Mój pierwszy raz...

BLOG
1268V
kapsell | 28.01.2014, 12:05
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Mój pierwszy kontakt z grami video to lata 80te. Jest to nieodzownie związane z automatami arcade w popularnych wozach Drzymały, salonach gier czy wesołych miasteczkach. Każda wizyta w takim przybytku rozpusty, jak zwykła mawiać moja mama to było dla mnie wielkie święto. Doznanie mistyczne, niemal religijne.

Lata 80te-90te to rozkwit w naszym kraju i wielka popularność jaskiń dla graczy. Były one obecne niemal we wszystkich średnich czy większych miejscowościach. Dokładnie pamiętam gdzie i kiedy funkcjonowały salony (taka nazwa funkcjonowała w mojej małej ojczyźnie) w moim rodzinnym mieście oraz kojarzę jakie były tam tytuły, przynajmniej te najważniejsze dla mnie, w które się zagrywałem. Świadczy to chyba o tym jak silne dla mnie, jako małego bobo były to przeżycia.

 

 

Schyłek komuny nie był czasem kolorowym dla mojej familii, w domu biedy nie było co prawda ale również na zbytki liczyć nie mogłem. Dlatego drobniaków na żetony nigdy nie było zbyt wiele. Nigdy nie zapomnę, gdy stało się przy automatach, wpatrywało w piksele i kurczowo ściskało w kieszeni spoconymi łapami żetona, kupionego dobrych kilka godzin wcześniej. Wybór gry musiał być dokładnie przemyślany, aby po całodziennym oczekiwaniu nie zaliczyć zgona po 5 min gry, co dla tak młodego umysłu było wielką tragedią. Z powodu permanentnego niedoboru żetonów czekało się na sępa i atakowało mniej doświadczonych graczy tekstami w stylu: ”przejść ci”, „daj zabiję tę bazę” (wówczas o „bossach” jeszcze nikt nie słyszał). Prawdziwy postrach na salonach siali natomiast lokalni baddasi, czyli starsze chłopaki, którzy już zapalili papierosa a może i nawet wypili piwo. To byli bardzo źli ludzie, mogli zabrać żetona albo anektować dopiero, co rozpoczęta grę.

 

 

Kilka słow o tytułach które, mogę to śmiało powiedzie ukształtowały mnie jako gracza i zapewniły mi szczęśliwe dzieciństwo. Pierwszymi grami, jakie zobaczyłem na swe modre młode oczęta był Gauntlet (o poziomie trudności jak na obecne realia niewyobrażalnym, kto grał to wie, o czym piszę), Moon Patrol, Solar (graficznie mnie powalił na kolana) czy Jail Break. Piękne wspomnienia wiążą się z Turtlesami i świetnym automatem na 4 graczy. Był to okres szajby na punkcie Żółwi, gdzie po porannej sobotniej kreskówce biegło się wcielić w skorupę ulubionego bohatera. Nigdy nie zapomnę chłopaka o ksywie Jajo, który za jednym żetonem (sic!) potrafił przejść całą grę. Wspaniałe tytuły, w które do dziś gram na emulatorach. Jak wspominałem były to gry świetne, ale cholernie trudne choć nikt nigdy na to nie narzekał, to było oczywiste. Mógłbym tu jeszcze wymienić co najmniej kilkanaście tytułów w które się zagrywałem ( zresztą dalej to robie, stara miłość nie rdzewieje) jednakże grą które dosłownie mną wstrząsnęła był Street Fighter II. To był dla mnie szok, cudowna grafika, przejrzysty system walki, budzący respekt wojownicy. Tak silne to było dla mnie przeżycie, że pamiętam nawet swoja pierwsza walkę. Grałem Blanką i nie wiedziałem jak się… skacze. To była bardzo krótka gra. Dalej gram w mojego Strita, na GGPO i dostaję ostry łomot od skośnookich;)

 

 

Złota era salonów gier zaczęła odchodzić do lamusa z czasem gdy stacjonarne konsole zyskiwały na mocy, gry zaczęły być coraz ładniejsze, a miejscem koncentracji graczy zaczęły być małe pokoje u kolegów. Proces ten - w moim środowisku - zaczął się na dobre po premierze pierwszego PlayStation od Sony. Dziś można jeszcze spotkać w nielicznych miejscach automaty arcade, najczęściej bardzo już wysłużone i zdezelowane. Ja widuję je w miejscowościach wypoczynkowych nad morzem w sezonie wakacyjnym. Nigdy wtedy nie odmówię sobie choćby krótkiej randki z moimi pierwszymi miłościami…

 

Zachęcam do podzielenia się swoimi wspomnieniami.

Oceń bloga:
11

Komentarze (21)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper