Piątkowa GROmada #47

BLOG O GRZE
1431V
Piątkowa GROmada #47
Daaku | 18.08.2017, 18:36
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Miarka się przebrała.

Cześć i czołem! Ostatnie dni były na PPE okresem niezwykle, żeby to delikatnie ująć, dynamicznym - redaktorzy powyskakiwali na urlopy i newsy piszą za nich orbitanci, w Hajd Parkach pojawiła się niespotykana do tej pory liczba nowych Współtwórców Portalu, wyborom na nowego moderatora towarzyszy przerzucanie się zakurzonymi teczkami, niektórymi nawet z 2011... Na tle tej wszechobecnej burzy niespodziewanych zmian niech pewnym pocieszeniem będzie dla Was fakt, że GROmada niechybnie dostarczy Wam tego samego, co zwykle - przyjemnej lektury o naszym ulubionym hobby, w sam raz na rozpoczęcie weekendu!

W tym tygodniu wraca do nas Dario123, a wraz z nim właściwe mu tematy grania na pececie oraz uniwersum Warhammera 40K. Ja z kolei dość nieoczekiwanie przerzuciłem się na rzadko eksploatowaną, dawno niewidzianą platformę. Nie, nie jest to Wii (choć i jego czas nadejdzie!), nie jest to także Xbox 360, na którym pasowałoby wbić parę aczików - temat jest tak naprawdę znacznie bliższy naszemu codziennemu życiu. Ale o tym poniżej. Zapraszamy do czytania!

(Cud-majonez logo tradycyjnie od nieocenionego @Reinvented!)

 

Dario123

 

Witam wszystkich czytelników gromady i tych, którzy lecą od razu do komentowania. Ostatnio na gogu była wyprzedaż gier z serii Warhammer, więc jako fan 40k nie mogłem przejść obok tego obojętnie. Moje nabytki to Chaos Gate (czeka na pobranie), Warhammer 40.000 - Rites of War (o tym więcej trochę później) oraz…

 

Final Liberation - Warhammer® Epic 40,000

Opis tej gry zacznę od udawania, że wiem o czym mówię. Epic w tytule nie jest tylko po to, żeby fajniej to wszystko brzmiało, otóż Final Liberation jest dość wiernym przeniesieniem zasad tego wariantu na ekrany komputerów. Jakie to zasady? W skrócie jednostki są mniejsze, ale skala starć jest większa. Teraz przejdę do typowego dla siebie totalnie pozbawionego ładu i składu opisu. Moja przygoda z tym tytułem zaczęła się od tego, że nie działał, ale jak osoba, która w życiu widziała więcej blue screenów niż cycków jakoś się tym nie zraziłem i udało mi się problem rozwiązać. PC Master Race!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Grę otwiera całkiem klimatyczne intro, z którego dowiadujemy się, że na planetę o trudnej do zapamiętania nazwie uderza orkowe WAAAGH! Zresztą zobaczcie sami

W grze czuć klimat starej czterdziestki, co nie powinno dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę, że powstała w latach 90. Wrzucę parę screenów to sobie popatrzycie jak się kiedyś rysowało to wszystko.
Nasze zadanie jest całkiem proste mamy zniszczyć najeźdźców, a najprościej zrobić to eliminując herszta. Niestety ten schował się na drugim końcu mapy świata, więc troszkę się pobawimy.  Do eliminacji orków posłużą nam następujące regimenty: Żelazna Straż Mordian, Jeźdźcy Pustyni z Tallaran i Catachańscy Wojownicy Dżungli (tych jeszcze nie spotkałem, ale codex mówi, że są), są też jakieś lokalne elementy PDF, przewijają się też Space Marines. Do tego całkiem pokaźny arsenał czołgów, artylerii, trochę lotnictwa, a nawet tytany. Muszę przyznać, że twórcy przenieśli całkiem sporo jednostek, z czego każda ma swoje mocne i słabe strony.

 

No dobra, ale jak się w to gra? Z mapy świata wybieramy sobie, gdzie chcemy uderzyć. Po tym zostajemy przeniesieni na mapę bitwy, gdzie najpierw rozstawiamy swoje jednostki. Walka toczy się do momentu aż morale jednej ze stron spadnie do zera. Ktoś zapyta, czym jest morale? Otóż każda jednostka jest warta określoną liczbę punktów, a morale jest sumą tychże. Z początku myślałem, że będzie to izi gierka polegająca na pilnowaniu własnej artylerii i czekaniu aż zniszczy przeciwnika. Nic z tych rzecz. Jeśli nie poprowadzimy jakiejś swojej jednostki w okolice jednego z punktów na mapie to nasze morale będzie samo z siebie co turę dość szybko spadać. Warto dodać, że czasami te punkty są na drugim końcu mapy i trzeba gnać na złamanie karku. Właśnie te punkty to wada gry, bo gdyby były bardziej na środku mapy i trzeba by było o nie walczyć to byłoby lepiej, a tak przeciwnik się tam campi i trochę lipa. Czasami nie trzeba niszczyć wrogich jednostek, wystarczy że znajdą się pod ciężkim ostrzałem, a w następnej turze zaczną uciekać. Szkoda, że na mapie świata przeciwnik jest strasznie bierny, do tej pory spotkałem się tylko z jednym marnym kontratakiem.

 

Po prawie każdej misji zostajemy nagrodzeni filmikiem, które są całkiem niezłe, trochę zalatują mi serią Command&Conquer. Owszem efekty specjalne dziś już nie robią wrażenia, ale podoba mi dokładne odwzorowanie ubioru i uzbrojenia. Trochę mnie dziwi, że prawie każdy gwardzista sili się na jakiś dziwny akcent z pogranicza ruskiego. Lokalnych idzie zrozumieć, bo są tak stylizowani, ale takich z Tallaranu to już gorzej. Bardzo spodobała mi się ścieżka dźwiękowa, sam nie wiem dlaczego.  

Oprócz kampanii możemy sobie rozegrać zwykłe scenariusze, w których ustalimy liczbę punktów, które możemy przeznaczyć na jednostki. Codex sugeruję, że gra miała doczekać się rozszerzeń, które wprowadziłby Eldarów, Chaos i Tyranidów. Troszkę szkoda, bo tytuł całkiem zacny.


 

Warhammer 40.000 - Rites of War

Zacina się po dwóch minutach, jeszcze nie wziąłem się za rozwiązanie tego problemu. [Bardzo śmieszne!... To gdzie jest reszta tekstu? - dop. Daaka]

 

 

Daaku

 

Procesor sześciordzeniowy, 3 giga pamięci, 16 giga wewnętrznej, rozdzielczość HD, LTE, 20 megapikseli... Nie, nie czytacie wciąż Daria chwalącego się swoim nowym rigiem, to naprawdę mój tekst. Telefon sobie wymieniłem, na Honora 7 konkretnie. A jak to z każdym nowym sprzętem bywa, trzeba zobaczyć, co też on potafi. Efektem jest to, że od kilku dni w domu zamiast grać na stacjonarkach, leżę sobie bykiem na łóżku i co rusz testuję kolejne mobilne gry. Już na długo przed wymianą miałem w głowie mentalną listę paru tytułów, które koniecznie chciałem wypróbować na swoim telefonie, ale deficyt mocy lub niewłaściwy system sprawiały, że musiałem obchodzić się smakiem. Aktualnie przebieram jednak sobie, w czym mi się tylko spodoba i choć nie za wszystko jeszcze się zabrałem (Pokemon Go, GranBlue Fantasy czy Dead Effect na przykład, a Fate/Grand Order nigdzie nie widzę...), to mam już paru wstępnych kandydatów do zabijania czasu w komunikacji miejskiej. Poniżej dosłownie po parę zdań o każdym z nich:

 

Dragon Ball Z Dokkan Battle - jak dotąd zdecydowany faworyt. Od niedawna na nitki poświęcone grze natrafić można było na zagranicznych forach, w poprzednich GROmadach swoim Brolym chwalił się też nasz Snake, także do walki dołączam ze względnie niewielkim opóźnieniem. Choć jednak na tyle dużym, aby ze względu na różne czasowe eventy (zestawy startowe, specjale z okazji 200 mln pobrań, codzienne loginy itp.) z miejsca zapełnić sobie drużynę przeróżnymi bohaterami rzadkości SSR. Aktualnie moim liderem oraz oczkiem w głowie jest Kid Buu (poniżej, po lewej), choć nawet gdyby nie trafił mi się od razu z maksymalnym poziomem, to i tak zaliczanie początkowych plansz nawet na poziomie trudności Z-Hard to czysta formalność. Zakładam, że z biegiem czasu gra zacznie sprawiać nieco problemów, ale póki co - smooth sailing

Jeśli komuś przyda się mój Buu, to niech doda ID: 2,326,132,193.

 

 

Magikarp Jump - przybyłem, podskoczyłem, podbiłem! Ten tytuł polecił mi @Musiel i pomimo wyraźnej prostoty gra się w niego bardzo płynnie i bezstresowo. Tytułowego Magikarpia musimy karmić, ćwiczyć w skokach, a kiedy już osiągnie maksymalny poziom - spróbować zawojować nim lokalny Route i zdobyć odznakę trenerską. Aktualnie trenuję sobie czwartą generację plaskacza, ale to dlatego, że wskutek pechowego eventu poprzedni egzemplarz został... porwany przez ptaka. Artificial difficulty gorsze niż w Dark Souls. 

Tak było

 

Mobius Final Fantasy - w sklepiku Google Play Fajnali jest już cała masa. Przeważnie konwersje numerowanych odsłon serii ze starszych konsol oraz garść robionych na jedno kopyto darmówek opartych o sprajty - na ich tle Mobius wyróżnia się więc już na pierwszy rzut oka oczogrzmotną jak na standardy mobilek oprawą graficzną. I choć już po pierwszych walkach czar pryska (systemowo to typowy social RPG jakich setki na rynku, tyle że mocno przypudrowany), to gra broni się systemem Elemental Ring oraz elementami znanymi z dużych odsłon (bestiariusz, postacie, przedmioty). No i obecność Garlanda każe sugerować, że jest to jakiegoś rodzaju fabularny prequel do pierwszego Final Fantasy, whey!

 

Super Mario Run - Mario jaki jest, każdy widzi i na tym portalu przedstawiać go raczej nie trzeba. Sama gra też pojawiała się już nieraz na łamach strony głównej, także założenia rozgrywki ujmę łopatologicznie: Mario biegnie, my nim skaczemy i zbieramy monety. Poza zestawami plansz w trybie "fabularnym" (który mistrzowsko robi smaka, oferując w darmowej wersji tylko pierwszych pięć kursów) dobrą zabawą są Rally - przypominające time trial wyścigi z duchami innych graczy. Nie ukrywam, że noszę się z zamiarem wykupienia sobie wersji premium. Jeżeli ktoś jeszcze gra, to ślijcie friend requesty na Player ID: 1135 - 1132 - 7686.

 

Ratchet&Clank: Before the Nexus - jako że to z uszatym Lombaksem miałem ostatnio kontakt przy więcej niż jednej okazji, to właśnie na niego padło pośród garstki innych bohaterów gier firmowanych logiem Sony. Before the Nexus opiera swoją formułę na znanej z większych odsłon minigierce o jeździe Grindbootsami po szynach, transformując ją w infinite runnera oraz uzupełniając o wykupowane w sklepiku nowe bronie oraz pomocnicze gadżety. Na kolejne próby pobicia rekordu taki arsenał będzie jak znalazł.


 

Lost Dimension [PSV, Lancarse 2014]

 

Ten tekst będę chyba musiał rozpocząć od odwołania się do innej serii gier innego developera. Obił się Wam może o uszy tytuł Danganronpa - Trigger Happy Havoc? Obić obił się na pewno, ale ja pragnę przywołać strukturę rozgrywki: grupa zupełnie obcych sobie ludzi zostaje zamknięta w ośrodku nadzorowanym przez szalonego "mistrza gry", który zmusza ich do eliminacji swoich towarzyszy, aby "gra" toczyła się dalej i przybliżała pozostałych przy życiu do wielkiego finału. Mistrzem gry w Danganronpie był misiek Monokuma, eliminacja przyjmowała formę rozpraw klasowych, a stawką było poznanie całej historii stojącej za akademią Hope's Peak. Gra udanie łączyła styl kryminalnych przygodówek point'n'click z dynamicznymi przesłuchaniami z Phoenixa Wrighta, oferując jednocześnie plejadę niezwykle oryginalnych postaci oraz  zaskakujące zwroty akcji.

 

W Lost Dimension ogólny szkielet jest podobny. Mamy szalonego złoczyńcę o pseudonimie The End, który o uwagę głów najważniejszych państw zabiega serią ataków terrorystycznych na ich miasta. Mamy jego kryjówkę - gigantyczną wieżę, na której szczycie się ukrył. Mamy grupę młodych ludzi o skrajnie różnych osobowościach, które muszą współpracować celem aby osiągnąć wspólny cel. Mamy w końcu wyraźny motywator - The End aktywował umieszczony w wieży arsenał głowic nuklearnych, które za 13 wystrzelą poleconym priorytetowym w stolicę każdego większego państwa. Stawka jest więc wysoka i wybrzydzanie na towarzystwo jest tutaj naprawdę nie na miejscu.

Czekaj. Wróć. W powyższej wyliczance zapomniałem o jeszcze jednym "mamy". Mamy też w naszych szeregach zdrajcę, którego modus operandi pokrywa się z całą operacją The Enda i który tak naprawdę też chciałby zobaczyć, jak świat płonie. W cztery oczy nikt się jednak do tego nie przyzna, a iw trakcie potyczek z cybernetycznymi strażnikami wieży nie ma raczej miejsca na potknięcia czy jakieś podejrzane machinacje - pamiętajmy, że każdy członek SEALED ma dziesięć par podejrzliwych oczu wpatrzonych w jego plecy niezależnie od miejsca i czasu. A skoro o tym mowa, to warto chyba przedstawić całą ekipę, nad którą będziemy sprawować pieczę.

 

Sho Kasugai - główny bohater. Jego dar jasnowidzenia pozwala mu w walce na unikanie wrogich ataków i inne defensywne zdolności.

 

Yoko Tachibana - naiwna i do bólu bezkonfliktowa telepatka. Ma awersję do swojego Daru, który stoi według niej w sprzeczności z jej marzeniem - chce zostać piosenkarką.

 

Mana Kawai - zakręcona, podrabiająca brytyjski akcent dziewuszka zafascynowana wszystkim, co "urocze". Dba o image słodkiej dziewczynki, ale jej dar utwardzania nie pozostawia złudzeń, że roznosi na miazgę nawet najodporniejsze stojące jej na drodze roboty.

 

Zenji Maeda - arogancki buc, który od początku nie ufa nikomu ani niczemu. Jego dar połączenia pozwala mu odczytywać nastroje innych, ale paradoksalnie niespecjalnie z niego korzysta. W walce ostrzeliwuje się strzelbą.

 

Agito Yuuki - "Wiesz, za co Cię lubię? Za to, że masz takie spoko podejście do życia" - tak shrekowy Osiołek sparafrazowałby powierzchowność tego teleportera. Agito stosuje politykę "otwartych drzwi" i - jak mówi - ze względu na swój dar potrafi się superblisko zbliżyć do ludzi. Ba, gdyby nie zastane okoliczności to i z The Endem by się zakumplował!

 

Nagi Shishioka - była wojskowa, której doświadczenie w pracy zespołowej widoczne jest na każdym kroku. Jest dobrym strategiem i zawsze ma na uwadze cel misji, ale nie radzi sobie ze stosunkami międzyludzkimi. Posiada dar lewitacji.

 

Toya Olbert - dystyngowany arystokrata z błękitnokrwistego rodu, który "mierzy wysoko". Jego dar elektromagnetyzmu pozwala mu przyciągać metaliczne obiekty, a w razie konieczności także kontrolować wyładowania atmosferyczne.

 

Himeno Akatsuki - z darem pirokinezy - kontroli płomieni bardzo kontrastuje jej zimny, wyrachowany wręcz charakter. Nie daje się wciągnąć w walkę o wpływy w drużynie, jej celem jest tylko i wyłącznie spalenie The Enda na popiół.

 

Marco Barbato - najmłodszy z SEALED, Marco jest bojaźliwy, zamknięty w sobie i bardzo nieufny wobec innych. Pod względem utrzymania innych na dystans jego dar telekinezy wydaję się spełnieniem jego marzeń.

 

Sojiro Sagara - pan doktor, poza wszechstronnym wykształceniem medycznym, posiada także dar regeneracji, którym wspomaga w walce swoich współtowarzyszy. Najbardziej zdystansowany z całej drużyny, nie panikuje i na wszystko patrzy chłodnym okiem, zachowując jednocześnie pogodę ducha.

 

George Jackman - Amerykanin z pochodzenia, samuraj z usposobienia, sztandar sprawiedliwości z zawodu. George jest zafascynowany kulturą i filozofią Japonii, czemu wyraz daje licznymi SUGOI i DOUSHI wtrącanymi w swoje kwestie. Jego dar psychometrii pozwala mu zczytywać strukturę obiektu, by np. obniżyć jego trwałość.

 

Jak widać, SEALED to prawdziwy gabinet osobowości i choć brakuje im uderzającego pierwszego wrażenia uczniów z Hope's Peak, to ich podejście do życia oraz wyznawane wartości nadadzą dialogom dużej dynamiki. 

O czym to ja... O zdrajcy, tak? Nie jest to taka prosta sprawa - wieża The Enda podzielona jest na "warstwy", na których schody na wyższy poziom są domyślnie zablokowane. Aby się do nich dostać, konieczny jest za każdym razem rytuał zwany Osądem - każdy obecny w sali SEALED oddaje podczas niego głos na tego współtowarzysza, co do którego zdrady ma największą pewność. Nie ma tu veta, nie wstrzymania się od głosu, nie ma głosowania na dwie ręce - otwarcie przejścia dalej musi zostać okupione wymazaniem jednej osoby. Wymazaniem, nie zabiciem - ty tylko wciskasz guziczek, a energetyczna wiązka obraca delikwenta w nicość, prawda że schludne i nieinwazyjne?

Ekran Osądu - MVP mają dwa głosy do oddania

 

Problemem pozostaje wskazanie właściwego winnego. W warunkach stałej obserwacji nikt nie da po sobie poznać, że gra dla przeciwnej drużyny. Naszym asem w rękawie niespodziewanie zostaje prorocza zdolność Sho - potrafi on odczytać głęboko skrywane "głosy serca" innych ludzi, które pozwalają nam stwierdzić, czy jeden z drugim nie zamierza przypadkiem rejterować. Problem w tym, że rzucenie tego wszystkiego i pojechanie w Bieszczady może rozważać w jednym momencie nawet kilka osób! I w tym właśnie tkwi siła Lost Dimension - tu winowajcy są dobierani losowo i każde podejście gracz zakończy z inną ekipą pozostałych przy życiu. 

No dobra, załóżmy że udało się nam zawęzić krąg podejrzanych i wiemy już mniej więcej, kto jest tu czarną owcą. Wiedza ta nie oznacza jednak od razu, że problem mamy z głowy - inni członkowie oddziału mają własne podejrzenia, które nie zawsze będą pokrywać się z naszymi. Tu w ruch znowu idą nasze zdolności jasnowidzenia, bo poza walką możemy zerknąć w przyszłość i ustalić, jaki będzie rozkład głosów między podejrzanymi. Jeżeli nie jest on po naszej myśli, pozostaje nam "urobienie" pozostałych pod nasze zdanie poprzez eliminację lub wskazywanie palcem podczas rozmów na osobności. Kiedy już będziemy mieć to za sobą, do kolejnego Osądu będziemy mogli przystąpić z nieco lżejszym sumieniem - tak, znowu "wymażemy" dawnego towarzysza broni, ale chociaż tym razem on sobie na to zasłuży...

Ekran podglądu głosów - Sojiro jedną nogą w grobie, ale czy zasłużenie?

 

Rozpisałem się tyle o Osądach i zawężaniu kręgu podejrzanych, przez co umknęło mi wspomnienie, że Lost Dimension to jednak przede wszystkim taktyczne RPG na modłę Valkyria Chronicles. Każda postać posiada własny dar oraz poświęcone mu drzewka umiejętności, których umiejętny rozwój pozwoli nam zbalansować skład drużyny niezależnie od tego, kogo do niej akurat dobierzemy. Cieszy tu fakt, że spamowaniem samymi atakami daleko nie zajdziemy - konieczne jest korzystanie ze zdolności dodatkowych, podbijania nam statystyk, wlepiania przeciwnikom statusów, a nawet z funkcji oddania ruchu na rzecz innego członka drużyny. Dostępne w późniejszym etapie gry "Materie" pozwolą nam też na wykorzystywanie darów już poległych zdrajców - w tym na potężnych zdolności łączonych, wykorzystujących co najmniej dwa dary. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że kolejne potyczki, rozwój postaci i kupowanie nowego ekwipunku to tylko zapchajdziura, tymczasowy skok w bok nieustannie przybliżający nas do kolejnego Osądu... A niezależnie od jego wyniku, uczucie straty jest takie samo.


 

!!WAŻNE!!

Kojarzycie pewnie naszego portalowego @Cyborga. Jego lista zasług jest długa, ale poprzestańmy na fakcie, że po mistrzowsku zorganizował nasz ostatni zlot w Lublinie, więc już to powinno powiedzieć Wam, że to spoko gość. Teraz uwaga - blaszak nie dość, że studiuje (bardzo ważny skill w dzisiejszym życiu!), to jeszcze jest już w trakcie pisania pracy magisterskiej nt. postrzegania zakupów w sieci. A jak to w segmencie przeróżnych prac pisemnych bywa, badania trzeba w pracy umieścić i do badań jak największa grupa kontrolna potrzebna jest. Tak, wiecie o co chodzi - wspomnijcie swoje studenckie lata, przefiltrujcie z nich życie w mikrokosmosie akademika i kserowanie wszystkiego co nie ucieka i wspomóżcie chłopa udziałem w ankiecie. Pytań jest niewiele, więc zajmie to Wam tylko chwilę - a podejrzewam, że po fakcie Cyb na pewno umieści wyniki pracy na naszej blogosferze. Już nawet dlatego warto się przemóc! Za każdą wypełnioną ankietę sam zainteresowany oraz ja - w imieniu GROmady - serdecznie dziękuję.

"Hasta la lista, baby" - Inspektor Gadżet, "Ghost in the Shell"


 

I tym sposobem dochodzimy do Waszego ulubionego segmentu każdej GROmady ;) Na tym etapie nie mam już Wam niczego konkretnego do przekazania - korzystajcie ze słońca, zaopatrzcie się w coś zimnego do picia i piątkową porą powitajcie magiczne dwa dni wolnego. 

Do zobaczenia za tydzień!

Daaku

Oceń bloga:
27

Pogrywasz na urządzeniach mobilnych (smartfony, tablety etc.)?

Pogrywam namiętnie
128%
Zdarzy się, choć głównie w podróży
128%
Mam od tego handheldy
128%
Pokaż wyniki Głosów: 128

Komentarze (95)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper