w sumie to wczoraj (nieważne) nastał kolejny szczęśliwy dzień dla wszystkich graczy, którzy pamiętają czasy tego pierwszego, szarego Playstation. Tak oto wreszcie wiemy to oficjalnie: Spyro powraca!!! Pierwszą część i drugą myknąłem swego czasu na 100%, a trzeciej niestety nie dałem rady, ponieważ moja "kopia zapasowa" gry nie chciała działać, bo była w jakiś głupi sposób zabezpieczona (jajka znikały, konsola podczas próby wczytania zapisanego stanu gry się zawieszała itd.), ale ja tylko chciałem, żeby oryginalna płytka (aha...) się nie zniszczyła. No, ale teraz to nadrobię. Widzieliśmy już pierwsze screeny z nadchodzącego remake'u i wyglądają wprost cudowanie. Jeśli jego powrót będzie tak udany jak Crasha to będzie hicior (czy ktoś w to wątpi?). Zapewne Janusze biznesu już zamawiają hurtem sto sztuk, które będę sprzedawane po 500 zł, gdy fizycznych kopii zabraknie w sklepach, a podejrzewam, że tak będzie, bo smok nielot jest podobnie jak Crash bardzo rozpoznawalną postacią, a premiera jamraja pokazała, że jechanie na sentymencie się cholernie opłaca. Oficjalna data premiery to 21 września 2018 i będzie nosić nazwę: Spyro Reignited Trilogy. Muszę przyznać, że obecny rok zapowiada się naprawdę wyśmienicie (pozdro Wojtek) pod względem wielkich premier. Zapraszam do GROmady.

Ciesze się, że dali normalnego, prawdziwego Spyro, a nie tego mutanta ze Skylandersów...

Pamiętam jakby to było wczoraj jak pisałem, że cyferka na początku się zmieniła, a tu minęło kolejne dziesięć tygodni i znowu mamy nową cyfrę, a więc kolejna dziesiątka GROmad właśnie została zamknięta. Ostatnio przy okazji jubileuszowego numeru zaprosiłem piękne panie i ich teksty zostały bardzo ciepło przyjęte przez zGROmadzonych, także stwierdziłem, że skoro znów mamy jubileusz to ponownie zapytam grające damy jakie płyty obecnie kręcą się w czytnikach ich konsol, a odpowiedź macie poniżej.

Tak oto ze swoim pierwszym wpisem debiutuje nowa użytkowniczka LadyDiesel mając wysoko postawionych znajomych w mafii (zapewne paliwowej co sugeruje nam drugi człon nicku) wymusiła na mnie publikacje swojego artykułu. Niby się nie boję, bo w końcu mam znajomości w Srakcie, ale uznałem, że tekst jest naprawdę dobry także macie okazje go przeczytać. Po raz trzeci GROmada ma przyjemność gościć panią od pierogów, witam Pierogową Angele. Moje zaproszenie przyjęły też Ellie94 i Majkela, które debiutowały w poprzedniej jubileuszowej GROmadzie oraz Powerstuff, która na wspomniany jubileusz wtedy z jakiegoś powodu nie dotarła. Napisała dla nas też cosplayerka Shinryu (niedawno chwaliła się swoją najnowszą kreacją w blogach). Teksty jak zwykle publikuje w takiej kolejności w jakiej je dostałem także nie przedłużając oddaje w pełni głos użytkowniczką PPE. Zapinamy pasy i startujemy!


LadyDiesel

Witam, na wstępie chciałabym podziękować za miłe przyjęcie na PPE. Jestem dość „świeżym” użytkownikiem i raczej czytam komentarze innych niż je sama piszę, ale jak już coś skrobnę to jeszcze nikt mnie nie odesłał do kuchni, gdzie moje miejsce :) Za to też wielkie dzięki.

Ostatnio poznałam człowieka, który zaproponował mi napisanie kilku słów na GROmadę (tak REAL… o Tobie mowa). Obiecywał sławę i pieniądze (po czym wpłacił 5zł na moje konto). Jestem na takim etapie swojej kariery zawodowej, że za takie pieniądze jestem w stanie zrobić wiele… tak więc zapraszam do czytania.

Podobno mój kawałek tekstu ma pójść pierwszy – jak się o tym dowiedziałam, zaraz przypomniał mi się dowcip:

- Skąd się wziął zwyczaj puszczania kobiet przodem?

- W czasach prehistorycznych nasi przodkowie sprawdzali w ten sposób, czy w jaskini nie ma niedźwiedzi.

To idę na pożarcie jako pierwsza :) Postaram się napisać kilka słów o usłudze PlayLink, która jest u mnie ostatnio na tapecie. Zacznę od tego, że grająca kobieta nie ma łatwego życia, przynajmniej takie są moje doświadczenia. Do tego pracująca matka na swoim. Rodzice przy każdym spotkaniu tłumaczą mi, że w mojej obecnej sytuacji to raczej sprzątanie i gotowanie powinno być moją pasją, w pracy uważają mnie za dziwaka, który pędem wraca do domu, bo tam czeka paczuszka od kuriera, oczywiście z grą w środku. Z koleżankami też jest raczej krucho, bo jakoś brak wspólnych tematów – plotki ani życie innych ludzi jakoś mnie nie interesuje, na seriale nie mam czasu, romansów nie czytam i nienawidzę łazić po galeriach bez celu. Mąż… hmmmm… z mężem to też różnie bywa. Niby akceptuje moje hobby, ale jak widzi, że przy 30 min mojego wolnego czasu szybciutko odpalam konsolę, żeby zrobić jakiś queścik, bo na tyle tylko mi czas pozwoli – jego oczy mówią same za siebie – „taka stara, a taka głupia”.

Próbowałam różnych sposobów, żeby namówić moją lepszą połowę do grania – towarzyszyłam w rozgrywce, nosiłam zimne piwko, robiłam za cheerleaderkę kiedy w DriveClub wygrywał jakiś wyścig. Ale na dłuższą metę moje starania szły na marne. Na szczęście z pomocą przyszło moje kochane Sony (tak, jestem niebieskim chłopcem :) i drugi raz tak, REAL dopłacił mi złotówkę za przyznanie się do tego publicznie). Kilka tygodni temu pobrałam wreszcie grę, którą użytkownicy PS Plus dostali za darmo – To jesteś Ty. Całkiem fajna gierka, szczególnie dla ludzi, którzy znają się dość dobrze. Wspólne granie było sympatyczne, zabawa nawet dobra, ale po 2h rozgrywki w dwie osoby po prostu nam się znudziło. Nie pomogło nawet zadanie – „Co namalowałbyś na twarzy drugiego gracza, który po ostrej imprezie ucinałby sobie drzemkę pod stołem”. Ale przynajmniej wyszło na to, że znamy się jak łyse konie – zgadzaliśmy się prawie we wszystkich pytaniach. I… od tamtej pory jestem bardziej czujna po spożyciu + wszystkie markery out z domu.

Nie dając za wygraną zamówiłam Ukryty Plan w nadziei na to, że mój wybranek spędzi ze mną więcej czasu. Dodam od razu, że PlayLink nie jest dla mnie tak do końca graniem. Jest to jakieś nowe doświadczenie, jest to jakąś formą rozrywki, ale w sytuacji, kiedy nie trzymam w ręce pada nie potrafię się jeszcze odnaleźć. Gra okazała się całkiem przyjemna, wizualnie cieszy oko, kilka razy trzymała w napięciu tylko… trochę za szybko się skończyła. Po 2h z minutami pojawiły się nam napisy końcowe, czarny charakter nie został złapany, mąż odetchnął z ulgą, że już po wszystkim a ja poczułam niedosyt… Został nam jeszcze tryb rywalizacji, na który, mam nadzieję, jeszcze kiedyś go namówię. Kolejna gra, w którą grało by się o wiele przyjemniej przynajmniej w trzy osoby.

Następna moją próbą zaciągnięcia ślubnego przed konsolę była gra Wiedza to Potęga. Jako była posiadaczka PS2 i weteranka BUZZER Quiz World wiedziałam z czym to się je. W sumie to natrzaskaliśmy w to razem kupę godzin (matko… jak ten czas szybko leci) Na początku wcielamy się w jedną z kilku postaci (Pan Parówa najlepszy – identycznie wyglądał mój pan od PO, mąż za karę grał wróżem transwestytą) strzelamy sweetfocię z rąsi i zaczynamy :) Przemiły głos Boberka jako prowadzącego jest tu dużym plusem. Jako fanka serii Uncharted przez całą rozgrywkę miałam Nathana przed oczami.

Gra mnie absolutnie nie rozczarowała. Uwielbiam quizy, a że akurat padały pytania o gry, alkohole i jedzenie to też mąż nie miał ze mną szans. Po moich 6 zwycięstwach odłożył telefon i wyszedł do garażu :/ W przypadku tej gry, moim zdaniem, najlepsza zabawa zaczyna się od 4 graczy w górę.

Wreszcie przyszedł czas na Frantics. Na nią nie mogłam się najbardziej doczekać – plastelinowy świat niczym Neverhood czy Armikrog. Czasy kiedy jako dzieciak często w kilka osób, bez szukania pomocy w Internecie, głowiliśmy się jak rozwikłać jakąś zagadkę. Gdzieś tam u rodziców na strychu pewnie do dziś kurzy się mój zeszyt z rozrysowanymi znaczkami, z kodami do GTA czy The Age of Empires. Kto pamięta hasło LUMBERJACK ręka do góry :)

Frantics okazało się całkiem przyjemną gierką – na wstępie oczywiście musimy strzelić fotę twarzy, po czym dostajemy pasującego do nas zwierzaka, którym będziemy młucić w mini rozgrywkach. Mi gra przydzieliła mrówkojada (hmmmm) ale za to mąż dostał świnię ;) Tutaj gra w dwie osoby już nie jest taka nudna – miły prowadzący wyciąga telefon i zaprasza swoich kompanów – czyli zawsze gramy przynajmniej we czwórkę. W naszym przypadku do grania w swoim towarzystwie co było mega miłe, doszedł jeszcze alkohol, który spotęgował uczucie beztroski i dobrej zabawy. A co najważniejsze, za każdym razem przegrywałam ku uciesze mojego chłopa. (Tak, tym razem po wspólnym graniu nie zalegał już na podłodze w łazience, leżąc w pozycji na embriona, łkając jak dziecko). Podczas jednej z rozgrywek, nagle zadzwonił mój telefon. Ku mojemu zaskoczeniu na ekranie pojawił się prowadzący lis, który po cichutku, do uszka sprzedał mi niezły patent na zdobycie dodatkowych punktów w grze. Kurcze, no przyznam się szczerze, że poczułam się jak ktoś zupełnie wyjątkowy (normalnie jak ten dziadek z reklamy Werther’s Originals)

Nie żałuje zakupu żadnej z tych gier - fajna zabawa za niską cenę. Czas spędzony z rodziną – bezcenny, szczególnie kiedy można komuś udowodnić, że granie na konsoli to nie tylko łojenie wrogów, czysty grind czy wielogodzinne expienie postaci (co też bardzo lubię). Czekam na chwilę, gdy moja córka będzie już na tyle duża, żeby złapać za pada i pograć z mamą A potem przejdzie Wiedźmina na poziomie trudności Krew, pot i łzy i… mogę umierać :)

Dobra, to póki co zabawa zabawą, ale PlayLink ląduje na półce i poczeka sobie na jakąś imprezę na którą zaproszę kilku znajomych. Far Cry 5 sam się nie skończy, A Way Out już do mnie jedzie, a wiadomości o Kratosie zalewają Internet czyli już niedługo GoW ^^

Serdecznie pozdrawiam, życzę miłego weekendu! Pochwalcie się proszę w komentarzach czy gracie ze swoimi połówkami. (szkoda, że gier ze split screenem jest tak niewiele) Za najlepszy tekst mogę oddać te pięć złociszy od REAListy ;)

Aaaa i jeszcze jedno. Chłopaki prowadzą casting do GROmady. Nie wiem o co chodzi, mowa była o jakiejś czarnej kanapie… nie jestem w temacie, ja niestety nie mogłam dojechać. Ciekawe kto oprócz mnie i REAListy wystąpi w tym odcinku…

 

Pierogowa Angela

Witam szanownych graczy, dzisiaj na tapecie Far Cry 5, który był dla mnie wielkim zaskoczeniem. Dlaczego? Ponieważ nie miałam absolutnie żadnych oczekiwań co do tej gry. Chciałam tylko miło spędzić czas podczas strzelaniu do biednych botów, a oprócz tego dostałam o wiele więcej. Muszę też zaznaczyć, że moją przygodę z serią Far Cry zaczęłam od trzeciej części, która była świetna, czwarta niestety słabiutka, a Primal moim zdaniem był najlepszy dopóki nie zagrałam w piątkę, ale może od początku.

W grze wcielamy się w federalnego policjanta, który został wysłany do fikcyjnego hrabstwa Hope w stanie Montana w celu aresztowania przywódcy fanatycznego kultu religijnego, Josepha Seeda, który wraz ze swoim rodzeństwem „nawraca” ludzi i pozbywa się nikczemnych „grzeszników” przeważnie w drastyczny sposób. Historia jak to w Far Cry bywa jest tylko tłem, ponieważ do jakiś złych ludzi trzeba strzelać, ale pomimo swoje głupkowatości była całkiem przyjemna, a to za sprawą świetnie napisanych antagonistów. Każdy z nich jest godny zapamiętania, poznamy tutaj błogosławionego Josepha, który jest oaza spokoju, mówi stanowczo, przekonująco, nie unosi się, cokolwiek zrobimy złego, on nam wybacza, naprawdę jest jak dobry ojciec. Jego siostra Faith jest z pozoru miłą, uroczą dziewczyną, która potrafi omamić i pomieszać w rozumie każdego dzięki swojemu narkotykowi „Błogość” tworząc tym samym zastępy zombie. Najstarszy brat Jacob jako weteran wojenny jest bezwzględnym morderczym typem, który tresuje zabójcze wilki zwane „sędziami”. Natomiast najmłodszy brat John jest najbardziej sadystyczny, znany jest z tego, że graweruje grzechy osoby na jej skórze, jeśli go odpuści wtedy wyrywa go ze skóry.  Jak widzicie, całkiem udana rodzinka, ale scenki z nimi są po prostu genialne. Co do naszych sojuszników to szału nie robią, każdego największym pragnieniem jest zlikwidowanie kultystów wraz z Seedami na czele, a my im w tym chętnie pomagamy.

Rozgrywka nie różni się zbytnio od poprzednich części, mamy otwarty świat, który podzielony jest tym razem na trzy regiony, w każdym z nich rządzi jeden z Seedów więc, żeby się dobrać do Josepha trzeba, wyzwolić każdy region. W tym celu robimy misje fabularne, poboczne, wyzwalamy miejscówki opanowane przez kultystów, ratujemy cywili itp. Podoba mi się to, że nie ma typowych wież Ubisoftu, które odkrywają część mapy ze wszystkimi znajdźkami, tutaj dopiero po porozmawianiu z jakimś cywilem, zaznaczają się aktywności na mapie. Jest to o tyle fajne, że nie jesteśmy od samego początku przytłoczeni zalewem znajdziek, których końcem końców i tak nie robimy, bo jest ich za dużo.

Widać, że twórcy się postarali przy tworzeniu misji, pomimo niezmieniającego się sytemu przynieś tamto, zabij tych, sprawdź co się dzieję, próbują nam te misje jakoś urozmaicać, więc np. musimy znaleźć klucz w psich odchodach, wystąpić w filmie do „Blood Dragon 3” czy zdobyć na festiwal jaj, jaja byków i to różnymi sposobami. Natomiast misje typu uratuj cywila i wyzwól miejscówkę, niestety są takie same i często je pomijałam. Podobają mi się natomiast znajdowanie skarbów tzw. skrytek prepperska, które nie polegają na tym, że otwierasz skrzynkę i już, tylko na początku czytasz notkę, która tłumaczy gdzie coś jest i dlaczego, następnie trzeba wykonać jakąś prostą zagadkę czy czynność, typu włączyć prąd w zalanym miejscu i następnie skakać po belkach by omijać wodę, czy przejść przez dom strachów, naprawdę są różne. W grze mamy też tak zwane „spluwy do wynajęcia”, które po wykonaniu dedykowanej im misji, mogą nam pomagać, a każda ma inne metody. Mamy więc np. pumę, która może się czaić i zabijać po cichu, typa, który ostrzeliwuje wrogów z samolotu, czy babeczkę ze snajperką i rzeczywiście zabijają wrogów, a nie tylko udają. Chociaż i tak ich sztuczna inteligencja nie jest wyrafinowana to samo tyczy się przeciwników, którzy nie widzą nas czasem z jednego metra kiedy stoimy koło nich czy też wbiegają jeden za drugimi przez drzwi gdzie ty każdemu raz po raz sprzedajesz kulkę, naprawdę mogliby to dopracować, bo cały czas ten sam problem pojawia się w każdej odsłonie. Chyba i tak najbardziej denerwującymi przeciwnikami są jednak atakujące nas znienacka zwierzęta, idziemy sobie spokojnie leśna łąką a tu znikąd krwiożercy skunks strzela do nas swoją brzydko pachnącą wydzieliną, albo jakiś niedźwiedź nagle zrobił się głodny.

Model strzelania, jazdy samochodem, latanie helikopterem jest żywcem wyjęty z starszych części, ale czy to źle? Myślę, że nie, bo są one naprawdę dobre, w szczególności strzelanie z łuku w głowę przeciwnika, miód na serce. Jeśli już mowa o broniach, to mamy standardowo, strzelby, karabiny, snajperki, miotacze ognia itp. możemy je również modyfikować, dodając lepszy celownik, większy magazynek czy po prostu zmienić kolor. Do użytku, znajdziemy dynamity, granaty, bomby, które można detonować czy też różne dopalacze, które nas wzmacniają dodając siły, szybkości itp. Wszystko to możemy wytwarzać na własną rękę, albo kupić po odblokowaniu danej umiejętności za talenty. Natomiast talenty zdobywamy poprzez robienie wyzwań czy znajdywanie w skrytkach prepperskich. Wyzwania też są tradycyjne, takie jak zabij ileś tam jakąś bronią, ale mamy też zadania łowieckie, czyli oskórowanie danego zwierzęcia czy też nowość, łowienie ryb, które swoją droga jest bardzo przemyślanym i relaksującym zajęciem. Same umiejętności też są w porządku, oprócz zwiększania zdrowia, czy szybkości przeładowania danej broni mamy też np. wingsuit do podniebnego szybowania, czy też ulepszanie naszych spluw do wynajęcia.

Graficznie, otoczenie jest cudne, przepięknie wyglądają lasy, rzeki, góry, szczególnie lecąc helikopterem czy samolotem, nawet zasięg rysowania jest całkiem spory. Czuć ten „redneckowy” i wiejski klimat naszych pałających miłością do ojczyzny amerykanów. Mogę się przyczepić do modelów przeciwników, są one bardzo powtarzalne, chyba jest ich tylko pięć na krzyż i cały czas widzimy tego zarośniętego typa z brodą, trochę słabo. Niestety bugi też występują, te mniejsze dosyć często, czyli przenikanie się obiektów, fizyka samochodów, gdzie jeden wchodzi na drugi czy też zablokowanie się gdzieś przeciwnika, na takie błędy przeważnie przymykam oko, bo nie psują rozgrywki, ale dwa razy zdarzyły mi się takie gdzie musiałam wyłączyć grę, bo pojawiał się czarny ekran i nic nie można było zrobić, dobrze, że gra zapisuje się automatycznie, bo naprawdę bym się zdenerwowała. Całą kampanie można przejść w coopie w dwie osoby, ale nie chcę się wypowiadać ponieważ grałam solo, tak samo nie odpaliłam jeszcze trybu arcade, więc nie wiem na czym polega.

Pomimo tego, że Far Cry 5 jest powtórką z rozrywki z poprzednich odsłon, to bawiłam się przy nim genialnie, a to za sprawą pewnych usprawnień, których na pierwszy rzut oka ciężko dostrzec. Widać też, że twórcy próbowali urozmaicić nam nieco zabawę poprzez dodanie do sprawdzonej już formuły ciekawszych zadań, antagonistów czy też bardziej przyziemnego klimatu (stany zjednoczone, zamiast prehistorii, Himalajów czy wysp tropikalnych). Dla mnie gra jak najbardziej udana, tym bardziej, że byłam do niej sceptycznie nastawiona. Korzystając z okazji to zapraszam na mój kanał na YT: „Niedobre Pierogi” gdzie pojawi się niebawem recenzja, tutaj nie chciałam was za bardzo męczyć zbyt długim tekstem do czytania. 

Pozdrawiam i życzę miłego weekendu.

 

Ellie94

Witajcie Gromado :D

To już mój 2 wpis i czuje się niezwykle doceniona przez osoby, które sprawują pieczę nad tym całym przedsięwzięciem, chce im podziękować za zaufanie, nawet jeśli będę pisać same bzdury, a to już wyjdzie pewnie w praniu ;)

Tym razem na warsztat wezmę kilka spraw o których mam zamiar rozpisać się bardziej lub mniej.

Na pierwszy ogień idzie Assasin's Creed Origins, przez wielu zachwalana za "większe" zmiany przede wszystkim w rozgrywce. Po kilku miesiącach i ja postanowiłam sprawdzić o co się rozchodzi. Gierka trafiła w moje łapki w wersji na Xbox One, zaznaczam, że nie skończyłam jej jeszcze, za mną jest około 50h i cały czas się to zwiększa, ale niestety nadchodzi ten moment jak w większości sanboxów - znużenie... Nie żeby gra była słaba, ale ogrom mapy według mnie jest przesadzony, zadania poboczne na szczęście nie wszystkie to poziom Dragon Age Inkwizycja, ale do Wiedźmina 3 to im daleko, no i ta ilość :O kurde przesada, ostatecznie może ich być nawet 100 co w porównaniu z takim Horizon Zero Dawn w którym było ich około 20-25 no to sorry, ale różnica jest ogromna wiadomo do kogo poleci plus. Sam wątek fabularny jakoś też nie zachęca, mimo że Bayek i Aya to fajni bohaterowie, ale na grę średnio 50-60h kilka godzin fabuły to strasznie miałki wynik. Mam nadzieję, że później historia się bardziej rozkręci. Nawet nowy system walki (który jest ciekawy), elementy RPG to według mnie żadne nowości, bo prawie w każdej podobnej grze takie elementy się znajdą. Pewnie narzekam za bardzo, ale taka już jestem, grę mam zamiar skończyć, ale jeszcze z dobry miesiąc mi zejdzie albo i dłużej. Ktoś napisze "Wiec czemu samej fabuły nie przejdziesz najpierw" nie potrafię, w każdej grze przed jej końcem staram się wyczyścić ją jak przysłowiową cytrynkę i może tutaj jest pies pogrzebany. Ale ten klimat starożytnego Egiptu, te widoki nadal trzymają mnie przy niej. Tak czy inaczej mam dość gier z otwartym światem, gdzie mapy są tak ogromne, są wyjątki jak chociażby niedawno zakupione Red Dead Redemption, Horizon Zero Dawn, ale takie gry to można na palcach jednej ręki policzyć. Jak to super, że teraz już niedługo wychodzi God of War i Detroit Become Human, w szczególności ta druga produkcja to typowa gra fabularno-liniowa, jak mi takich gier brakuje. Cieszmy się, że takie gry jeszcze są, bo zalew sandboxów powoduje u mnie odruchy wymiotne.

Kolejna sprawa, a mianowicie niedawna premiera gry A Way Out nastawionej tylko i wyłącznie na zabawę 2 osób w trybie kooperacji trochę mnie zasmuciła nie z tego powodu, że nie mam znajomych do grania ;P Ale raczej dlatego, że gierka jest bardzo fabularnie nastawiona, a uważam że w takich produkcjach zabawa 2 osób może lekko zaburzać immersje z gry. Co innego gry multi. Ale wiecie co? Walić to! mam zamiar ją kupić jak nie teraz to w niedalekiej przyszłości , nie po to tyle osób ją chwali, cena nie odstrasza, a do tego poznam historie, nawet jeśli nie do końca się skupiając. Czy to trochę z moim siostrzeńcem czy z kimś przez sieć, chcę wrócić chociaż trochę do czasów PS3 kiedy granie w kooperacji Uncharted 3 w szczególności dawało frajdę niezwykłą. Nasuwa mi się także ogromna chęć na zaliczenie po raz 3 kampanii Gears of War 4 tylko tym razem na podzielonym ekranie oczywiście. Wszyscy krzykacze którzy uważają grę za słabe Gearsy niech spadają, ja się bawiłam przy nich super ;) Niech tylko kupię 2 pada (czaję się na motyw JD na padzie, niebiesko szary) to po raz kolejny mój biedny siostrzeniec będzie "wykorzystywany" ekkhmm xD w dobrym stylu, aby moje zachcianki spełniać :D On to ma życie ;) Liczę też na zapowiedź na E3 czy to remake 2 części, a przede wszystkim nawet na kilku sekundową zajawkę 5 odsłony, żebym chociaż wiedziała na co czekam, budowała już hype itp.

Moje kolejne przemyślenia (wytrwaliście? Jak tak to gratuluję ;)

Mamy już kwiecień i poważne exy na PS4 nadchodzą aż głowa boli , pierwszy God of War czyli Day One, a drugi Detroit Become Human i tutaj na temat produkcji Cage chcę trochę się rozpisać, bo jakby nie patrzeć moje zainteresowanie grą zmieniało się strasznie przez ostatnie 2 lata. W dniu zapowiedzi czyli bodaj na Paris Game Week 2015 zobaczyliśmy pierwszy zwiastun, bohaterkę (Kara) i ogólny zarys fabuły. Moja reakcja- super, nie mogę się doczekać, dawać kolejne materiały, na E3 2016 zaprezentowali nam postać Connora, no fajnie detektyw, osobowość interesująca, czyli będzie więcej bohaterów mi to pasuje. No i czas nadszedł na E3 2017, niestety targi mnie rozczarowały, ale to już osobna sprawa. Quantic Dream pokazało kolejny materiał tym razem o Marcusie kolejnym androidzie gdzie przyjdzie nam poznać jego historię i mój hype spadł do zera. Spokojnie nie jestem rasistką, bo trzeci bohater jest czarny :P Ale on sam kompletnie nie zbudził u mnie zainteresowania. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam, że na chwilę pojawiła się tam nasza Kara, ale to pewnie dlatego, że oglądałam na żywo o trzeciej w nocy i rozbudzona w pełni nie byłam, wiele elementów mi umykało, bo ziewałam co chwilę :D Wiedziałam tylko, że Karą przyjdzie nam pokierować, ale twórcy coś nie byli chętni na pokazanie chociaż skrawka jej historii, aby zachęcić mnie do kupna ich gry, aż przez myśl mi przeszło, że może jej wątek będzie bardzo minimalny, albo po prostu go usuną. Nie będzie niespodzianką jak napisze, że jako kobieta o wiele bardziej lubię grać postaciami żeńskimi niż męskimi, no to znacie już jeden z wielu powodów czemu tak bardzo czekam na The Last of Us Part 2 :) Ok wracając do tematu, nadeszły targi Paris Game Week 2017 i pomijając już aspekty kontrowersji 2 pewnych znanych zwiastunów, o których było bardzo głośno, wreszcie doczekaliśmy się fragmentu z Karą. Nareszcie! Zwiastun był dość szokujący (temat przemocy rodzinnej, jest powszechnie znany, ale coś takiego pokazać w grze, no szacun) i nie ukrywam łezka mi poleciała, sama muzyka do tego też skłoniła, ale te niecałe trzy minuty materiału, a ja już zżyłam się z Karą. Widać, że opieka nad skrzywdzoną małą dziewczynką Alice będzie motywem przewodnim (zauważyłam, że mała też może umrzeć). Ja już się boję, że schrzanię wybory i będzie się czuła tragicznie, ale póki nie zagram to mogę tylko gdybać, ale postaram się podejmować decyzję jakie ja bym w tym momencie podjęła, nie zawsze będą one dobre, jak w prawdziwym życiu. Historia Kary będzie emocjonalna, tak czuję, a po zagraniu już kilka lat temu w The Last of Us wpadłam w typowy motyw opiekuńczy, może nie każdy lubi w grach zajmować się postacią słabszą, młodszą, ale ja nigdy nie miałam "pretensji" do takich gier. I tak jak na początku wspomniałam: ten zwiastun spowodował u mnie prostą myśl= Kupuję w dniu premiery. Oby więcej takich sprzecznych myśli na temat danej gry, bo lubię się zaskoczyć jakimś materiałem, jeśli mam już hype zerowy, niż mieć go cały czas wysoko i w pewnym momencie drastycznie on spada dajmy na to kilka dni przed premierą.

Tak poza tym to niedawno ograłam Rime z Plusa przyjemna gierka, Firewatch no tutaj to się pozytywnie zaskoczyłam, bo mimo, że aspekty technicznie gry nie byłe fenomenalne (PS4) to przymykałam na nie oko, bo historia i dialogi były na bardzo wysokim poziomie, polecam jeśli ktoś lubi odpocząć od strzelanek i wchłonąć klimat przygody strażnika leśnego? ogniowego? No ogólnie akcja się w lesie dzieje :D Jest to typowy "symulator chodzenia" jakich ostatnio dużo, ale w tym przypadku nie przeszkadzało mi to ani trochę. I ten styl graficzny, strasznie przypominał mi jedną z moich ulubionych gier na PS3 Prince of Persia ale ten z 2008 roku. Ubisoft dawać kolejną część ;)

Koleżanki i koledzy kończę już ( ale maruda ze mnie co? :) wiosna nadeszła i nie należy siedzieć przy PPE tylko wyjść na dwór, bo pogoda zacznie nam się poprawiać, czy to deszcz czy to słońce spacery i jazda na rowerze mile widziane :D Ja swojego "złomka" muszę z garażu wyciągnąć i trochę o niego zadbać zanim ruszę z przejażdżkami, w tym roku chce trochę bardziej zaszaleć na rowerze, bo przyznaję w zeszłym roku, jakoś nie za bardzo mi się chciało, bo jazda do najbliższej wsi (3km) to trochę słabo ;) Spokojnie o graniu nie zapomnę, liczę, że wy także :P

Wam za to życzę sprzyjającej pogody, zdrówka i do zobaczenia, miejmy nadzieje w następnym moim występie w GROMADZIE.

TRZYMAJCIE SIĘ!

POZDRAWIA ELLIE RAZEM Z JOELEM :D

 

Majkela

Są pewne gry, które nigdy się nie starzeją – a to dzięki swej niezwykłej fabule czy sposobowi narracji. Najczęściej dzieła te zapadają w pamięć i pomimo szczerych chęci nie da się ich stamtąd wyplenić. Odciskają na naszej duszy swe piętno niczym tomik poezji Mickiewicza. Nic zatem dziwnego, że od czasu do czasu ktoś postanowi pożerować na uczuciach graczy i wydoić z nich nieco złotych talarów przy użyciu najzwyklejszego w świecie sentymentalizmu. Wówczas to powstają remastery historii, które poruszyły świat.

Nie tak dawno powstał remaster Shadow of the Colossus – niezapomniana przygoda w mrocznej krainie zamieszkanej przez kolosy. Niemniej nie jest to jedyna klasyczna, mroczna historia, która powróciła na PS4. Nieco wcześniej, bo w 2016, na nowe konsole od Sony powrócił bowiem thriller przez wielu uważany za kamień milowy w historii gier: Heavy Rain.

Zrobienie remastera gry, w której i tak niemal cały nacisk położono na świetnie wyreżyserowaną fabułę, brzmi jak najłatwiejsza sprawa pod słońcem. Ot, wystarczy lekko podrasować grafikę i już – mamy idealny remaster! Nie brzmi to jak specjalnie ambitne zadanie ani nie przywodzi na myśl szlachetnej myśli przybliżenia nowemu pokoleniu graczy starego arcydzieła. Jawi się za to jak najzwyklejszy skok na kasę – w końcu zawsze lepiej sprzedać coś dwa razy, niż tylko raz! Niemniej w przypadku Heavy Raina można na to przymknąć oko. I bynajmniej nie dlatego, że nie jest to skok na kasę – i to wręcz wulgarnie oczywisty. Nie, oko przymknąć można tylko i wyłącznie dlatego, że Heavy Rain wielką grą jest.

Sama historia nie zestarzała się w ogóle. Trzyma w napięciu tak samo jak ongiś. Śledzenie losów poszczególnych bohaterów, poznawanie ich osobowości i roli w całej, pogmatwanej historii Zabójcy z origami bawi niezależnie od rozdzielczości ekranu czy liczby FPS-ów. To wciąż ta sama, mroczna historia, w której doświadczymy klaustrofobii tłumu, niepokoju o losy najbliższe i straty dziecka. To też historia o demonach czających się wewnątrz każdego człowieka. A wszystkiemu przygląda się niemo przyroda, roniąc gorzkie, ciężkie łzy…

Całość, dzięki remasterowi, jest podana w ładniejszych szatach. Niemniej na tym de facto remaster się kończy. I choć z jednej strony to bardzo dobrze (zmiana fabuły byłaby przecież zbrodnią!), z drugiej – czuć pewien niedosyt. Zwłaszcza, że już pierwotna wersja gry cierpiała z powodu niesamowicie udziwnionego sterowania. Tutaj tego w żaden sposób nie poprawiono. A szkoda – gdyby to zrobiono, Heavy Rain stałoby się jeszcze lepszą grą. A tak na wieki pozostanie już tylko bardzo dobrą.

 

Powerstuff

No i wreszcie piszę do Gromady. Udało się jakoś wykrzesać trochę czasu, którego zbrakło na "babską gromadkę". Ostatnio czas u mnie upływa głównie na pracy i grafice, ale zawsze znajdzie się miejsce na granie :) Staram się je wpychać w wolne terminy, ale też namiętnie obserwuję poczynania w grach Adama (Adam_11). Szczerze przyznam, że nawet wolę obserwować i komentować niż sama chwytać za pada. No chyba, że naprawdę coś mnie bardzo zainteresuje.
A zainteresowało mnie ostatnio bardzo mocno Stardew Valley. Gra mnie pochłonęła bez reszty. Nie mogłam skupić się w pracy, bo ciągle myślę o mojej farmie! Chyba uzależniłam się od sadzenia warzywek i ścinania drzew. Od zawsze lubiłam Pokemony i gdzieś zauważam powiązanie. Fajnie tak sobie pochodzić po mapie, podrzucić komuś paprykę i dostawać za to kasę. Opcji w grze jest masa, więc tak naprawdę sama farma nie musi być u nas na głównym miejscu. Zatem od tygodnia spaceruję po jaskiniach, zabijam "gluty", zbieram minerały, łowię ryby i gadam z mieszkańcami. Wydaje mi się, że juz zwariowałam, ale gra naprawdę przypadła mi bardzo do gustu i polecam każdemu, kto się lubi porelaksować podlewając roślinki. Ostrzegam tylko przed tym, że można wsiąknąć na długie godziny i zatracić poczucie czasu...


Z innych produkcji - Bayonetta 2. Wreszcie na Switchu! Wiem, że to już stary temat, ale jestem wielkim fanem i nie mogę nie wspomnieć. Jedynkę przechodziłam na wszystkich poziomach trudności (nawet na very easy) i dwójkę muszę pociągnąć podobnie. Nie mam innego wyjścia. Jednak wydaje mi się, że druga odsłona poleciała w jeszcze większy kicz i żart, który nie do końca rozumiem (fabuła to jakiś koszmarek). Staje się to jednak mało ważne, przy tej mechanice rozgrywki. Uwielbiam slashery, a ten jest najlepszy w jaki grałam i czekam z niecierpliwością na kolejną część. Prawie cała gra pękła w jeden weekend. Miło było wrócić do tej serii.
Wspólnie gramy dalej w Overwatcha. Na zmianę, zależnie od mapy wymieniamy się padem i dalej mocno żałujemy, że gra nie ma trybu kooperacji :( W Halo można było dodać 3 gości na multiplayer. Tutaj brakuje tego elementu tak dla nas istotnego. Byłaby na pewno lepsza zabawa i mamy nadzieję, że kiedyś twórcy przemyślą temat i dadzą możliwość zaproszenia przynajmniej jednego gracza do wspólnej gry.

Dalej lecimy jeszcze z Borderlands 2 i to jest najlepsza gra na kooperację jak dla mnie. Zresztą ja lubię tony lootu więc idealna gra dla mnie. Przy jedynce bawiliśmy się bite kilkanaście godzin z przerwą na siusiu i spanie. Dwójkę przechodzimy kolejny raz, tym razem z pakietem dlc i bawimy się nieco gorzej, ale też jest dobrze.
Czekamy teraz na Soulcalibura - i chyba to jedyna bijatyka, która mi się naprawde podobała i mimo, że wiecznie z Adamem przegrywam, to tak czy siak fajnie trochę stłuc go. Chociażby w grze :D i chyba nabędziemy Wayout - bo przynajmniej coś ciekawego na dwóch graczy.
Jako obserwator widzę codziennie Dragon Ball Fighter Z i w sumie dość mocno słyszę :D Najbardziej jak cios nie wchodzi, albo gorzej idzie, to już jest porządny decybel w domu. Staram się wtedy nie wchodzić do pokoju ;) Oglądałam też ostatnio DLC do Resident Evil VII. Śmiechu było co nie miara. End of Zoe to komedia. Wujaszek bokser powinien zostać komikiem. Całe brygady wojsk zostały pokonane przez zombiaki z glutów, a wujek gołymi rękoma rozwalał ich na drobne kawałki. Niestety nie urzekło mnie to i w stosunku do głównej gry, to niestety na to zabrakło chyba pomysłu, czasu, no nie wiem...
Ok czas chyba nadszedł zakończyć ten długi wywód i pewnie mało ciekawy... :) Pozdrawiam wszystkich co dobrnęli do końca i jeszcze może im się podobało. No to już w ogóle chapeau bas. Wracam do kawy, ciasta i obserwowania, bo Adam akurat gra w Ni No Kuni 2: Revenant Kingdom...

 

Shinryu

JRPG, o którym nikt nie pamięta, albo prawie nikt nie słyszał.

Ja od razu na początku przeproszę za ścianę tekstu, ale ciężko o ulubionej grze, którą się ZNOWU ogrywa napisać mało :D

Mowa tu o jRPGu z 1998 roku (w Europie zaś w roku 2000) wydanego na platformę Playstation. Został wyprodukowany przez Contrail i Prokion. Wydana została przez Sony Computer Entertaiment. Gra nigdy nie została wydana w Polsce, więc teoretycznie nie powinnam jej w ogóle znać - o ironio, zostałam na niej wychowana.

Zacznę tutaj od muzyki, która wydaje mi się, że jest ponadprzeciętna. Melodie wpadały w ucho, świetnie oddawały klimat danych sytuacji, lokacji, a battle theme wydaje mi się być jednym z lepszych. Melodia tytułowa, czy ta z miasteczka Rim Elm są dla mnie tak dobrze zapamiętane, że gdyby ktoś obudził mnie po jakiejś popijawie w środku nocy to byłabym w stanie zanucić melodię od początku do końca. Muzyką zajmowała się Michiru Ōshima, tworzyła muzykę między innymi do Legend of Zelda: Twilight Princess, więc część z Was pewnie z jej twórczością jest zaznajomiona.

Legaia z Alundrą dzielą jeden wspólny utwór muzyczny, o właśnie ten:

We wczesnym dzieciństwie miałam dość komfortową sytuację posiadania PS One w domu. Osiedle, na którym mieszkałam było stosunkowo małe, to i osób, które miały konsolę - m.in. moich rówieśników było tyle, co kot napłakał. Właściwie byłam skazana na gry, które przyniesie do domu mój tato. Tak to było, że tata grał w Syphony Filtery, Residenty, MGSy itp. (podobny gust miał do mojego chrzestnego) więc podobnych gier przewijało się w domu wiele. No i pewnego dnia trafiła do nas Legaia. Zawsze siedziałam obok i obserwowałam jak gra w gry, uczyłam się czytać na solucjach, bo przecież faceci podobno średnio w multitasking :D. Tak też po jakimś czasie sama sięgnęłam po ten tytuł i...przepadłam :D

To jest ten tytuł, do którego wracam co jakiś czas, tak jak do dobrej książki, czy do filmów Tarantino. Pierwszy raz za tę płytkę złapałam mając może z sześć lat, totalnie nie rozumiałam angielskiego, ale ta gra była tak kolorowa, tak ładnie wyglądała, jak na te czasy (6 lat miałam w 2002 roku :D), że chciało się grać i grać. Wydaje mi się, że największą frajdę, będąc dzieckiem grającym w tą grę sprawiało mi odkrywanie nowych ataków postaci. Spędzało się czasem całe popołudnie wpisując kombinacje Left-Right-Left czy High-Low-High, które później były już nieco skomplikowane.

Skoro już jestem tutaj przy systemie walki, to dla mnie jest on dosyć oryginalny. Pomijając to, że jest turowy, to wszystko właściwie obsługujemy strzałeczkami, zatwierdzamy X, anulujemy O. Nie będę się nad nim dłużej rozwodzić, po prostu wkleję filmik obrazujący to, o czym mówię. Należy odpalić od równej minuty

Jedyne, co mnie w nim irytowało to niektóre pokazówki stworów/czarów. Mimo super designu niektórych stworów, czasami miałam dość widząc coś n-ty raz, ale chyba ta gra jednak uczyła też cierpliwości :D

Podczas walk z bossami i kilkukrotnych klęsk bywało to mozolne. Pamiętam, że raz, gdy byłam bez karty pamięci zrobiłam sobie swoisty czelendż i wykoleiłam się dopiero w lokacji Ratayu, gra dzień i noc chodziła non stop, a ja modliłam się, żeby mama nie ogarnęła że cały czas marnuję prąd :D.

Fabuła gry wydaje się prosta, ot sterujesz chłopaczkiem o  imieniu Vahn z wioski Rim Elm. Niebieskowłosy chłopak mieszka z niepełnosprawnym ojcem i młodszą siostrą Nene, matka zmarła. Chłoptaś kręci w wiosce z zielonowłosą Mei i uczy się walczyć u Tetsu, ponieważ ma być myśliwym, tak jak kiedyś jego ojciec. Jako, że cały świat Legaii jest pokryty szkodliwą mgłą (KURDE, PRAWIE JAK SMOG!) to przyjaźń człowieka z Seru się zakończyła, Seru stało się złe, pozmieniało ludzi w potwory, zaczęło wyniszczać rasę ludzką. No i ogólnie chodzi o to, żeby chłopaczek z miasta Vahn (który ma Ra-Seruo żywiole ognia - Metę), Noa - dzikie dziecko wychowane przez wilka, jak się okazuje - księżniczka w Conkram (która ma Ra-Seru o żywiole powietrza - Terrę), Gala - koleśze świątyni pełnej walczących mnichów, z której ze względu na posiadanie Ra-Seru został wyrzucony (który ma Ra-Seru odpowiadające za elektryczność - Ozmę) uratowali wszystkie trzy królestwa. Żeby to zrobić trio musi wybudzić aż 10 Genesis Trees ze snu za pomocą swoich Ra-Seru i zniszczyć Mist Generatory, wiążę się to oczywiście z walkami z bossami. Jeśli chodzi o bossów to reprezentują naprawdę zróżnicowany poziom i każdy wymaga obrania innej taktyki, podczas grania na przykład największym zaskoczeniem był dla mnie boss Koru, gdzie była wyznaczona ilość tur - jeśli wykorzystałeś je, a boss jeszcze żył - no to Ty umierasz. Gra w każdym razie zaskakiwała, nie wszystkie walki były takie same, czasem podczas, któregoś z kolei starcia z bossem bywało nawet kilka "specjalnych" ataków pod rząd. Fabuła, jak wspomniałam, wydaje się prosta, ma smutne i wesołe momenty, fajnie opowiada losy trzech głównych postaci, ale zakończenia- a właściwie trzy, były przeze mnie mile widziane :D

Sam design postaci był dość ciekawy, do tego stopnia, że zainspirowało mnie do zrobienia cosplayu z tej gry i pewnie nie jest to ostatni cosplay. Plusem, jeśli chodzi o design jest to, że jeśli kupimy jakąś nową broń, czy część armora i założymy go postaci - widać to w walce.

Gra oferowała nam sporo minigierek, między innymi - obecnie popularne w Final Fantasy  XV - łowienie ryb. Łowić ryby można było w Karisto Kingdom w jeziorku nieopodal miasteczka Buma, jednakże wędkę wcześniej należało zdobyć w pewnym miasteczku z Sebucus Islands.

W miasteczku Sol mogliśmy zostać królowymi parkietu (tak, królowymi :D), mistrzem walk, czy "ciorać" na automatach w coś na wzór tekkena, ewentualnie próbować na automatach z rolkami szczęścia, kto wie, może dropną trzy siódemki? :D

Wydaje mi się, że ta gra nie odstawała i nie odstaje poziomem od części FF z czasów PS One, jedynie według mnie, została przyćmiona przez tą serię. Muzycznie - według mnie oczywiście wydaje mi się, że Legaia wypada nieco lepiej. W sumie to dzięki temu tytułowi sięgnęłam po Finala VII, Breath of Fire, Vagranty i tak to już poleciało :). Na PS2 została wydana Legaia 2, nie grałam w drugą część tej serii, raz, że trudno mi było ją dostać, a dwa, że nie nawiązywała w żadnym stopniu do swojej poprzedniczki. Przymierzałam się ostatnio do obejrzenia gameplayu i szybko zrezygnowałam. Widać, że grę kleili na szybko, aby była bo "kurła pioter na pees2 gre ciepaj, muziczke weź z jedynki nikt nie ogarnie". Do dnia dzisiejszego łudzę się, że pojawi się ta gra na PSN na PS4 i będę mogła sobie w to pograć inaczej, niż na emulatorze. W sumie dalej to właśnie Legaię będę stawiać nad Maną, która stoi nad Finalami :)

Od jakiegoś czasu przymierzam się do ogrania wersji japońskiej tej gry, lubię wyłapywać różnicę między grami "naszymi", a japońskimi. Takie różnice są m.in w Crashu, czy nawet i w Dino Crisis, japońskie Dino Crisis było zdecydowanie słabsze. W każdym razie trafiłam na kanał na jutubie pokazujący japońską legaie, co mi się rzuciło z różnic - postacie mają więcej okrzyków :D. Ale muszę to sama zbadać.

Więcej na temat tej gry, nie będę się rozwodzić, bo i tak większość zrobi tl;dr, jeśli tu dotrwałeś - szacuneczek. Nie chcę też zdradzać wszystkich informacji dot. gry, ponieważ łudzę się, że może ktoś się nią zainteresuje. Oby więcej tytułów jak ten. Za każdym razem jak w niego gram to interpretuję sytuacje z gry inaczej, ciekawe co teraz z niej wyczytam :)


Zapraszam na fanpage Shinryu na, którym znajdźcie wiele jej cosplayów Shinryu Cosplay


 

Oceń bloga:
36

Komentarze (184)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper