Gralnia #9: Blackguards

BLOG
317V
Iselor | 30.11.2018, 21:50
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Recenzja turowego, taktycznego cRPG.

Okładka Blackguards (PC)

 

Turowe, taktyczne RPG nie jest gatunkiem zbyt popularnym na Zachodzie (Japończycy mają tego u siebie w jRPG więcej) i fani tego typu zabawy nie mieli do tej pory powodów do radości. Jednak w 2014 roku pojawiła się gra, która nie była, jeśli dobrze pamiętam, zbyt reklamowana, lecz dla wąskiego grona miłośników oldschoolowych RPG okazała się miłą niespodzianką. O Blackguards może nie wszyscy słyszeli, po tych kilku latach warto ją przypomnieć. 

Gra została stworzona przez studio Daedlic Entertainment, do tej pory znanego głównie z przygodówek takich jak The Whispered World czy cykl Deponia. W nowym gatunku też dali sobie radę. 

Akcję gry umieścili w świecie Aventurii; ów świat już wcześniej fani cRPG odwiedzili w takich produkcjach jak serie Drakensang oraz Realms of Arkania i tak jak te tytuły tutaj także mamy do czynienia z mechaniką opartą o zasady niemieckiego systemu RPG The Dark Eye. Oznacza to jedno: trzeba uważać tak przy tworzeniu, jak i rozwoju postaci. Źle stworzona postać na polu walki będzie radzić sobie miernie. A gra rzadko wybacza błędy. System turowy (plansze podzielone heksowo jak np. w Heroes of Might and Magic) pozwala wszystko dobrze przemyśleć, jednak brak przygotowania przed walką (dobranie strzał do łuków, wsadzenie mikstur w pas) może nas drogo kosztować. Bitwy są zaś często długie i ciężkie; często trzeba je powtarzać i „uczyć się” planszy, jej specyfiki, rodzaju przeciwników (ci mogą np. zwalić drewniany strop na głowę naszych herosów czy prowadzić ostrzał zza barykady), czasami zaś zwycięstwo zapewni...czysty przypadek bo powtarzając walkę po raz enty nareszcie nasz krasnolud trafi, a dodatkowo zada 13 a nie 12 punktów obrażeń :). Jednak nie przestraszcie się, wszystko jest do przejścia, zazwyczaj trzeba po prostu trochę pomyśleć, zastanowić się.

Walka z dużym potworem.

Tyle o walce. Samo zaś podróżowanie po świecie nie jest tym, do czego przyzwyczaiły nas produkcje cRPG – tutaj nie ma chodzenia, zwiedzania i zaglądania pod każdy kamień. Po świecie podróżujemy „wodząc palcem po mapie świata” i w ten sposób dostając się do ważnych miejsc (zazwyczaj miast). Te zaś też są... statyczne. Nie ma tu chodzenia, mamy widok miasta (jak np. w „herosach”) i wybieramy z kim chcemy pogadać czy ewentualnie do jakiej innej dzielnicy pójść. Fani sandboxów a'la Elder Scrolls będą tu zawiedzeni :). Na szczęście dialogów jest sporo, często humorystycznych, zadań pobocznych też jest dużo, można je czasem wykonać na różne sposoby, same zaś decyzje podczas gry mają pewien wpływ na zakończenie i finałowe walki.

W mieście.

No właśnie, nie wspomniałem o fabule i postaciach. Twórcy troszkę przegięli reklamując grę jako produkcję, gdzie gramy „tymi złymi”, przestępcami, którzy zmuszeni będą ratować świat. Nie ma tu postaci (mówię o drużynie) faktycznie złych (jak Bishop w Neverwinter Nights 2), wrednych jak Korgan z drugiego Baldura czy po prostu chaotycznych szaleńców jak Jack z Mass Effect 2. Nasi towarzysze to elfka – narkomanka, krasnoludzki podpalacz – hulaka czy mag: oszust i podrywacz. Żadne z nich jednak nie jest w mojej opinii złe. Tak naprawdę najwięcej na sumieniu ma... nasz główny bohater. Posądzony o zabójstwo księżniczki, musi zwiać z więzienia i dowiedzieć się kto chce go w to wrobić. A straż królewska nie zamierza siedzieć i nic nie robić :). Historia więc jest ciekawa, nieraz zaskoczy, wybory których musimy dokonywać nie są zazwyczaj czarno-białe (takowych wyborów w zasadzie nie ma, prawie zawsze jest „mniejsze zło”).

Tuż przed walką.

No dobra, zbliżamy się do końca. O grafice się nie wypowiadam, bo się na tym nie znam, muzyka jest zaś ok, pasuje do gry, choć arcydzieł muzycznych niech nikt się nie spodziewa :). Błędy gry? Raz postać wroga się „zacięła”, komputer nie wiedział co zrobić (otoczony moimi wojownikami) i tak stał i stał i stał, aż... musiałem zacząć walkę od nowa :). Poza tym są pewne... babole polonizacyjne (kilka słów nieprzetłumaczonych, w pewnych miejscach czcionka ma według mnie zły rozmiar), ale poza tym chyba nic. Polecam grę wszystkim, którzy szukają gry wymagającej myślenia i planowania. Bo Blackguards to znakomite, prawdziwe cRPG.

Adam "Iselor" Wojciechowski - kulturoznawca, politolog i religioznawca. Publikował m.in. w "Action Mag - Książki", "Tawernie RPG", "Games Corner" i "Twierdzy Insimilion". Obecnie bloger ppe.pl i cdaction.pl. Prywatnie bibliofil i kolekcjoner gier video. Ponadto miłośnik historii starożytnej i średniowiecza.

PS. Póki co odpuściłem sobie Blackguards 2. Trzęsie mnie gdy mam narzucona postać w erpegu....Bardziej strategiczna niż erpegowa formuła też mi nie leży, kilka innych rzeczy do tego i w sumie na razie sobie daruję....Może kiedyś. Jedyneczka o wiele bardziej mi podeszła.

Oceń bloga:
2

Komentarze (4)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper