Witam po krótkiej przerwie…

BLOG
889V
veteranus | 27.10.2014, 16:45
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

…i  o zdrówko pytam okazyjnie…

Jak wielu zauważyło, przez pewien czas nie było mnie na portalu, o czym uprzedzałem. Byłem zagranicą, żeby po prostu odbić się od dna finansowego i psychicznego, do jakiego doprowadził mnie poprzedni zakład pracy. Zakład pracy, z którego dzwonią, bym wrócił… Wielu zapyta: kogo to obchodzi? No na pewno kilku osobników, którzy lubią czytać moje blogi. Wyjazd był dość nagły i wszystko musiałem zorganizować dosłownie w jeden dzień: podpisać umowy, wykombinować forsę i wiiiioooooo! A jako że jestem beton i trudno znoszę zmiany… bywało różnie. Na pewno nie gnoili mnie ani nie gonili jak w kołchozie. Czas w Szwajcarii płynie powoli, ludzie rozumieją, że mój niemiecki nie jest jakiś super (salwowałem się angielskim jeśli oni rozumieli), a do tego jeśli dodać ich dziwaczny dialekt… Ale, dałem radę. Pracować miałem przy warzywach i zwierzętach. Owszem, robiłem przy owocach i zwierzętach, ale lwią część spędziłem jako malarz, stolarz, ocieplacz i układacz kostki brukowej, za co nie mam do nich pretensji,  bo nauczyłem się czegoś nowego. To mój drugi raz w Szwajcarii, trzeci zagranicą. Wróciłem z niezłą kasą, za którą mógłbym kupić sobie 3 next geny (o tym poniżej) i bliżej nieokreśloną przyszłością…

 

 

Fight the Future

 

Jak prezentuje się moja przyszłość? Osobiście mam kilka opcji, z czego każda ma swoje za i przeciw. Opcja pracy w okolicy: jest kilka zakładów, o których – podobnie jak do „mojego” kołchozu mówi się obóz koncentracyjny. Kasa lepsza, ale robota jeszcze cięższa. No i aluminium… Znowu aluminium. Nie mówię, że brzydzę się taką robotą, bo przy aluminium przerobiłem 3 ponad lata. Są dwa zakłady stolarskie, z których jeden jest rodem ze Szwecji (reklamy nie zrobię), drugi bliżej produkuje drzwi. Ludzie tam lgną, bo tam też nieźle płaci. Tyle co zagranicą nie zarobię, ale ja wielkich aspiracji nie mam i do realizacji moich planów wystarczą mi te pieniądze, co bym na miejscu zarobił. Poza tym byłbym na miejscu, miałbym czas na ogarnięcie CS6, na pisanie dla PPE, za czym tęskniłem.

 

Opcja pracy zagranicą: nie zamierzam ukrywać, że samotne eskapady przeszły mi bokiem. Zarobić zarobiłem, ale jeden typek jest dosłownie skazany na pracodawców. I nawet jeśli ma rację, to nie za bardzo ma szanse się postawić. Wiem to z autopsji. Poza tym nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi. Jechać ze zgraną paczką to coś zupełnie innego. Jak to mawiają u nas na Podkarpaciu: w kupie siła! Gówna nikt nie ruszy! Problem w tym, że nie bardzo mam z kim jechać. Każdy poszedł w swoje strony, każdy ma inne plany. To znaczy, jest jeden gość, który w bawełnę nie owija. I akurat na święta zjeżdża. Wtedy „dorwę go”… Bo go znam i wiem, że to równy gość, choć mógłby być moim Starym…

 

Cóż więc dalej?

 

Dziś zjechałem do chaty, nieogolony, nieostrzyżony, lżejszy o kilka kilogramów (to akurat git, bo to jedno z postanowień na ten rok), ale bogatszy o kasę i nowe doświadczenia. Wracać do kołchozu nie zamierzam, bo to cofanie się w rozwoju. Gdyby banda była zgrana, a nie same za przeproszeniem pizdy, można byłoby wywalczyć podwyżki, socjalne, które zawaliły związki zawodowe. Powiem tak: goście, którzy mieli cokolwiek do powiedzenia i – sorki za określenie – nie pierdolili się z nikim, odeszli. A ja też mam niewyparzoną gębę tylko że sprawa jest oczywista: nie jestem jakimś Mesjaszem, by za wszystkich się poświęcać. Lepsze warunki płacowe i pracy leżą w interesie wszystkich. Także cwaniaczków, którzy w krytycznym momencie spieprzają w kąt podczas gdy w innych okolicznościach mielą jęzorem na lewo i prawo. Jak to mawiają: krowa, która najwięcej wyje, najmniej mleka daje.

 

Nie mam do kogo zagranicą jechać, pozostają agencje pośrednictwa. Wiadomo, na nich trzeba robić, ale zawsze to będzie kasa. To znaczy, mam opcję wyjazdu przez „kogoś tam, kto jest córką koleżanki rodziców”. Wyjazd byłby do Holandii… na święta grudniowe… co mnie nieszczególnie przeszkadza, bo świąt nie obchodzę.

 

Ktoś powie: jakby nie było większych problemów… No może, może przesadzam. Niemniej dla takiego betonu, jakim jestem, kolejne zmiany przychodzą z trudem. I kolejna taka eskapada będzie kolejną zmianą.

 

Granie

 

Przez cały okres pobytu miałem ograniczony dostęp do neta, głównie za sprawą Lumii 520 (drogo tam jednak). Kilkanaście razy od deski do deski przeczytałem numer PE z prezentacją konsol, które kupić. Dziś wieczorem zabieram się za nadrabianie zaległości z archiwalnymi numerami, które Stary kupował. Za nadrabianie zaległości na PS3 wezmę się od środy, hehe. Jest tego. Soq w rzeczonym numerze podsunął kilka podpowiedzi gier, które umknęły mej uwadze.

 

Wspomniałem, że stać mnie na kupno całej trójcy. Niektórzy wiedzą też, że po E3 napaliłem się na Wii U. Co teraz?

 

Z OSTATECZNYM WERDYKTEM, KTÓRĄ KONSOLĘ KUPIĆ, WSTRZYMAM SIĘ DO E3 2015. Dlaczego? Nie czas na kupno sprzętu, na który mało exów, który mimo wszystko kosztuje. Przyszłoroczne targi w LA dadzą odpowiedź na pytanie, czy będzie to PS4 + Wii U czy XO + Wii U. Nie patrzę już na producenta sprzętu, bo z tego wyrosłem eony temu. Patrzę na gry. I w chwili obecnej to Wii U ma najwięcej gier. Tylko że… jakoś to Wii U mi przeszło. No nie do końca, ale nie jestem już tak napalony jak po czerwcowych targach, że aż Perez się zdziwił. Zresztą, cholera jasna. Pisałem jeszcze przed rokiem, że z kupnem wstrzymam się do 2015/2016 roku. Jasne?!

 

 

Fajnie jest tutaj wrócić. Gdy wyjeżdżałem, byłem na 11 miejscu, teraz spadłem na 17 plac. Mnie to już nie obchodzi. Przestałem rywalizować, zbierać acziki. Wróciłem, bo się stęskniłem. Bo mam tekst do skończenia. Bo mam kilka pomysłów na kolejne.

 

Niezależnie, czy będzie to zagranica, czy Polska, najbliższy czas spędzę przy CS6, PS3 i PPE, za którymi się stęskniłem.

 

Z planów, o których wiedzą niektórzy, też nie rezygnuję

PS. Sorki za nierzeczowy wpis, ale musiałem to napisać. Tak od siebie.

Oceń bloga:
30

Komentarze (47)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper