Z dziennika kowboja - część 1 (RDR2 wrażenia)

BLOG
371V
Z dziennika kowboja - część 1 (RDR2 wrażenia)
Darek | 12.11.2018, 18:44
Moja przygoda z RDR2, choć toczy się raczej powoli, do nudnych nie należy.Poniżej pierwsza część moich wrażeń z gry (spoilery do jednej mało istotnej misji z początku przygody), które prędzej czy później, choć raczej później, wyewoluują w pełną recenzję. Zapraszam:

Z pamiętnika kowboja. Część 1.

Pierwszym co trzeba zrobić tuż po włączeniu Red Dead Redemption 2 jest wyłączenie z ekranu całego zabierającego tylko miejsce, psującego wrażenia wizualne szmelcu, ściągnięcie na telefon aplikacji, która będzie nam wszystkie te informacje pokazywała, kiedy będziemy akurat ochotę na nie spojrzeć i rozłożenie przed sobą dołączonej w pudełku mapy New Hannover.

Rdr2 kręci się w czytniku mojej konsoli od przeszło tygodnia, ale grałem w niego jak dotąd może z sześć godzin. Nie dlatego, że jest nudno, czy coś; wręcz przeciwnie. Western Rockstara ma na mnie dziwny wpływ. Powolne, pełne drobnych aktywności życie Artura Morgana oddziałuje na moje własne i sprawia, że ja też mam ochotę zwolnić. Nie dalej jak trzy wieczory temu spędziłem dobrą godzinę grając z jednym z kolegów Artura w domino, po czym odłożyłem kontroler, spojrzałem na żonę i zaproponowałem żebyśmy poukładali puzzle. Miło było zostawić wszystko w diabły i zająć się czymś spokojnym, relaksującym. Zwolnić.

Wczoraj obudziłem się w obozie, zjadłem michę gulaszu, nakarmiłem i wyczesałem konia, po czym stwierdziłem, że przejadę się po okolicy. Poranna mgła wciąż unosiła się nad trawą, dzikie ptaki latały nad koronami drzew, a komary wokół szyi Artura. Najpierw pojechałem do miasta, wykąpałem się i kupiłem kilka puszek jedzenia na drogę. Teraz pozostawało pytanie gdzie ruszyć dalej. Zajrzałem do mapy i zauważyłem, że na południe od obozu kręci się znajomy pastor, więc stwierdziłem, że zobaczę co u niego. Podjechałem niespiesznie na stację kolejową, na której zalany w trupa pastor dawał się orżnąć w pokera. Zgodziłem się grać za niego. Kilka rozdań Texas hold 'em później zreflektowałem się, że pastor gdzieś sobie poszedł. Znalazłem go kilkaset metrów dalej, w objęciach jakiegoś próbującego wybić mu zęby cwaniaka. W przypływie złości zacząłem odkładać go kolbą pistoletu. Nie przeżył. Szlag. Ktoś mnie, oczywiście, zauważył, więc ucieszyłem i jego. Nie byłem z siebie dumny, ale wystarczyło mi już kłopotów jak na jeden dzień. Los miał jednak inne zdanie na ten temat. Pastora znalazłem na moście kolejowym, z nogą zaklinowaną między belkami. Ledwie zdążyłem mu tą nogę wyciągnąć - jeszcze kilka sekund i nadciągająca lokomotywa zrobiłaby z nas dżem. Odwiozłem półprzytomnego pastora do obozu. Niech się wyśpi. Sam też poszedłem spać. To był męczący dzień.

I tak wygląda w sumie każda rozgrywana przeze mnie partia. Czasami jeden dzień, czasami dwa. Więcej na raz nie mogę, bo za mocno wczuwam się w to co widzę na ekranie. Czasami pojadę na polowanie żeby rodzina w obozie miała co jeść, czasami pokręcę się po okolicy żeby lepiej ją poznać. Również wczoraj znalazłem na przykład rozwieszone pod przejazdem kolejowym zwłoki, czy może raczej górną połowę zwłok, bo reszta rozrzucona była po okolicy, a na ścianie widniał napis "patrz na moją sztukę". Próbowałem śledzić sprawcę, ale trop bardzo szybko się urwał. Co ciekawe, lokacja ta nie jest oznaczona na mapie w żaden szczególny sposób. Możesz na nią trafić tylko kręcąc się po okolicy. A głowę dam sobie urwać, że nie jest to jedyne dzieło tego artysty jakie przyjdzie mi znaleźć. Jak dobrze pójdzie to może natknę się i na samego artystę. W trakcie polowania Artur zrobił się głodny, więc zjadłem puszkę fasolki po bretońsku. Chodzenie w kuckach potrafi być męczące. Chwilę później zza przysłowiowych krzaków wypadła na mnie banda o'Driscoli - członków rywalizującego z nami gangu. Szybkie oko pozwoliło mi pozbyć się problemu w miarę bezboleśnie, ale była to też cenna nauczka - niebezpieczeństwo może czaić się wszędzie, więc stan zdrowia i uzbrojenia zawsze muszą znajdować się na zadowalającym poziomie. Na wszelki wypadek przeczyściłem rewolwer i uspokoiłem moją Szkapę, która po strzelaninie zdawała się być lekko podenerwowana.

Natłok mechanizmów, które opisują świat gry i na które mamy bezpośredni wpływ może być w pierwszych godzinach dosyć przytłaczający, ale jeśli dasz się ponieść przygodzie, wczujesz się w bycie kowbojem Dzikiego Zachodu, szybko okaże się, że w RDR2 nie ma nic trudnego. Wszystkie te drobne detale staną się po prostu częścią twojej codziennej rutyny. To naprawdę niesamowite jak takie drobne pierdoły potrafią zmienić nastawienie gracza do tytułu. Nie gnam na złamanie karku, nawet jeśli oznacza to, że następnych 5-10 minut spędzę w siodle, bo wiem, że Artur by się nie spieszył. W miarę możliwości staram się pomagać ludziom, choć nie boję się też obrabować gościa, który krzywo na mnie spojrzy, bo mam wrażenie, że tak właśnie postąpiłby pan Morgan. Zagaduję kolegów i koleżanki z obozu, pytam co u nich; pytam Dutcha co dalej, bo sam jestem ciekaw.

 

P.S. Włączam któregoś dnia grę, a tu widok jak na głównym zdjęciu. Ależ ta gra wygląda!

P.S.2 Zapraszam również wszystkich do polubienia fanpage'a mojego bloga - https://www.facebook.com/Coztym/ a nóż jak będzie nas dużo uda mi się kiedyś wyprosić jakieś promki ;)

Oceń bloga:
8

Komentarze (15)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper