W co gracie w weekend? #85 [Aktualizacja #1]

BLOG
3936V
W co gracie w weekend? #85 [Aktualizacja #1]
Daaku | 12.02.2015, 23:44
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Jeżeli ten wpis trafi na blogi w piątek lub w sobotę (choć w sumie nie wykluczajmy także niedzieli) - autor zagrał się w Fajnala.

Po niewielkim zamieszaniu odnośnie składu piszących, witam w kolejnej odsłonie W co gracie w weekend? Lada chwila z "prawie że najdłuższego cyklu" awansujemy na "najdłuższy". Tym razem dowiecie się, w co od dwóch tygodni zawzięcie szarpią trzy noł-lajfy (oraz czemu do cholery co wieczór okupują shoutboxa), którego przycisk 3DSa autor używa najczęściej podczas gry w staroszkolnego erpega oraz co powstrzymuje naczelnego analityka zwiastunów przed sprzedaniem 3DSa.

 

 

Final Fantasy XIV: A Realm Reborn (PS3/PS4, Square-Enix 2010-2015)

 

"Kraftnij mi parę żelaznych nitów, bo potrzebuję na przepis do zbroi". "Poekspię trochę mobków w tym zonie i starczy na dzisiaj (lie)". "Ale mi się na rajdzie fajny loot trafił, i to jeszcze eteryczny". "Tego tanka z ostatniej instancji to chyba przez dziurkę od klucza spłodzili, nic aggro nie mógł utrzymać..." Takie i podobne stwierdzenia padają ostatnio na portalowym shoutboxie, od kiedy party trzech zawziętych graczy (dwóch nowych i jeden weteran) postanowiło razem zwiedzać świat Eorzei w czternastej odsłonie Final Fantasy. To już drugi MMORPG w serii, a jego głównymi cechami jest szeroki wachlarz klas (także rękodzielniczych, nastawionych na zarobek) oraz łatwość, z jaką zmienia się profesje oraz łączy ich umiejętności.

 

Równie szeroki zakres naszych obowiązków - poza poznawaniem w kolejnych zadaniach fabuły gry czekają na nas także:

Crafting - nie w smak ci eksterminacja kolejnych przedstawicieli wrogo nastawionej fauny i flory? Załóż rękawice robocze i zajmij się wydobyciem surowców, które potem własnoręcznie obrobisz.

F.A.T.E. - skrót od Full Active Time Events, są to generowane na mapie krótkie (zwykle 10 minutowe) misje, w których może wziąć udział każdy przechodzący obok podróżnik. Mogą one polegać na wybiciu rozplenionej populacji szkodników, zebraniu odgórnej liczby surowców lub eskorcie jakiegoś NPCa.

Levequesty - znane z innych tytułów MMO "dailies", czyli odnawiane codziennie zadania, dzięki którym można zdobyć nieco doświadczenia oraz gotówki. W FFXIV otrzymujemy na nie bilety, które możemy potem wykorzystać w interesującym nas obszarze. Poza zwyczajową walką, możemy także dowozić wymagane surowce lub wytworzony ekwipunek.

Guildhesty - niejako wstęp do tych "prawdziwych" instancji, są one krótkimi zadaniami, do których poprzez automatycznego Duty Findera jesteśmy dobierani z innymi graczami w czteroosobowe grupy. Podział ról w grupie to zwykle 2x DPS (Damage Per Second - klasy skupiające się na zadawaniu obrażeń), 1x Tank (klasa przyjmująca obrażenia) i 1x Healer (klasa lecząco-wspomagająca). Wyjątkiem od tej reguły są złożone wcześniej, gotowe drużyny.

Instancje - dłuższe (trwające nawet półtorej godziny, choć pierwsze lokacje można zaliczyć w pół) ekspedycje w składach znanych z guildhestów, mające na celu ubicie czekającego na końcu bossa. Można tutaj zdobyć ciekawy ekwipunek, który rozdysponowany jest w oparciu o wybór trzech opcji: Need (ekwipunek pasuje do twojej roli, masz najwyższy priorytet), Greed (ekwipunek jest przeznaczony dla innej roli, masz najniższy priorytet) oraz Pass (nie interesuje cię to, zrzekasz się udziału w losowaniu).

Hunting Log - zestawy "listów gończych" zawierające zlecenia na przeciwników, których należy upolować. Każda klasa ma inny ich zestaw.

Free Company - gildie tworzone przez graczy, przynależność do których wiąże się z określonymi przywilejami (dodatkowe doświadczenie, wydłużenie czasu działania przedmiotów itp., te bogatsze mają na stanie nawet kwatery z ogrodem i stajniami). 

Grand Company - wielkie gildie stacjonujących na terenie całej Eorzei trzech stronnictw: The Immortal Flames w pustynnym Ul'dah, stacjonujące w leśnej Gridanii The Order of the Twin Adder oraz The Maelstrom z kwaterą w nadmorskim Limsa Lominsa. W trakcie gry zapisujemy się do jednej z nich, dzięki czemu uzyskujemy dostęp do wierzchowca Chocobo, dostępnego tylko dla członków ekwipunku oraz nowych list łowieckich.

Companion - wspomnianego wcześniej Chocobo możemy traktować nie tylko jako wierzchowca, ale także jako tymczasowego członka drużyny. Podczas walk zdobywa on doświadczenie, dzięki czemu rozwijać możemy go w trzech rolach: Attacker, Defender i Healer. Dzięki stajniom dostępnym w kwaterze gildii możemy także karmić go owocami, które stopniowo wpłyną na barwę jego upierzenia.

PvP - tryb przeznaczony dla miłośników rywalizacji. Na arenie Wolf's Den możemy uczestniczyć w krótkich walkach 4vs4, z kolei Carteneau Flats to regularne bitwy na 72 osoby między członkami trzech głównych stronnictw. Również tutaj za specjalną walutę możemy kupować ekskluzywny ekwipunek.

 

Jak widać, nawet mimo przemyślanego dawkowania nowych wrażeń, większość graczy na początku i tak nie wie, w co ręce włożyć. W zasadzie co miesiąc-dwa gra wzbogaca się o nową zawartość i rozwiązania (w planach m.in. kasyno Gold Saucer, hodowla Chocobosów czy powrót karcianki Triple Triad, nie wspominając o pierwszym pełnowymiarowym dodatku), więc i konieczność płacenia abonamentu tak bardzo nie boli. 

Nie tylko chybieni fryzjerzy chcą zostać drwalami. Każdy z wydobytych surowców
może posłużyć do craftingu innym zawodom

 

Dla mnie jest to - po becie oraz miesiącu startowym - trzeci taki zagraniczny urlop. Inaczej ma się sprawa z @Komą i @banzaiem - oni swoje kroki w grze postawili po kontakcie z trialem gry, co na dobrą sprawę okazało się dla mnie motywujące, bo szukałem okazji na powrót do gry, tym razem w gotowej drużynie. Myślicie, że niczym stary wyga uczyłem ich tajników gry, tłumaczyłem zależności i nakierowywałem na dobrą drogę? Skąd! Chłopaki wsiąkli niczym kamfora, z zapałem zwiedzając mapę świata, wykonując wszystkie questy w zasięgu wzroku, zmieniając biegle klasy i próbując wszystkich aktywności pobocznych. Ba, to właśnie Koma jako pierwszy osiągnął 50. poziom klasą podstawową, podczas gdy ja dopiero dzisiaj przekroczyłem próg nr 41. Tworzymy razem bardzo zbalansowaną drużynę, którą pokrótce przedstawimy poniżej.

 

Daaku Sykursyn

Rasa: Roegadyn

Profesja: Warrior

Rola w drużynie: Tank

Budowa ciała: trzydrzwiowa szafa

Styl gry: wali z aksa

 

Ciężkozbrojna, dzierżąca dwuręczne topory profesja wywodząca się z Marauderów. Specjalizuje się w ściąganiu na siebie uwagi przeciwników (enmity) oraz redukcji otrzymywanych obrażeń (mitigating). Jego skillset pozwala na dość prosty i (zakładając łebskiego healera) bezstresowy styl gry - o ile nie zdecydujemy się na skorzystanie z umiejętności Warriora.

 

Marauder sam w sobie pozwala na dość efektywne tankowanie, ale przejście na Warriora otwiera przed nami nowy wymiar gry. Jego kluczowa zdolność, Defiance, podnosi nam maksymalne HP i potencjał leczonego zdrowia przy równoczesnym obniżeniu siły ataku. Równocześnie wybrane umiejętności generują w nim Furię (Wrath), którą po osiągnięciu odpowiedniego poziomu możemy zużyć na potężny atak obszarowy, uleczenie lub zdjęcie kary na obrażenia. 

 

 

Koma Indra

Rasa: Miqo'te

Profesja: Dragoon

Rola w drużynie: DPS

Budowa ciała: skromna, ale może jeszcze urosną

Styl gry: robi z igły widły

 

Dragooni są rozwinięciem klasy Lancerów - odzianych w zbroje łuskowe rycerzy. Od początku nastawieni na silne pchnięcia włóczniami, wprowadzają na pole walki Jumpy - potężne ataki z naskoku, rażące często wielu przeciwników na raz, choć wymagające dobrego wyczucia czasu. Aktualnie najsilniejsza klasa DPS w grze.

Oddajmy głos Komie:

 

W FFXIV gram klasą DPS - Dragoonem.Jest ona rozwinięciem klasy Lancera,względem której traci parę cross-klasowych skilli ale zyskuje na mobilności.
 
Pełna rotacja skilli (dla wtajemniczonych - HT-ID-Dis-CT-Ph-TT-VT-FT-HT-TT-VT-FT-Ph-ID-Dis-CT-HT-TT-VT-FT-Ph-TT-VT-FT, nie wliczając w to  Off-CD skilli oraz buffów) przypomina granie w Guitar Hero na Pro używając pada, w całości jej jeszcze nie ogarniam, więc używam jakieś 75% możliwości tej klasy. Muszę w końcu ruszyć też z główną linią fabularną żeby z Daaku i banzai'em iść na jakieś mocniejsze lochy i zacząć się uczyć pełnej rotacji. Ogólnie gra mnie wciągnęła do tego stopnia że nie ruszam innych gier.

 

 

Florine Villeclaire

Rasa: Elezen

Profesja: Archer

Rola w drużynie: Zasięgowy DPS

Budowa ciała: krągła tam gdzie trzeba

Styl gry: strzałą w kolano

 

Dopóki w okolicach lata nie doczekamy się wraz z dodatkiem Heavensgard profesji Machinista - łucznik pozostaje jedyną klasą zasięgową zadającą obrażenia fizyczne. Jej przedłużenie, Bard, poza bezpiecznymi atakami DoT (Damage over Time - zadającymi stałe obrażenia, niczym trucizna) może także aktywować pieśni odnawiające drużynie MP lub TP. Duży potencjał wspomagający.

Co tam mówiłeś, banzai?

 

No to ten tego eeh, ja wybrałem klasę łucznika, no to będzie DPS. I dobrze wybrałem bo to prawie bezstresowa klasa na razie. Stoję sobie z healerem z boku i "szczelam z uku" z daleka, gorzej jak tank jest dupą i mnie przeciwnicy gonią. A mogłem zostać healerem, prawie na wymarciu są.
Mój ulubiony skill to chyba będzie zatruwający Venomous Bite i niedawno odkryty Windbite . A i Repelling Shot, bo fajnie się odskakuje jak przeszkadzajka przygotowuje atak obszarowy. To by było na tyle.

 

 

Do pełni szczęścia brakuje nam tylko healera (klasy leczącej), ale przydzielani nam podczas instancji losowi gracze są w większości obeznani ze swoją rolą, przydzielając frontmanom ochrony, lecząc tanka i wskrzeszając nieszczęśliwie poległych. Co warto zaznaczyć - swoje w rajdach już odbębniłem, a nie trafił mi się jeszcze w ekipie żaden socjopata czy inne chamisko. Wszyscy są kulturalni, zaczynają sesję od choćby zwyczajnego "Hello" i gratulują sobie sukcesów. To bardzo motywuje do dalszej gry i nie czyni kolejnych powtórek nużącymi.

Pierwsze spotkanie. Klasy startowe, choć po paru dniach levelowania można już robić...

...poważniejsze instancje z podziałem na role, aby po przejściu na poziom ~40...

...prezentować się co najmniej dostojnie. A to jeszcze nie koniec naszej drogi!

 

I to tyle tytułem wprowadzenia w realia gry. Liczę, że dzięki niemu rozbudziłem w paru z was ochotę na samodzielnie zapoznanie się z tym diablo złożonym tytułem - tym bardziej, że na PSNie wciąż dostępna jest darmowa 14-dniowa wersja trial. Nasza ekipa będzie jeszcze kontynuować wspólne wypady, aby w przyszłości tekst doczekał się swoistego postscriptum - tym razem w prawdziwie endgame'owej oprawie. 

 

Niechaj Dwunastu nad wami czuwa!

 

 

Shin Megami Tensei IV (3DS, Atlus 2013)

 

Ten tytuł powinniście już kojarzyć z łamów naszego cyklu - w 77. odsłonie przyglądał się jej @Sycho. Jego tekst był jednak opisem gry z perspektywy osoby, która grę skończyła, i której bardzo spodobała się przedstawiona w niej fabuła dotycząca ludzkiej natury. Entuzjazm zrozumiały, biorąc pod uwagę dziedzictwo tej zasłużonej serii - ja jednak ugryzę temat z drugiej strony i trochę sobie na czwartego Tenseia ponarzekam...

 

Sycho wprowadził już was w meandry fuzji demonów, wspominał też, że można je zdobywać w konkretnych obszarach na zasadzie rekrutacji. Biorąc te fakty pod uwagę, spodziewałem się powtórki z kolejnego "tough, but fair" reprezentanta serii - świetnego Strange Journey, a dostałem... No właśnie nie jestem pewien, co dostałem. Zadam rozbrajające pytanie - jak w grze opierającej się przede wszystkim na eksploracji i negocjacjach można dokumentnie spieprzyć i eksplorację, i negocjacje? Pierwsze 10 godzin z grą spędziłem, regularnie wystukując w przycisk Home celem zresetowania gry. Nie tylko dlatego, że ze względu na kompletnie losowe, niesprzyjające okoliczności zgon idzie zaliczyć w przeciągu pierwszej tury, ale także dlatego, że wyjście z gry i ponowne jej uruchomienie zajmuje mniej czasu niż przebicie się przez animację Game Over. Wcześniej za losowe spotkania z demonami odpowiadała tarcza dobowa, rozwiązanie to zastąpiono jednak w SMTIV widocznymi w tle sylwetkami przeciwników. Pójście z duchem czasu? Owszem? Ułatwienie? Wbrew pozorom niekoniecznie, bo każdego takiego "ducha" trzeba powstrzymać przed wbiegnięciem w naszą postać, atakując ją. Jeżeli nam się uda - walka przebiegnie normalnie. Jeżeli nie - wszyscy przeciwnicy otrzymują darmowy atak na początku tury, a pula ich ruchów może rosnąć wraz z każdym udanym atakiem (cios krytyczny, wykorzystanie słabości na żywioł). Jeżeli demony są przynajmniej 2 (zwykle 3-4, choć zdarzają się i hordy po -naście), do tego dysponujące atakami obszarowymi trafiającymi całą naszą drużynę - stuprocentowa kaplica. Wspominałem o pierwszych 10 godzinach gry - wyobraźcie sobie zapisywanie stanu gry (przydatna nowość, niestety chyba jedyna udana) po każdej walce i resetowanie gry, kiedy tani critical udupi nam 3/4 drużyny... Save, walka, Home, Load, walka, Home, Load, walka, Save, walka, Home, Load - i tak w kółko, dopóki nie doczekamy się demonów z odbijaniem żywiołów, a HP głównego bohatera przestanie czynić z niego kukiełkę na 1-2 ataki.

 

Tyle odnośnie eksploracji, a co z negocjacjami? Podczas walk werbujemy w końcu demony - istoty astralne, wrogo nastawione do ludzi, kapryśne i niezdecydowane. I takie tłumaczenie przyjmowałem już w poprzednich i podobnych odsłonach serii - szło z tym żyć, jednak tym razem RNG odpowiedzialne za reakcje paskud przeszło samo siebie. Skaptowanie pierwszego lepszego cholerstwa to droga przez mękę składająca się często z 6-7 kroków: a to panisko zażyczy sobie zastrzyk gotówki, a to wyssie z nas HP albo MP, zabije jednego z naszych podopiecznych czy ukradnie losowy przedmiot, w międzyczasie męcząc nas jeszcze podchwytliwymi pytaniami. Odpowiedzi na wiele z nich można odgadnąć na podstawie predyspozycji demona lub jego rasy (te przypominające dzieci są nieufne wobec obcych, tym kobiecym przyjemność sprawią komplementy, starszych z kolei ucieszy oferowany alkohol), problem z tym, że często reakcja na nie jest kompletnie z czapy - z 9/10 napotkanych Chupacabr trafi nam się ten jeden bez poczucia humoru, albo po ograbieniu nas do kości po prostu ucieknie lub zada jeszcze jedno pytanie... Może się zdarzyć, że zaznaczając po kolei każdą z trzech odpowiedzi uzyskamy odpowiedź odmowną albo natrafimy na tendencyjne pytanie z trzema takimi samymi ripostami, co zwykle prowadzi do utraty tury i dodatkowych ataków dla niedoszłego pomagiera. A do czego prowadzą w walce dodatkowe ataki - patrz poprzedni akapit.

Nie powiem - zaciekawił mnie punkt wyjścia gry, w którym wybrańcy z niebios schodzą do zrujnowanego Tokio w pogoni za heretykiem ubranym w strój znany ze wspomnianego już Strange Journey. Zaciekawił mnie system "Whispered Skills", pozwalający naszej postaci uczyć się od demonów ich ataków. Zaciekawiły mnie misje VR oparte na logicznym myśleniu. Ciekawi mnie także, co będzie dalej - z kim zawrę sojusz, kogo odeślę z kwitkiem, kim jest tajemnicza kobieta w kruczoczarnym skafandrze... Problem w tym, że to tylko pojedyncze kwestie zanurzone w bajorze upierdliwego i niedającego żadnej satysfakcji gameplayu, przez które nie chce mi się specjalnie brodzić. A biorąc pod uwagę, że już od piątku na rynku dostępny będzie Monster Hunter 4U - nie będę miał ani czasu, ani motywacji do powrotu.

Zbroja szerzącego herezję Black Samuraia jest niemal identyczna ze skafandrami...

...arktycznej ekspedycji na Schwartzwelt. Jak blisko są ze sobą powiązane, dowiemy się podczas gry

 

Podsumowanie? Sycho w jednym zdaniu z tytułem gry umieszczał termin "gry roku" i miał do tego pełne prawo. Ja - mając za sobą doświadczenie wyniesione z innych odsłon serii - mam z drugiej strony pełny wgląd w to, co nie zagrało i co można było rozwiązać lepiej, dlatego naciągane "6" to jedyna cyfra, jaką umieszczę w oceniaczce...

 

To by było na tyle w tej odsłonie "W co---- Wróć! Nie, to jeszcze nie koniec - przynajmniej na dzisiaj. Po dzisiejszej publikacji zachęcam do sprawdzania zawartości wpisu - do niedzieli, kiedy tekst najpewniej trafi na główną, będzie on bogatszy o opis gry od kolejnego współautora. Aby podsycić oczekiwanie, nie pozostanę dłużny, aktualizując numer #85 nie tylko o jego partię, ale także o teaser gry, którą mam nadzieję przedstawić wam za tydzień... Ani platforma, ani gatunek nie będą wspólne z tym, co przeczytaliście dzisiaj, więc liczę na waszą uwagę także we "W co gracie w weekend?" #86, który poprowadzi Czarny Ivo.

 

Daaku

 

[Aktualizacja]

Hej! Z tej strony nieistniejąca część "W co gracie" czyli ten, którego nie powinno tu być! Niestety nie wyrobiłem się na czas ze swoim tekstem, ale widząc co wyskrobała blokująca shouta ekipa - nawet beze mnie mieliście masę dobrego materiału do czytania. Jako, że dostaliście naprawdę soczystego steaka na obiad, ode mnie trochę słodyczy w formie deseru. Metafora słuszna, bo mam zamiar naprawdę wysłodzić wam produkcję, która ostatnio kradnie mi wolne chwile. Co to za produkcja? W co będzie grał w weekend Sycho? Gdzie jest Nemo? Dobra, nie przedłużajmy! Tak więc w ten weekend będę grał w...
 
 
Bravely Default (3DS, Silicon Studio 2013)
 
Przyznam, że tytuł jest dla mnie wyjątkowym zakupem. Głównie dlatego, że jako osoba dbająca o kasę staram się rozważnie selekcjonować gry, podczas gdy w tym przypadku było zupełnie inaczej. Wszedłem sobie na ppe i czytając newsa o Bravely Second mój umysł przejęła dziwna moc, która sprawiła, że już po chwili trafiłem na al***o [ten wpis NIE zawiera lokowania produktu - przyp. Daaku] i zalicytowałem grę w pierwszej z góry aukcji. Widocznie intuicja mnie nie zawiodła, bo tytuł wart był kasy! Jakoś nie śledziłem wcześniej informacji o tytule, słyszałem masę pochlebnych opinii, ale to wszystko, nie wiedziałem nawet czego oczekiwać po włączeniu gry, ale właśnie dlatego efekt "wow" był jeszcze większy.
 
Zacznijmy od obowiązkowego wprowadzenia do tematu, czyli historii. W grze wcielamy się w pewnego Tiza, który pasąc sobie owce na łące przygląda się, jak jego rodzinna wioska zostaje zrównana z ziemią... Właściwie to jest jeszcze gorzej, bo zostaje sprowadzona ponad poziom morza i zostaje po niej tylko ogromny krater. Smutny pasterz szybko spotyka Agnes - wokół której kręci się fabuła historii, Edea'e - młodą dziewoję, która dołącza do grupy, pomimo ojca chcącego dorwać Agnes i Ringabela - amanta z magicznym dzienniczkiem, który zdradza bohaterom co mają robić dalej, ale ironicznie nie ma tam ani słowa na temat sposobów na wielu naprawdę trudnych przeciwników. Taką wesołą kompanią kręcę się po świecie gry już dobre 8 godzin.
 
Fabuła niestety nie jest jakoś szczególnie interesująca, typowa dla Final Fantasy historia o kryształach i ich ratowaniu. Przyznam, że mnie jakoś szczególnie nie interesuje i jest bardziej motywatorem niż głównym punktem gry. Na szczęście cała reszta, to już majstersztyk! Od grafiki, przez dźwięk, po gameplay... Wszystko zagrało idealnie! Sama rozgrywka daje nam tylko cztery postacie do kontroli, ale nie czujemy się poszkodowani ze względu na świetny system prac. Pokonując reprezentantów różnych klas postaci dostajemy ich umiejętności, które możemy w każdej chwili wybrać, jako klasę naszej postaci. Dzięki temu mamy naprawdę spore pole do popisu modyfikując różne zawody naszej paczki i co ważniejsze nie jesteśmy przykuci do permanentnych wyborów odnośnie postaci. Tiz w każdej chwili z pozycji rycerza może zostać białym magiem, albo mnichem. Co ważniejsze system prac, to nie jedyny ficzer urozmaicający rozgrywkę. Podczas walk mamy również tzw. Battle Points, które odpowiadają za ilość ruchów każdej postaci w jednej turze. Punkty te możemy zarówno chomikować, jak również brać w kredyt (co wiąże się z ograniczonym ruchem w następnej turze). Daje to duże pole do popisu dla osób lubiących się w taktycznym planowaniu walki, bo podstawą starcia jest uczenie się na pamięć jak dużo klepania ryjków nasi przeciwnicy mogą wytrzymać i czy biorąc w kredyt 3 punkty nie zostaniemy z gołą d**ą w polu, oglądając jak przeciwnik przetrwał spam ciosów i ma 3 tury do wykorzystania na obicie nas. System bardzo fajny.
 
Wiecie już z czym to się je, to porozmawiajmy o tym, co sprawia, że w tytule się zakochałem tak mocno, że właśnie z nim spędzę walentynki. Tylko ja i moje piękne maleństwo... We dwoje... Rozmarzyłem się. Wracając do tematu, nie interesowałem się wcześniej grą, dlatego naprawdę pozytywnie zaskoczyła mnie oprawa. Postacie mamy w postaci modeli, ale mapy, jak i lochy to ręcznie rysowane tła 2D. Wyglądają naprawdę zabójczo, szczególnie przy włączonym 3D, damn! wchodząc do pierwszego miasta minutę nic nie naciskałem przyglądając się przepięknej panoramie! Do tego te ujęcia z kamerą umieszczoną profilowo! Genialny zabieg - chodząc miałem wrażenie, że podróżuję po interaktywnych obrazach. W ogóle sam pomysł, by po wejściu pokazać panoramę miasta/komnaty urzeczywistnia te uczucie. Jak to możliwe, że wcześniej nikt nie wpadł na taki pomysł wykorzystania grafiki 2D? Chyba, że wpadł i ja o tym nie wiem... No, ale skoro o tym nie wiem, to na pewno wykorzystanie te było gorsze niż w BD...
 
Jeżeli Daaku będzie na tyle miły, to poniżej pojawi się ładna galeria przedstawiająca kilka map po których się przemieszczamy, a ja przejdę dalej. [złapałeś mnie w dobrym nastroju, więc nawet podpisy dodam! - przyp. Daaku]
Królestwo Caldisla - pierwsze z długiej listy miejsc, jakie odwiedzimy
 
Garnizon Podniebnych Rycerzy. Widoczny w tle Eschalot stanie się naszym środkiem transportu
 
Ancheim - Kraina Piasku i Czasu
 
Florem Gardens - miejsce pobytu pewnej Summonerki
 
Oczywiście nie samą grafiką człowiek żyje i jedna wadliwa zębatka może posadzić cały mechanizm. Dlatego w sprawnie działającym zegarze nawet najmniejszy trybik musi doskonale się wywiązywać ze swojej roli. Alegoria ta jest na zbyt oczywista, by napisać, że "tak jest właśnie tu" więc przejdźmy po prostu do muzyki. Za tą odpowiada kompletnie nie znany mi osobnik o pseudonimie Revo będący częścią składu Sound Horizon. W tym momencie posypuję głowę popiołem, bo wstyd mi, że wcześniej te dwie nazwy nic mi nie mówiły... Tak, soundtrack w tej grze jest właśnie tak dobry! Muzyka jest dynamiczna podczas walk, są momenty wzruszające, klimatyczne i wszystko przepięknie współgra z lekko artystyczną oprawą wizualną. Nie jestem dźwiękowym onanistą i choć lubię posłuchać dobrej muzyki z gier, tak grając nie przykładam do niej zbyt wielkiej wagi, ale w tym przypadku musiałem. Jeżeli podczas walki zatrzymujesz się na chwilę by posłuchać oprawy dźwiękowej, to ona musi być dobra! Swoją drogą, wiem, gdzie mi uciekły te wszystkie godziny spędzone z grą... Tu stoję i podziwiam piękne ręcznie rysowane 2D, tu znowu słucham oprawy dźwiękowej zamiast walczyć, a potem licznik mi pokazuje "grałeś 8 godzin i pierwszego rozdziału nie skończyłeś..." Ciężko mi jest rozpisywać się nad muzyką, bo działa u mnie prosta reguła: podoba mi się, albo mi się nie podoba, także zostawię wam tu tylko link do playlisty z całym OST z gry. Wspominałem, że pisząc ten tekst w słuchawkach przygrywa mi właśnie ta playlista?
 
Czepneliśmy tematu czasu gry więc czas trochę się porozwozić nad tym. Odpalając tytuł po raz pierwszy i widząc zapis poprzedniego posiadacza wyświetlający 102 godziny gry nie miałem pojęcia co facet mógł tyle czasu robić. Teraz już wiem. Tak, Daaku w swoim tekście ładnie podkreślił, że jestem jRPGowym noobem i nie siedzę w tym gatunku na tyle mocno (na swoją obronę napiszę, że genialna fabuła w SMT IV naprawdę mocno podbija średnią gry), by włączając grę mieć gotowy plan na jej przejście, ale muszę to napisać - tu jest trudno. Gra zmusza do grindowania by pokonać jakiegoś wymagającego przeciwnika. Muzyka sprawia, że grind nie jest jakoś szczególnie nudny, ale tu nie ma czasu na bycie laikiem. Pierwsi przeciwnicy pomagają nam zapoznać się ze zmianami statusu, boostami do statystyk i nie przygotowanego gracza szybko odsyłają do sklepu po roczny zapasik potionów i zestawu leków na ślepotę, truciznę, sen, oraz śmierć. Pomimo tego nie czuję się oszukany przez grę, bo pomimo poziomu trudności wspomniany system naprawdę mi to wynagradza i mam świadomość, że jeżeli Caith Sith kopie mi dupę, to po prostu nie wykorzystuję go w pełni. 
 
Skoro już wspomniałem o Sithie to czas porozmawiać o Final Fantasy. Każdy kto miał styczność z tą serią od razu zauważy, że gra jest Finalem. Fabuła, przeciwnicy, system walki, to jest typowy Final Fantasy z czasów przed sprzedania się Square dla Sony. Sama stylistyka postaci też mocno nawiązuje do remake'ów FF z DSa i widać, że twórcy starali się oddać nam klimat starszych części serii - co udało im się znakomicie! Nie rozumiem, dlaczego Square Enix potrafi zrobić najlepsze Final Fantasy od lat na 3DSa, by potem zrobić najgorsze Final Fantasy od lat na konsole stacjonarne. Zawsze twierdziłem, że handheldy to jedyne wyjście dla osób chcących poczuć klimat Square Softu i tak właśnie jest - takie gry jak Bravely Default są idealnym potwierdzeniem mojej tezy. No to teraz Square dajcie mi jeszcze Bravely Second i Dragon Quest VII w Europie i zostanę waszym fanbojem, a każdego, kto powie, że Square nie potrafi zrobić dobrego jRPGa osobiście obrażę! [bo nie potrafi, za BD odpowiada Silicon Studio, a Square-Enix jest tylko wydawcą, come at me bro! - przyp. Daaku]
 
 
Sycho
Oceń bloga:
46

Komentarze (120)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper