Piątkowa GROmada #35

BLOG O GRZE
2121V
Piątkowa GROmada #35
Daaku | 26.05.2017, 05:39
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Po tak długim obcowaniu z kartami Tarota pora chyba pograć w nieco bardziej swojskie karty.

Życie potrafi płatać figle. Przez nachodzące na siebie czynniki zewnętrzne w pracy (w tym wyjazd poza miasto) nie zdołam dzisiaj oddać w Wasze ręce takiej GROmady, jaką sobie pierwotnie upatrzyłem. Co oczywiście nie znaczy, że zostawimy wszystko tak, jak jest - kiedy tylko będę miał ku temu sposobność, złożę do kupy wszystkie planowane elementy układanki w taki sposób, aby również i 35. wydanie GROmady prezentowało jakość, do której zdążyliśmy już Wam przyzwyczaić!

Głównym tematem będzie tym razem Gwint, o którym zapewne zdążyliście się już naczytać na głównej - a w wielu przypadkach także sprawdzić go osobiście. Do takich osób należy także Real, który przygotował dla świeżych w temacie osób małe wprowadzenie do systemu gry. Niech będzie ono pierwszym powodem, dla którego sami zdecydujecie się sięgnąć po ten tytuł, bo jak każda karcianka, posiada on ogromny potencjał.

 

 

REALista

 

GWINT – Wiedźmińska Gra Karciana (Otwarta Beta)

 

Mógłbym tu opisać masę zmian, które zostały wprowadzone, mógłbym wziąć każdą kolejną kartę na warsztat i pisać o tym co się zmieniło, ale stwierdziłem, że nie. To by było za proste, dlatego nie zajmę sie tu rozgrywką, bo niby co można pisać o samej rozgrywce w grze karcianej? W każdym bądź razie gra bardzo się różni od tej, którą znamy z Wiedźmina 3. Przytoczę tylko pokrótce jej zasady. Mamy 25 kart (te 25 kart sami sobie wybieramy) z tych kart losujemy 10, które będą nam służyły podczas rozgrywki, jest też 11 karta „Dowódcy”, która potrafi wiele zmienić, ale tą kartę sami wybieramy przed rozpoczęciem rozgrywki, po wylosowaniu kart możemy przed samym początkiem gry wymienić 3 i zaczynamy zabawę, aby zwyciężyć musimy wygrać dwie z trzech rund.

Wymiana kart przed rozpoczęciem gry

 

Jako, że kart w cudowny sposób nam nie przybywa (po pierwszej rundzie dostajemy dwie i jedną możemy wymienić, a po drugiej jeśli nikt nie wygrał dwóch rund z rzędu, dostajemy jedną, którą też możemy wymienić) musimy podejmować taktyczne decyzje. Czasem dobrze jest się podłożyć w pierwszej rundzie, aby w dwóch następnych zmiażdżyć przeciwnika. Ogólnie od czasów zamkniętej bety jest tak dużo zmian, że wymienianie ich nie ma sensu, dlatego przejdę co czegoś czego chyba nikt sie nie spodziewał: do mikrotransakcji.

Takie zwycięstwa jak to cieszą najbardziej.

 

Twórcy trzeciego Wiedźmina to chyba najuczciwsza firma robiąca gry pod słońcem. Wystarczyło kupić pudło z Wiedźminem 3, żeby zobaczyć jak było upchane dodatkami po brzegi tak, że ledwo co sie domykało. Następnie podczas początków samej gry twórcy co jakiś czas wrzucali darmowe DLC, które każdy mógł pobrać, a za samego season pass za, którego Bethesda pewnie krzyknęła by sobie ze 300 zł oni policzyli 100, a sam drugi dodatek wprowadzał tak gigantyczne zmiany, że dało by się tym dwie gry obdzielić. Do tego wersja GOTY zawierała tę dodatki na płycie, a nie jak teraz często jest to robione w formie kodu (mistrzostwo w tym temacie osiągnęli twórcy Destiny), który po zużyciu staję sie bezużyteczny, a więc w przypadku sprzedaży używki weźmiesz za nią jak za podstawową wersje.

Tą uczciwością popisali się w przypadku Gwinta. Po raz pierwszy widzę grę F2P, która tak hojnie obdziela tym co w teorii powinieneś sobie kupić. Otóż mamy kilka surowców: złoto, które służy do kupowania beczek z kartami, pył meteorytowy, który służy do zmieniania karty w typ premium, oraz fragmenty kart, z których możesz robić inne karty po zebraniu ich odpowiedniej ich ilości.

Złota nie da sie kupić, ale za każde 100 sztuk można kupić jedną beczkę z kartami. Po dwóch dniach gry po około 3-4 godziny stać mnie na 20 beczek z kartami. Ich koszt wynosił by około 100 zł według cennika z gry. Czyli gra bardzo hojnie daje nam złoto i chyba to będzie jedyna gra F2P, w którą da sie grać bez wydawania na nią niewiadomo jakich pieniędzy.

 

Dalej mamy pył meteorytowy. Jego już tak dużo nie wypada i nie da go sie kupić za złoto, trzeba wywalić kapuchę jeśli chcesz mieć karte premium. Czym się różni karta premium od zwykłej? Jest to dokładnie ta sama karta z takimi samymi statystykami, a jedyna różnica jest taka, że obrazek na niej się rusza. Nic więcej. Twórcy po raz kolejny pokazują, że można nie zdzierać.

 

No i fragmenty kart. Tych wypada sporo i potrzebne są do wytworzenia tych kart, które nie wypadły ci z beczek. Oczywiście im silniejsza karta tym więcej fragmentów kart potrzebujesz, aby ją stworzyć.

To czego brakowało w zamkniętej becie to solidnego samouczka. Teraz twórcy to dopracowali. Oprócz tego, że samouczek dobrze wprowadzi cię w tajniki gry to jeszcze da ci karty dowódców oraz masę złota na beczki. Nazywa sie to „Wyzwaniami” i naprawdę warto je zaliczyć przed rozpoczęciem rozgrywki sieciowej.

 

Jeśli chodzi o rozgrywkę sieciową to jest bardzo stabilna. Jeszcze nie miałem przypadku zerwania połączenia z przeciwnikiem. Do tego wyszukiwanie oponenta trwa średnio około 10 sekund.

Udźwiękowienie gry jest świetne. Odzywki jakimi posługują się same karty są żywo wyjęte z Wiedźmina 3 i tak np. Geralt mówiący podczas wystawiania go na pole bitwy „Nienawidzę portali” wrzuca banana na twarz. A większość kart ma po kilka kwestii, także dobrze, że twórcy przywiązali wagę do takich szczegółów. Oczywiście w grze można ustawić sobie Polskie dialogi i napisy. Jak ktoś chce to może ustawić sobie w innym języku, ale w przypadku tej gry jest to po prostu bez sensu.

Teraz coś o samych kartach. Niektóre są moim zdaniem za mocne i czasem łapie sie za głową jak widzę że wchodzi Filippa Eilhart i za chwile kilkanaście moich kart, albo zdycha, albo zostaje tak osłabionych, że równie dobrze mogłoby zdechnąć, dlatego wydaje mi się, że w kwestii balansu, niektórych kart będzie jeszcze sporo zmian. Sam ich wygląd jest bardzo fajny i nie mogę się do niego przyczepić (szczególnie te premium), a ich ilość też jest bardzo zadowalająca.

 

Jeśli podobał Ci się Gwint w Wiedźminie 3, to pewnie już grasz w tę grę. Nie podobał Ci się tak jak i mnie? To mimo to spróbuj. Skoro mi sie spodobało to możliwe, że tobie też podejdzie.

P.S. Dorotekkk mówi, że to głupia gra, bo nie umie w nią grać.

 

 

Daaku

 

Persona 5 [PS4, Atlus 2017]

 

No i stało się. Strasznie długo to trwało, bo bite półtora miesiąca, podczas których nabiłem 110 godzin czasu gry, ale Persona 5 już za mną. Dłuuugi finał opowieści, ostatni loch z paroma niestanowiącymi żadnego wyzwania bossami, ostatni boss... Czekajcie, trochę się zapędziłem. Jest to najpewniej ostatnia okazja na szersze opisanie tego tytułu na łamach bloga, także przyłóżmy się do tego i opiszmy wszystko jak należy. A skoro idziemy, że tak to ujmę, all-out, to spodziewajcie się od cholery spojlerów dotyczących ostatnich godzin rozgrywki oraz samego zakończenia. I tak przeczyta to pewnie garstka ludzi, ale mimo wszystko czujcie się ostrzeżeni.

Data: 12/24. To właśnie w Wigilię doszło do kulminacji całej osi fabularnej. Tego dnia świat niemalże stanął w miejscu - tryby wielkiej machiny, które rozpoczęły nasze drugie, ukryte życie, poruszały się właśnie dla tej daty. Skradnięcie serca zagrażającemu nam sekretarzowi Shido nie wystarczyło, podobnie jak przeznaczona nam walka z Akechim - kolejnym wybrańcem zdolnym do zmiany Person. Aby raz a dobrze zmienić opinię publiczną, grupa Demi-Fiends pod przywództwem Morgany zapuściła się na samo dno Mementosa, aby raz na zawsze pozbyć się wymiaru Metaverse i sprawić, aby ludzie otrząsnęli się i zaczęli myśleć samodzielnie. Nie byli jednak w żaden sposób przygotowani na to, co tam zastaną. Ani na gigantyczne cele, w których "uwięzieni" ludzie wolni byli od konieczności dokonywania samodzielnych decyzji i decydowaniu o sobie. Ani na kontakt ze Świętym Graalem - wspólnym dla wszystkich Skarbem, który wykształcił własną osobowość i przeświadczenie o własnej boskości. Ani na fakt, że ten "bóg" naniesie prawa rządzące Mementosem na świat rzeczywisty (pamiętacie Magatsu Inabę w Personie 4?), narzucając posłuszeństwo całej populacji. Poprzez związek z myśleniem poznawczym o mały włos nie doszło także do tego, że ludzie kompletnie zapomnieli o Phantom Thieves - a tym samym sprawili, że nasza drużyna przestała istnieć...

 

Również w Velvet Room - wydawałoby się naszej ostatecznej ostoi, miejscu na złapanie oddechu - przestało być tak różowo. Jeśli graliście w poprzednie Persony, to już na początku gry rzucił Wam się pewnie w uszy tembr głosu Igora - zamiast skrzekliwej, pełnej humoru intonacji witał nas kompletnie niepasujący do tej długonosej twarzy głos. Niższy. Głębszy. Jakby... złowrogi. Pokrywałoby się to ze znanym już przed premierą gry faktem, że dubbingujący Igora voice actor, Isamu Tanonaka, zmarł gdzieś pomiędzy zakończeniem prac nad Personą 4 a rozpoczęciem prac nad "piątką", ale czemu jego nowy lektor okazał się kontrastowo wręcz inny? Ano okazało się, że jest ku temu także uzasadniony fabularnie powód... Nie chcę tu wykładać wszystkiego na tacę, dodam więc, że z tym elementem związana jest nie tylko para naszych loli-więźniarek, Caroline i Justine, ale także postać, pod jaką występuje Morgana. Nie powiem, przez chwilę miałem stracha, bo byłem już po jednej nieprzewidzianej walce i szykowała mi się kolejna, o wiele cięższego kalibru, ale stalowe nerwy pozwoliły mi zebrać do kupy resztę paczki i zabrać się za to, na czym polegały w zasadzie wszystkie gry z serii SMT:

 

I zamalowaliśmy złemu bogu w dziąsło, oj zamalowaliśmy! Sama walka miała w sobie kilka ciekawych mechanizmów, ale pod względem poziomu trudności okazała się dziecinną igraszką. Średni poziom drużyny 76 to jeden z czynników, podobnie jej skład (Haru z Triple Down i Morgana z Salvation), ale overkillem okazał się Yoshitsune, na którego naszło mnie dosłownie na kwadrans przed udaniem się na bossa. Gdyby nie @MUG3NHC, który dzień wcześniej pochwalił mi się na PSNie fotką swojego demona, pewnie miałbym w finałowej walce ciężką przeprawę, a tak? Heat Riser od Haru na Jokera, Debilitate na bossa i zChargeowane Hassou Tobi wystarczyły do przeprowadzenia całej potyczki - a że miałem przy okazji deja vu z m.in. Persony 4 Golden i Persony Q? Szczegół ;)

 

No i ten finałowy motyw bitewny. Niezwykle w stylu Shojiego Meguro, już od pierwszych brzmień kojarzący się z występującym w takiej samej sytuacji ">The Almighty, a jednocześnie - mimo braku szybkiego tempa czy ciężaru - idealnie podkreślający atmosferę chwili:

 

Samą walkę wspominam bardzo miło, ale dopiero ostateczny cios i jego kulminacja sprawiły, że wydobyłem z siebie mimowolne FUCK YEAH! Potem już "tylko" kilka przebitek do epilogu, nieco rozrzewniające pożegnania, jeszcze jedna animowana scenka przerywnikowa i... napisy końcowe. Nareszcie. "Nareszcie" i jednocześnie "szkoda, że to już koniec". Bo Persona 5 to gra długa, wymagająca głębszego poznania - ale wynagradzająca Twój czas absorbującą historią i plejadą fantastycznych postaci, które tworzą wspólnie żyjący, choć wirtualny, świat, do którego aż chce się wracać.

Po zapisaniu sejwa z ukończenia gry dostałem możliwość rozpoczęcia New Game+ z paroma udogodnieniami (podbicie przyrostu Confidant Rank, zastrzyk EXP od Mishimy, Super Massage od Kawakami, błyskawiczną ucieczkę od Hifumi, zachowany ekwipunek i walutę itp.), ale za to zamierzam zabrać się kiedy indziej. Wiem, że na świeżo będzie mi łatwiej, ale gra zawładnęła moim życiem przez kolejnych sześć tygodni. Jak tylko pomyślę, że na drugie podejście potrzebowałbym drugie tyle czasu, to kupka wstydu z PS4 w akcie zemsty zwaliłaby mi się pewnie na głowę podczas snu... Dlatego muszę teraz podładować nieco moje erpegowe akumulatory, w międzyczasie zabierając się za coś innego. W myśl towarzyszącemu nam zawsze podczas ekranów ładowania hasła Take Your Time ;)


 

Oceń bloga:
29

Komentarze (92)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper