Let It Die – nie umieraj

BLOG RECENZJA GRY
1394V
Let It Die – nie umieraj
d4ntes | 18.07.2017, 16:03
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Japoński twórca gier Suda 51 (prawdziwe imię to Goichi Suda), obecnie szefujący studiu Grasshopper Manufacture wielokrotnie mnie już zaskoczył. I to za każdym razem pozytywnie.

Najpierw przy Killer 7, później z okazji Lolipop Chainsaw, Killer Is Dead oraz Shadow Of The Damned. Każdy z tych tytułów był unikalny, ciekawy, niezwykle grywalny i jednocześnie bardzo dziwny. Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Krótkim ale bardzo ciekawym doświadczeniem było też Short Peace Ranko Tsukigime’s Longest Day, przy którym również grzebał Suda. Więc jak tu nie cieszyć się na wieść, o nowej, odpicowanej, i co najważniejsze: DARMOWEJ! grze od tego kontrowersyjnego twórcy. Darmowej, dostępnej tylko na konsoli Playstation 4, ale wcale nie lekkiej, bo zajmującej ponad 50 GB na dysku konsoli. Jeśli gra będzie dalej rozwijana, to i jej ciężar pewnie wzrośnie. A co dostajemy już dziś?

W postapokaliptycznym świecie wybieramy postać (kobietę lub mężczyznę) i w samej bieliźnie wkraczamy do Wieży. Naszym celem jest dostać się na sam szczyt. Po drodze napotkamy przeciwników w postaci psycholi, androidów, maszyn i innych mutantów. W cały ten świat wprowadza nas Śmierć śmigająca na deskorolce z kijem golfowym, który potrafi przetransformować się w kosę żniwiarza. I od razu trzeba przyznać, że nie jest łatwo, stąd uzasadnione są porównania Let It Die z serią Dark Souls.


Walka jest tak samo trudna co satysfakcjonująca. Przeciwnicy potrafią napsuć krwi, musimy trzymać ich przed sobą i nie dać się otoczyć. Zaczynamy w bieliźnie uzbrojeni jedynie w gołe pięści, by już po paru krokach znaleźć (lub zabrać przeciwnikom) żelazka, młoty, piły, kije i dziesiątki innych broni oraz różne łachy zwiększające odporność na ciosy. Walka jest efektowna, dynamiczna i krwawa. Z każdym kolejnym załatwionym przeciwnikiem umiejętność posługiwania się danym sprzętem stale rośnie, dzięki czemu stajemy się coraz bardziej efektywni. Broń z każdym użyciem się psuje, więc nie nacieszymy się świeżo zebranym żelastwem, chyba że sami wytworzymy go u „rzemieślnika”.


Naszym celem jest dotarcie na sam szczyt, jednak z pomocą windy regularnie wracamy na parter do naszego huba, aby zregenerować się, zebrać siły, sprzedać niepotrzebny sprzęt, zanieść plany wytwarzania nowych przedmiotów do „rzemieślnika” i okazyjnie łyknąć zupę grzybową dodającą nowych mocy. Dodatkowo za zdobyte doświadczenie podnosimy statystyki naszego bohatera. A co się stanie, gdy polegniemy w walce?


Na szczęście nie tracimy wszystkiego. Co prawda musimy zaczynać grę nową postacią, ale zebrana i zachowana w hubie waluta i umiejętności posługiwania się sprzętem (oraz pięściami) pozostają i przechodzą na kolejną postać. Na szczęście statystyki postaci podbijamy dosyć szybko, poza tym warto odnaleźć naszą poprzednią postać, która po swojej śmierci staje się naszym wrogiem, tak jak i inni gracze, którzy polegli. Od razu można ich rozpoznać, bo są dużo silniejsi od zwykłych przeciwników. Przyłączamy się również do jednej ze światowych grup (w moim przypadku zasiliłem Polską ekipę) aby rywalizować z innymi graczami i atakować ich huby.


Cała stylistyka jak zwykle u Sudy, jest nietuzinkowa i oryginalna. Dużą zasługą ładnej oprawy jest silnik Unreal Engine 4. Gra na pewno nie dorównuje poziomem graficznym najładniejszym tytułom, ale śmiga w 60 klatkach na sekundę i prezentuje wiele ciekawych efektów i w miarę dokładne tekstury. Myślę, że darowanemu koniowi nie warto zaglądać w tekstury, efekty i ogólne wykonanie. Najlepiej sprawdzić i przekonać się samemu, Let It Die jest dostępne za darmo, więc w ostateczności można ja po prostu usunąć z dysku. Gra się bardzo przyjemnie nie wydając na grę ani złotówki. A dla tych z nadmiarem gotówki przewidziano możliwość ułatwienia nieco rozgrywki: rozszerzenia ilości slotów w plecaku, dostępu do darmowej windy (za specjalną musimy płacić walutą zdobywaną w grze) czy też lepsze prezenty od naszego kumpla, Śmierci. Jednak i bez dokładania kasy gra się wyśmienicie. Na pewno jest to kolejny udany tytuł spod dłuta Sudy 51, co uświadomiło mi jeszcze jedną rzecz: muszę koniecznie nadrobić No More Heroes!

Oceń bloga:
0

Atuty

  • - darmowa
  • - bez chamskiego pay2win
  • - przyzwoicie wygląda i działa w 60fpsach
  • - ciekawe połączenie mechaniki znanej z gier "souls" z dodatkiem roguelike

Wady

  • - po kilku godzinach wkrada się powtarzalność
  • - w pewnym momencie przestajemy czuć rozwój postaci i musimy liczyć na rozwój naszej zręczności
  • - poziom trudności może odrzucić niektórych graczy
Avatar d4ntes

d4ntes

Darowanej grze nie zamierzam zaglądać w zęby. Przygarnąłem, pograłem i nie żałuję. Wam też polecam sprawdzić, to nic nie kosztuje.

7,0

Komentarze (16)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper