Multi? Jestem na nie.

BLOG
544V
Lew Leon | 02.04.2014, 12:05
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Powszechnie wiadomo, że konsole, jako urządzenia przeznaczone głównie do obsługi gier, wpisują się w obszar branży rozrywkowej - konkretnie rozrywki elektronicznej.

 Założenie jest zatem proste – strudzony pracą, szkołą, żoną, mężem lub po prostu życiem delikwent, w bardziej przystępnej wersji zwany przez producentów klientem, zasiada wygodnie w fotelu przed telewizorem, dzierżąc w jednej dłoni kebab, kawę, herbatę lub inny napój wyskokowy, w drugiej natomiast łechtając kosmaty analog ulubionego pada. Przynajmniej do momentu rozpoczęcia właściwej rozgrywki sytuacja pozostaje niezmienna, potem zaś wszelkie produkty spożywcze lądują na podłodze lub odzieży wyżej wspomnianego gracza, w zależności od tego jak krótkie przerwy czasowe wyznaczył sobie pomiędzy kęsem/łykiem a kontynuacją procesu rozrywkowego. O ile problem praktycznie znika podczas szarpania w „singla”, o tyle w wypadku potyczek sieciowych kończy się to zazwyczaj soczystym strzałem w sam środek wirtualnej gęby.  Czy jest to powód, aby nie grać w multi? Absolutnie nie. Jednak już od tego punktu zaczyna się moja niechęć do multiplayer’a.

Żarty żartami, ale tych poważnych przeszkód jest jednak znacznie więcej. Pierwsza z nich jest stara jak powszechny dostęp do Internetu. A mowa tu konkretnie o sieciowych pieniaczach, których obszar zrozumienia wobec innych zaczyna się na czubku własnej głowy, a kończy na małym palcu swojej śmierdzącej stopy. Chociaż nie jestem leciwym mędrcem, to życie nauczyło mnie by spoglądając na wszelkie możliwe sprawy, przyjmować różne punkty widzenia. Tym samym, kiedy jakiś nieopierzony snajper, rozpoczynający swoją przygodę z Battlefieldem, nabija w hurtowych ilościach fragi przeciwnikom, powstrzymuję wiadro pomyj zmierzające wprost od strun głosowych do języka, przypominając sobie tym samym, że kiedyś sam lepszy nie byłem. Jeśli, zamiast prowadzić z nim nic nie wnoszącą werbalną wojnę, udzielę kilku przydatnych wskazówek, zaistnieje chociaż minimalna szansa na to, że ich wysłucha i po jakimś czasem to on wprowadzi jakiegoś świeżaka w świat gry. Przyczyniając się tym samym, do polepszenia ogólnej jakości sieciowej rywalizacji. Niestety problem nie dotyczy sporadycznych przypadków, a dużej części nadmiernie pewnych siebie graczy, którzy prawo do obrzucania innych obelgami, uzależniają od uzyskanego w danym tytule poziomu. A o ile świat, zarówno ten wirtualny jak i rzeczywisty byłby piękniejszy gdyby ludzie okazywali sobie, chociaż minimum wymaganego szacunku. Chociaż wydaje się to pretensjonalne i doskonale wpasowuje się w kanon wypowiedzi, miałkich intelektualnie kandydatek na Miss Universe, prawdy temu stwierdzeniu odmówić ciężko.

Zakładając, że opinie nieprzychylnych graczy spłynęły po mnie jak po kaczce, przechodzę do czerpania radości z ogrywanego w trybie sieciowym tytułu sam dla siebie. I tutaj schody zaczynają robić się jeszcze bardziej strome. Do głowy przychodzi myśl, – dlaczego kupiłem tę grę? Dla fotorealistycznej grafiki, wywołującej ciarki na kręgosłupie muzyki czy może rewolucyjnych rozwiązań w gameplayu? Wszystko to niewątpliwie składa się na całościową grywalność, jednak w moim przypadku na piedestale priorytetów stoi aspekt, z którego większość gier oferujących „multi”, jest najzwyczajniej odarta. Słowo klucz – fabuła. Poza nielicznymi wyjątkami, jest ona przez twórców traktowana po macoszemu lub ignorowana zupełnie. Nie spodziewam się słów poparcia, mimo to nie uważam naszej branży za ciągi niezrozumiałych kodów i grubych pieniędzy łożonych na ich tworzenie, ale również za kawał sztuki okraszony ciekawą historią i nierzadko pobudzającym do myślenia przekazem. Oczywiście nie spodziewam się po grach pokroju FIFY czy Gran Turismo, przekazania wiedzy o byciu lepszym człowiekiem czy zaciekawienia mnie fabularną głębią. O ile jednak biegać za piłką mogę dla samego zwycięstwa o tyle bezcelowe dzierżenie karabinu w dłoni po prostu mnie nuży.

Jako anty-fan większości sieciowych potyczek i uspołecznienia branży, wylałem swoje żale na wirtualny papier, pozbawiając się tym samym, ciężaru uciskającego moje „gamingowe” sumienie. Nie zaprzeczam, że multiplayer potrafi przynieść wiele radości, nie wyobrażam sobie jednak by nie wyrazić swojego niezadowolenia z wielu toczących go chorób. Leku zapewne prędko się nie doczekam, szerzę więc profilaktykę.  

Oceń bloga:
17

Komentarze (43)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper