Czarne Lustro - USS Callister

BLOG
929V
Czarne Lustro - USS Callister
Darek | 30.12.2017, 13:16
USS Callister jest szalenie ciekawym odcinkiem jeśli chodzi o tematykę i warstwę moralną, ale mizerne zakończenie mocno ciągnie go w dół.

Będą spoilery.

 bm logo.jpg

USS Callister zaczyna się z grubej rury. Nie wiadomo, czy oglądamy prawdziwe wydarzenia, czy stary serial na wzór Star Treka, czy co. Jak się okazuje, kapitan Daly i jego załoga Kosmicznej Floty to tylko bardzo nowoczesna gra MMO, a sam Robert Daly jest jednym z założycieli firmy za nią odpowiedzialnej i w prawdziwym życiu daleko mu do pewnego siebie kapitana-kobieciarza na którego kreuje się w trakcie zabawy. Szybko zauważymy jednak, że pozostali gracze w prawdziwym życiu nie patrzą na niego nawet z 1/10 podziwu, którym obdarzają go w trakcie gry. Dostrzegamy więc, że coś jest nie tak, a kiedy nowa dziewczyna w pracy dostaje ostrzeżenie od Uhury (nie pamiętam jak się naprawdę nazywa, ale wygląda jak Uhura), że Daly jest dziwolągiem, możemy być pewni, że coś tu jest ostro nie tak. Okazuje się, że Robert tworzy cyfrowe kopie swoich współpracowników na podstawie nielegalnie pozyskanego DNA, a następnie wyładowuje na nich zebraną przez cały dzień w firmie frustrację. W prawdziwym życiu jego wspólnik jest cwaną łajzą, która doi go jak krowę przy każdej okazji, więc jego cyfrowy odpowiednik zostaje zdegradowany do formy podnóżka za każdym razem, kiedy Daly akurat pokłóci się z nim w ciągu dnia. Niby nieszkodliwa zabawa i sposób na wyładowanie się po ciężkim dniu, ale jak to zwykle bywa w Czarnym Lustrze, nic nie jest tak proste jak mogłoby się wydawać. Otóż to nie jest tak, że gra i zamieszkujący ją ludzie przestaje istnieć, kiedy Robert przestaje grać (jego wersja gry jest zupełnie prywatna). Życie toczy się dalej, a cyfrowe awatary zdają sobie sprawę z tego, że są więźniami muszącymi grać w grę jakiegoś świra. Ale właśnie, czy na pewno świra?

 1.jpg

Z jednej strony awatary członków załogi są tylko kopiami prawdziwych ludzi, którzy nawet  nie wiedzą, że ich growe odpowiedniki są do czegokolwiek zmuszane, czy torturowane. Co z tego, że Daly zabrał komuś możliwość oddychania na minutę, albo zamordował bliską mu osobę, skoro to tylko gra? Sami robiliśmy już w grach o wiele gorsze rzeczy - w końcu o to tu chodzi - gry pozwalają nam robić rzeczy, których w prawdziwym życiu nie zrobimy, tak dobre jak i złe. Co jednak w sytuacji, kiedy NPC (non playable character) w grze ma wspomnienia i uczucia? Kiedy boi się, denerwuje, nie chce czegoś zrobić, bo uważa to za obrzydliwe. Czy można go w takim razie uważać za osobę, a to co się z nim dzieje za bezprawne pozbawienie wolności i tortury? Temat jest bardzo ciekawy, lecz niestety, autor scenariusza nie rozwodzi się nad nim za bardzo. Pomijam już fakt, że ten sam dylemat moralny przedstawił nam już jeden z poprzednich odcinków (white christmas), więc całość nie jest zbyt oryginalna.

 2.jpg

Nie podoba mi się w jaki sposób historia została zakończona. Przez cały odcinek znajdujemy się w niejasnej moralnie sytuacji, w której z jednej strony sympatyzujemy z załogantami USS Callister, z drugiej zaś zdajemy sobie sprawę, że są jedynie zestawem zer i jedynek. Scenarzysta nie jest, niestety, zainteresowany tym dylematem, bo w zakończeniu dostajemy prosty happy end (tak jakby) w którym załoga ucieka przed swoim oprawcą do chmury online, gdzie już zawsze będzie mogła żyć w świecie gry, tyle, że na normalnych zasadach, a zły tyran ginie uwięziony we własnym tworze. Zakończenie zupełnie ignoruje dyskusję na temat etyki obcowania z samoświadomą, sztuczną inteligencją na korzyść czegoś bardziej hollywódzkiego, co zupełnie mi nie podeszło. Do końca liczyłem na to, że Daly zwyczajnie wyłączy grę i zacznie zabawę od nowa, a my, wraz z członkami załogi, zostaniemy zostawieni w beznadziejnej sytuacji bez wyjścia, zmuszeni do dalszych przemyśleń na temat tego co właśnie obejrzeliśmy. Tak się jednak nie stało. W ogóle wiele rzeczy się tutaj nie stało.

 3.jpg

USS Callister jest dziurawy jak przysłowiowy szwajcarski ser. Nie chodzi mi tu o logikę tego, czy możliwe jest zeskanowanie czyjejś osobowości z kawałka śliny pozostawionego na kubku po kawie - to jasne, że nie czepiamy się elementów s-f. Co innego jeśli sytuacja jest zupełnie nielogiczna. Weźmy na przykład grę "Infinity". Fajne MMO, które przeżywasz we własnej głowie - super sprawa, nie? Gorzej jeśli gra się akurat zatnie, albo siedzisz na pirackim serwerze i zostaniesz wykryty. Bowiem nie idziesz wtedy do więzienia, czy dostajesz bana, czy cokolwiek, tylko najwyraźniej... Umierasz. No dobra, bardziej zostajesz uwięziony dopóki ktoś cię nie odłączy, ale jeśli ktoś mieszka sam, no to najpewniej umrze z odwodnienia zanim ktoś go wreszcie znajdzie. Kto to dopuścił do sprzedaży?! W serialu, nasz główny bohater zostaje uwięziony we własnej grze, z której nie może wyjść, bo sterowanie przestało działać i nikt nie zainteresuje się nim przez następne 8, czy 10 dni, bo wszyscy mają wolne z okazji świąt (swoją drogą, już widzę studio developerskie odpowiedzialne za duże MMO z tak długą przerwą od pracy). Innymi słowy, Robert Daly jest już martwy. Druga sprawa: Ja rozumiem, że Daly jest socjalnie niepełnosprawny, ale jak można zaufać od tak komuś, kto dopiero co próbował czynnie uciec i do kompletu zachowuje się mega podejrzanie? No nic, załóżmy, że jego niedopasowanie społeczne robi z niego aż takiego debila, ale dlaczego w takim razie nie wyłączył zwyczajnie gry, kiedy już dowiedział się co chce zrobić reszta? Na pewno doskonale zdawał sobie sprawę z tego co to może dla niego oznaczać, więc czemu zwyczajnie nie odłączył serwera od sieci i na razie?

 

USS Callister jest szalenie ciekawym odcinkiem jeśli chodzi o tematykę i warstwę moralną, ale mizerne zakończenie mocno ciągnie go w dół. No i jak można było dać na koniec cameo wulgarnego Aarona Paula (czyli wypisz, wymaluj Jesse Pinkman) i nie zakończyć odcinka soczystym "bitch!"?! 

 

Oceń bloga:
9

Komentarze (17)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper