Killzone

BLOG RECENZJA GRY
544V
veteranus | 21.06.2013, 13:37
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Najlepsza war story na Playstation 2.

            Nasza piękna Ziemia po raz kolejny stała się celem ataku, tym razem podstępnych i bezwzględnych Helghastów. Ludzkość czeka na Ciebie, żołnierzu!

Ciężkie jest życie żołnierza szeregowego. Nie dość, że znajduje się najniżej w hierarchii wojskowej, to jeszcze nie jest pewien, czy uda mu się wyjść w jednym kawałku z bitwy, która wisi w powietrzu. Ale cóż, taki jest los szeregowca. Raz przyjdzie mu bronić okopów, raz barykad, innym razem przyjdzie mu prowadzić walki w dżungli brodząc po pas w wodzie, jeszcze innym razem… Zawsze jednak musi być przygotowany na widok rozszarpanych ciał kompanów, odniesienie ran czy haniebną, a nawet i rozpaczliwą ucieczkę z pola walki.

            Jeśli marzy Ci się wcielenie w postać szeregowego żołnierza koniecznie zagraj w Killzone!

Killzone określane jest jako idealna symulacja wojny. I przyznam, że w tym haśle reklamowym nie ma ani krzty przesady, bowiem najnowszy fps na PS2 wyprodukowany w holenderskiej firmie Guerillas podlegającej europejskiemu oddziałowi Sony daje Ci właśnie niepowtarzalną i najlepszą okazję skosztowania żołnierskiego życia.!

Dużo mówiło się o Killzone, zanim ujrzał światło dzienne. Posiadacze czarnulki z niecierpliwością czekali na szumnie zapowiadany first person shooter, który miał być odpowiedzią Sony na fenomenalne Halo. Jaki jest ten „war simulator”? Oto odpowiedź.

HEROES OF WAR STORY

Po odpaleniu gry oglądamy świetny rendering wprowadzający gracza w realia gry. Jeśli znasz angielski, skojarzysz, o co w tej zawiłej historii chodzi. Jeśli nie, wystarczy, że będziesz wiedział o konieczności obrony naszej planety przed inwazją Helghastów, wyjątkowo paskudnych osobników o imperialistycznych zapędach charakteryzujących naszych przodków. Przed odpaleniem właściwej gry wybierasz swoją postać. Wybór to może nie jest najodpowiedniejsze w tym miejscu określenie, bowiem na początku możesz kierować losami tylko jednego z czterech głównych bohaterów wojennej sagi o imieniu Templar. Pozostała trójka pojawi się w miarę rozwoju historii. Kim jest Templar? „Święty” jest członkiem elitarnych sił szybkiego reagowania. Żołnierzy tej formacji charakteryzuje dosyć duża skuteczność, a także umiejętności taktyczne i przywódcze. A pozostali? Drugą postacią jest Luger, żołnierz, a właściwie żołnierka należąca do oddziałów specjalnych, wykorzystujących w walce kamuflaże, noktowizory i atuty zwinności fizycznej, następny jest Rico, szeregowiec sił zbrojnych ISA, żołnierzy których cechuje agresja w walce, odwaga i umiejętność operowania ciężkim sprzętem, niestety kosztem mobilności. Ostatnim bohaterem jest Hakha, czyli Helghast, który stanął po stronie zaatakowanej Ziemi. To jedyna postać, której czujniki i skanery Helghastów nie wykrywają. Wybór postaci, którą będziemy nadal podążać będzie miał wpływ na przebieg historii: jeśli wybierzemy Templara, to przejście przez wykrywacze zastawione przez Helghastów stanie się trudniejsze niż grając Hakhą, jeśli wybierzemy Rico, to nie przeciśniemy się przez wąskie tunele i zakamarki, które bez problemu pokona Luger. Nareszcie urozmaicona rozgrywka!

Oprócz głównych bohaterów, których pokrótce wymieniłem powyżej, występują także postacie drugoplanowe, czyli bezimienni żołnierze ISA, którzy nam będą towarzyszyć w czasie niekończących się bojów, a także negatywni bohaterowie tej opowieści: wredni Helghaści w kilku „odmianach”, a także czołgi, latające transportery z działem na pokładzie itd. Przyznać trzeba, że cholernie wymagający z nich przeciwnicy: nie dość, że wytrzymali, to jeszcze mają celne oko, tak więc przeprawa przez każdy poziom to wielkie wyzwanie, ale o tym poniżej.

WAR WAS BEGIN… TRUE WAR... HARD WAR…

Czytając wojenne powieści, często oparte na faktach autentycznych lub dzienniki wojskowe będące autorstwem bezimiennych żołnierzy mogłem sobie tylko wyobrazić, jakim strasznym cholerstwem jest wojna. Ale ja tego nie będę wiedział, bowiem nie ja walczyłem na pierwszej linii i to nie ja odnosiłem rany (i obym nigdy nie musiał tego przechodzić, ani wy). Gdy odpaliłem pierwszą misję od razu przypomniałem sobie to wszystko, co na temat wojny przeczytałem. Cholera, jak przejść przez to miasto? Wróg czai się dosłownie wszędzie, dostałem ze dwa razy i już jedną nogą jestem na tamtym świecie, szybko biegnę między betonowymi blokami i zniszczonymi budynkami, byle tylko snajper mnie nie zdjął, ale niestety, jeden celny strzał i padłem trupem. Zanim udało mi się przebić do następnego checkpointu, jeszcze ze dwa razy gryzłem glebę. Po szczęśliwym dotarciu na to istne miejsce zbawienia konsola zapisała stan gry i o ile sobie przypominam, od tego miejsca jeszcze dwa razy startowałem. Cholernie trudne i frustrujące. Skoro pierwsze levele są takie wymagające, to jakie „surprajsy” czekają na kolejnych etapach? Wkrótce się przekonałem: Helghaści świetnie się ufortyfikowali: ostro (i celnie) walą nie tylko z broni ręcznej, ale i z dział maszynowych, które sobie poustawiali. I jak tu się przebić, skoro Twoi kompani padają jak muchy? Istny hardkor! Z poziomu na poziom rośnie adrenalina, rośnie i poziom trudności, a Ciebie po prostu trafia k….ca, gdy przed ostatnim checkpointem obrywasz i od nowa musisz przebijać się przez huraganowy ogień wroga.

Jeśli nadal panujesz nad nerwami, zaczynasz zastanawiać się, jaki poziom trudności sobie wybrałeś. Gdy przypominasz sobie słowo novice, z niedowierzania wybuchasz gromkim śmiechem: eśli to ma być najłatwiejszy poziom trudności, to kogoś tu nieźle pogięło. Trzy strzały i już leżysz. Najgorsze, że checkpointy, na których możesz sejwować, są od siebie bardzo oddalone i, co najgorsze – jest ich po prostu za mało. Deweloperzy rzadko przyzwyczajają nas do tak wymagających gier. Widocznie, Guerillasi chcąc ze swojego dzieła uczynić realistyczną symulację wojny (na wypadek, gdyby ktoś przywalał się do hasła reklamowego) wywindowali poziom trudności w taki sposób, by easy level w Killzone odpowiadał medium lub nawet high diffulcity w innych shoterkach. Choć czasem nasi przeciwnicy mają jakieś problemy z inteligencją, gubiąc się w działaniach, ale sfrustrowany ciągłym obrywaniem gracz zapewne weźmie to na swoją korzyść.

Pomocą miał być całkiem pokaźny zestaw śmiercionośnego żelastwa, z jakim przyjdzie nam przemierzać kolejne levele. Obok noży, którymi raczej niewiele zwojujesz, mamy do dyspozycji pistolety, shotguna skutecznego na walkę w wąskich pomieszczeniach i na krótki dystans, różnego rodzaju karabiny, wyrzutnie rakiet i pocisków. Ponadto, jeśli uda Ci się palnąć w łeb Helghasta obsługującego stacjonarny karabin, możesz i z tego cudeńka skorzystać. W niektórych misjach masz do dyspozycji nawet działo rakietowe, którym możesz strącać Helghańskie transportery powietrzne. Mnie osobiście najbardziej do gustu przypadły lekki karabinek oraz podstawowa broń Rico, ciężki karabin z wyrzutnią granatów, nie trudno zgadnąć, dlaczego. Nie pogardziłem też „stacjonarnym” minigunem. Ciekawostką jest fakt, że każda broń posiada dwa rodzaje działania, na przykład lekki karabinek, który bardzo polubiłem potrafi także siać ołowiem jak zwykła strzelba, a karabin elitarnych oddziałów ISA posiada także granatnik.

I SEE… I HEAR… I STEER… DAMN IT!

Jak wygląda ta wojna? Zabójczo… pięknie. Naprawdę, pod względem grafiki Killzone zalicza się do ekstraklasy gier na Playstation 2. Przemierzając kolejne etapy człowiek zastanawia się, w jaki sposób zdolniachom z Amsterdamu udało się tyle wycisnąć z czarnulki, która konsolą pierwszej świeżości przecież już nie jest. Otoczenie, przeciwnicy, broń, wszystko to wygląda tak… wojennie i realistycznie. Osobiście, największe wrażenie zrobił na mnie etap z okopami i walka w mieście i kanałach, gdzie ściany są popękane, poobdzierane, brudne. Widać, że na tekstury poszła znaczna część pamięci.

 Choć i pozostałe poziomy robią piorunujące wrażenie, na przykład poziom w dżungli z charakterystyczną mleczną mgiełką czy poziomy na otwartej przestrzeni z niebem przykrytym ciężkimi chmurami, które przywiodły mi na myśl słynny obraz Matejki z litewskim Księciem na pierwszym planie. Całość idealnie uzupełnia idealnie pasujący do realiów wojny specjalnie zastosowany filtr, który sprawia, że powietrze naprawdę sprawia wrażenie ciężkiego od unoszących się kłębów dymu i kurzu, przysłaniających całe otoczenie, razem ze Słońcem. Świetnie wykonane zostały bronie, oko cieszy zwłaszcza animacja reload’u odkrywająca kunszt grafików z Guerilla. Podobają mi się także momenty, gdy rzuciłem granatem w zaskoczonych Helghastów, a ci nie zdążyli uciec przed eksplozją i wylatują w powietrze. Tak jak w filmach! Szkoda, że animacja czasem spada poniżej 30 fps, ale to już tylko wina ograniczeń sprzętowych. Liczę, że przy kolejnej odsłonie Killzone, tym razem chyba już na nowej generacji programiści poprawią te niedociągnięcia i następca PS 2 pociągnie grę w stałych 60 fps’ach.

A oprawa dźwiękowa? Równie solidna. Przede wszystkim muzyka wojenna w wykonaniu Praskiej Orkiestry idealnie wprowadza w realia krwawej wojny. Oprócz genialnej muzyki, z głośników wydobywają się odgłosy terkoczących karabinów, wybuchających granatów, krzyki żołnierzy typu „Helghasts!” czy „We need suport!” albo „Watch up! Grenade!” wydobywające się z paskudnych mord Helghastów. Mocna rzecz!

Co do sterowania, to już nie jest tak wspaniale i kolorowo. Szczerze powiedziawszy, za usunięcie możliwości grania klawiaturą i myszą (choć w necie przeczytałem, że można grać, a kiedy przyniosłem myszkę i klawiaturę USB, to działały tylko w menu, bezsens)  z wielką przyjemnością poznałbym geniusza odpowiedzialnego za takie posunięcie i najchętniej dałbym mu po gębie.  O tym, że joypad, nie ważne czy Dual, czy od Xboxa w ogóle nie nadaje się do fps’ów wiadomo nie od dzisiaj. Nie po to konsola posiada wejście USB, by wpychać w nie tylko kabelek od EYETOYA, ale i klawiaturę i mychę, które idealnie pasują do tego typu gier. Liczę, że przy kolejnych częściach Guerillasi (i inni) oszczędzą nam tej gimnastyki paluchami i pozwolą naszym padom dłużej pożyć…

Oceń bloga:
1

Atuty

  • Oprawa A/V
  • Kampania
  • Realia wojny

Wady

  • Loadingi
  • Z AI przeciwników różnie bywa
  • Dla niektórych może być za trudna
Avatar veteranus

veteranus

END OF WAR… Jaki naprawdę jest Killzone, każdy musi sobie odpowiedzieć. Mnie osobiście bardzo się spodobał pomimo kilku buraków, jak na przykład dziwne zachowanie przeciwników.

9,0

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper