Piątkowa GROmada #23

BLOG O GRZE
3729V
Piątkowa GROmada #23
Daaku | 03.03.2017, 07:56
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

W tym tygodniu po raz kolejny mierzymy się z nowym. Real rozkłada na czynniki pierwsze Horizona!

Dzisiejsze wydanie GROmady to dla mnie osobiście wpis pełen dobrych nowin. Powodów ku temu stanowi rzeczy jest kilka: korzystając z przerwy między sezonami Poniedziałkowych Heheszków udało mi się po raz kolejny zaprosić do współpracy autora cyklu, @Reinvented. To raz. Dwa, "odnalazł" mi się gość specjalny, o którego występ zabiegałem swego czasu przy otwarciu cyklu - @Viqing znowu harcuje po głównej, poharcuje więc i u nas! Trzecią i w sumie największą dobrą nowiną, bo stała się ona niejako "tematem numeru", jest obecność @REAListy. Co w tym dziwnego, spytacie, skoro chłopa widać w cyklu bardzo często? Ano to, że tym razem najarał się on na świeżutkiego eksklusiwa na platformę Sony, tworząc w związku z tym gorący tekst o pierwszych wrażeniach z rozgrywki. Tym samym "na pierwszej stronie" wszyscy ciekawscy oraz zainteresowani kupnem będą mogli przyjrzeć się z bliska Horizon: Zero Dawn od studia Guerilla Games. Lepszej rekomendacji do lektury chyba w tym tygodniu nie wynajdę. Ruszajmy więc z tym koksem!

 

REALista

 

Zanim przejdziemy do samej gry pozwolę sobie na trochę prywaty: dziękuje wszystkim, którzy głosowali na mnie podczas PPE Awards, niezależnie od kategorii.

 

 

Horizon: Zero Dawn [PS4, Guerilla Games 2017]

Z wtorku na środę wyzerował sie licznik, który odliczał do północy. Gdy to sie stało, z nowego exa Sony zniknęła kłódka i wreszcie mogłem zapolować na mechaniczne dinozaury. Tak oto zaczęła się moja przygoda z Horizon: Zero Dawn.

Stwierdziłem, że przykozacze i tak jak w przypadku XCOMa 2 od razu na początku wziąłem najwyższy możliwy poziom trudności, który nazywał się „Bardzo Trudny”. Ha jasne! Już ja znam takie bardzo trudne gry. Zaczynamy grać jako mała Aloy, która właśnie zrozumiała, że jest wyrzutkiem i nikt jej nie lubi, ale wciąż nie wie dlaczego. 

Po krótkim wprowadzeniu dowiadujemy się, że jest jakaś próba, która może sprawić, że przestanie być na cenzurowanym, ale będzie ją mogła przejść w znacznie późniejszym wieku, a więc musi rozpocząć treningi, aby w momencie, gdy dorośnie nie tylko ją przeszła, ale zajęła pierwsze miejsce. 

Po chwili gramy już dorosłą Aloy i w tym momencie zaczyna się prawdziwa zabawa. Staje przed nami gigantyczny otwarty Świat, w którym rządzą mechaniczne bestie i prawie że wszystkie chcą cie zabić (niektóre uciekają, ale one też z zasady chcą cię załatwić). Oczywiście roboty to nie jedyni mieszkańcy tego Świata. Spotkamy najróżniejsze zwierzęta jak szczury, króliki, dziki, indyki, szopy, lisy, ryby i okazuje się, że one też są w tym ekosystemie potrzebne, a dokładnie potrzebne jest to co z nich dropie.  Aby zrobić sobie większy kołczan na strzały potrzebujesz kości dzika, a że nawet z dzika wypada to rzadko to kilka ich będziesz musiał ubić, żeby to zebrać. Do powiększania miejsca na surowce i inne rzeczy potrzebne już będą części ciała innych zwierząt jak skóra indyka, ości ryby itd. Tak samo działało to w Far Cry’u.

Dzik czy...

...indyk są pospolicie występującymi zwierzętami


No, ale przejdźmy do samych dinozaurów. Gdy juz mniej więcej zaczaiłem jak należy na nie polować stwierdziłem, że wyruszę na prawdziwe łowy. Pierwszy napotkany, najbardziej lamusiarski robot mnie zabił. Nazywał się on: „Czujka”. Chyba nie oszukiwali z poziomem trudności. Okazuje się, że gra jest naprawdę trudna (na tym poziomie), oferuje mnóstwo rodzajów mechanicznych stworów, a z każdym z nich walczy się inaczej, niektórych nie trzeba zabijać, a mogą posłużyć jako środek transportu (wystarczy je tylko przeprogramować), ewentualnie pomogą w walce. Z każdego stwora wypada co innego i wszystko to co wyleci jest potrzebne do sprzedania lub craftingu.

Gra pozwala ci wytwarzać strzały czy multum pułapek i podejrzewam, że na niższych poziomach trudności te ostatnie w takiej ilości raczej się nie przydadzą, ale na tym najwyższym, aby polować potrzeba taktyki. Jeśli chcesz złapać coś szczególnie groźnego to musisz zastawić najróżniejsze pułapki, które utrudnią robotowi życie, bo nie będzie się z tobą cackał. Mały robot wziął mnie na dwa strzały, a wielki, szczególnie groźny, na którego później zapolowałem raz mnie trafił i było po wszystkim. Podchodziłem do niego trzy razy i dopiero po tym zaczaiłem, że jak nie przygotuję mu toru przeszkód do pokonania, to go nie zabiję i rzeczywiście tak trzeba było zrobić. Dlatego jeśli planujecie granie na najwyższym poziomie trudności to możecie mieć pewność, że ta masa pułapek, które można stworzyć nie jest tam dla ozdoby. Każda się do czegoś przyda, szczególnie że różne roboty mają gdzie indziej słabe punkty i są podatne na co innego. Dlatego oprócz zastawiania ich trzeba się nauczyć, która będzie efektywna na dany typ robota. Fajne jest to, że z robotów podczas walki można odrywać ich części uzbrojenia, a następnie używać do walki z nimi. 

Aloy ma dużo umiejętności, które odblokowujemy wraz ze zdobytym doświadczeniem z tym, że sami decydujemy co chcemy odblokować z trzech dostępnym drzewek: tropicielka, wojowniczka, karmicielka. Pierwsze drzewko pozwala nam poznać ataki z ukrycia, drugie to sztuka walki otwartej, a poznawanie umiejętności z trzeciego drzewka pozwala nam lepiej dysponować zebranymi zasobami.

Jeśli chodzi o samą grę to widać, że w przypadku poruszania sie czy wspinaczki twórcy wzorowali się na serii Assassin's Creed. Każdy kto zobaczy sposób w jaki Aloy pokonuje najróżniejsze wzniesienia będzie wiedział dokładnie skąd zaczerpnięto jej umiejętności.

Aloy potrafi nawet wykonać „skok wiary” znany właśnie z serii o skrytobójcach tyle, że tu wygląda to efektowniej, bo Aloy zeskakuje z wybranego punktu, obraca się w locie i wyrzuca linkę na haku, która zaczepia się o miejsce, z którego skoczyła i spokojnie zjeżdża po niej na dół.

Graficznie jest to istny majstersztyk już na zwykłej PS4 to wygląda niesamowicie. Szczególnie twarze ludzi są tak świetnie zaprojektowane, że aż chce się jak najdłużej prowadzić rozmowy z napotkanymi postaciami, aby patrzeć na to graficzne cudo. Czarodzieje z wewnętrznych studiów Sony pokazali, że można to zrobić świetnie już w Uncharted 4, ale to co wykonano w Horizone to jest coś niesamowitego. Tak ładnej gry na żadnej konsoli obecnie nie ma. Ja po prostu nie wierze, że można lepiej, ale podejrzewam, że za jakiś czas pokażą, że się da. 

Cud...

...miód...

...i malina

 

Spotkania z bossami są całkiem ciekawie przemyślane i już na początku uczą rożnych rozwiązań i taktyk. Szczególnie, że ci bossowie będą później spotykani jako zwykłe, dziko żyjące roboty, które będzie można, a nawet trzeba, upolować ze względu na to co z nich wypada. 

Pierwszym bossem, którego napotkałem był spory robot na czterech nogach (Piłoząb). Okazało się, że po zastawieniu pułapek przestał być groźny i szybko go pokonałem, ale później przyszło mi się mierzyć z czymś o wiele groźniejszym (Skaziciel).  Przeciwnik najpierw napuścił na mnie stado robotów wyglądających jak krowy (Bieguny) by ostatecznie sam wkroczyć do walki. To był dopiero groźny bydlak. Zabijał na jeden cios, a przygotowanie pułapek nie wchodziło w grę, bo najpierw wbiegało stado krów, które pułapki by rozbroiły, a dopiero później wchodził on sam. Skakał po całym terenie lądując mi na głowie, strzelał z granatnika czy rzucał kamieniami. Najpierw próbowałem go zabić ognistymi strzałami, raniły go, ale trwało by to za długo. Próbowałem odstrzelić mu części uzbrojenia, też bezskutecznie. Dopiero gdy użyłem wyrzutni lin okazało się, że to dobry pomysł. Każda lina dość skutecznie obniżała jego mobilność, a gdy udało sie zaczepić na nim ich pięć wtedy powalały go one na ziemie i można było spokojnie mu dowalić. Po drugim powaleniu już nie pozwoliłem mu się podnieść. A były to tylko dwa typy robotów, a nie walczyłem jeszcze z tym przypominającym tyranozaura, który był pokazany w wielu filmikach. Podejrzewam, że dopiero spotkanie z nim będzie prawdziwym wyzwaniem mimo, że te dwa pierwsze już łatwe nie były (dopóki nie użyło się odpowiednich sprzętów).
Tak jak pisałem wcześniej twórcy wzorowali się trochę na Far Cry, ale tu crafting i polowanie są o wiele bardziej rozbudowane, i na Assassin's Creed jeśli chodzi o umiejętności wspinaczki, ale jest jeszcze jedna gra, z której twórcy zaczerpnęli pomysł, mianowicie Dark Souls, gdyż stan gry zapisujemy przy ogniskach :D

Podsumowując, Horizon jest grą świetną. Nowy IP od Guerilla Games wciąga jak bagno i mimo, że przez ostatnie trzy dni próbowałem ustalić, że pogram wieczorem 2-3 godzinki i idę spać to jednak kończyłem nad ranem. Ostatni raz syndrom „jeszcze godzinki” miałem podczas grania w Wiedźmina 3, a więc najnowszy ex Sony spokojnie mogę polecić każdemu posiadaczowi PS4.

Screeny użyte w blogu macie też w galerii w „normalnej” rozdzielczości.

 

 

Viqing

 

VITAm

Na wstępie muszę przeprosić oficjalnie Daak-a, bo zostałem zaproszony do premierowego wydania GROmady, ale podle zawiodłem. Nie będę wchodził w szczegóły, ale sam fakt, że piszę dopiero teraz mówi sam za siebie. Nie było mnie przez pewien czas, ale fajnie widzieć jak ta seria się rozrosła (ewoluowała) i systematycznie zyskuje grono fanów. Witam wszystkich tu obecnych, jak i grono czytelników przed odbiornikami wszelkiego rodzaju zarówno na terenie kraju jak i globalnych Rodaków rozsianych po najbardziej odległych zakątkach galaktyki.

Ostatnio dość często grasuję po poczekalniach gmachów wchodzących w skład placówek NFZ :) Z racji powyższego zaniedbuję stacjonarkę i skupiam się na grach mobilnych (Android, GBA i Vita). Tytuły które aktualnie ogarniam to Fuse (PS3) i Mortal Kombat X (Android).

 

Fuse [PS3, Insomniac Games 2013]

Moje prywatne zaskoczenie roku. Tytuł który traktowałem marginesalnie i latami się zbierał kurz na półce. Zalegał w folii, aż łaskawie raczyłem go sprawdzić i wsiąkłem definitywnie. W moim wyobrażeniu gra przeciętna z nastawieniem stricte na multi. Głównie słowo multi mnie zniechęcało i moim zdaniem niepotrzebnie gra była w ten sposób promowana. Bawię się doskonale, choć tylko offline. W przypadku przygody w pojedynkę steruje się jedną osobą, a pozostałe trzy są podległe SI. Rozwiązanie mogłoby być uciążliwe i może wstępnie zrazić jeśli ktoś miał przykre doświadczenia w tym temacie. Ja takowe miałem, ale zupełnie nie potrzebnie. Postacie nie blokują się kretyńsko w przejściach, jak nieraz bywało w konkurencyjnych tytułach. Czuć Ich wsparcie, ale też nie są nieśmiertelni. Potrafią polec w najmniej odpowiedniej chwili czekając na wsparcie medyczne, co dodaje nieprzewidywalności i krzyżuje beztroską i schematyczną rzeź. Gra to kwintesencja akcji. Uwielbiam liniowość i rozgrywkę, typu wejście smoka do pomieszczenia – czyszczenie sektora do zera i przejcie do kolejnego. Ostra zadyma z namiastką strategii, systemem osłon i w zajebistej oprawie graficznej. Lokacje zaskakują jakością i zróżnicowaniem. Jedna z najładniejszych i najbardziej zróżnicowanych wizualnie gier na PS3. Praktycznie każdy etap, to inny świat. Przez tropiki aż po skute lodem tereny górskie. To jakby hybryda Killzone i Gears Of War ze szczyptą Uncharted. Kończę rozgrywkę / kampanię i na pewno powrócę do tryby multi – split screen. Polecam, tym bardziej, że grę można już wyrwać za grosze, a na pewno jest warta tych pieniędzy i czasu.

[Dopisek Daaka - Ja także Fuse traktowałem marginalnie i znajdował się on poza moim radarem do momentu, w którym zwyczajowa ekipa od co-opa - @Koma, @banzai i @Affik - dosłownie nie podsunęła mi go pod nos. Grając w cztery osoby, gdy każdy gracz kontroluje inną postać, to czysty miód - klasy różnią się między sobą rolami i umiejętnościami, a odpowiednie ich użycie wydatnie ułatwia przeprawę przez co trudniejsze sekcje i bossów, zwłaszcza na najwyższym poziomie trudności. Tutejszy odpowiednik Hordy także potrafi wpompować nieco adrenalinki w żyły, a sytuacji podbramkowych mieliśmy na kolejnych mapach całkiem sporo. Warto dać Fuse'owi szansę, zwłaszcza jeśli nie planujesz grać sam!]

 

 

Mortal Kombat X (Android, F2P)

Ten tytuł może dziwić na mojej liście, bo jestem zagorzałym przeciwnikiem tej formy dystrybucji. Dlaczego więc gram ? Jak wspomniałem jestem chwilowo skazany na mobilne granie. Viciu był rozładowany, co wykluczało zabranie go do szpitala, a GBA ograłem już na wszystkie sposoby i powiem że po tylu latach zapragnąłem czegoś nowego. Szukałem silnych doznań, aby na chwilę zapomnieć o bieżących problemach życiowych. Kocham tą serię, a F2P pozwalał na natychmiastowy dostęp do rozgrywki. Poza tym szukałem czegoś na wypróbowanie nowego tableta. Tutaj nie będzie achów i ochów, ale nie będzie też jakiegoś drastycznego hejtu i narzekania. Wkurza system F2P i mozolne ciułanie, aby łaskawie po kilku tygodniach – miesiącach zainwestować w wymarzoną postać, albo jakiś pierdół wspomagający wojownika. Oczywiście można zabulić nawet kilkaset zł, aby sobie ułatwić życie, ale … takiego wała jak Polska cała :) Mam zasadę, że nie zasilam systemów F2P, a już definitywnie nie P2W. Im bardziej czuję potrzebę inwestycji w grę, aby przyspieszyć progres, tym bardziej wkurza mnie ten system – mechanizm psychologicznego „wymuszania” płatności. Drugim mankamentem to długie loadingi, ale jakość rekompensuje z nawiązką tą niedogodność. To choć na maksa przesycony, to jednak dalej Mortal i czuć ten specyficzny klimat serii. Powiem krótko; Gdyby nie miłość do uniwersum, to gra już dawno przeszłaby do historii. W przypadku Mortala nie przeszkadza mi kilkumiesięczne i mozolne farmienie, bo nawet przy pełnych konsolowych odsłonach potrafiłem systematycznie wracać do rozgrywki przez lata. Tytuł nawet w tej formie (F2P) daje masę radochy. Sam fakt, że nie inwestując nawet złotówki gram już kilka tygodni i dalej czuję niedosyt. Marzeniem byłaby możliwość odblokowania pełnej – 100% zawartości gry za ustaloną kwotę. W tym przypadku poważnie rozważyłbym inwestycję do 300zł. 300zł za wersję mobilną ? W tym przypadku cena byłaby adekwatna i chętnie bym wyłożył taką sumę. Poważnie. Ogrom postaci i wszelkiej dodatkowej zawartości przytłacza i starczyłby spokojnie na 3 jak nie więcej gier tego typu. Zawodzi mała ilość lokacji. Gra kontrastu i moim zdaniem zmarnowanego potencjału. W jednym aspekcie sięga perfekcji (grafa, ilość i dopracowanie postaci, klimat, uniwersum), a w drugim (bezwzględny i moim zdaniem w wielu kwestiach podły system P2W, brak świeżych lokacji, dosyć częste bug-i (najbardziej bolą te z wadliwym naliczaniem punktacji)). Dodam, że nie wszystkie błędy są systematycznie poprawiane i od miesięcy czekają na aktualizacje.

Nigdy nie odczuwałem tylu emocjonalnych skrajności podczas gry. To jakieś sadomaso. Gram i płaczę. Boli, ale ten ból sprawia radość. Wkurza, ale daje satysfakcję. Fajnie, że Mobilny Mortal, ale wielki żal, że zrealizowany w takiej formie :/ Śmiech przez łzy. Brakowało tak niewiele i mogliśmy mieć hicior definiujący na nowo gry na fona i niezbity dowód, że mobilne nie odbiega od konsolowego. Niestety mamy tylko potwierdzenie jak bardzo F2P/P2W może zniechęcić i jak dalece toksyczny jest to system. Dowód na to, że obydwie platformy dzieli przepaść.

Jest jeszcze kilka gier na GBA w które systematycznie gram, ale nie czas i miejsce, więc może kiedyś :)

Dzięki. Zajebistego Weekenda. Pozdro !


 

Reinvented

 

Witam wszystkich bardzo serdecznie, ja jestem Reinvented i po raz trzeci mam zaszczyt gościć na łamach tego cudownego cyklu jakim bez wątpienia jest Piątkowa GROmada, jako że nie jestem w stanie odrzucać zaproszeń które do cyklów od czasu do czasu otrzymuje, tak i w tym tygodniu dorzucę od siebie "trzy grosze" do tego zbliżającego się wielkimi krokami weekendu.Osobiście na początku chciałem się rozpisać na kilka gier które będę z pewnością ogrywał w ten weekend, miałem też ogromną ochotę napisać o moich pierwszych wrażeniach z Nintendo Switch, i wspomnieć co nieco o nowej Zeldzie, ale na stan dzisiejszy gdy piszę dla was ten gościnny wpis, sama konsola jak i gra jeszcze do mnie nie dotarły, a że Piątkowa GROmada pojawia się w piątki nie miałbym tyle czasu na skończenie materiału do odcinka w tym tygodniu. Więc nie było sensu. A co mam dla was dzisiaj? Mirror's Edge: Catalyst którego ogrywam w dalszym ciągu od wtorku. To co? Skaczemy!

Od czego by tu zacząć? Może najpierw od tego jak przekonałem się ponownie do Mirror's Edge, i dlaczego uruchomiłem grę jeszcze raz tym razem obiecując sobie że ukończę ją jak należy. Wszystko zaczęło się od niedawnej recenzji pierwszego Mirror's Edge użytkownika Musiel, doszedłem do wniosku że kurczę ME:C nie może być taki zły, i że czas najwyższy odkurzyć tytuł i zagłębić się nieco bardziej w fabułę która może nie jest jakaś szczególnie wybitna, ale jest na tyle ciekawa że jest w stanie przyciągnąć do ekranu telewizora na dłużej. Nie chcę tutaj opisywać tego co w samej grze się dzieje, mimo wszystko postaram się nieco bardziej przybliżyć o co chodzi. A więc (bodajże po dwóch latach) opuszczamy poprawczak, okazuje się jednak że główna bohaterka ma niespłacony dług u jednego z najgroźniejszych przestępców w Mieście Luster, i przez 60% gry będziemy starali się ten dług w jakiś sposób spłacić, przez drugie 40% gry orientujemy się że nie wszystko jest złotem co się świeci i dostajemy jasne instrukcje prosto w twarz że główna bohaterka nie jest "pępkiem świata" i ma się ogarnąć. Największą dla mnie bolączką podczas przechodzenia tego Mirror's Edge, była chyba otwartość świata, jeszcze nigdy w żadnej grze, nie czułem się jakby mnie zamknięto w puszcze, przez lwią część gry odczuwałem że "otwartość" jest tutaj bardzo naciągana, niby są misje, poboczne, różnego rodzaju znajdźki i pierdoły tylko po co? Doskonale czułbym się jak w pierwszej części ME, ogrywając tylko część fabularną, i takie samo zadanie postawiłem sobie w Catalyst, nigdzie nie zbaczałem - od misji do misji fabularnej, i na tym moja przygoda z Mirror's Edge ma się zakończyć, i faktycznie podziałało, skupiając się tylko i wyłącznie na wątku fabularnym, mamy namiastkę tego co tak pokochaliśmy w poprzedniej odsłonie przygód Faith. Zawsze warto też wspomnieć o grafice czyż nie? Chociaż w tym wypadku nie mogę się jasno określić, wszystko jest jaskrawe, a jedyne kolory które zapadają w pamieć to biel, czerń i czerwień, odczułem że reszta jest odstawiona jakoś na dalszy plan, grałem akurat na Xbox One i muszę przyznać że jakość tekstur w niektórych miejscach woła o pomstę do nieba, zdarzały się nawet takie momenty że przystawałem na moment aby z niedowierzaniem podziwiać te "anomalie" Podsumowując i nie przeciągając, ci którzy w Mirror's Edge: Catalyst nie grali, zachęcam do spróbowania trybu fabularnego, który jest naprawdę ciekawy i w miarę widowiskowy (kilka wybuchów jest, nawet jak na wysterylizowane miasto) jeśli jednak lubicie eksploracje, zbieranie znajdziek i poznawanie świata, poszukajcie innego tytułu, tutaj wszystko jest takie samo i zrobione na jedno kopytko, i uwierzcie mi na słowo po pewnym czasie po prostu odstawicie tytuł, bo będziecie nim zmęczeni. 

Po raz trzeci, kłaniam się nisko autorom Piątkowej GROmady w tym tygodniu, jednocześnie dziękując za kolejne zaproszenie. A wam życzę pogodnego, przyjemnego i pełnego ciekawych gier weekendu. Ja już się z wami żegnam i uciekam trzymać wartę pod drzwiami w oczekiwaniu na kuriera z Switchem i nową Zeldą. :)

 

  

  

 

 

Daaku

 

LEGO Marvel Super Heroes [PS4, Traveller's Tales 2013]

Choć gier z żółtymi składakami było na rynku sporo i ukazywały się one cyklicznie, to tak naprawdę zaczęły one przebijać się do świadomości konsumenta dopiero od 2001 r., wraz z pierwszym tytułem opartym o licencję filmową. LEGO Harry Potter było klockową egranizacją przygód dorastającego czarodzieja, a w kolejnych latach transformacje w ludziki z czopkiem na głowie zaliczyli także bohaterowie takich marek, jak Gwiezdne Wojny, Indiana Jones, Piraci z Karaibów czy Władca Pierścieni. Mnie jednak nigdy jakoś specjalnie nie paliło się do wejścia w świat LEGO, bo wielkim fanem wyżej wymienionych franczyz nie byłem, a tasiemcowe wydawanie kolejnych gier serii rodziło wątpliwości co do zmian w formule rozgrywki. No, nie powiem, przy wydaniu Marvel Super Heroes w końcu drgnęła mi powieka, bo komiksowe uniwersum uwielbiam i w wielu jego aspektach się orientuję, ale wciąż brakowało tej motywacji, tego impulsu sprawczego. Impuls nadszedł wraz z zakupem własnego PS4, a stąd już tylko krok od wyrwania swojego pierwszego tytułu ze świata LEGO za symboliczną cenę. A jako że wachlarz dostępnych w bibliotece konsoli tytułów jest olbrzymi, toteż od grudnia efektywnie "nadgryzam" sobie to tę, to tamtą gierkę aby spradzić, czy złapię bakcyla. Nadgryzłem więc i superbohaterów - zdaje się, że wraz z bakcylem.

Pierwszy kontakt z grą był całkiem zachęcający - do czynienia mamy tutaj z klasyczną, trójwymiarową platformówką, w której naszymi głownymi celami jest zwyczajowo skakanie, zbieranie świecidełek oraz brnięcie naprzód. Dwa pierwsze elementy nie wymagają komentarza, bo każdy kto grał choćby w pierwsze Super Mario wie, o co biega, zabawa zaczyna się za to dopiero przy tym ostatnim. Każda z kierowanych przez nas postaci superbohaterów Marvela posiada własny zestaw umiejętności, których odpowiednie użycie warunkuje progres na najeżonej przeszkodami planszy - a że zwykle przychodzi nam przełączać się między dwoma-trzema członkami niepowiązanej ze sobą drużyny, to bez poznania rządzącymi nimi zależnościami daleko nie zajdziemy. Już w początkowych sekcjach wychodzi na jak, że tylko Hulk (lub równie jak on barczysta postać) może ciągnąć za zielone poręcze, tylko Hawkeye wystrzeli strzały robiące później za tyczki do pokonywania przeszkód i tylko Black Widow wyminie natrętne spojrzenia kamer swoim dynksem niewidzialności. Takich myków jest sporo, a kierowani przez nas herosi zmieniają się co poziom, na rutynę nie ma więc co narzekać. Każdą planszę kończy też starcie z bossem, na którego trzeba znaleźć odpowiedni sposób. A wszystko to podlane lekkim, rodzinnym humorem, masą żartów słownych oraz dostrzegalnych na każdym kroku nawiązań, które wprawne oko fana uniwersum wychwyci bez przeszkód i wywoła taki sam uśmiech na twarzy.

 

Pomiędzy misjami mamy możliwość pokręcenia się po HUBie, czyli po klockowym odpowiedniku Nowego Jorku, zawierającym takie flagoe elementy, jak Central Park czy Empire State Building (plus gdzieniegdzie siedziba Avengersów, Stark Building czy kwatera główna Marvela dla szczypty fikcji). Podczas jego zwiedzania, w czym przydaje się latający Iron Man, możemy przyjąć od przygodnych mieszkańców questy poboczne, odkryć nowe lokacje oraz zrekrutować dodatkowych bohaterów. A tych jest całe multum i diabli wiedzą, czy starczy mi samozaparcia do odblokowania ich wszystkich. Na razie zamierzam skupić się przede wszystkim na trybie fabularnym, na przestrzeni którego poznam głównych bohaterów i rozeznam się w strukturze poziomów - przyda mi się to do późniejszych wizytacji w trybie Free Play, na zebranie czeka bowiem 250 złotych klocków, sporo czerwonych kostek gwarantujących stałe bonusy oraz epizodyczne pojawianie się Cameo Mana, którego za każdym razem wyciągać trzeba z tarapatów. Platyna? Na razie mierzmy siły na zamiary...

Nie liczyłem, ale grywalnych bohaterów jest tu chyba aż nadto. Ilu z nich potafisz rozpoznać?


 

ABZU [PS4, Giant Squid Studios 2016]

 

ABZU na dobrą sprawę zacząłem interesować się dopiero, gdy pod jednym z newsów dotyczących gry któryś z użytkowników przyrównał ją do "Journey pod wodą". Nie powiem, takie określenie nie dawało mi spokoju - to niby możliwe byłoby odtworzenie geniuszu Jenovy Chena, nie tylko w zupełnie innym środowisku, ale także spod ręki jakiegoś zachodniego, kompletnie nieznanego studia? Zwykłe przechwałki, a twórcy liczą pewnie na nieco dobrej prasy, przyrównując swoją pracę do tak przecież uznanego tytułu. I wiecie co? Dopóki sam w ABZU nie zagrałem, byłem skłonny w takie wytłumaczenie uparcie wierzyć...

Przygodę zaczynamy od poznania naszego nurka, który dryfuje sobie bez celu po powierzchni wielkiego oceanu. Wokoło cokolwiek nudno, szybko schodzimy więc pod wodę, aby przyswoić sobie sterowanie (naprawdę minimum wysiłku, choć niektórzy będą woleli odwrócić sobie osie przy kontroli postaci) i poznajemy niezwykle żywy i barwny świat. Wszędzie wkoło pływają ławice ryb, na obrzeżach poruszają się niesione prądem wodorosty, po dnie spacerują mniejsze żyjątka - a w samym środku tego spektaklu życia my, odkrywający nowe gatunki mieszańców toni i szukający potrzebnych do przejścia dalej sond. Tak jak w Journey, pod kwadratem mamy funkcję "piknięcia" spraszającą w naszą stronę pływające najbliżej ryby, na pustyni nie mogliśmy jednak podczepiać się pod nie i "ujeżdżać" je podczas ich wędrówki. 

Radosny bursztyn świecącego słońca

 

Nie do wiary, jak bardzo przesiąknięte stylistyką gier thatgamecompany jest ABZU. Od designu głównego bohatera, przez pracę kamery, oprawę dźwiękową, po spotykane na ścianach hieroglify nakreślające historię - dosłownie, zapożyczając ze wstępu określenie "Journey pod wodą". Każdy kolejny poziom, mimo osadzenia w podwodnym świecie, charakteryzuje się inną paletą barw - uspokajaący błękit, delikatny róż, żywiołowy pomarańcz, alarmująca czerwień, a nawet najzwyklejszy w świecie mrok towarzyszący nam na samym dnie, kiedy to jedynym źródłem światła pozostaje nasza latarka, a w tle zrowróżebnie majaczą cienie kałamarnic i jarzące się gruczoły żabnic. Ta różnorodność sprawia, że każdą sekcję zapamiętujemy nie ze względu na jej budowę, ale na barwę.

Ciemniejący błękit głebin

 

Cały powyższy opis oparłem na wrażeniach z raptem połowy gry, przede mną więc jeszcze niemal drugie tyle lokacji, kolorów i przygód. Ciekawi mnie niezmiernie, co będzie dalej, ponieważ pojawiajace się na ścianach zatopionych świątyń sylwetki postaci bardzo przypominają naszego bohatera, a obecne coraz częściej mechaniczne konstrukcje i obiekty w kształcie trójkątnych ostrosłupów wydają się mieć fukcję wykraczającą daleko poza bycie zwykłymi przejściami i przeszkodami... Ale nie spieszę się, bo na zgłębienie (ha) tych tajemnic mam przecież cały weekend.

Nieprzyjazna czerwień wnętrz opuszczonej fabryki

 

P.S. "Abzu" w mitologii starożytnej Mezopotamii było nazwą pierwotnego, bezkresnego morza, oddzielającego świat ziemski od nicości zaświatów. I z taką wiedzą dalsze nurkowanie w grze Giant Squid Studios nabiera zupełnie nowego wymiaru...


 

Lektura pełna emocji, ale to już koniec na dzisiaj. Dajcie znać w komentarzach, czy taka objętość wpisu okazała się dla Was optymalna, czy może lepiej będzie nieco mniej lub nieco więcej - cały czas staramy się dostosowywać tak, aby copiątkowa lektura GROmady okazała się miłym, a nie męczącym rozpoczęciem weekendu.

Ogłoszenie duszpasterskie: prenumeratorów oraz innych stałych czytelników PSX Extreme zachęcam do zerknięcia na stronę 95 aktualnego, marcowego numeru, gdzie w rubryce "Czytelnik poleca" piszę pokrótce o czymś więcej, niż tylko o grach ;) Tyle chwalipięctwa - widzimy się w następny piątek, a w planach mamy kolejną, bardzo głośną premierę!

 

Daaku

Oceń bloga:
31

Komentarze (85)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper