Life is... weird
Strange, life is strange, life is... weird.
Życie, egzystencja, istnienie...trwanie. Wielu próbowało zdefinować ten termin. Innym wychodziło to lepiej, drugim gorzej. Gry wideo jako medium rzadko poruszały tematy z nim związane. Czy kiedykolwiek jednak grałeś w grę, która spróbowała by zdefiniować to pojęcie, ukazać prawdziwe ludzkie rozterki, decyzję powodujące zajrzenie w głąb swej duszy by przekonać się jakim człowiekiem jesteś naprawdę?
Nie? Cóż jak to mówią Life is strange...
Nutą realizmu ujmuję zdjęcie,
którego nikt nie zdoła odtworzyć.
Nuta realizmu to moje ruchy, posunięcia,
A zdjęcie? Zdjęcie to życie, migawka której nikt nie powtórzy.
Nie lubię pisać o grach. Szczerze? Wolę w nie grać, ale czasami... czasami po prostu jako gracz mam obowiązek. Obowiązek promować, pisać, pokazywać perełki, które mnie ujęły. Dziwne, że gracz mający wieloletnie "doświadczenie" dotyczące elektronicznej rozgrywki jaką są gry wideo odczuwa nadal momenty, w których pragnie wstać i zaklaskać widząc napisy końcowe. Dziwne, że ten francuski twór smakuję całkowicie inaczej przy pierwszym poznaniu i odwrotnie przy samym jego końcu. Francuska gra, którą niczym Le Petit Prince odbieramy inaczej przy spotkaniu w wieku 10 lat, 20, 30...lat (wiecie o co mi chodzi).
Dziwne te życie, życie jest dziwne...
Trudno pisać o grze w takim sposób aby nie zdradzić choćby krzty fabuły, muśnięcia tajemniczości spowodowanego skrzydłami motyla. Muszę jednak przedstawić choć zarys fabularny, pewną cząstkę gry, która mam nadzieję nie zdradzi wam niczego i nie zepsuje zabawy. Jeżeli jednak nie wierzysz mi na słowo wstań i w tym momencie kup grę. Kiedy już ją przejdziesz wróć do tego tekstu.
Jeżeli tu jednak zostałeś, ale nadal zamierzasz kupić LiS lub jesteś niezdecydowany, to i tak w chwili przejścia tego tytułu polecam tu znów zajrzeć. Możliwe, że mój tekst odbierzesz wtedy no cóż w nowy sposób ;)
Zresztą posłuchajcie sami (dodam, że dawno nie widziałem takiej liczby wyświetleń przy jakimkolwiek soundtracku z gry wideo)