Piękna i Bestia (2017)

BLOG
364V
Darek | 23.03.2017, 10:47
Piękna znowu z Bestią jest. Mówią, że lepiej nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. A jak jest w tym przypadku? Zapraszam.

Piękna i Bestia to piękny film opowiadający historię księcia zaklętego w potwora i wiezionej przez niego dziewczyny, która stopniowo zaczyna zauważać w nim człowieka. Syndrom Sztokholmski jak nic. Prócz nich w filmie znajdzie się też miejsce dla zakochanego w sobie bufona, jego pomagiera i paru podwładnych księcia zamienionych w meble. Całość przemieszana jest doskonale znanymi melodiami, humorem i lekką dawką grozy. Jest to zdecydowanie jeden z lepszych filmów Disneya w historii. 

 

Tyle w kwestii oryginału z 1991. A jak na jego tle prezentuje się remake Billa Condona? W sumie tak samo. I w tym cały problem. 

 

Disney od pewnego czasu zaczął obsesyjnie tworzyć 'żywe' wersje swoich największych hitów. Przed laty dostaliśmy już 101 Dalmatyńczyków, a nie tak dawno temu Kopciuszka, Śpiącą Królewnę od strony czarnego charakteru, Księgę Dżungli i teraz to. Osoby decyzyjne firmy są tak pewni tej nowo obranej strategii, że w przygotowaniu są już kolejne produkcje - Król Lew, Mulan i Alladyn. Rozumiem chęć zrobienia czegoś takiego jak Maleficent, bo to wywrócenie znanej historii do góry nogami i pokazanie czegoś nowego przez pryzmat starego. Nawet 101 Dalmatyńczyków miało jakiś tam sens, bo zmieniało punkt skupienia z gadających psów na ludzi. Kopciuszek i Księga Dżungli to z kolei bardzo stare animacje, którym mały lifting nie zaszkodził, a temu ostatniemu filmowi wręcz pomógł, bo oryginał jest na dzień dzisiejszy zwyczajnie nudny. Nie rozumiem natomiast po co robić nową wersję Pięknej i Bestii, która do dzisiaj jest pięknie wyglądającą i pięknie opowiedzianą historią. 

 

Całość została lekko zmodernizowana pod dzisiejszego widza. Bella nie jest już prostą dziewczyną zaczytaną w książkach (o czym nie omieszka nas poinformować). Teraz to ona jest wynalazcą, a nie jej tato, którego zredukowano do roli rzemieślnika, a jej pierwszą myślą po zostaniu uwięzioną jest 'jakby tu stąd uciec'. 

Lefou awansował z bezmyślnego dupowłaza na pełnoprawną postać, a jego romantycznie zabarwione interakcje z Gastonem potrafią być prawdziwie zabawne. 

Bestia został lekko uczłowieczony i nie mówię tu wyłącznie o wyglądzie. Jest rozgadany, należycie oczytany i generalnie bardziej ludzki niż w wersji animowanej. Trzeba przyznać, że ma to sens. Jak to tak książę z wielkiego zamku, w którym znajduje się równie wielka biblioteka i nie umiałby czytać? Drażnił mnie z początku jego wygląd, ale idzie przywyknąć. 

Prócz zmian w charakterach postaci, lekkich usprawnień tu i tam doczekała się też sama historia. Dowiemy się dlaczego Bestia był takim olbrzymim bucem, gdzie podziała się matka Belli (chociaż cały ten motyw zupełnie tu nie pasuje, moim zdaniem), czy jak to jest, że nikt we wsi nigdy nie mówi o tym wielkim starym zamku znajdującym się najwyraźniej dziesięć minut drogi od nich. Najlepszą zmianą w stosunku do animacji jest powód dla którego Bestia zamknął ojca Belli w lochu. Autorzy scenariusza postanowili wrócić tu do książkowego oryginału, co w ostatecznym rozrachunku ma znacznie więcej sensu niż wrzucenie człowieka do lochu, bo śmiał schronić się u ciebie przed wilkami. 

 

Zupełnie nie podobały mi się efekty specjalne. Już teraz taki na przykład Płomyk wygląda strasznie sztucznie, a wrażenie to pogłębi się tylko z wiekiem, podczas gdy animacja z '91 wciąż będzie wyglądała bajecznie. To samo tyczy się reszty zaczarowanych postaci, w tym i Bestii. Czytałem, że w zamyśle reżysera, strój Bestii miał być całkowicie praktyczny, ale ostatecznie stwierdzono, że twarz wygląda nie tak, więc ten jeden element zmieniono w post produkcji. Nie chodzi mi tu tylko o sam fakt, że postacie są zrobione komputerowo. Nie wyobrażam wręcz sobie jak mieliby je stworzyć inaczej. Ale ich design też wcale nie zachwyca. Są zbyt bogato zdobieni, aż mienią się od detali, które zamiast wprawiać w zachwyt, dezorientują widza, który nie wie na co ma właściwie patrzeć. To samo tyczy się wystroju zamku - każde ujęcie jest tak przeładowane detalami, że oczy aż męczą się od patrzenia. Iście George'owo Lucasowa szkoła układania kadru. 

 

Koniec końców Pięknej i Bestii Condona nie sposób nie wystawić wysokiej noty - to jest niemalże dosłownie ten sam film co 26 lat temu. Tu i ówdzie dodano jakiś zbędny detal, nowy mebel, kilka nowych piosenek, ale to wciąż ten sam film. Tyle, że oryginał wciąż wygląda pięknie i za kolejnych 26 lat wciąż będzie wyglądał pięknie, czego nie można być wcale pewnym w przypadku wersji Condona. Film jest więc dobry, ale pozostawia po sobie pytanie: Po co to?

 

Oceń bloga:
6

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper