Piątkowa GROmada #26

BLOG O GRZE
1813V
Piątkowa GROmada #26
Daaku | 24.03.2017, 17:04
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dzisiaj w trochę węższym gronie i w mniejszym rozmiarze. Zobaczymy, czy tak Wam bardziej pasuje.

W tym tygodniu dla odmiany brak wielkich premier i znanych gości - wracamy do "normalności", jakkolwiek by to w odniesieniu do dzisiejszych współprowadzących nie brzmiało. Realem zawładnął pewien niepozorny indyczek i to zawładnął na tyle, aby nieco wymiętolił swoją Vitę i wzbogacił konto o kolejną platynę (a ja pewnie zaraz za nim). We mnie z kolei ciągłe zwiedzanie, zbieranie skrzyneczek i jazda po kamulcach pod górkę w Wildlandsach rozbudziło konieczność sięgnięcia po coś innego. Dlatego też zamiast po raz kolejny pisać o Boliwii nakreślę Wam parę mniejszych tytułów, które swoją stylistyką oraz odmiennością systemu idealnie "resetowały" mnie po długich sesjach taktycznego operowania taktycznymi operatorami. Aby więc nie przedłużać, zapraszam do lektury kolejnej odsłony Piątkowej GROmady. Jak to zawsze w piątek.

P.S. Ogromny shoutout w stronę @Reinvented za to, że po raz kolejny wspomógł nas przekozackim logiem!

P.P.S. Czy ja dobrze liczę, czy GROmada ma już pół roku? :)

 

 

REALista

 

Severed [PSV, Drinkbox Studios 2016]

Kiedyś w Piątkowej GROmadzie Rayos pisał o grze na PS Vita zwanej Severed. Zaciekawił mnie swoim opisem i obiecałem sobie, że kiedyś w nią zagram, jak znajdzie się w jakiejś promocji. Los chciał, że znalazła się w marcowym Playstation Plus. Dzięki czemu zagrałem w nią znacznie wcześniej niż planowałem.

W grze znajdujesz się w jakimś dziwnym świecie. Szczerze mówiąc wydawało mi się, że jest to piekło. Budzisz się i okazuje się, że twoja rodzina zniknęła, nie masz pojęcia gdzie jesteś, do tego ktoś uciął (chociaż to bardziej wyglądało oderwanie/odgryzienie) ci rękę gdzieś w okolicach łokcia. Prościej mówiąc sytuacja jak na gigantycznym kacu po epickiej imprezie.

Główną bohaterka przeglądająca się w lustrze, zaraz po obudzeniu się

 

W każdym bądź razie znajdujesz sie w lokacji, która nazywana jest domem, takim bardzo zniszczonym z porozrzucanymi wszędzie meblami, albo raczej ich częściami. Spotykasz dziwnego gościa w długim płaszczu i z dość podejrzaną twarzą (jeśli można tak nazwać coś co znajduje sie na głowie tego stwora). Potwór wręcza ci miecz i znika. Odtąd ten miecz będzie twoim jedynym przyjacielem. Ciosy klingą zadaje się poprzez smyranie palcem po ekranie. Długie przejechanie palcem to jest mocny cios, a krótkie – lekki, zadający mniej obrażeń, gdy zadamy ich odpowiednią ilość przeciwnikowi w tym momencie potwór ginie, a mamy chwilę na poodcinanie mu części jego ciała (jest to naprawdę krótka chwila, bo potwór znika. Nie zawsze zdążymy wszystko odciąć), które później zostanę użyte do ulepszania naszych umiejętności i sprzętu, który będziemy dzierżyć.

No i wyruszamy na poszukiwanie rodziny. Na początku swej drogi spotykamy ptaka o dwóch głowach na, których jedynym narządem jest paszcza z gigantycznymi zębami. Ptak mówi nam, że widział twojego brata i tłumaczy gdzie masz iść i właśnie uratowanie brata będzie twoim pierwszym zadaniem.

 

Jeśli chodzi o samą rozgrywkę to łazisz po pomieszczeniach, które mają korytarzową budowę. Spotykasz co jakiś czas potwory, zabijasz, idziesz dalej, znajdujesz sekrety i poznajesz mapę. Przeciwnicy bardzo często atakują nas w grupach i wtedy trzeba się skupiać na wszystkich potworach, ponieważ na raz możemy atakować tylko jednego, a w momencie, gdy my zajmujemy się jednym ten drugi zaraz będzie szykował się do ataku i trzeba w odpowiednim momencie się do niego odwrócić i sparować atak (albo w ogóle do niego nie dopuścić). O tym, że zaraz dany potwór zaatakuje informuje nas jego ikonka, która zaczyna zapełniać się żółtym kolorem. Rodzajów potworów jest dużo i każdy ma inne ataki, inaczej się je blokuje, a w późniejszym momencie gry jeszcze dostają buffy, które ty będziesz mógł im wykradać po zdobyciu odpowiedniego przedmiotu. Świat jaki przyszło ci zwiedzać jest nie za duży i jeśli chcesz zdobyć platynę musisz odwiedzić wszystkie pomieszczenia, znaleźć wszystkie sekrety, nie raz, aby to zrobić trzeba rozwiązać jakąś prostą zagadkę. Wielokrotnie będzie trzeba się wrócić do poznanych wcześniej miejsc, bo pokonanie bossa daje nam nowe umiejętności dzięki, którym możemy otworzyć wejścia do korytarzy, które wcześniej były niewidoczne.

Najprzyjemniejszy moment walki. Szatkowanie pokonanego przeciwnika.

 

Muszę sie zgodzić z Rayosem: widok martwego brata głównej bohaterki naprawdę wbija się w głowę.

Moment, w którym go znalazłem aż przypominał mi analogiczną sytuacje jaka była w stareńkim Bloodzie, (którego ogrywałem jeszcze będąc w gimnazjum, a on już wtedy był stary), gdy pod koniec pierwszego epizodu główny bohater znajduje swoją żonę złożoną w ofierze demonowi, który jest też pierwszy bossem, a po pokonaniu go mówi tylko „śpij Ofelio” tak i tu po pokonaniu bossa trzeba było po wszystkim odciąć brata głównej bohaterki, aby przetransportować jego ciało do domu i złożyć je w jednej wnęk. Muszę przyznać, że gdy niosła go na plecach był to bardzo smutny moment i to chyba właśnie on sprawił, że chciałem poznać tą historie dokładnie.

Powiem szczerze, że styl rozgrywki jest strasznie powtarzalny i po pewnym czasie zaczyna nudzić, ale na szczęście twórcy wiedzieli jak nie przesadzić z długością, bo nudzić zaczął mnie w momencie, gdy walczyłem z ostatnim bossem. Mogę polecić tę grę łowcą platyn, bo platynka jest bardzo prosta (14% osób, które odpaliło tą produkcje ją posiada), a żeby ją wbić trzeba po prostu wymaxować grę. Licznik na moim sejwie zatrzymał się na 8 godzinach i 50 minutach, tyle właśnie trwało wbicie platyny, ale nie zrobiłem tej platyny dla wyimaginowanego dzbanka, który będzie zdobił moje konto na PSN, a z innego powodu: wciągnąłem się w tą historie jak nie wiem. Robiłem całość na 100%, bo chciałem poznać prawdziwe zakończenie, chciałem sie dowiedzieć, kim jest potwór w płaszczu, dlaczego nam pomaga, gdzie się znajdujemy, jak nazywa się miejsce, w którym jesteśmy, czy to naprawdę piekło? Jeśli tak to czemu zostaliśmy tam strąceni razem z rodziną i czemu nasza rodzina została porwana, a my nie? Dlaczego nie mamy ręki, czemu wszystko chce nas zabić? O co tu cholera chodzi!?! I wiecie co? Nie poznałem odpowiedzi na żadne z tych pytań.

Gdy zobaczyłem wreszcie ostatni filmik, gdy wleciała mi platyna i stwierdziłem, że teraz wszystko się wyjaśni. Rozsiadłem się wygodnie w fotelu chwyciłem Vite, oglądałem i to co obejrzałem mnie zdenerwowało. Nie wytłumaczyli nic. NIC!!! Zostajemy tylko uraczeni scenką, w której główna bohaterka zakopuje ciała swoich bliskich, wychodzi przez drzwi z tego Świata i tyle. No żesz cholera! Mogli by równie dobrze dać napis game over po zakończeniu gry. Tyle samo by się wyjaśniło. Od razu skoczyłem na youtuba, żeby zobaczyć czym różni się zakończenie nieprawdziwe i okazuje się, że niczym oprócz tego, że przy grobach bliskich nie będzie leżało mementum (przedmiot należący do tego członka rodziny), którego nie zabraliśmy.

DrinkBox nienawidzę was za zakończenie tej historii i nie wytłumaczenie niczego. Walcie się!!!

 

Daaku: Tak się składa, że również i ja zabrałem się w tym tygodniu za Severed - oczywiście dzięki namowom Reala, którego do gry przekonał zresztą Rayos... Taki trochę głuchy telefon. Jego rekomendacja sprawiła, że wskoczyłem w skórę naszej bohaterki niejako z nadzieją powtórki z rozgrywki z Guacamelee, poprzedniej gry studia... a dostałem mroczną, klimatyczną przygodówkę w konwencji dungeon crawlera. Wylewająca się z ekranu niegościnność i ciemność paradoksalnie tylko bardziej wciągały mnie w grę, a opamiętanie przyszło dopiero przy okazji monitu o niskim stanie naładowania baterii - niech więc to będzie dla Was najlepszą rekomendacją! Jeśli miałbym się tylko do czegokolwiek przyczepić, to byłby to gwałtowny wzrost poziomu trudności w trzeciej lokacji - walk jest sporo, atakuje nas nieraz po 4-5 różnych przeciwników za jednym zamachem i na dodatek każdy z nich wyposażony jest w kilka wzmocnień, przez co nierzadko niektóre starcia musiałem powtarzać po parę razy, aby odpowiednio rozgryźć sugerowaną taktykę i kolejność. W dniu dzisiejszym pozostał mi już tylko ostatni boss oraz ponowne odwiedziny dwóch lochów, aby odkryć wszystkie sekretne pomieszczenia. Czy będzie platyna? Byłoby miło, bo gra zasługuje na taki "order" przy jej tytule w liście ogrywanych.

 

 

Daaku

 

Caladrius Blaze [PS4, MOSS 2014]

Jeżeli chodzi o automatowe strzelaniny w konwencji bullet hell, to ich swoistą ziemią obiecaną był w czasach 7. generacji Xbox 360. Konsola ta, choć miażdżąco w Japonii popularna, doczekała się tam mimo wszystko oddanego grona wielbicieli - zarówno samych graczy, jak i studiów developerskich, które poświęcały maszynce z zielonym logo wiele uwagi. Sprzęt doczekał się więc masy dedykowanych japońskiemu odbiorcy tytułów, przede wszystkich strzelanek i powieści graficznych, z czego niestety tylko tym pierwszym udało się zawędrować na rynek europejski - a i to nielicznym, bo na Livie znajdziemy bodaj tylko Akai Katanę, Deathsmiles czy DoDonPachi Resurrection. Skryte między blockbusterami, nigdy nieprzeceniane, zapomniane. Podobny los spotkałby bardzo udanego Caladriusa, ale tutaj z pomocą przyszła przesiadka na sprzęty Sony - tym sposobem jego wzbogaconym portem mogłem nacieszyć się także ja.

Caladrius Blaze, bo tak brzmi podtytuł tej dopakowanej wersji, nie próbuje wymyślać koła na nowo - konkurencja na poletku bullet hell jest bowiem spora, więc każdy twórca próbuje w jakiś sposób odróżnić swoje dzieło od reszty jemu podobnych substytutów. MOSS postawiło więc na oddanie w ręce Gracza Elemental Shotów - arsenału trybów prowadzenia ognia o odmiennych właściwościach i zastosowaniach. Każda z dostępnych grywalnych postaci, obojętnie, czy będzie to "klasyczny" w obyciu Kei, szybciutka Maria, zbalansowana Alex czy przepakowany pod każdym względem Caladrius, ma na podorędziu przypisany pod konkretny żywioł zakres własnych zagrać, których użycie podczas walk powietrznych ogranicza tylko szybko odrastający wskaźnik naładowania. Jeśli dodamy do tego atak specjalny Elemental Burst dosłownie zalewający ekran deszczem pocisków oraz bombę ratunkową, to otrzymamy naprawdę szeroką gamę artylerii, z którą niestraszny nam będzie żaden stojący nam na drodze przeciwnik.

Elemental Burst Keia - jak widać, na ekranie dzieje się wtedy sporo

 

Arsenał to jednak tylko jedna rzecz, którą Caladrius Blaze wyróżnia się na tle konkurencji. Drugim mechanizmem przesądzającym o jego wyjatkowości (a nie wątpię, że także wyznaczającym nowe standardy w gatunku!) jest tzw. Shame Break. Shame Break ma miejsce za każdym razem, gdy uda nam się ciągłym ogniem sprowadzić pasek życia bossa do pewnego poziomu, w efekcie czego traci (w przeważajacym stopniu) ona część swojej garderoby, aż do prawie zupełnej jej utraty. Nasza postać nie jest w tej kwestii wyjątkiem i wraz z ubywaniem kredytów także będzie wyskakiwać z ciuszków. A że za designy postaci odpowiada znany japoński mangaka Suzuhito Yasuda (DRRR!!, Yozakura Quartet, ale także bardziej nam znane Shin Megami Tensei: Devil Survivor 1-2 czy Digimon Story Cyber Sleuth), to zarówno wygrana, jak i skucha wywołuje podobne emocje... ;)

Przy tym tytule nie nastawiam się ani na 1CC, ani na masterowanie wyników, ani na platynowanie, dlatego do gry podchodzę na luzie - jeżeli w weekend uda mi się skończyć tryb Story chociaż dwoma postaciami z rostera (pięć z ośmiu już zaliczonych), to uznam taki progres za wystarczający. Na dalszy plan odsuwam m.in. zabawę trybie Evolution czy sól tego typu gier, czyli Boss Rush oraz Score Attack. 

 

 

The Park [PS4, Funcom 2016]

 

Czym najlepiej oddzielić mocno realistyczne strzelanie w rzeczywistej miejscówce oraz fantastyczną, kolorową przygodę w stylistyce anime? Najlepiej czymś, co zaoferuje nam jeszcze inny rodzaj kolorystyki oraz gameplayu - kolorystyki najlepiej jak najciemniejszej, a gameplayu jak najmniej absorbującego. Tak, dobrze główkujecie - w pierwszym przypadku dobry będzie horror, a w drugim - popularny ostatnio symulator chodzenia. Żeby było śmieszniej, tytułów łączących oba te gatunki jest ostatnimi czasy naprawdę sporo, jest więc w czym przebierać. Ja jednak, mając już na dysku Layers of Fear, Slender: The Arrival czy Kholat postanowiłem skoczyć w nieznane - w coś, co kupiłem za grosze podczas noworocznej wyprzedaży i o czym wiedziałem w zasadzie tylko tyle, że jest horrorem. Tym sposobem zafundowałem sobie wizytę w The Park...

W nawiedzonych domach, posiadłościach, laboratoriach i innych tego typu budynkach mieliśmy już okazję krążyć - i bać się - do śmierci przez defekację, dlatego w świetle wymienionego już Kholata cieszę się, że po wyraźnym zastoju gatunek horrorów budzi się z marazmu i zaczyna eksplorować inne ciekawe, a niewykorzystane jeszcze miejsca. Na przykład wesołe miasteczko. Oooooj, a w Atlantic Island Park atrakcji jest nie lada! Tylko, że zamiast wywołać szybsze bicie serca sprawiają, że pikawa staje, a krew ścina się w żyłach. Jest to po części zasługa dobrze rozmieszczonych jumpscare'ów, po części kontrastu między wesołymi buziaczkami maskotek a zardzewiałymi elementami atrakcji, po części także porozmieszczanych po terenie parku notek naświetlających mało przyjemną przeszłość ośrodka oraz plany jego ś.p. właściciela. Główną przechadzką nie jest tu jednak spacer po opuszczonym lunaparku, a prędzej bolesne rekolekcje głównej bohaterki - Lorraine, która nie może poradzić sobie z samotnym wychowywaniem syna Calluma po śmierci męża. Niektóre rzucane przez nią mimochodem myśli dotyczące macierzyństwa mrożą krew w żyłach nie mniej, niż dobiegające z oddali ostrzeżenia chłopca "He's watching you"...

Bohaterka bez latarki nie wejdzie. Spoko, ja i z latarką bym się bał...

 

Aktualnie jestem mniej więcej w połowie oferowanej historii, dlatego więc następna godzinka-dwie, połączona z czytaniem dokumentów oraz cykaniem zrzutów co bardziej działających na wyobraźnię lokacji, wystarczy do ujrzenia napisów końcowych. Już teraz mogę jednak powiedzieć, że The Park był udanym zakupem.

 

 

Boom Street [Wii, Square Enix-Nintendo 2012]

Tutaj będzie dla odmiany o tytule, który posiadam w swojej kolekcji od lat, a którego, z uwagi na "niesprzyjające warunki użytkowania", nie udało mi się jeszcze ani razu odpalić. Przez "niesprzyjające warunki" rozumieć należy "brak chętnych do wspólnej gry", bo co to niby za zabawa, siedzieć samemu przy cyfrowej wersji gry planszowej? Całe szczęście XeRo, który nie dalej jak w zeszłym tygodniu chwalił się zakupem Xboxa One S, w ten weekend stał się także właścicielem własnego Wii z dwoma wiilotami - a mnie więcej motywacji do gry nie potrzeba. I choć na nasiadówkę zabieram ze sobą także Mario Party 9 czy Super Smash Brosa Brawl, to jednak właśnie co do Boom Street mam najwyższe oczekiwania co do poziomu zabawy.

 

Dlaczego? Każdy, kto choć raz w życiu zagrał w planszowe Monopoly wie, że jest to absorbująca zabawa dla wielu graczy na długie godziny. Zwłaszcza, kiedy do podstawowych zasad dochodzą takie czynniki, jak skupowanie akcji, pełnoprawna giełda papierów wartościowych czy handel nieruchomościami - wtedy zwykłe skakanie po polach zmienia się w prawdziwe Rekiny Finansjery, a stąd już tylko krok do zawiązywanych między graczami sekrytnych umów czy sojuszy przeciwko trzeciej stronie... Wiiloty będą latać i nie będzie to wina poluzowanych strapsów!

Żeby jednak nie było, że jest to takie sobie zwykłe Monopoly, spośród grywalnych postaci mamy do wyboru takie postacie, jak... Mario, Bowser, Bianca czy Slime. Tak, Boom Street to crossover pomiędzy uniwersum gier z Mario oraz enixowską serią Dragon Quest, dzięki czemu nawet takie mariofoby, jak ja, znajdą spośród nich swojego "maina". Już początkowy roster oraz wybór plansz jest spory, a w miarę postępów w jednym z trybów gry można je jeszcze będzie rozszerzyć. Wątpię, że akurat w ten weekend do tego dojdzie, bo skupimy się raczej na bardziej "losowych" sesjach, ale co się odwlecze, to przecież nie uciecze...


 

Przeczuwasz, że w piątek będzie grubo? Chcesz napisać coś do następnej GROmady albo nawet ją poprowadzić?Pisz,pisz, pisz! Tu chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę!

Oceń bloga:
31

Komentarze (59)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper