Piątkowa GROmada #57

BLOG
1763V
Piątkowa GROmada #57
REALista | 27.10.2017, 13:07
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Halloween za pasem, a my wskakujemy do dwóch piaskownic

Zbliża się Halloween i już we wtorek dzieciaki ruszą w teren celem zdobycia cukierków, a jeśli ich nie dostaną obrzucą dom jajkami albo papierem toaletowym. Niby jest to też święto duchów i wszystkie gry multiplayerowe robią z tego powodu specjalne eventy, wiodące konsole wyprzedają towar ze swoich cyfrowych sklepów zapewniając atrakcyjne promocje, wszędzie jest pełno dyń powycinanych w straszne wzory, w telewizji roi się od wszelkiej maści horrorów, do tego wszyscy zaczynają odpicowywać groby swoich zmarłych, bo samym zainteresowanym zapewne bardzo na tym zależy... W każdym bądź razie z okazji nadchodzącego wydarzenia powinniśmy napisać o jakiś horrorach, ale niestety nie lubię tego typu gier, gdyż za bardzo wjeżdżają na psyche, a ja wole spokojnie spać w nocy, a i mój gość zajęty jest obecnie czymś innym, dlatego w dzisiejszej GROmadzie pojawiają się dwa sandboxy. Pierwszy jest exem od Nintendo i minęło już trochę czasu od jego wyjścia, a drugi jest multiplatformą i jest tak ciepły, że jeszcze paruje. Przy okazji dobra wiadomość dla wszystkich, którzy w weekend planują zarwać nockę przy konsoli: w sobotę przechodzimy na czas zimowy, gramy godzinę dłużej. Nie przedłużając zapraszam do tekstu.


 Gomlin

Hej! Kolejny Piątek - kolejna kultura...A nie wróć... Kolejny Piątek, a mój pierwszy występ w GROmadzie. Tydzień temu REAL uratował kulturkę swoim szybkim występem - więc automatycznie wytworzyła się transakcja wiązana i tak oto jestem dzisiejszym gościem GROmadowych wypocin. Oczywiście jest mi miło z tego powodu i jeżeli kogoś to interesuje to chętnie wystukam kilka literek w tym blogu na temat mojej ostatniej growej fascynacji.

 

The Legend of ZELDA: Breath Of The Wild

NINTENDO SWITCH [2017]


SŁOWEM WSTĘPU


Moją przygodę z Nintendo Switch zapoczątkowałem na przełomie maja/czerwca. W momencie kupna konsolki oferowała ona na starcie kilka gierek do wyboru:

I co ciekawe - nie wybrałem na start ZELDY. Jako pierwszy tytuł poleciał MK8D i przy nim miło spędzałem czas. Szczerze mówiąc to zwiastuny, nowinki i cały hajp na przygody nowego Linka przeszły u mnie jakoś bez większego echa. Samą Zeldę zakupiłem w sierpniu  tylko dlatego, że trafiłem na naprawdę dobrą okazję cenową (jak mnie pamięć nie myli to 140 zł z wliczoną przesyłką). Gra przyszła - załączyłem, pograłem przez godzinę i... odstawiłem. Gierka leżała i kurzyła się do teraz. 


DAJ GRZE SZANSĘ - ONA CI TO WYNAGRODZI


Nie wiem, może miałem zły dzień? Może przejadłem się Zeldami bo jakiś czas temu pykałem w Okarynę i ALBW - tak czy siak, odkryłem grę na nowo. Dałem grze szansę, rozsiadłem się wygodnie i zostałem porwany w wir baśniowej krainy. Powiem szczerze, że ostatni raz takie uczucie miałem ogrywając Final Fantasy IX. Chociaż to zupełnie inne od siebie gry to obie posiadają prawdziwie baśniowy świat, który wciąga tym mocniej im więcej czasu poświęcisz na jego poznanie i eksplorację. 


Gra na tle wszystkich innych jakie obecnie firmy wypluwają na rynek jest istną perełką. Oczywiście pozostaje jeszcze kwestia gustów i upodobań co do konkretnych gatunków. Jeżeli jednak bierzemy do wora wszelkiej maści RGPi, Sandboxy itp to nowa Zelda absolutnie króluje w ścisłej czołówce. Otwartość świata daje nam swobodę jakiej nie zaznałem przez wiele lat.

Zaczynasz grę i całkowicie możesz olać wszelkie zasady jakie narzucają twórcy w innych produkcjach. Chcesz nic nie robić, tylko eksplorować? Żaden problem, od pierwszej chwili możesz na upartego rwać do ostatniego bossa by zachlastał Cię szybciej niż zdążysz pomyśleć "o kur@!#a" - to droga przez mękę i wiele wyrzeczeń, no ale nikt Ci tego nie zabroni! 

Chcesz całkowicie pominąć fabułę i skupić się na zadaniach pobocznych, wyszukiwaniu znajdziek i odkrywaniu terenów? Proszę bardzo - gra daje CI pełną swobodę. Grasz według swoich upodobań i sam dostosowujesz postępy w grze wedle własnego postrzegania jej świata


Nie ma żadnych schematów - każdego z przeciwników możesz załatwić na unikalny sposób. Gra w żaden sposób nie ogranicza Twojej kreatywności - wręcz przeciwnie! Daje multum możliwości byś ruszył makówką i wyszedł cało z kolejnego pojedynku z hordą wrogów.

Możesz na chama wskoczyć w sam środek wrogów i ciachać (kijem, mieczem, maczugą, gałęzią, toporem - co tylko uda Ci się zdobyć) na prawo i lewo aż wszystkich wybijesz. 

Możesz się skradać i wykorzystywać elementy otoczenia by rozwalić przeciwników. Gdzieś na górce stoi głaz? Zepchnij na dziadów! Zdobyłeś łuk? Eliminuj po cichaczu! Przeciwnicy są w pobliżu łatwopalnych beczek? Strzelaj prosto w nie, a zrobisz ładne boom! Zdobyłeś już jakieś nowe umiejętności ? Rzucaj bomby w stronę przeciwników. Zetnij drzewo by przygnieść oponenta - serio, gra Cię wnet przytłoczy możliwością rozwiązania danego pojedynku.

Co więcej - nie ma żmudnego farmienia, nie ma potionów, nie ma poziomów doświadczenia i nie ma także wymogów co do noszenia silnych broni, armorów itp. Oczywiście ma to swoje konsekwencje. Niektórym może takie rozwiązanie nie podejść, ale moim zdaniem jest to idealne rozwiązanie przy otwartym świecie dającym nam pełną swobodę i eksplorację.

Nie ma farmienia

To, że gra nie wymaga levelowania postaci i zdobywania masy expa by móc pójść gdzie się chce nie oznacza, że nie wymaga swego rodzaju wymasterowania gry. Zelda wymaga odpowiedniego podejścia, planowania i cierpliwości - co za tym idzie chcąc nie chcąc by uzyskać założone cele i efekty - trzeba im poświęcić czas. Wiadomo, że nie da się od tak podejść do pierwszego lepszego przeciwnika i go zabić zwykłym kijem znalezionym na początku gry, lecz dzięki możliwości wykorzystania otoczenia szybko możemy zdobyć nowe bronie i zabijać przeciwników poprzez zabicie ich np zrzuceniem na nich głazu itp.

Nie ma potionów

Skoro gra stawia na otwartość świata, eksplorację i naszą pełną swobodę - to nie musimy co chwila zdobywać kasy za zadania i latać do sklepików po wiecznie kończące się potiony itp. Tutaj zdobywamy pożywienie - czy to przez zbieranie roślin, grzybów, jaj czy też polowanie na dziki, ptaki itp. Większość takich rzeczy możemy wrąbać sobie na surowo i dodając cząstkę straconego serduszka, ale na krótką metę. Prawdziwe efekty daje nam pichcenie zdobytych surowców. I tak więc z jajek możemy zrobić omlety, mięso opiec na pyszny wysmażony stek - co daje nam dużo większe profity zdrowotne. Masę przepisów co z czym połączyć można poszukać w grze. Gra daje też możliwość przygotowania wszelkiej maści eliksirów itp. 

Nie ma wymogów co do silnych broni, armorów itp

Tak, nie ma co do tego ograniczeń - no może poza jednym. Ową broń, tarczę czy set musisz osobiście zdobyć, albo przez zabicie przeciwnika, który upuści broń jaką aktualnie posiada, albo przez zdobywanie skarbów. Czasami są one w ulokowane w skrzyniach dostępnych po zabiciu przeciwników, czasami są one ukryte w zakamarkach przemierzanych krain, a czasami bronie od tak są rozrzucone gdzieś po świecie. Możemy również ściąć drzewo by zdobyć choćby kija do bicia. Jednym z mankamentów tego rozwiązanie jest ograniczona trwałość wszystkich broni (poza paroma wyjątkami). Każda broń czy tarcza ma swój wskaźnik określający siłę i wytrzymałość, a co za tym idzie - im dłużej korzystamy tym szybciej dany oręż się zużywa aż w końcu pęka na amen - to samo tyczy się łuków. Jeśli chodzi zaś o strzały to te możemy zbierać po pokonanych przeciwnikach, ze skrzynek ale również wystrzelone strzały idzie potem podnieść - fenomenalna rzecz. 

Sety się nie zużywają (a przynajmniej chyba tego nie zauważyłem), ale warto je zmieniać i szukać nowych, gdyż oprócz obrony dają nam różne zdolności - jak choćby odporność na zimno (tak w lodowatych warunkach Link może zamarznąć na śmierć), albo odpornych na bardzo wysokie temperatury itp.


Chociaż tak po prawdzie jestem na początku gry, bo dopiero co opuściłem pierwszą lokację (ogromną frajdę sprawiło mi lizanie każdej ściany i każdego zakątka świata) i odkryłem dopiero kilka pierwszych świątyń (główne założenia gry - to właśnie zdobywanie świątyń, dungeonów i rozwiązywanie związanych z nimi zagadkami) to już teraz wiem, że gry prawdopodobnie nie opuszczę aż do końca roku (chociaż nie przeczę, że zapewne będę robił przerwy na inne tytuły)

Najważniejsze jest to, że im dłużej się gra, im więcej odkrywamy - tym więcej chcemy odkryć. Gra stopniowo daje nam coraz więcej możliwości zarówno w rozwoju postaci, tworzeniu nowych strategii czy samego przemierzania świata. Ten zaś możemy zwiedzać pieszo - mając możliwość wspinania się dosłownie wszędzie i na wszystko co jest w zasięgu naszego wzroku

Możemy pływać zarówno samemu jak i za pomocą tratwy przemierzać szerokie wody

Czy też udać się na polanę, gdzie hasają piękne rumaki, zakradać się, a następnie dosiąść i okiełznać jednego z nich i przemierzać świat na własnym wierzchowcu 


                                                                              MOJE AKTUALNE POSTĘPY


Aktualnie moja przygoda w świecie Linka zamyka się w 20 przegranych godzinach. I muszę przyznać, że te 20h to jest kropla w morzu by móc poznać całą historię i wyeksplorować udostępniony nam świat. Póki co nie ruszam zbytnio fabuły do przodu, a skupiam się na szukaniu i zbieraniu Korok Seeds. Obecnie posiadam:

- 21 Koroków

- 4 główne świątynie (fabularne)

- 1 świątynia dodatkowa + pokonany mały boss

- Jako nagrodę (serduszko/stamina) wybrałem dodatkowe serduszko

Jeżeli chodzi o Great Plateau (czyli pierwszą miejscówkę) to opuściłem ją dosłownie na 15-20 min by móc zdobyć konika i trochę pogalopować. Z racji tego, że nie odkryłem żadnej wioski (ani stajni) pozostawiłem rumaka samemu sobie i na powrót wróciłem eksplorować GP w poszukiwaniu dodatkowych świątyń. 


GRA NA KTÓRĄ DŁUGO CZEKAŁEM


I najzabawniejsze jest to, że sam zrezygnowałem z zakupu jej jako mojego tytułu startowego na przygodę ze Switchem. Jeszcze większą ironią jest moje obecne wychwalanie tytułu, który po godzinie gry sam rzuciłem w kąt praktycznie na 3 miesiące. W tej chwili to jednak nieważne - bo liczy się tylko to, że dałem grze szansę, a ta w ramach wdzięczności daje mi "czas spędzony z grą" jakiego dawno nie zaznałem. Masa frajdy od, której nie sposób się oderwać. Piękny baśniowy i niezwykle wciągający świat - okraszony subtelną muzyką (w grze mało wyczuwalna, gdyż w większości jej nie uświadczymy - towarzyszą nam naturalne odgłosy dzikiej natury. Lekki powiew muzycznych nutek są przy spotkaniu z bossami czy podczas odwiedzania osad) Nie pozostaje mi nic innego jak czekać aż naładują mi się joy-cony, zasiąść wygodnie z pstrykaczem w łóżku i dać się porwać na kolejne godziny gry.


Słowem podsumowania - Legend of Zelda; Breath Of The Wild - to zdecydowany must have każdego posiadacza zarówno Nintendo Switch jak i WiiU. Śmiało też mogę stwierdzić, że jest to kolejna wyjątkowa perełka wśród gier dla, której autentycznie warto jest zakupić jedną czy drugą konsolę!


To pisałem ja - czyli Gomlin. Jeżeli udało Ci się przebić przez moje smęcenie, to jest mi niezmiernie miło z tego powodu. Jeżeli jesteś aktualnym lub przyszłym posiadaczem konsoli BigN (czy to NS czy WiiU) i ten tekst sprawił, że nabrała Cię ochota na zakup tej gry - jest mi jeszcze milej, że Cię zachęciłem. Oczywiście pisać o grze mógłbym jeszcze bardzo długo, ale ściana tekstu mogłaby sprawić, że blog zostałby skasowany za smęt i rozwleczenie roku  - także w tym miejscu kończę moje stukanie w klawiaturkę. Dziękuję za zaproszenie do GROmady i pozdrawiam wszystkich czytających. Od siebie oczywiście zapraszam też do zaglądania do kulturki! Pozdrawiam!


 

REALista

Śródziemie: Cień Wojny (PS4)

Gdy byłem bardzo młody rozpoczął się prawdziwy boom na Władce Pierścieni. Zaczęły wtedy powstawać filmy od Petera Jacksona na podstawie trylogii J.R. R. Tolkiena i o ile pierwszą część uważam za niezbyt udaną, tak druga i trzecia część były bez wątpienia filmami świetnymi. Na fali popularności filmów wychodziły też gry, niektóre posiadały licencje filmową inne nie i analogicznie, niektóre były udane, a inne to były straszne gnioty i crapy. Szczególnie dobrze mogę się wypowiadać tu o wszystkich strategiach czasu rzeczywistego oraz o slasherze na podstawie Powrotu Króla posiadającym licencje filmową. Masę godzin jakie wyjęły z mojego życiorysu liczy się w setkach. O crapach pisać nie będę, bo po prostu nie warto. Obecnie już nie ma takiego szału na Władce Pierścieni jak było to za tamtych lat i nawet trylogia Hobbita, która bardzo luźno nawiązywała do książki o takim samym tytule za bardzo tego nie zmieniła, ale Warner Bros stwierdzili, że sypną kasą na grę z całkowicie nową historią opowiadającą wydarzenia sprzed książkowej trylogii o zwykłym szarym człowieczku, który miał pecha być w nieodpowiednim miejscu i czasie. Tak poznaliśmy Taliona bohatera gry Śródziemie: Cień Mordoru. Bez wątpienia była to jedną z najlepszych produkcji wydanych w 2014 roku, ponieważ wprowadzała ona coś czego wcześniej w grach nie było, a mianowicie system nemezis, który sprawiał, że zwykły szary mobek, które utłukł cie w Świecie gry stawał się kapitanem. Było to bardzo nowatorskie podejście do tematu growego i bez wątpienia przełomowe. Produkcja odniosła spodziewany sukces i trzy lata później wychodzi jej kontynuacja o nazwie Śródziemie: Cień Wojny, która jest dalszym losem przygód Taliona oraz jego martwego kompana Kelembrimbora, którzy w pierwszej części zostali ze sobą połączeni magicznym węzłem, którego nie potrafią zerwać. Współpracują ze sobą, bo nie bardzo mają wyjście, ale oprócz wspólnego ciała łączy ich nienawiść do Saurona i w drugiej części po raz kolejny próbują  pokrzyżować jego plany w próbie przejęcia władzy w całym Śródziemiu. Druga część gry świetnie rozwija pomysły, które można było zaobserwować już w jedynce. Budujemy swoją armie orków, którą będzie nam potrzebna do ataków na zamki i fortece, które po udanym szturmie staną się naszą własnością. Przyjdzie nam też później bronić ich przed próbą odbicia. Możemy też później atakować fortece innych graczy jak i bronić się przed ich atakami (szkoda tylko, że obroną naszej fortecy w przypadku ataku wrogiego gracza nie możemy dowodzić osobiście i stawać przeciwko niemu na polu walki). Oczywiście w przypadku przegranej obrony lub wygranego ataku nie zyskujemy fortecy tego gracza tylko dostajemy naprawdę potężne przedmioty (tyczy się to tylko bitew online. Jeśli przegramy w naszym Świecie obronę z komputerem to tracimy nasz zamek, a nasi kapitanowie zostają wzięci do niewoli), dlatego dobrze jest brać jako dowódców obrony/ataku najsilniejszych kapitanów, bo to zwiększa naszą szanse na sukces. W zasadzie to jest najważniejszy element samej produkcji, ale oczywiście jak w każdym sandboxie są tu do zbierania najróżniejsze znajdźki, których są różne rodzaje, a nawet dostajemy możliwość zagrania Klembrimborem w czasach kiedy walczył z Sauronem o Śródziemie i za każdym razem pokazuje w jaki sposób radził sobie z problemami w orkowej armii, która prowadził. Oczywiście są to rozwiązania siłowe, bo orki słuchają tylko tego kogo się boją, a więc zarżniecie kilkudziesięciu swoich żołnierzy na oczach reszty zawsze wywoływało pożądany efekt. Sama gra jak każdy szanujący się sandbox posiada drzewko umiejętności, które rozwijamy wraz z postępami w grze i musze przyznać, że jest ono naprawdę bogate i mimo, że poziomy wpadają szybko to rozwinięcie najbardziej przydatnych umiejętności zajmie sporo czasu.

Poza tym poszczególne umiejki, które oczywiście musimy najpierw wykupić używa się za pomocą kombinacji dwóch przycisków i muszę przyznać, że gdyby nie podpowiedzi wyświetlające się w czasie gry, że możemy w tym momencie jakiejś użyć to bym zwyczajnie o nich zapomniał, bo walki potrafią być bardzo długie i cholernie męczące, szczególnie jeśli trafimy na kapitana, który za bardzo nie chce umrzeć, albo my nie chcemy go zabić, bo wolimy wcielić go do swojej armii. Wtedy zaczynają się schody. Jak przeprowadzamy wcielanie? Najpierw musimy znaleźć kapitana, którym jesteśmy zainteresowani. Musi mieć on poziom nie wyższy niż my. Następnie zaczynami z nim walczyć, wszystkie chwyty dozwolone, gdy kapitanowi znacznie uszczuplimy pasek życia wtedy pojawia się nad nim informacja „złamany” i teraz najtrudniejszy moment: należy najlepiej odciągnąć go od reszty towarzyszy, bo nikt nie może nam w tym momencie przez chwile przeszkadzać i zaczynamy przejmowanie (poprzez trzymanie kółka), widzimy wtedy zapełniający się pasek, gdy dojdzie on do końca wtedy udało się i załącza się animacja, w której Kelmbrimbor wymusza swoją wole na przeciwniku.

Mamy kilka możliwości, które możemy wykorzystać: zwerbować przeciwnika, walczyć z nim na śmierć do końca, albo w przypadku, gdy przeciwnik ma zbyt wysoki poziom, a chcielibyśmy go zostawić sobie na później to możemy zhańbić go poprzez obniżenie jego doświadczenia, gdy wybieramy werbunek od razu możemy kazać naszemu nowej wojakowi uciekać, walczyć razem z nami, albo wydać mu rozkazy całkowicie niezwiązane z tym co obecnie robimy na przykład zabicie, albo szpiegowanie wrogiego wodza, aby szpiegowanie wroga było możliwe nasz człowiek najpierw musi mu zaimponować. Najlepiej zrobić to podczas walki w dole. Wygląda to tak, że nasz kapitan tłucze się na arenie z innym kapitanem. Jako, że walkę oglądają inne orki nie możemy mu pomagać. Możemy tylko się przyglądać. W moim przypadku miałem szczęście i pecha w jednym: typ, który miał szpiegować wodza zginął w walce z drugim orkiem, ale zadał mu na tyle dużo obrażeń, że przeciwnik był po walce złamany także wykorzystałem to i od razu zaatakowałem go i błyskawicznie zwerbowałem i od razu wystawiłem do kolejnej walki w dole, którą mój nowy nabytek wygrał dzięki czemu mam szpiega u wrogiego dowódcy. Później do walk w dołach możesz wystawiać swoich orków, aby walczyli z innymi i zdobywali ci nagrody typu punkt umiejętności do wydania, albo sprzęt dobrej klasy, a ork, który zostaje wystawiany zyskuje doświadczenie i dodatkowe umiejętności. Warto z nich korzystać, bo ciekawie ogląda się tę starcia i gdy widzisz, że twój ork wykonuje przepiękną egzekucje na wrogu czujesz niesamowitą satysfakcje.

Byłem pewien, że raz przejęte orki są wierne, ale myliłem się ponieważ podczas ataku na jeden wrogi posterunek zabiłem kapitana, a ork o, którego rozwój szczególnie dbałem postanowił powiedzieć mi po zabiciu wroga, że stwierdził, że mnie zdradzi, bo nie podoba mu się to, że zabiłem jego brata krwi. Podczas walki z nim złamałem go i ponownie próbowałem zwerbować, ale wtedy wyświetlił się napis „żelazna wola” i ork powiedział, że woli zginąć zamiast służyć mi, gdy jego pasek życia został uszczuplony do zera ork postanowił jeszcze sobie pogadać i stwierdził, że cieszy się, że mnie zdradził, bo z pewnością zraniło to moje uczucia. Zginął chyba najbrutalniejszą śmiercią jaka widziałem w tej grze: poprzez proste QTE został poszatkowany na drobne kawałki. Teraz dbam o to aby obu braci krwi mieć w swojej armii gdyż wtedy nie będę musiał żadnego z nich się pozbyć i ryzyko zdrady też się zmniejszy.

Taliona się nie zdradza

Upiór Kelmbrimbora, który towarzyszył nam od pierwszej części gry też przeszedł sporą modyfikacje. Wcześniej był on raczej biernym obserwatorem działań Taliona. Oczywiście służył mu swoją radą i mocą, ale raczej nie robił nic więcej. W nowej odsłonie gry nasz nieżywy kumpel robi znacznie więcej. Przede wszystkim można mu nakazać, zabić orka, który jest blisko nas, a nawet zauważyłem, że podczas walki, gdy atakuje nas więcej niż jeden przeciwnik na raz to podwójne wciśnięcie trójkąta sprawi, że Talion będzie kontrował jednego przeciwnika podczas, gdy Upiór zajmie się drugim. Nie raz będziemy świadkami naprawdę efektownych akcji łączonych, które Kelmbrimbor wykona razem z Taliononem i musze stwierdzić, że widowiskowość tych ataków jest naprawdę niesamowita i potrafi sprawić, że będziemy chcieli jak najszybciej powtórzyć to co przed chwilą zrobiliśmy, aby móc to jeszcze raz zobaczyć. Fajną sprawą jest przeprojektowanie wspinaczki, ponieważ w pierwszej części właśnie ten element zajmował bardzo dużo czasu. Tutaj też z pomocą przychodzi na Upiór, który daję Talionowi moc pokonywania każdego wzniesienia w kilka sekund. Widzisz przed sobą naprawdę wysoką wieże? Nie martw sie dwa skoki i będziesz na jej szczycie. Ogólnie bardzo podoba mi się to, że Talion w czasie zwiedzania Świata rozmawia z Upiorem nie raz zarzucając fajnymi tekstami, które sugerują, że nasz martwy kompan jest ultra kozakiem i każdą obawę Taliona zbywa jak na kozaka przystało czyli beztrosko, ale w sumie obaj są nieśmiertelni także rzeczywiście nie mają się czego bać.

Do gry wprowadzono bardzo ciekawą opcje. Tak zwane wendety online, które są rozwinięciem wendet z poprzedniej części gry. Polega to na tym, że w momencie, gdy ktoś zostanie zabity w swoim Świecie przez jakiegoś kapitana w naszym może pojawić się o tym informacja i wtedy możemy pomścić daną osobę (trafiały mi się osoby, które miałem na liście znajomych). Gdy się na to zdecydujemy zostajemy przeniesieni do jego Świata i tam prowadzimy polowanie na danego orka, aczkolwiek jest to na niewielkim obszarze, który jeśli opuścimy misja zostanie uznana za nie udaną, a jeśli uda nam się zabić przeciwnika wtedy osoba  w Świecie, której prowadziliśmy wendetę zostanie nagrodzona, a my zgarniemy kasę, przedmioty oraz skrzynki. No właśnie skrzynki... Pora na łyżkę dziegciu w tej beczce miodu.

Pionierzy z Monolith Productions wprowadzili do gry singlowej (!!!) skrzynki, które wcześniej znane były tylko z gier multiplayerowych (zainteresowanych tematem zapraszam do mojego bloga, w którym szerzej opisałem cały proceder). Co siedzi w tych skrzynkach? Orki. Te najlepsze, najsilniejsze pozwalające szybciej przeprowadzać progres w grze i ujrzeć prawdziwe zakończenie. Jeszcze nie doszedłem do tego momentu, ale miałem okazje obejrzeć bardzo dużo materiałów krytykujących ten pomysł, ponieważ podobno bez loot-boxów gra zamienia się w niekończący się grinding. Nie mam pojęcia czy taka jest prawda, ale jeśli byłoby inaczej podejrzewam, że te materiały nie pojawiały by się w takiej liczbie, dlatego życzę wam sromotnej porażki jeśli chodzi o te skrzynie. Mam nadzieje, że się przejedziecie na tym i pomysł nie wypali.

Podsumowując gra się bardzo przyjemnie jest masa rzeczy do roboty, gra jest przeogromna i z czystym sercem mogę ją polecić osobom, którym podobała się pierwsza część, a dla fanów książek Tolkiena jest to produkcja obowiązkowa, gdyż pozwala dowiedzieć się wielu rzeczy, których w książce nie było. Brać i grać. Mimo, że skrzynki trochę psują odbiór całości.

Oceń bloga:
37

Komentarze (119)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper