Z dziennika kowboja - część 2 (RDR2 wrażenia)

BLOG
322V
Z dziennika kowboja - część 2 (RDR2 wrażenia)
Darek | 29.11.2018, 16:26

Minęły już prawie trzy tygodnie od pierwszego wpisu. Od tamtej pory wiele się zmieniło - historia poszła dalej, na wierzch zaczęły wychodzić drobne niedociągnięcia. Zapraszam do poczytania drugiej z, zakładam, trzech części moich wrażeń z życia w świecie Red Dead Redemption 2.

Minęły kolejne dwa tygodnie. Z przyczyn niezależnych od nas (tak jakby) musieliśmy przenieść obóz. Z początku nie byłem zachwycony wizją poznawania okolicy na nowo, ale ostatecznie stwierdzam, że nowy punkt jest nawet lepszy od starego.

Zrobiliśmy wczoraj złoty skok. Pieniedzy wpadło tyle, że zafundowałem całemu obozowi nowe namioty, kurnik, łódkę i parę innych gratów. Morale gangu uległo odczuwalnej poprawie. Sobie natomiast kupiłem trochę całych ubrań - ile można chodzić w podartym płaszczu - i zadbałem o broń, a wciąż została mi naprawdę solidna kwota. Nie wiem co z tymi pieniędzmi robić. Jakby tego było mało, chłopaki co i raz wołają na kolejne roboty - tu odbiorę od kogoś dług, tam ukradnę konie, jeszcze gdzie indziej spróbuję sprzedać cwaniakom ich własny bimber. Ostatnio obrobiłem nawet po cichu powóz podczas gdy mój kompan zagadywał jego pasażerów. I tak się to kręci.

 

Z Red Deadem 2 jest jak z używanym telefonem - z początku wszystko jest super, system śmiga aż miło, zdjęcia wychodzą piękne i w ogóle ciężko się do czegoś przyczepić, ale im dłużej z niego korzystasz tym więcej drobnych rys zaczynasz zauważać. Nie są to może jakieś zabijające całą zabawę błędy rodem z Fallout 76, ale w tytule tak mocno stawiającym na realizm siłą rzeczy kłują w oczy. Czasami ludzie mówią Arturowi żeby spadał, więc, nie szukając problemów, odchodzę, lecz najwyraźniej zbyt wolno, bo i tak zaczynają do mnie walić. Niemalże straciłem swoją ukochaną Szkapę (a towarzyszy mi od początku gry, więc się przywiązałem), bo potknęła się o deskę na początku mostu. Przejezdzałem tamtędy dziesiątki razy i nigdy nic takiego się nie działo. Dobrze, że ostatecznie udało się ją odratować.

 

Zdarzają się i bardziej irytujące sytuacje. Wykonałem szereg zadań dla jednej z pobocznych postaci w Annesburgu (swoją drogą świetnie zbudowana dodatkowa historia) które ostatecznie doprowadziły do ucieczki rzeczonej postaci z miasta. Zadowolony z siebie, ale i pogrążony w melancholii odjechałem w stronę słońca ciesząc się, że udało mi się zrobić coś dobrego. Piękna sprawa. Szkoda więc, że dwie godziny później, pod koniec jednej z misji fabularnych, spotkałem wspomnianą wyżej postać, co, jak rozumiem, miało zapoczątkować cały ciąg wydarzeń. Wydarzeń, które, w moim przypadku, rozegrały się kilka godzin wcześniej. Wizja świata jako jednej, spójnej, oddziałującej na siebie całości legła w gruzach.

 

Z innej beczki - udało mi się rozwiązać zagadkę mordercy wystawiającego swoje "dzieła" na pokaz. Zupełnie jak przy okazji pierwszej wskazówki - na pozostałe dwie natknąłem się czystym przypadkiem, bo akurat jechałem po okolicy nocą, a przy zwłokach paliło się światło. Po odnalezieniu wszystkich trzech wskazówek dostajemy coś na wzór mapy w formie rysunku, ale jest on tak niecharakterystyczny, że byłem pewien, że nigdy w życiu nie znajdę wskazanego na niej miejsca. Ale się zdziwiłem, kiedy po jakimś czasie zajrzałem do mapy w telefonie, zobaczyłem nowy "?" i okazało sie, że jest to właśnie ciąg dalszy tego zadania. Z jednej strony dobrze, bo sam bym nigdy tego miejsca nie znalazł, z drugiej można przecież było dać zwyczajnie trochę mniej ogólną podpowiedź i dać graczowi pogłówkować samodzielnie. Samo rozwiązanie sprawy również ogromnie mnie zawiodło. Liczyłem na ciekawe śledztwo, intrygujący rys psychologiczny sprawcy, coś, co by mną wstrząsnęło. A co dostałem? (Możesz traktować to jako spoiler, więc jeśli nie chcesz wiedzieć, to zapraszam do następnego akapitu). Klimatyczną miejscówkę, tłumaczące motywacje mordercy listy, które oczywiście tak po prostu leżały sobie na stole w jego kryjówce i, na koniec, jakiegoś everymana bez krztyny osobowości. Przykro mi się aż zrobiło, bo przecież większość pobocznych zadań napisana jest świetnie.

 

Mimo tych drobnych niedogodności, których tak naprawdę mógłbym wypisać znacznie więcej, jak choćby związany koleżka, który zatopił mi się gdzieś pod ziemię (na szczęście wypłynął jakieś sto metrów obok, bo bym się wkurzył), w Red Dead Redemption 2 wciąż gra mi się znakomicie. Licznik procentowy mówi, że jestem już całkiem zdrowo za połową historii i tak naprawdę doskwiera mi tylko jedna rzecz - wciąż nie wiem do czego to wszystko zmierza. Znając historię części pierwszej mogę sobie odpowiedzieć, że do tragedii - to akurat jest jasne, ale trochę gryzie mnie fakt, że fabułę wciąż można opisać jednym zdaniem - gang Dutcha próbuje przetrwać. Bohaterowie nakreśleni są fenomenalnie i przyjemnie (lub przerażająco) jest patrzeć jak się zmieniają, ale to trochę mało. Nie? 

Oceń bloga:
6

Komentarze (8)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper