Formula One Championship Edition

BLOG RECENZJA GRY
640V
Formula One Championship Edition
Sephirothek | 25.08.2014, 19:36
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

O kotletach, formule i zakończeniach

Sprzedaż w mln egzemplarzy: 0,61

Średnia na Metacritic: 74/100

Wyścigowa oś czasu:

MotorStorm Formula One Championship EditionCalling All Cars!

 

Poniższa recenzja to tak naprawdę nieefektowna historia kilku zakończeń. Podsumowuje bowiem półroczną batalię w ramach cyklu, który rozpocząłem bez większych nadziei, stawiając sobie po prostu nieosiągalny cel. A jednak kolejne pozycje, tytuły, o jakich istnieniu w innej sytuacji bym nawet nie wiedział, powoli pękają, tworząc chronologiczny ciąg, ślad zabawy w akademickiego badacza na absolutnie nieakademickim poletku. Stojący na półce zestaw gier wyścigowych na PlayStation 3 wydanych w 2007 roku wskazuje zaś dobitnie, że to dopiero początek, a przez moje ręce przewinie się jeszcze więcej zapomnianych perełek, żelaznych klasyków, dziwacznych średniaków lub gnojem pachnącego ścierwa. Ale dziś zamykam rok wcześniejszy. To pierwsza kropka tego monstrualnego eksperymentu. To również historyczne rozstanie fanów najszybszego  sportu motoryzacyjnego z serią gier spod dłuta studia Liverpool. Pałeczkę po trzech latach przejmie dopiero Codemasters.  Z kolei dla zasłużonego na wieki developera (czy wspominając nazwę Psygnosis zdradzam już, że nie czuję się młodo?) utracenie licencji F1 oznaczało pierwszy krok na drodze do gamingowej Valhalli. Na szczęście zdążyli jeszcze oszlifować swój największy diament i poszerzyć dziedzictwo marki Wipeout. O czym będzie mowa kiedyś, za recenzji tyle, że nawet mnie zlewa zimny pot. Dziś ostatni powrót do grudnia 2006 roku i próba rozgryzienia Formula One Championship Edition.

 

Uczciwie zaznaczam, że bardzo długo unikałem wszelkiej formułaszczyzny. Nie jestem fanem, z całą pewnością nie jestem znawcą tematu. Jako młodzik wolałem klimaty arcade. Za stery bolidów wstąpiłem dopiero podczas królowania siódmej generacji konsol, ciekaw nowych doświadczeń, poszukujący. Podobną spowiedź powtórzę na pewno przy okazji kontaktów z serią NASCAR lub jakimkolwiek dwuśladem. Oceniam grę, przede wszystkim, pozostawiając związki z rzeczywistością czy porównania do starszych odsłon osobom o większych kompetencjach. Nie bijcie.

 

Championship Edition to kotlet, coś na wzór obecnych, niesławnych remasterów full HD. Częściowo zasadzka na łatwą kasę, częściowo wynik braku gier na nowych platformach – znajomy motyw, powtarzany do znudzenia podczas każdego, trwającego zazwyczaj zbyt długo przeskoku generacyjnego. Model jazdy, schemat trybu kariery oraz komplet tras, generalnie cały szkielet wyciągnięto żywcem z Formula One 06, żegnającej zasłużoną Czarnulkę. Toteż pod koniec 2006 roku, a nawet – biorąc pod uwagę europejską datę premiery – na pierwszym zakręcie wiosny ’07 fani piszczących bolidów otrzymali pozycję o zakończonym, być może już zapomnianym sezonie. Bez uwzględnienia wszelkich transferów i zmian, które nastąpiły w jego trakcie. Otrzymali także zaledwie podrasowaną wersję tytułu z poprzedniej generacji, która – co chciałbym mocno podkreślić – kulała wizualnie już w okolicach premiery. Sterylne otoczenie, niska rozdzielczość, brak oczojebnych fajerwerków. Nieciekawe wrażenie tuszować miał „rewolucyjny” efekt deszczu (rzeczywiście utrudniający jazdę) i cross-platformowy bajer z PSP w postaci lusterka (ktoś o tym jeszcze pamięta?), ostatecznie, rzecz jasna, porzucony. Pierwsza kieszonsolka Japończyków miała za wysokie ambicję celując w „asystenta” PS3. Nawet Vita nie ogarnia do końca tego tematu.

 

Główne mięsko całego dania, tryb trzyletniej kariery, to jedyny słuszny azyl dla samotnego, zapuszczającego się w takie retrorejony gracza. Mógłby pośmigać w time trialach, jasne, odblokować ukryty tor (hiszpański Jerez), ale rozwiązanie to odradzam; wszelkich czasówek jest w Championship Edition dużo. Aż nadto. Ekstremalnie wiele. ”Taki charakter tego sportu” – ktoś powie i powinno mu się przyznać rację, niemniej, do stu piekielnych potępieńców wirujących na szatańskim rożnie, bądźmy rozsądni – to tylko gra. Dlaczego zatem, aby skonfigurować ustawienia bolidu specjalnie pod nadchodzące grand prix, muszę jeździć kilkanaście minut po pustym torze i badać konsekwencje poszczególnych modyfikacji? I tak za chwilę spędzę dobry kwadrans na eliminacjach, prawda? (poprzedzające je praktyki to już opcja dla wybrańców, tych pozbawionych ziemskiego życia) Przy podstawowych ustawieniach zabawy (10% rzeczywistego wyścigu) wyjątkowo intensywne główne wydarzenie trwa zaledwie kilka minut. Proporcje „przygotowania – prawdziwa akcja” są zatem niezdrowo zachwiane. To kluczowy mankament w przypadku kariery skoncentrowanej wyłącznie na wzbogacaniu swego nazwiska w tabelce o kolejne, wyrwane oponentom wprost z gardła punkty. Za delikatny twist w formule tej Formuły uznać można wyłącznie pierwszą godzinę całej zabawy, gdy z pozycji kierowcy testowego przedostajemy się za kierownicę drugiego, a w końcu i pierwszego bolidu. Mniejsza z faktem, że te wszystkie testy to - you guessed it! – kolejne czasówki.

 

Studio Liverpool na bakier z prędkością nigdy nie było, a F1 to jedyny realny konkurent ich kultowego Wipeouta. Byli zatem odpowiednimi ludźmi na odpowiednim stanowisku (chyba. Jestem świadomy, że przez tę licencję zaniedbali swoje doskonalsze dziecko). Poczucie pędu na torze nadal urywa łeb, pompując w biednego gracza końską dawkę adrenaliny. Najmniejszy błąd oznaczać może spektakularną porażkę. Nawet jeśli przed wyścigiem spędziłem kilkanaście / kilkadziesiąt minut na przeróżnych testach, późniejsze emocje wynagradzały wszelkie znużenie. Prawdziwą apokalipsę zwiastuje zaś gęsty deszcz na trasie, „spływający” niefortunnie po kamerze – taka sytuacja wymaga arcyskupienia, a nieświadomy współlokator, przerywający linię gracz – telewizor, może zarobić purpurę pod okiem. Ostrzeż go lepiej zawczasu. Gdy już przychodzi moment, w którym człowiek zaczyna czuć się pewnie w tym środowisku i powoli wyłącza wszelkie wspomagacze, zwiększa liczbę okrążeń lub poziom trudności, słowem – gdy hardkorem zostać bardzo mocno pragnie, hardkor otrzyma z nawiązką. O ile, rzecz jasna, cykliczny tryb kariery za szybko go nie znudzi. Ja odpuściłem po dwóch sezonach, zatrzymując zegar na dwunastu godzinach zabawy.

 

Z kolei formułkowi wrażliwcy mają szansę popsioczyć na specyficzny model jazdy, zawierający jedynie smakowitą szczyptę symulacji (co zaliczam jako plus), lub umowną sztuczną inteligencję wrogiej watahy kierowców pod przewodnictwem Michasia Schumachera (to był jego „pierwszy ostatni sezon”), kierującej się raczej wirtualną linią optymalnego toru jazdy i mającej głęboko w poważaniu nasze ostentacyjne popisy. W tych aspektach szóstogeneracyjne korzenie Championship Edition widać jak na dłoni i kotletowatość dania odbić się może czkawką.

 

Czy warto zatem ostatnią ekskluzywną dla platform Sony Formułę sprawdzić dzisiaj, niemal osiem lat po premierze? Owszem, ale tylko jeśli: a) jesteś absolutnym fanatykiem tematu i nie boisz się szoku po intensywnym ograniu ostatniej „edycji” od Codemasters; b) jesteś tematem zainteresowany i chętnie porównasz „starą” serię do tej współczesnej; c) prowadzisz przesadzony cykl recenzji o wszystkich wyścigach w historii jednego sprzętu; d) masz kaprys i tyle. To przyzwoita pozycja, bądź co bądź, jakiś tam znaczący element przeszłości. Liverpoolska wizja F1 charakteryzuje się ascetyzmem, sterylnością i chirurgicznym gameplayem. Największą przyjemność sprawia tutaj zostanie wyścigowym Master Chiefem. Po takiej nominacji nie będziesz miał wiele do roboty, najpewniej sięgniesz po którąś odsłonę ojców Colina.

Ja wybieram odpowiedzi B, C i D. Zwłaszcza D. Każda pasja zaczyna się od dziwnego kaprysu.

Oceń bloga:
0

Atuty

  • - poczucie prędkości
  • - model jazdy
  • - bogata licencja

Wady

  • - odgrzewany kotlet!
  • - oszczędność, nieurozmaicona rozgrywka
  • - oprawa wizualna
Sephirothek

Adam Piechota

Wciąż całkiem dobry szpil, choć pokryła go siwizna i smakuje odgrzewanym kotletem. Warto zobaczyć różnicę w podejściu Codies a św. SCE Liverpool.

6,5

Komentarze (4)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper