NASCAR 08 - recenzja

BLOG
747V
NASCAR 08 - recenzja
Sephirothek | 15.10.2014, 21:49
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

"Hugo, skręć w lewo!"

Data premiery: 23 VII 2007 (Ameryka), 26 VII 2007 (Europa)

Developer: EA Tiburon

Wydawca: EA Sports

Sprzedaż w mln egzemplarzy: 0,22

Średnia na Metacritic: 57/100

Wyścigowa oś czasu:

Calling All Cars! – ­NASCAR 08 Colin McRae: DiRT

 

Nota odautorska: Recenzja w formie blogowej, gdyż omawianej produkcji nie znajdziemy w PPEowej Encyklopedii :)

 

Polak stający w szranki z terminem NASCAR jest niczym kogut wrzucony w sam środek pojedynku sumo. Przyszła zawartość kubełka z KFC zostałaby zwyczajnie niezauważona (to jeszcze pikuś), a chwilę później całkowicie, do ostatniej kruchej kosteczki zmiażdżona. Stąd moje obawy. Piszę o racerze stanowiącym jedenastą odsłonę serii, której nie znajdziesz nawet w encyklopedii, która dla przeciętnego europejczyka ma wartość mniejszą niż grupka gołębi pod osiedlowym blokiem – ot, jest to-to sobie, gdzieś z boku, poza moim kręgiem zainteresowań, zjada ostatki i kupka pod siebie. O profesjonalnym tonie nie ma zatem mowy, oczywiście, ale skłamałbym brzydko, gdybym uznał, że kontakt z NASCAR 08 nie zainteresował mnie mistycznym fenomenem półgodzinnego skręcania w lewo. Grami na jego podstawie, przynajmniej tymi od EA – już niekoniecznie.

 

Co nie zagrało kompletnie? Wyraźnie niedopieszczone sterowanie, z winy którego albo początkowe dwie godziny spędzisz rzucając niewinnym padem po wszystkich ścianach Twojego game roomu, albo suwać będziesz paseczkiem odpowiedzialnym za czułość gałki analogowej w tę i we w tę, łudząc się, że w końcu przestaniesz wypadać z toru przy najdelikatniejszym zakręcie. Z niezrozumiałego dla mnie powodu znalezienie tutaj idealnie wyważonej opcji graniczy z cudem (pisząc bezpiecznie – ja do takiej bynajmniej nie doszedłem). Przygoda z NASCARem gibie się zatem między frustrującym skupieniem a samą frustracją, taką definitywnie niezdrową. Nie jestem przeciwnikiem wyzwania w grach wyścigowych, jednak mowa o tytule, w którym z błahego powodu (nie – Twojej winy) wylecisz z trasy po dwudziestu ośmiu okrążeniach i kwadransie „skręcania w lewo”. Jeżeli ktoś próbuje wcisnąć konsumentowi symulację pewnego motosportu, sterowanie powinno być dla niego absolutnym priorytetem.

 

Co nie zagrało do końca? Szkielet głównego trybu, The Chase, nastawiony na bezwzględne masterowanie. Aby móc wziąć udział w małym pucharku z nagrodą w postaci pojazdu (karierę zaczynasz z pustym garażem), najpierw musisz zaliczyć jedną z rozbudowanych licencji. Po pierwszych i drugich przelanych potach, częściowym ogarnięciu niedopracowanego modelu jazdy oraz – najprawdopodobniej – kilku fochach kończących się wyłączeniem konsoli otrzymasz stosowny papierek. Nie oznacza to, niestety, iż poradzisz sobie w nadchodzących wyścigach. A bez samochodów (kilku, bo i rodzajów eventów jest kilka) nie staniesz w szranki z najlepszymi hamburgerożercami o tytułowe mistrzostwo. Opuszczenie okręgu licencyjno-testowego to prawdziwa inicjacja, nascarowa adolescencja. A okres dojrzałości, co lubi pokazywać literatura, wcale nie bywa tak atrakcyjny, jak wydawałoby się wcześniej. Stąd gra – czy też raczej: nasze nią zainteresowanie – umiera prędko.

 

Co nie zagrało z perspektywy przeciętnego Europejczyka? Wiesz, takiego, któremu – jeśli już – bliżej do WRC lub F1? Któremu łatwiej byłoby się odnaleźć na ulicach Tokio niż owalnej pułapce motoryzacyjnej nudy(/ekscytacji)? Na pewno ta zamknięta, nieprzyjazna otoczka „bądź rozeznany, albo idź być ignorantem gdzie indziej”. Trudno na początku wyczuć, czym są te wszystkie flagi, za co nas się karze i jakiego rodzaju karą. Niestety, takich sytuacji jest bardzo dużo i nieraz doprowadzają do wrzenia. Niby można uzupełnić kontekst na własną rękę w Sieci, ale kilka filmików, nawet tablic!, instruktażowych w miejscu pierdyliarda wytłumaczeń, jak działa drafting, w ogóle grze by nie zaszkodziło. Bo o oczywistym uczeni jesteśmy bardzo często. Oczywiście.

 

Co nie zagrało wizualnie? Wszak w wyścigowym cyklu związanym nierozerwalnie z PlayStation 3 wychodzimy już z problematycznej serpentyny tytułów startowych i wjeżdżamy w skąpaną niext-genowym blaskiem prostą, oczekując pierwszych prawdziwych fajerwerków (MotorStorm to chlubny wyjątek), ale… No, jeszcze chwilkę należy poczekać. NASCAR 08 to pachnący lenistwem port tytułu z szóstej generacji, charakteryzujący się na dodatek popularnym wówczas „znakiem jakości EA” (cudzysłów znaczący). Upadający już dzisiaj gigant branży miał w garści każdą możliwą do kupienia licencję sportową, plując co dwanaście miesięcy podobną flegmą. Jestem zdania, iż jedyną udaną symulacyjną serią wyścigową wydawaną z taką częstotliwością jest Codemastersowe F1. Cała ferajna poprzedników przy jakimkolwiek porównaniu chowa głowę głęboko w piasek. Pierwszy NASCAR w edycji HD zniesmacza sterylnością, pustką poza torem, fatalną rozdzielczością i niską ilością klatek. Oka na tym nie zawiesisz.

 

Dlaczego w takim razie na koniec swoich gorzkich żalów zawyżam delikatnie ocenę liczbową i stwierdzam, że gra jest średnia? Trudno znaleźć rozsądną odpowiedź. Z jednej strony cieszę się, iż do zrozumienia całej tej nascarowej idei doszedłem równie kiepską drogą – oznacza to bowiem, że każde następne spotkanie może być tylko ciekawsze; z drugiej, jeżeli mogę pozwolić sobie na pełną szczerość, coś mnie przy konsoli trzymało. Nawet jeśli była to wyłącznie chora ambicja, a nie zaciekawienie dziwactwem i egzotyką, na krótką chwilę pragnąłem zostać mistrzem obskórnego NASCAR 08.
Potem poszedłem po rozum do głowy i dałem sobie spokój.

 

Ocena: 5/10

Oceń bloga:
13

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper