„O graczu, który wstydził się grać”

BLOG
2136V
„O graczu, który wstydził się grać”
PAN_LOBO | 29.03.2014, 14:34
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Chciałem poruszyć dosyć delikatny temat, z którym być może niektórzy, a może wielu graczy, w tym ja, ma poniekąd problem. Wszyscy kochamy nasze hobby, jakim są gry wideo. Jednak czy nigdy nie zdarza Ci się sytuacja, gdy masz wrażenie, że z naszym hobby jest coś nie tak?

Zastanawiasz się o co mi chodzi.

 

Jeszcze być może nie wiesz do czego zmierzam.

 

Pozwól, że wyjaśnię.

 

Spędzam naprawdę sporo czasu ogrywając produkcje, spośród których kilka mógłbym nazwać dziełem sztuki bądź kultury. Oglądam również wiele takich filmów, jak i pochłaniam również duże ilości doskonałej literatury. Jednakże znajdując się w towarzystwie zwykle chwalę się właśnie tym co przeczytałem, czy filmem który ostatnio widziałem. Rzadko przyznaję się do tego, że lubię zarwać nockę na wspaniałej fabule Bioshocka Infinite czy innego genialnego Mass Effecta. Czemu? Hmm. Ciężko tak naprawdę powiedzieć. Mówiąc w dużym uproszczeniu – odczuwam czasem pewien dyskomfort w mówieniu o graniu na konsoli. Wchodząc głębiej w mój umysł mogę zdefiniować swój stan psychiczny jako obarczony lękiem przeplatającym się ze wstydem. Mocne słowa. Ale szczerze prawdziwe.

 

Powiem wprost – nie czuję całkowitej swobody w opowiadaniu o moim ukochanym hobby tak samo jak w przypadku innych preferowanych przeze mnie zajęć jak sport, kino, czy podróże. Bez skrępowania mogę opowiedzieć każdemu o tym, że cholernie podoba mi się serial House of Cards, a nawet o tym, że ostatnio z pasją oddaję się lekturze cyklu książek o Percy’m Jacksonie i Bogach Olimpijskich, ale nie zacznę wątku doświadczania wybitności Dark Souls, pomimo, że wyżej cenię sobie tą ostatnią rozrywkę.

 

Dlaczego tak jest? Poniżej podejmuję próbę wskazania źródła takich odczuć. Nie wiem na ile dotykam problemu dotyczącego Nas wszystkich, tylko niektórych z Nas, czy może tylko mnie. Ale ośmielę się spróbować.

 

Część I    Dzieciństwo

 

Wszędzie. W pracy, w domu, wśród znajomych – zawsze, po prostu zawsze spotykam osoby, które na frazę: „Gram na konsoli” reagują albo uśmiechem politowania, albo niedowierzania, albo zwykłego zaskoczenia. Nie lubię takich reakcji  i się ich boję. I nie chodzi tu o pewność siebie, której nigdy mi nie brakowało, tylko o wiercące mnie w brzuchu przeczucie, że moje hobby nie spotka się ze zrozumieniem wśród osób, których opinia na mój temat w jakiś sposób się liczy.

 

Żyjemy w środowisku kształtowanym na bieżąco, ale posiadającym własne nieusuwalne tło historyczne, zmieniającym się powoli, ale nieustannie, jednak zawsze to, czego nauczymy się w dzieciństwie i w fazie wczesnej młodości ma na nas największy wpływ w życiu późniejszym. Mam 28 lat, wychowałem się na grach, jako szczyl z kuzynem niszczyłem joysticki zagrywając się w Crazy Frog na Amidze, a „168 in 1” na Pegasusie znałem na pamięć, więc gry są dla mnie nieodłącznym towarzyszem życia. Jednak wiele osób, zdecydowanie tych starszych, jak i tych, które nie grają, ma utarte przekonanie, że gry nie są poważną rozrywką. I muszę przyznać, że choć wiem, że to bzdura, to jednak trochę to na mnie działa i modyfikuje moją śmiałość w obnażaniu się ze swoimi fascynacjami. Jest to pewnego rodzaju zakorzenione w środowisku od czasów, gdy byłem dzieckiem przekonanie, że gry są „dla dzieci”.

 

Ludzie, którzy nie mieli bezpośredniej styczności z grami od najmłodszych lat, a takich wciąż jest większość w naszym społeczeństwie, jest zbudowana w twierdzeniu o niepoważności naszego hobby. I to się nie zmieni nigdy. Nigdy nie przekonam moich rodziców, że ich oglądanie filmu w telewizji wcale nie jest wyższych lotów rozrywką od mojego grania i zawsze będę słyszał od mamy, że bawię się jak dziecko. To po prostu świat w jakim wychowywali się moi rodzice, tak różny od świata w którym ja żyję, ich tak ukształtował. Myślę, ze musimy to zrozumieć i akceptować. Nasi rodzice tak uważają, bo ich dzieci grały w gry jak były małe. Bo my graliśmy w gry jak byliśmy mali. Więc jak oni mają grać w gry, skoro ich sześcioletnie dziecko gra w gry? Takie spojrzenie na gry wideo ugruntowało się w starszych pokoleniach, które pomimo, że my dorastaliśmy – nie dostrzegało tego, że gry i świat gier wideo rosną też z nami. Zaczepiony w starszych pokoleniach taki właśnie pogląd o grach wideo nie pozwala im na ich poznanie, bowiem w ich przekonaniu narazili by się na śmieszność poprzez granie w „gry dla dzieci”. To nic, że obecnie znaczek "+18" na pudełku z grą jest czymś powszechnym i sugeruje pozycję dla dojrzałego odbiorcy. "Gry są dla dzieci". I nie odwróci tego zjawiska jeden, czy drugi ojciec pykający w strategie na PC w wolnej chwili. Powtórzę: to się nie zmieni nigdy.

 

 

Czasami taki stosunek do grania jest przenoszony na młodsze pokolenia osób, które nigdy nie grały, bo uważały że to niepoważne, lub poniżej ich poziomu. Ale to również wynika z ich wychowania przez rodziców, którzy właśnie tak twierdzili i swoim pociechom wpajali to do głów. To akurat można zmienić, choć bardzo ciężko tego dokonać w przypadku tych osób. Ale o tym za chwilę. Ja wiem, jak wychowam swoje dzieci, gdy będę je miał. Wiem, że nie będą miały powodów nigdy odczuwać zakłopotania z powodu grania na konsoli. Jednak dopóki nie przeminie zgodnie z prawami natury pewien cykl pokoleniowy, to zawsze znajdą się ludzie (szczególnie starsi od Nas), którym łatwiej będzie zaakceptować każde inne hobby niż granie i podejrzewam, że tak pozostanie do czasu aż to my będziemy…

 

dziadkami.

 

 

 

Cześć II    Dojrzewanie

 

Inna sytuacja. Rozmawiam z partnerką przez telefon. Pyta:

 

- Co robisz?

 

Gram. A cóż by innego. Ale mówię:

 

- Aaa nic, czytam książkę.

 

Dlaczego tak odpowiadam? Być może dlatego, że moja partnerka została inaczej wychowana, a od dzieciństwa nie miała styczności z grami i nie szanuje gier tak jak ja bo po prostu ich nie zna, a być może boję się zostać posądzony kolejny raz o tzw. „marnowanie czasu na głupoty”.

 

Bo głupotą jest każda rzecz, która nie jest rozumiana. A nie jest rozumiana rzecz, która nie jest znana.

 

Każdy ma swoje hobby i czynności, które lubi robić i które go relaksują. Po ciężkim dniu spędzonym nad paragrafami i ustępami przepisów prawa naprawdę chcę się wyłączyć i z przyjemnością sprawdzić co tam u Maxa Payne’a po kilku latach jak go nie widziałem. Jednak pomimo, że oddaję się graniu, to nie manifestuję tego. Jasne, nie zawsze, przecież nie ukrywam przed światem, że mam konsolę, ale jednak sprawia mi trudność przyznanie, że czasem całe wolne popołudnie gram. Lubię po pracy wrócić do domu, wrzucić na siebie dres, przygotować sobie kawkę i odpalić na twardzielu mojej wysłużonej PS3 80GB grę, której HIV, Roger, Zax albo inny dziad słodzi, jakby miała 18 lat i krótką spódniczkę. Naprawdę mnie to irytuje, że sprawia mi problem otwarte mówienie o tym i szukam przyczyny takiego stanu rzeczy. Czy gry to coś wstydliwego? Czy nie przystoi aplikantowi radcowskiemu ponapieprzać z uzi do poligonów składających się na paskudne mordy gości, którzy urodzili się po to, żeby dostać od Maxa kulkę? Robię wiele pożytecznych rzeczy w życiu, ale tego nikt nie widzi, prawda? Zawsze tak nam się wydaje. Widzi się tylko, że „marnuję czas przy gierkach”. Czy naprawdę muszę robić coś bardziej „ambitnego” żeby świat był ukontentowany i nie zarzucał mi, że „marnuję czas”?

 

Czy powinienem się wstydzić?

 

Nie wiem. Powiedzcie mi.

 

Ja uważam, że nie.

 

Więc czemu mi czasem głupio jest przyznać, że po prostu to lubię?

 

 

Nie widzę innej możliwości, niż taka, że wynika to z opisanego przeze mnie wyżej stanu świadomości społeczeństwa, które jeszcze do gier nie dorosło. Krytyczne spojrzenie na „takie” hobby i uważanie go za „marnowanie czasu” przez osoby starsze ode mnie takie jak przełożeni, starsi współpracownicy, albo rodzina sprawia, że pomimo iż całym sobą krzyczę, że kocham gry i należy im się miejsce w panteonie osiągnięć kultury, to jednak mam pewne obawy przed obnoszeniem się z tym w środowisku w którym się obracam (wyłączając środowisko tworzone przez logujących się codziennie na niniejszym portalu). Myślę, że to naturalna reakcja zdrowej psychicznie jednostki obdarzonej instynktem samozachowawczym. Ale może się mylę. Może tylko mnie dotyczą takie obawy przed pewnym rodzajem ostracyzmu społecznego w moim bardzo hermetycznym środowisku zawodowym. Bo jak to? Mecenas grający w „gierki”? No niepoważne, prawda, zastanówcie się.

 

Może trochę prowokuję, ale sądzę, że jeszcze ktoś z Was, może nie Ty, ale ktoś inny, mógł mieć lub ma podobne odczucia. Że obnoszenie się ze swoim hobby obniży ocenę naszej osoby w oczach ludzi, których zdanie o nas niestety ma znaczenie i narazi nas na przyklejenie łatki „tego niepoważnego co gra w gierki”. Opinia o grach jako mało poważnych jest niestety powszechna w społeczeństwie, czy się z tym zgadzamy czy nie. Przebywając na tutejszym portalu wśród samych sympatyków rozrywki elektronicznej tak bardzo tego się nie odczuwa, jak w życiu codziennym. Jednak tak wygląda przygnębiająca rzeczywistość, w której rodzic nie będzie traktował poważnie gier, jako rozrywki dla dzieci, nawet gdy jego dziecko będzie spędzało godziny na rozjeżdżaniu przechodniów w kupionym przez niego swojej pociesze na gwiazdkę GTA. Świadomość takiej nieświadomości społeczeństwa jest myślę w każdym z nas bardzo silna. To dlatego tak łatwo i często oburzamy się na wszelkie zarzuty adresowane do gier wideo – że są ogłupiające, że wzbudzają agresję, że co drugie morderstwo jest ich konsekwencją. A intuicja mówi nam, że zmienić to wcale nie będzie łatwo.

 

Ja mam poczucie, że wraz z moim dorastaniem, dojrzewają też gry. Dlatego tak kluczowe znaczenie ma nasza postawa i proces naszego dorastania, bowiem nie porzucając naszego ukochanego hobby przez tyle lat stwarzamy doskonały fundament dla kolejnych pokoleń graczy, oraz dajemy sobie szansę na pokazanie prawdziwej wartości tkwiącej w grach niektórym indywidualnym jednostkom, z którymi blisko żyjemy, takim jak dla przykładu moja kochana pytająca mnie co robię partnerka. Nastawienie niektórych, raczej już nie tych starszych pokoleń, o czym pisałem wyżej, da się zmienić i my możemy się do tego przyłożyć pokazując, że gry to nie tylko rozrywka dla dzieci, ale przede wszystkim twór kultury, noszący w sobie znamiona sztuki. Ale wszystkich nie zmienimy. Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że „marnuję czas”.

 

Wszystkich może zmienić tylko jedno. Wszystkich może zmienić…

 

czas.

 

 

 

Część III    Dorosłość?

 

Ludzie w czasach, gdy kino przeżywało swój wczesny rozwój również często krytycznie się o nim wypowiadali twierdząc, że kino jest obrazą dla teatru i prawdziwej sztuki aktorskiej. Ludzie wychowani na teatrze nie akceptowali kina i nigdy nie dawali mu przymiotu prawdziwej sztuki i kultury. Nazywano kino sztucznym, niepoważnym tworem nikomu nie potrzebnym, bo przecież sztuka teatralna była ideałem aktorskiego przekazywania treści i emocji, a film to płytka rozrywka dla niedojrzałych emocjonalnie odbiorców. Brzmi znajomo? Powszechne było deprecjonowanie kinematografii, a zwłaszcza krytycznie wypowiadano się o produkcjach powstających w początkowych fazach rozkręcania przez żydowskich emigrantów z pewnego kraju nad Wisłą maszynki do zarabiania „sałaty” zwanej Hollywood. Strach przed nieznanym, brak szacunku starszych, z urzędu nazywanych „mądrzejszymi”, pokoleń był cierniem w oku przemysłu filmowego. Wiele lat musiało minąć, wiele pokoleń odejść, wiele filmów musiało powstać zanim poszczególne jednostki dały realną szansę filmom, własnym doświadczeniem obejmując wybitne dzieła takie jak "Metropolis", "Dyktator" Chaplina, "Obywatel Kane""Casablanca"„Dwunastu gniewnych ludzi” czy „Zabić drozda” i niemal jednym głosem były gotowe nie odmawiać dłużej filmowi możliwości osiągnięcia rangi dzieła sztuki. A kino w kolejnych latach stało się jednym z filarów kulturalnego świata współczesnego.

 

 

Tą sytuację można wprost odnieść do sytuacji branży wideo szukającej w XXI wieku swojego miejsca w świadomości społeczeństwa. Gry są powszechnie znane, mnóstwo ludzi gra, recenzenci pieją z zachwytu nad poziomem wykonania niektórych produkcji, przemysł videogamingowy rozwija się w szalonym tempie, Rockstar zarabia oszałamiające kwoty pieniędzy w ciągu 24 godzin po premierze Grand Theft Auto V, Activision chce odkupić sejf od Sknerusa McKwacza żeby pomieścić swoje góry złotych monet, a ja dalej mam wrażenie, że:

 

(uwaga – stawiam tezę)

 

wciąż odmawia się grze statusu trwałego elementu kultury posiadającego wartość artystyczną, aspirującego niekiedy do rangi dzieła sztuki.

 

Teza się rzekła. Możesz się z nią zgodzić lub nie, ale moje zdanie jest właśnie takie. Dopóki społeczeństwo nie będzie ukształtowane głównie przez jednostki, które osobiście i na własnej skórze zweryfikowały wartość kulturalną i artystyczną gier zaznajamiając się z wybitnymi produkcjami takimi, jakimi obecnie można by prawdopodobnie określić The Last of Us, serię Bioshock albo np. L.A. Noire czy Red Dead Redemption  – gry do tego czasu nie będą równouprawnionym partnerem  w kulturalnej rodzinie dla muzyki, kina, fotografii czy teatru. Takie gry są potrzebne branży jak tlen. Obok gier świetnych muszą powstawać gry wybitne, bo tylko one mogą być asem graczy w rozdaniu kart przeciwko opornej zbiorowej świadomości ludzkiej na przestrzeni lat. Bez kolejnych genialnych Metal Gear Solidów czy Zeld ta gra nie może zostać wygrana.

 

Ludzie boją się nieznanego. Mało tego – ludzie krytykują nieznane. Nie? Oczywiście, że tak. Każdy z Nas to robi wychwalając to, co zna kosztem tego, czego nie zna lub nie ma. Dlaczego jeśli ktoś ma Playstation 3 krytycznie podchodzi do Xboxa 360, a gdy kupi obydwie konsole chóralnie wychwala jakość jednej i drugiej? Bo obie je poznał. Taki sam schemat występuje w przypadku każdej nowej branży rozrywki aspirującej do miana sztuki w kulturalnym świecie. Tak było z filmem, tak było z komiksem, tak jest i z grami.

 

Poznanie. Wraz z upływem czasu powszechne poznanie poprzez osobistą styczność i doświadczenie musi być początkiem i fundamentem dla gier w kulturze, bo jeśli ludzie będą zgodni w tym, że jakaś gra może być tzw. „dziełem sztuki”, to otworzy to furtkę dla innych produkcji, które już nie tylko będą musiały moralizować  i imponować powagą tematów podejmowanych fabularnie, ale również będą mogły po prostu…

 

bezwstydnie bawić.

 

 

Oceń bloga:
63

Komentarze (130)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper