Jak to się u mnie zaczęło?

BLOG
546V
decoyed | 03.05.2013, 10:27
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

    Jedni zaczynali grać od NES'a inni od Amigi a ja...

   

    A więc. Wiem, tak nie zaczyna się zdania... No cóż. Urodziłem się idealnie w połowie lat 80tych. Wiadomo. Brak Internetu, sklepów z grami, ciepłej wody. Nie no ciepła woda była (ale niektórzy mieli wychodki na dworze). Branża gier w Polsce może i istniała gdzieś tam ale jako małe dziecko dostępu oczywiście do niej nie miałem. Więc jak trafiłem na gry?
    Kuzynka dostała Commodore 64 w zestawie z kasetami i śrubokrętem. Śrubokręt dla Commodore był jak kabel usb do DS3 - bez niego nie pograsz. W każdym razie z kuzynką miałem dobry kontakt, więc spędzaliśmy masę czasu na graniu i pewnie nie wiele mniej na kręceniu śrubokrętem i wstrzymywanie oddechu podczas wgrywania się gry. Pamiętam, że największe wrażenie zrobiła na mnie Giana Sisters. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to klon Mario więc w mojej świadomości wygląda to na odwrót. Dobre były też 'jakieś olimpiady'. Z tym, że joistick ledwo wytrzymywał kilka rundek jazdy rowerem. Jako mały dzieciak nabawiłem się wielu odcisków przy takich grach jak Dizzy czy Pitfall. Tak minął pierwszy etap giercowania w domowym (nie swoim) zaciszu.
    Co dalej? Mamo kup! Komunia. I tapczan a w nim skitrana Amiga 500! Dla zainteresowanych - tapczan nie stanowił części prezentu... Ten komputer to było moje marzenie. Nie zawiodłem się. Co z tego, że podłączenie tego cacka trwało wieki, ponieważ za każdym razem musiałem bydle wyciągać z szafy i wpychać ponownie kable do telewizora. Radocha była przednia. Lotus wciągnął nie tylko mnie ale i ojca - co z jego podejściem do gier graniczyło z cudem. Cannon Fodder, Simon the Sorcerer i dziesiątki innych gier dały setki godzin dobrej zabawy. Weekendy, w które na wersalce siedziało większe pół podwórka czekając na swoją kolej do dżojstka to normalka. Granie w Lotusa we 2 na podzielonym ekranie tv baniaka? Miodzio.
    Następnie przyszedł czas Mario. A dokładniej to pegasusa. Konsole również zobaczyłem u jednego kolegi. Szok! Jakie to małe! Kcem. Jako dzieciak nie do końca wiedziałem, że u Ruskich na rynku to podróbki, w każdym razie rodzice udali się namówić na kolejny zakup. Jeden nośnik 1000 gier! Koniec zmian dyskietek. Nastały lepsze czasy. Tak. Tylko, że to wcale nie było 1000 gier ale już mniejsza o to. Dzięki tej konsoli pierwsze lewele Mario znam na pamięć i pewnie nawet dzisiaj mógłbym dobiec do końca pierwszego Kupy z opaską na oczach.
    Dalej poszło z górki. Na lekcji informatyki zobaczyłem pierwszy raz PC'ta i po jedynych 5 (słownie: pięciu!) latach PC stał dumnie w moim pokoju. Od tamtego czasu umilałem sobie wolny czas grając kolejno na PSX'ie, PS2. Gdzieś tam po drodze znalazłem czas na przenośniaka od Ninny, Sony. Obecnie dalej cieszę się odpalając nowe pozycje na 360tke czy PS3 i czekam co to kolejne pudło pod telewizorem mi pokaże.
    Stare czasy? Dobrze było jak były. Teraz jest lepiej pod wieloma względami, ale wiadomo, że człowiek od czasu do czasu powspomina jak to się wszystko zaczęło.
    Jak zaczęła się Wasza przygoda z grami? Siedzieliście u kogoś na kanapie czy ktoś siedział u Was?

Oceń bloga:
0

Komentarze (3)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper