Komiksowa Paczka #1
Seria blogów dla tych co największe komiksowe klasyki mają już za sobą.
Z racji że dosłownie kilka dni temu przyszła do mnie moja długo wyczekiwana paczka z komiksami, stwierdziłem że można by od czasu do czasu wrzucić na PPE recenzję jakiegoś mniej znanego lub po prostu niedostępnego w naszym pięknym kraju komiksu. W skład paczki jaką dostałem wchodzą: Batman: Black Mirrors, Ravine i Joe the Barbarian. Koszt paczki z przesyłką: ok 200zł.
Skoro wstęp mamy już za sobą, to przejdźmy do recenzji. Z racji, że jest to pierwszy blog to postanowiłem wybrać coś co nie jest wam całkowicie nieznane. Tak więc przedstawiam wam Batman: Black Mirrors
Akcja komiksu rozgrywa się zaraz po powrocie Bruce’a Wayne’a z zaświatów, tak więc mamy tu do czynienia już z pierwszymi projektami Batman Incorporated, ale samym Batmanem nadal jest Dick Grayson. Fabuła składa się z trzech osobnych „dochodzeń”. Jedno dotyczy tajemniczego pojawienia się na rynku starych broni używanych przez klasycznych przeciwników nietoperza, takich jak stara wersja jadu Bane’a czy trucizna Jockera. Druga sprawa dotyczy tajemniczego włamania do jednego z największych banków w Gotham. Co prawda nic nie zginęło, ale w samym holu włamywacz zostawił martwą... orkę. W dodatku z małą niespodzianką w środku. Trzecie dochodzenie jest prowadzone przez Jima Gordona a dotyczy nagłego pojawienia się w mieście jego syna. Syna, który prawdopodobnie jest seryjnym mordercą, ale nigdy nie znaleziono na to dowodów. Choć historie wydają się dość odległe od siebie, to w wręcz niesamowity sposób się zazębiają tworząc jedną wspólną całość.
Ale nie to jest największą zaletą tej historii. Prawdziwym „smaczkiem” tego komiksu jest sam proces dochodzenia. Nie ma tu za dużo akcji, natomiast jest mnóstwo zagadek, podejrzeń i główkowania przy łączeniu faktów. A główne skrzypce w tym wszystkim odgrywa samo Gotham. Bo Gotham to niewdzięczne miasto. To miasto, które niszczy człowieka. Z wierzchu może nie wydawać się takie złe, ale w rzeczywistości to ucieleśnienie szaleństwa. Dlatego do Gotham najlepiej przyjechać zimą, gdy śnieg skrywa przed turystami jego prawdziwe oblicze.
Pewnie już to zauważyliście. Batman: DM czerpie pełnymi garściami z takich klasyków jak Długie Halloween i Mroczne Zwycięstwo. I tak naprawdę nie zdziwiłbym się gdyby za kilka lat komiks ten był traktowany na równi z nimi, bo scenariusz i klimat opowieści jest iście mistrzowski. Jest to również kolejny dowód na to, że DC powinno pozostać przy „uśmierconym” Bruce’ie, bo Dick w roli Batmana wnosi niesamowity powiew świeżości, który był tej serii potrzeby już od dawna a brak Bruce’a niesamowicie odbija się na wszystkich mieszkańcach Gotham, nawet na Jokerze...
A dzięki komu otrzymaliśmy ten wspaniały komiks?ZA fabułę odpowiada pan imieniem Scott Snyder, o którym mogliście przeczytać w ostatnim Comix Zone. Za grafikę odpowiadają dwaj artyści. Strony poświęcone batmanowi rysuje niejaki Jock. Nie pamiętam bym miał wcześniej do czynienia z jego twórczością, ale swoimi pracami kupił mnie od razu. Za strony poświęcone Gordonowi odpowiada Francesco Francavilla i muszę powiedzieć, że na początku jego styl nie przypadł mi do gustu, ale po pewnym czasie doceniłem jego umiejętność rysowania naprawdę „niepokojących” ujęć, świetnie pasujących do opowiadanej historii.
Przykład kreski Jock'a. To nie jest okładka, tylko panel wewnątrz komiksu...
A tu strona od pana Francavilla
Czy warto przeczytać? Fani Batmana muszą, a reszta powinna. Czy warto kupić? Ja zapłaciłem ok 90zł za wersję z twarda okładką i jestem niesamowicie szczęśliwy z zakupu. Niestety komiks na razie tylko do sprowadzenia z zagranicy.