Borderlands: The Pre-Sequel - uzupełnienie recenzji dla ProGraczy
Recka ma być przystępna i zrozumiała dla każdego, ale jest sporo aspektów nowych Borderów, które trzeba omówić, a zrozumieją je jedynie weterani serii.
Ha! Oszukałem Was. To nie będzie tekst dla progejmerów, bo progejmer ze mnie żaden. Po prostu spędziłem sporo czasu z całą serią. Ale co tam, wybaczycie - musiało przyciągnąć uwagę w schowanej rubryce z blogami.
Przede wszystkim - dawno już nie włączałem gier PO napisaniu recenzji. Bordery mają w sobie coś dziwnego, coś, czym Diablo II przyciąga po tylu latach. Atakując już drugą postać w trybie TVHM ciągle mi się to nie nudzi! A wiem, że odkryłem już praktycznie wszystko i czekam na DLC. Tak, na DLC, do gry, o której pisałem w recenzji, że jest takim nieco bogatszym dodatkiem. Chcę DLC. Źle mi z tym, ale chcę
Wciąż jednak nie zmieniłbym oceny (7,5/10), bo jest to takie 3/4 ideału właśnie. A z czasem zacząłem odkrywać coraz więcej... wad? "Borderowych aspektów", zostańmy na tym.
Postaci. Przygotowując się do napisania recenzji spróbowałem każdej z nich, a fabułę ukończyłem Atheną. Niby zwykły tank z chwilową nieśmiertelnością (powiedzmy) w postaci tarczy. Wszystko zmieniło się po wypróbowaniu umiejętności Blood Rush, czyli ostatniej, z drzewka bazującego na atakach melee.
Krótko - szybki dash w stronę przeciwnika i kończący go atak mieczem. Ma też bonus do melee dmg, ale co tam - kto ma wysokie obrażenia "z łapy", nie?
A potem odkrywamy Roid damage!
Dobra, nie jest to nic nowego, takie podbicie ataku przy rozbitej tarczy było już w dwójce, ale jak grałem snajperem, to niepojęte było dla mnie latanie między przeciwnikami. A teraz szybki dash, wywołanie krwawienia (co z umiejętnościami daje bonus do obrażeń) i wszyscy padają jak muchy. Fajnie, fajnie, a potem doszła legendarna tarcza The Shooting Star z OLBRZYMIM Roidem:
Ze skillem Blood Rush mamy wszystko praktycznie na hita. Ale to nie jedyny mało przemyślany (?) aspekt gry. Zacząłem przyglądać się Nishy (wiadomo, trzeba ograć wszystkie kobiety!), którą z początku olałem, bo jej Showdown, czyli automatyczne nakierowywanie celownika na wrażliwe miejsca przeciwników, wydało mi się zbyt łatwe. Gdyby to się ograniczało wyłącznie do pistoletów... Ale nie! I tak szybko można tego użyć ponownie, że ta postać potrzebuje wyłącznie wysokiego DPS-a, a wtedy SHOWDOWN, chwila uciekania, SHOWDOWN!, chwila ucie-SHOWDOWN!!!. No i nikt się już nie podniesie. A to jeszcze zwiększa obrażenia, precyzję, szybkość przeładowania... OP as fuck, jak mówią najstarsi górale.
W opozycji Fragtrap i Wilhelm, którzy ista-wina nie mają, chociaż też można nieźle czarować. I teraz problem, bo pomimo skandalicznie prostej gry obiema paniami - dalej nimi cisnę.
Skoro już wyszedł ten tekst w formie beznadziejnie chaotycznych odczuć i przemyśleń (a niby w tytule "uzupełnienie recenzji", lol), to muszę ponarzekać na skrzynie otwierane Moonstone'ami (tutejsza waluta czarnorynkowa, jak Eridium w BL2). Patrzysz - skrzynia. To siup, od razu się otwiera. A tam gdzieś w rogu ekranu było napisane, że kosztuje 40 moonstone'ów! Ale przycisk ten sam, co tam. Żadnego ostrzeżenia. Oczywiście wystarczy przejść parę pierwszych misji, by zobaczyć, jak często te moonstone'y lecą i 40 to tyle, co nic, ale wciąż! Takim pułapkom mówimy nie!
Bronie laserowe.Szczególnie te z ciągłą wiązką. Jezus, Maria, Józef - pogrom! W fabularnych misjach dostajemy taką pukawkę od Moxxie, później do zdobycia w misji z ubijaniem duchów (Ghostbusters ester-egg). Praktycznie nie zmieniałem broni do końca gry. A potem zabawa od nowa i ta sama broń na wyższym poziomie! Btw. mały tips - jeśli gracie 2nd playthrough i macie już 50 lvl, ale broń od moxxie wyskalowała Wam się na mniejszy poziom, pokonajcie finalnego bossa, wyjdźcie tylnym wyjściem w barze Moxxie i od razu nimi wróćcie. Skrzynia ze spluwą (i resztą rzeczy) pojawi się na nowo, na 50 lvl!
Na co jeszcze mogę ponarzekać? Tiny Tinę usłyszymy dopiero przy ponownym przejściu gry i to w tle - świetna sprawa, ale chciałbym większy jej udział. Lilith okazuje się suką, a to przecież moja ukochana syrenka z jedynki - jak mogliście! Żeby chociaż była taka... sucza, ale w dobrym stylu! A tak...
No i grinder. Zamiana trzech broni w jedno. Przy czym bez dorzucania moonstone'ów wychodzą crapy, a koszt w nich wyznaczany jest level capem broni i ich rzadkością. Ogólnie grind trzech legend wynosi 150 Moonsów. Za bardzo się jeszcze tym nei bawiłem, bo też nie chcę bawić się w klonowanie rzeczy czy farmienie legend, ale spokojnie, może w wersji na PS4 zagłębię się bardziej.
Tlen nie przeszkadza, ale co, jeśli DLC nie będą działy się na księżycu? Poza tym powtarzane z dwójki legendy. Dziwnie jest też w kwestii plansz - niby teraz muszą być odpowiednio zaprojektowane i w poziomie, i w pionie, ale w dwójce trzymało się to kupy, przejście z punktu do punktu nagradzało nas wyognie umieszczonym fast travelem, a tutaj jest różnie.
Tyle, co mi siedziało na wątrobie. Swoją drogą pierwszy raz gram w Borderlands wraz z (a nawet przed, hoho!) premierą i odkrywanie wszystkiego z innymi ludźmi na rozmaitych forach czy jutubach jest genialne. Jako gracz typu "wytrzymam, za rok będzie tańsze", być może to wystarczający powód, żeby wrócić do preorderów.
Dobra, starczy. Bez zabawy z jakąś przyzwoitą formę wypowiedzi - gracie w nowe Bordery to możecie się odnieść do tego, co nabazgrałem, w komentarzach. Pytajcie o co tam chcecie, cieszcie się życiem i grajcie w Bordery. I indyki, bo warto poszerzać horyzonty. Jmb out.
A, na drugiej stronie macie kody do złotych kluczy - zapisywałem sobie w notatniku z twitterów i innych szitów, więc trochę tego jest, chociaż zwykle po jednej sztuce i te pierwsze mogą już nie działać.