BLOODBORNE opowiadanie konkursowe - TCWolf82.

BLOG
489V
BLOODBORNE opowiadanie konkursowe - TCWolf82.
TCWolf82 | 25.03.2015, 19:41
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Kilka zdań o nocnych zmaganiach z wyobraźnią.
Wygranym bardzo gratuluję, a społeczności PSSITE miłej lektury życzę.

(Muzka dla urozmaicenia)
<

POWRÓT

               Bezgraniczna pustka i ciemność wbiły we mnie szpony. Mrok splątany ze strachem. Doznaję właśnie tego uczucia, gdy w środku ciemnego korytarza czujesz, że coś lub ktoś stoi za tobą, a boisz się odwrócić. Dziwne, bo leżę na wilgotnej ziemi. Otwieram oczy. Jest ciemno, niewiele widzę. Czuję duszność i ból. Coś się rusza, pełza po mnie przygniatając ciężarem. Próbuję się podnieść, ale nie mogę. W ciszy słyszę pulsujący, jednostajny odgłos przypominający mlaskanie. Słyszę bicie mojego serca i niepokojący szmer jakby ktoś tuż obok tarzał się w agonii. Lęk narasta. Co wynurzy się
z ciemności?

               Jest duszno, a łapczywie chwytane powietrze nie chce do końca wypełnić płuc. Nie mogę się ruszyć, coś dociska krtań do klejącej się ziemi i sprawia, że z trudem oddycham. Narastający wokół chrzęst nęka mnie potęgując uczucie przerażenia. Chcę złapać oddech. Krótko i łapczywie otwieram usta jak ryba wyjęta z wody. Próbuję podnieść ręce, ale oba nadgarstki krępują śliskie, wypukłe, pulsujące pnącza tłoczące nierównym rytmem jakiś płyn. Szamoczę się, wysuwam dłoń i chwytam coś co mnie dusi!

               Wytężając wszystkie siły robię miejsce, obracam głowę i przyciskam do ziemi by się uwolnić. Wolno zsuwam się na dół, ale pnącze nie chce puścić. Walczę, lecz ucisk jest tak duży, że zostawiam fragmenty skóry na ziemi. W końcu udaje mi się uwolnić głowę i złapać rozpaczliwy haust powietrza. Wyrywam resztę ciała spod uścisku. Wstaję i spoglądam w dół. Oplatały mnie poskręcane, trzęsące się bezwładnie pępowiny. Widzę ich kilkanaście wijących się na ziemi, aktywnych, półprzezroczystych i ciągnących w jednym kierunku. Nie wiem gdzie jestem, wokół mnie prawie sama czerń, w którą boję się wejść. Tylko wąska droga wzdłuż wijących się hałaśliwie żył płodowych jest delikatnie podświetlona przez blade światło nie wydobywające się z żadnego otworu. Dokąd prowadzi zawieszona w przestrzeni łuna?

               Nagle słyszę nieludzki, przeraźliwy, długi krzyk zagłuszający na moment inne szmery. Jakby zachrypnięty olbrzymi ptak wydawał ostatnie tchnienie. Dźwięk jest przytłaczający, momentalnie przechodzi mnie dreszcz, a tysiące igiełek kąsa kark wyciskając pot na skronie. Bardzo wysoki dźwięk jeszcze jakiś czas odbija się echem po areale. Wiem skąd dochodzi, ale nie mam alternatywy, więc ostrożnie kieruje się wzdłuż ścieżki. Niepewnie idę naprzód. Z każdym krokiem uważnie obserwuję wąską poświatę. Czuję, że coś się z niej wyłoni. Niespodziewanie kolejny krzyk przeszywa mnie na wskroś, ale tym razem jest nieco niższy i cichszy, chyba się oddalał.

               Trochę pewniej, ale wciąż wolno, brnę w nieznane. Jakaś cicha melodia? Tak. Słyszę stłumioną muzykę. Zastanawiam się skąd dochodzi, ale tylko przez moment bo dostrzegam drzwi. Nigdzie żadnej ściany - one na mnie czekają. Dosyć dziwnie oparte, leciutko uchylone, tak by pępowiny mogły ciągnąć się do ich wnętrza. Drzwi osadzone są w nietypowej pozycji. Stoją pionowo, na prawym boku z błyszczącą, ozdobioną symbolami klamką przy samej ziemi. Ostrożnie i cicho je uchylam. Muzyka jest wyraźniejsza. Zaglądam do środka i widzę zwężający się, niezbyt długi tunel, wypełniony mazistą cieczą. Przez moment mam wrażenie, że to krew, ale przezroczysta papka jest bez barwy i zapachu. Wchodzę do środka, przeciskam się przez tunel, coraz wyraźniej słyszę muzykę. Utwór wykonywany przez orkiestrę nie daje poczucia ulgi i z zaciśniętym gardłem, ale i ciekawością, czołgam się wśród lepkiej brei i plątaniny obciągniętych półprzezroczystą skórą tętnic, aż docieram do bardzo wąskiego wyjścia.

               Z trudem wystawiam głowę i ramiona przez mały kwadratowy otwór i nagle nie mogę się ruszyć. Wszystko milknie, cisza absolutna. Przede mną w bladoniebieskiej poświacie rozciąga się pas skrzyżowanych ze sobą napiętych sznurów, przywiązanych do długich i grubych jak ręka dziecka szpikulców wbitych w posadzkę zakończonych hakiem. Pod każdym z tych kolców przygwożdżone fragmenty ludzkiego ciała. Ręce, nogi, fragmenty jelit sterczące jakby były umieszczone tam celowo. Po bokach tego koszmarnego szpaleru wiszą przywiązane do drewnianych pali wychudzone kobiety w różnym wieku, z zastygłym, zimnym, niemal identycznym grymasem twarzy. Ich ciała są skrępowane i posiniaczone, a wysoko podniesione podbródki odkrywają czarne otwory, przez które wysączyło się życie. Duże, mieniące się rdzą gwoździe wbite w ich smukłe szyje przebiły czaszki przytwierdzając do słupów. A przede mną kosze pełne głów mężczyzn. W powietrzu zapach wilgoci, starości i szpitala. Usiłuję przepchnąć rękami resztę ciała. Odwracam się z wysiłkiem za siebie i dostrzegam drewnianą powierzchnię przeżartą pleśnią, wysoką na kilka metrów. Nie widzę sklepienia, lecz skierowane ku mnie ostrze gilotyny. Boję się jak nigdy dotąd. Nerwowo przewracam oczami i łapię oddech. Krzyczę. Ostrze opada. Głowa toczy się po ziemi, czuję rozdzierający ból. Ostatni obraz jaki dociera do mnie to pępowiny wchodzące do wnętrza grobów, grzęznące w nich. Na jednym z nagrobków spowitych mgłą, widnieje moje nazwisko. Ciemność.

Oceń bloga:
0

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper