Piątkowa GROmada #68

BLOG
1702V
Piątkowa GROmada #68
REALista | 12.01.2018, 00:30
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
W dzisiejszej GROmadzie gościem jest dobrze znany Dżony.

Przedwczoraj John Kodera na twitterze stwierdził, że Sony nie jest zainteresowane grami jako usługą dzięki czemu cały gameingowy świat odetchnął z ulgą, wystrzeliły szampany, gracze tańczyli na ulicach i na ziemi zapanował pokój. Dnia wczorajszego jednak okazało się, że konto Johna Kodery na twitterze zostało zablokowane gdyż... to nie był on. Był to jakiś ściemniacz, który podszył się pod szefa Playstation tak dobrze, że nawet samo Sony uwierzyło, że to on. Także plan na gry jako usługi w Sony chyba wciąż jest możliwy. Mamy portret pamięciowy wspomnianego oszusta:

A ja tymczasem witam w kolejnej GROmadzie już 68, w której to występ zalicza świeżo upieczony tata. Spokojnie to nie o mnie chodzi, gdyż jestem zbyt piękny i młody, aby nim zostać. Chodzi oczywiście o Dżonego, któremu w poniedziałek urodził się syn, ale mimo nowych obowiązków i tak znalazł czas na napisanie dla nas tekstu. Pogratulujmy świeżo upieczonemu ojcu (on jeszcze nie wie, że teraz już sobie nie pogra) oraz jego partnerce i nie przedłużając zapraszam do treści bloga.


Dżony

Mieliście kiedyś tak, że życzenia spełniły się wam szybciej niż myśleliście w dodatku nieoczekiwanie tak po prostu z dupy? Ot przykład. Idziesz po mieście, widzisz kumulacje w totku myślisz "zajebiście by było wygrać" bierzesz chybił trafił i na nic nie licząc, w końcu to tylko życzenie, wieczorem sprawdzasz liczby i JEB wygrałeś? Fajnie? No kuwa ewerest marzeń. Na drugi dzień pakujesz się z żoną ona do mamusi, a ty na wczasy. Jeżeli ktoś z was pomyślał, że tak właśnie miałem to spieszę z wyjaśnieniem, że jeszcze nie, być może dlatego, że w totka nie gram, a może, dlatego że szansa na wygraną jest trzykrotnie niższa niż to, że w słoneczny dzień pieprznie cię piorun. Oczami wyobraźni widzę teraz strach w oczach szczęściarzy, którzy tę szóstkę trafili. Po co więc taki wstęp? Ano niedawno pisząc swój krótki wywód na temat portalowych debeściaków życzyłem wszystkim userom w 2018 roku świetnych gier, a jednemu wyjątkowemu ....(tu wpisz dowolny epitet) perma bana. Jakież było moje zdziwienie, gdy od naczelnego Piątkowej GROmady dowiedziałem się, że spadająca gwiazda zwąca się Perez czy inne Rogery me życzenie spełniła dzięki czemu parafrazując ministra sprawiedliwości "Ten Pan już nigdy żadnego bloga na PPE nie napisze". Okazuje się, że warto marzyć, bo marzenia faktycznie się spełniają, a w podzięce za dobrą nowinę postanowiłem poświęcić czas i napisać kilka słów do gromady których zapewne i tak za wiele osób nie przeczyta.

Piątkowa GROmada to kącik, w którym gracze opisują tytuły, które akurat męczą na tapecie. Więc w co ja takiego gram? Np odpaliłem Horizon, ale o tym już było to może Destiny? Też było. Niedawno grałem w NFS, ale szczerze to nie chce o tym pisać. Tekst składający się z samych wyrazów na K Ch i P nie jest idealnym rozwiązaniem do takiego bloga i ciesze się, że znalazł się na to klient za stówkę i to dosłownie w 2 minuty po wystawieniu tej szmiry na olxie. Żeby nie było tak nudno i sztampowo to może trzy słowa o moim ostatnim nabytku czyli Lego city Undercover

Prawdę mówiąc z LEGO to najbardziej lubię klocki. Odpaliłem kiedyś jakiś tytuł z plusa na Vicie (władce pierścionka zdaje się), ale poszło to z konsoli po kilkunastu minutach więc sami widzicie weteranem (weteran lego - ja *ebie) gier z tej serii nie jestem ale, no właśnie jest te, ale które mnie na ten tytuł namówiło mianowicie ta gra wyszła kiedyś na WiiU i zebrała całkiem dobre recenzje. Jeko że miałem wtedy wstręt do lego jak za szczeniaka do wódy po przepiciu tytuł ów ominąłem i odpalenie go wydłużałem niczym polyphony kolejne Gran Turismo. Mijały lata i jak to z exami na wiiU ten tytuł zawitał na switcha (a nawet i wszystko inne), a przeglądając świąteczne promocje na Ultimie znalazłem go w przecenie za 114zł. Wewnętrzne kuszenie mojego zakupowego chochlika przegrało z głosem rozsądku mówiącym "na **uj ci to" i dopiero upór tego pierwszego doprowadził do powrotu na strony Ultimy w drugi dzień świąt kiedy to już ... promocja się skończyła i cena wróciła do 229zł. Eh nic nie szkodzi i tak nie miałem ciśnienia. Okazało się, że jednak jakieś ciśnienie miałem, bo jak potem, zobaczyłem te lego w MM za 149zł wziąłem swój egzemplarz i pognałem do kasy.

Gierka opowiada o groźnym przestępcy plądrującym miasto o dumnej nazwie city, ale spokojnie, nie to samo co było w dwóch głupich psach. Te city to Lego City a my jako funkcjonariusz legenda wracamy by po raz kolejny zapuszkować klocuchowatego drania. Dobra nie będę robił z was idiotów. Doskonale wiem, że wy wiecie, że ja wiem, że wiecie, że te lego to takie GTA w klockowych realiach więc nie będę wam tłumaczył, że mamy do czynienia z otwartym miastem gdzie wykonujemy misje jako policjant. Możemy rekwirować samochody w podobny sposób do kradzieży w GTA gdyż każdy wie, że policjant, ku***, złodziej na jednym jadą wozie, a jako, że jesteśmy policjantem musimy aresztować przestępców. Miałem nie tłumaczyć? Sorry - zaciął mi się backspace. Samo lego w tytule świadczy o tym, że gra jest przystosowana do wieku, w którym na stojąco wchodzi się pod stół co jednak nie przeszkodziło twórcom dodać do gry smaczek w postaci obijaniu japy przypadkowym przechodniom czy też rozjeżdżania niedawnych właścicieli rekwirowanych aut. No dobra z tym klepaniem po masce to mnie trochę poniosło, ale udało mi się zarekwirować karetkę pędzącą na sygnale tylko po to aby ja rozbić zjeżdżając ze stromej skały tak więc lego vs GTA 1:0.

Dość już o LEGO. Kto będzie chciał się dowiedzieć więcej niech przeczyta recenzje. Co by tu jeszcze... O! Ostatnio kupiłem starego DS Lite'a. Po co? Ciężko powiedzieć. Może dlatego, że była okazja, a może miałem taki kaprys? Nie wiem, ale było warto, bo za sto zł dostałem konsolkę w stanie ... hm... nie najgorszym. Nie najgorszy to idealny opis na konsole bez klapki na baterie i stylusa, ale za to z niepołamanymi zawiasami i ekranami po, których widać, że nikt na nich nie odpalał Zeldy. Do konsolki były dorzucone karty i wśród śmieci znalazły się dwa rodzyneczki tj Mario kart z GBA i Crash/Spyro Fusion. Oba karty wydają się oryginalne co w przypadku gier z GameBoya Advance'a nie jest takie oczywiste. Na pierwszy ogień poszedł oczywiście Mario Kart Super Circuit, w którego miałem okazje zagrać raz zaraz po premierze na GameBoyu kumpla, a którego to sam nigdy nie posiadałem. Jest to zatem najmniej ograna przeze mnie część serii co skrupulatnie nadrabiam popier***jąc tymi pikselowymi zyepkami po kanciastych trasach. Tak na serio gierka wygląda bardzo dobrze i widać, że na Advancie była to pierwsza liga w temacie grafiki. Nawet na małym dolnym ekranie DS Lite'a wygląda to dobrze po za bananami, które często mylę z monetami (te są płaskie) wpierd****jąc się w nie na pełnej piź***. 20 tras plus 20 ze snesa. 8 postaci każdy o innych parametrach. Trzeba przyznać że jest co robić zwłaszcza ze sterowanie jest dosyć dziwne tzn karty mocno się ślizgają a skręcanie jest bardzo czułe, nawet za bardzo. Nie przeszkadza mi to wygrywać wyścigi ale na 50CC :). Nie no jest ciężko ale ja tak lubię nawet jak bolą paluchy od przycisków L i R w lite.

Nie żebym zazdrościł Janie, Repipowi czy Czarnemu Ivu (Ivowi - nie wiem jak to odmienić "temu misiu" jak chciał tak zwał), ale w 2018 postanowiłem być bardziej retro. Zawsze chciałem wrócić do tych starych gier 8/16bit ale nawet ogrywając ok 50-60 tytułów z obecnej generacji na rok ciężko mi było wygospodarować na to czas ale kupiłem sobie ostatnio NESa mini, włączyłem Shadow Warriors i szajba wróciła. Mam zamiar sobie dokupić jeszcze SNESa i ograć sporo zaległości z GameBoya Advance'a. czy mi się uda? To się okaże pod koniec roku jak będę robił swoje podsumowanie 2018 (tylko o Złotych Maćkach nie zapomnij - dop. Real). Pytanie skąd brać te gry? Nie jestem kolekcjonerem więc filowanie okazji na portalach aukcyjnych raczej odpada. Nie widzę sensu na kupowanie jakiegoś klasyka za 250zł a potem pieprzenie się z jego sprzedażą po przejściu gry. Na razie jestem cwaniak, bo na Wii U kupiłem kilka gier w eshoopie, w które nie zdążyłem zagrać więc mogę ściągnąć romy i traktować je jako kopie zapasowe przez co będę mógł podnieść wyżej czoło patrząc w lustro bez strachu, że zobaczę w nim odbicie ohydnego pirata przez, którego deweloperzy płaczą po nocach, bo nie zarabiają na trzydziestoletnich grach. Posiadacze ohuja mogą rzucić kamieniem.

Dobra nie ma sensu was zanudzać. Napisałem o LEGO, Mario Karcie, retromarzeniach, a skończy się na tym, że w piątek odpalę Destiny 2 i znów będę bawił się w tyglu i szturmach tylko po to żeby wydroopić kolejne rękawice i granatnik, którego nie używam.

Pozdro i jak zawsze wiecie gdzie patrzeć :P

 

REALista

SteamWorld Dig 2 [PS4]

Są takie gry, które pokazują, że wystarczy mieć dobry pomysł, żeby zrobić produkcje świetną, ciekawą, opierającą się praktycznie na jednym mechanizmie i pokazującą, że nastepną część może być dużo lepsza o ile nie spieprzy się założeń pierwszej. Taką grą jest właśnie SteamWorld Dig gdzie  w pierwszej części poznawaliśmy Rustego. Robota górnika żyjącego w steampunkowym świecie, w którym rządzą maszyny, a wszystko napędzane jest na parę wodną.

Założenia tej gry były bardzo proste: wbijaliśmy naszym protagonistą do kopalni i drążyliśmy tunele dokopując się do coraz większych skarbów. Gdy udało się wypełnić naszą sakiewkę po brzegi wracaliśmy na powierzchnie upłynnialiśmy surowce i za zarobiony hajs kupowaliśmy sprzęt, który pozwalał nam kopać bardziej efektywnie i właśnie tę założenia udało się zachować w drugiej części, która jest z wszech miar grą doskonałą w każdym calu. W SteamWorld Dig 2 naszą bohaterką jest Dorothy robot górnik u, którego w części pierwszej sprzedawaliśmy wykopane surowce. Przybywa ona (tak roboty mają płeć) do pewnej osady znajdującej się na pustyni w poszukiwaniu Rustego, który zaginął po zawaleniu się kopalni z pierwszej części. Podczas naszej podróży osuwa się pod nami ziemia i wpadamy do świątyni najeżonej pułapkami, z której musimy się wydostać. Poznajemy tam też naszego przyszłego towarzysza w podróży: ogarnięty rządzą niszczenia niebieski płomień imieniem Fen, który na dzień dobry spróbuje nas zabić. Po wydostaniu się ze świątyni wreszcie trafimy do miasta zamieszkałego przez roboty. Oczywiście najważniejsze są trzy z nich: jeden, który skupuje surowce, drugi który za zarobione złoto sprzedaje nam rozwinięcia do naszych sprzętów oraz trzeci, który za znalezione artefakty daje nam schematy do naszych broni i to jest pierwsza nowość, której w pierwszej części nie uświadczyliśmy schematy: gdy kupimy rozwinięcie do jakiegoś sprzętu mamy możliwość dopalenia go w jakiś sposób znajdowanymi pod ziemią kołami zębatymi. Czasem potrzebna zębatka jest jedna, a czasem ich ilość jest większa, niektóre schematy są dostępne od razu, ale te najlepsze i tak oferuje robot, który daje je nam za artefakty, a są one bardzo sprytnie ukryte i zebranie ich wszystkich (42 sztuki) będzie nie lada wyzwaniem. A jakie sprzęty mamy dostępne? Aby móc z nich skorzystać najpierw podczas naszych wypraw musimy znaleźć coś co wygląda jak wielki piec, który zamyka się, gdy nasza bohaterka do niego wejdzie. Po jego otworzeniu się widzimy rozgrzaną do czerwoności Dorothy, która bardzo szybko stygnie, a następnie dowiadujemy się jakie ulepszenie uzyskaliśmy. Są to: mechaniczne ramię, które pozwala przebijać najtwardszą skałę (w pierwszej części było to wiertło), wyrzutnia granatów, lina z hakiem, która pozwala nam przemieszczać się na większe odległości oraz pomaga nam dostać się w niedostępne wcześniej rejony, ale najbardziej przydatnym z nich wszystkich jest plecak rakietowy pod zdobyciu, którego nie ma już miejsc, w które nie da się dostać.

Oprócz tego mamy też szereg zmian dla samej Dorothy jak zwiększenie pancerza, powiększenie zbiorników na wodę jaką możemy zabrać, powiększenie sakwy na surowce, oraz wydłużenie czasu palenia się latarni, która w pierwszej części była chyba tylko po to żeby być, bo nawet gdy zgasła nie przeszkadzało to za bardzo w dalszym kopaniu, w dwójce światło jakie daje jest niezbędne, bo naprawdę nic nie widać gdy zgaśnie.

Schematy pozwalają nam zmniejszyć ilość wody jaką zużywamy do napędzania najróżniejszych sprzętów, zwiększyć obrażenia zadawane naszym wrogom, sprawić, że raz wykopany surowiec pojawi się w podwójnej ilości, dodać możliwość wypadania tak zwanych krwawych skał z pokonanych wrogów (drogi surowiec) i wiele innych możliwości, ale wymienienie ich wszystkich nie ma sensu, gdyż jest ich za dużo. Raz użyty schemat można w każdej chwili wyłączyć przenosząc zębate koło do innego. Oczywiście nie ma żadnej blokady i do każdego sprzętu możemy używać kilku schematów na raz o ile mamy odpowiednią ilość zębatek.

Zmieniają się też obszary na, których kopiemy. W pierwszej części była to tylko jedna kopalnia, w którą zagłębialiśmy coraz bardziej, w dwójce na początku jest to kopalnia, później pustynia, świątynie, a nawet bagnisty mieniący się kolorami obszar, w którym wszystko chce nas zabić.

Podsumowując SteamWorld Dig 2 to kontynuacja doskonała. Autorom udało się ulepszyć wszystko to co dobrze działało i wywalić to co było bezsensu. Jest to produkcja, której udało się uniknąć losu Hotlinie Miami 2 (pierwsza część świetna, druga do dupy), dlatego pozostaje mi tylko pogratulować osobom odpowiedzialnym za przygotowanie tej gry i polecam ją wszystkim, którym podobała się pierwsza część, a sam czekam na kolejną.

Oceń bloga:
24

Komentarze (108)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper