Wiking wieczny tułacz – impresje z Thorgala

Charakterystyczne plumknięcie – sygnał nadejścia SMS-a – obwieszcza, że przesyłka dotarła do paczkomatu. Dwa ostatnie tomy już niedługo dołączą do trzydziestu ośmiu poprzednich. Tak oto, po wydaniu nieco ponad tysiąca złotych w niespełna jedenaście miesięcy, spełnia się moje wielkie, choć przed długi czas odłożone na bok marzenie z dzieciństwa. A wszystko to z powodu A Plague Tale: Requiem.
Tom 2 – Wyspa lodowych mórz z postacią Pana Trzech Orłów, która budziła we mnie młodzieńczy respekt. I fascynację przy okazji.
Pewnie nie określiłbym samego siebie jako wielkiego fana komiksu. Nie dlatego, że go nie cenię: po prostu zbyt rzadko obcowałem z tą formą sztuki, by nazwać się jej hobbystą czy tym bardziej znawcą. Istnieją jednak trzy komiksowe postacie, które darzę szczerym entuzjazmem. Pierwszą jest Batman, drugą – Ratman (jego przygody, w formie minihistoryjek, były publikowane na łamach czasopisma „Nowa Fantastyka”. Ha, ciekaw jestem, czy ktoś go kojarzy), trzecią zaś bohater tego bloga. Stworzony przez belgijskiego scenarzystę Jeana Van Hamme’a i polskiego rysownika Grzegorza Rosińskiego Thorgal przez 45 lat – tyle upłynęło od jego debiutu – dorobił się w Europie statusu kultowego, czterdziestu tomów głównej historii (jeszcze przez kilka dni) oraz kilku spin-offów.
Tom 5 – Ponad Krainą Cieni. Pojawiają się w nim dinozaury. Jak to możliwe? Otóż nie zdradzę.
Z serią tą zetknąłem się w dzieciństwie. Poszczególne jej numery pożyczałem od kuzynów, czasem czytywałem u znajomych, a kilka egzemplarzy – dość już zniszczonych – wala mi się po strychu do tej pory. Pamiętam dobrze moje młodzieńcze zafascynowanie losami Gwiezdnego Dziecka, jak i zachwyty nad stroną wizualną komiksu. Faktem jest jednak, że poznawałem sagę o Thorgalu w sposób kompletnie wybrakowany i wyrywkowy, niechronologicznie. Miałem zamiar kiedyś, w przyszłości, gdy będzie mnie na to stać, skompletować pełną serię i zgłębić tę opowieść systematycznie, w całości i od początku. Z czasem idea ta przebrzmiała, przygasła i zeszła na boczny tor. Powróciła dopiero pod koniec 2022 roku, wraz z sequelem A Plague Tale. Wtedy powiedziałem sobie: „Albo teraz, albo nigdy”.
Tom 8 – Alinoe. Moja dziecięca trauma.
Należy się słowo wyjaśnienia, bowiem kogoś może zainteresować, jaki jest związek między Thorgalem a drugą grą Asobo Studio z milionami szczurów. Otóż chodzi o skojarzenie, jakie wywołało we mnie Requiem. Daruję sobie spoilery, ogólnie tylko napomknę, iż jest pod jego koniec scena, w której wygląd zarówno głównej bohaterki (Amicii), jak i otoczenia przywiódł mi na myśl tą słynną i ważną dla mnie niegdyś serię komiksów. Swoją drogą, wciąż zastanawiam się, czy deweloperzy nie inspirowali się przy tworzeniu postaci panny de Rune ukochaną Thorgala – Aaricią. Podobieństwo ich imion jest uderzające. Saga stworzona przez Rosińskiego i Van Hamme’a jest podobno we Francji tak samo popularna jak w Polsce, Asobo jest studiem francuskim. Nie upieram się, że taki wpływ z pewnością istniał, ale nie da się go przecież wykluczyć i jest on jak najbardziej możliwy. Wiem natomiast jedno: nie zmotywowałbym się, nie porwałbym się na zakup kolekcji Thorgala, gdyby nie APT:R. W tym sensie realizację swojego dziecięcego marzenia zawdzięczam właśnie tej grze.
Tom 15 – Władca gór. Jeden z moich ulubionych. Pierścień z Uroborosem w roli głównej.
Komiks ów najbardziej lubię za bardzo udane połączenie science fiction, fantasy i mitologii skandynawskiej z realiami quasi-średniowiecza. Akcja dzieje się na przestrzeni lat w różnych miejscach Europy (choć nie tylko: czytelnik odwiedzi również Amerykę Południową czy nawet… kosmos), sam bohater zaś, mimo że jest wojownikiem mającym łucznicze arkana opanowane w stopniu mistrzowskim (w strzelaniu za pomocą cięciwy dorównać mu może tylko jego femme fatale – Kriss de Valnor), pragnie jedynie żyć w spokoju ze swoją rodziną. Bogowie i ludzie mniejszej lub większej złej woli mają jednak wobec niego inne plany, toteż spotykając szereg zapadających w pamięć postaci, Thorgal przeżywa rozmaite przygody. I choć po zostawieniu projektu najpierw przez oryginalnego scenarzystę, potem przez polskiego rysownika daje się odczuć nieco słabszą jakość tak historii, jak i kreski, to wciąż czyta się kolejne tomy z zaciekawieniem; doceniam też nawiązanie do samych początków tej opowieści, jakie ma miejsce w ostatnio wydanych epizodach.
Tom 19 – Niewidzialna forteca. Punkt zwrotny dla głównego bohatera i jego rodziny.
Thorgal – przy całej zdobytej w Europie popularności – wielki sukces osiągnął jedynie na Starym Kontynencie, daleko mu do bycia globalną marką jak inne komiksowe persony, z Człowiekiem Nietoperzem czy Pająkiem na czele. Zapewne dlatego dość skromnie prezentuje się lista jego adaptacji. Od kilku lat chodzą plotki o możliwym serialu (błagam, byleby tylko praw nie kupił Netflix…), ale jakoś nic większego się w tej materii póki co nie dzieje. Przeniesienie na srebrny ekran swoją drogą; mnie najbardziej interesowałaby gra. Nie planszowa (już jest), tylko wideo, bo jedna, mająca już ponad dwadzieścia lat Klątwa Odyna to zdecydowanie za mało, jak na skalę i możliwości, jakie stwarzają komiksy. Kto mógłby się zająć produkcją? Kandydatów jest w mym mniemaniu wielu, choć z jednym zastrzeżeniem: wolałbym, by robili ją Europejczycy. I wcale nie musieliby to być Polacy odpowiedzialni za Wiedźmina i Cyberpunk (ciekawostką jest to, że G. Rosiński odwiedził kilka lat temu siedzibę CD Projekt Red). Myślę, że z tym zadaniem poradziliby sobie świetnie wspomniani tu już Francuzi z Asobo Studio lub… ci z Dontnod Entertainment. Na dzień dzisiejszy są to tylko marzenia, ale przecież te potrafią się spełniać. Trzeba im tylko czasem pomóc. Obecna w moim pokoju kolekcja czterdziestu tomów pewnego komiksu dobitnie to udowadnia.
Thorgal wciąż wychodzi. Czterdziesty pierwszy tom – Tysiąc oczu – ukaże się już niebawem, bo 22.11.2023 roku. Kupiłem go przedpremierowo i cierpliwie czekam na wiadomej proweniencji plumknięcie.
Do następnego.