#Nintendo2015 czyli Quo Vadis Big N?

BLOG
1759V
#Nintendo2015 czyli Quo Vadis Big N?
Rayos | 07.06.2015, 23:45
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Beznadziejna wręcz infrastruktura sieciowa, brak gier przypisanych do kont, słabe technicznie sprzęty - to tylko niektóre z grzechów firmy z Kioto. Grzechów, przez które wiele graczy „core’owych” się odwróciło od ich sprzętu. Grzechów, które powoli Nintendo stara się naprawiać. Jak mawiają - lepiej późno niż wcale.

Jednym z największych atutów Nintendo to ogromny szacunek dla klienta, gracza. Nigdy nie obiecywali nam gruszek na wierzbie, nigdy nie mamili nierealnymi zwiastunami, nigdy nie wyciągali na siłę pieniędzy od własnych fanów. Gry zawsze były kompletne, dopracowane, grywalnością przebijając największe tytuły oferowane na konkurencyjne sprzęty. Złote słoneczko jakości Nintendo naprawdę było gwarancją jakości i wykonania. Sielanka trwała wiele długich lat, aż tu nagle przyszło Wii U, marne wyniki sprzedaży i desperackie próby dotarcia do naszych portfeli. Czas sielanki się skończył moi mili! Pora schować się i nie dać się omamić. A wszystko zaczęło się tak niewinnie…

Zawsze wielbiłem Nintendo. Jeszcze dzieciakiem będąc spędzałem całe dnie grając na klonie Pegazusa w Mario, Contrę i czołgi. Przez DuckTales 2 prawie się spóźniłem na własną komunię. Psułem sobie oczy grając na Game Boy Color przy słabym świetle. Coraz bardziej krzywiłem kręgosłup grając na GameCube, Wii, DS, 3DS, zatracając się w wirtualnym świecie wykreowanym przez Shigeru Miyamoto, słuchając utworów Kojiego Kondy czy walcząc w bijatyce Pana Masahiro Sakuri. Broniłem Nintendo kiedy zaprezentowało Wii z ze swoim niekonwencjonalnym kontrolerem i słabą mocą obliczeniową. Osłaniałem piersią, kiedy pokazywało słabego 3DSa z źle działającym efektem 3D. Kiedy serce napełniał lęk a oczy łzy, podczas prezentowania Wii U, nadal dumnie mianowałem się fanem Nintendo. Jednak ten lęk, strach przed poczynaniami firmy z Kioto stawał się coraz silniejszy, coraz większa pojawiała się niechęć do marki. Najpierw odrzuciła zbyt wysoka cena Wii U. Potem informacje o słabej sprzedaży i w zasadzie brak dobrych gier jeszcze bardziej przekonywały, by nie kupować tego sprzętu. W międzyczasie Nintendo zdążyło wydać dwie reedycje swojego handhelda, a nowa iteracja, silniejsza od poprzedniej już majaczyła na horyzoncie. Nawet tak mocno oddany fan Big N , jak ja, musiał zauważyć, że coś jest nie tak. Na szczęście sytuacja zaczęła się zmieniać.

Nintendo w 2014 rozpoczęło ostrą ofensywę! Mario Kart 8, Super Smash Bros. na 3DS i Wii U, Bayonetta 2, Hyrule Warriors, Captain Toad, Pokemon ORAS, zwrot ku grom indie, interesujące zapowiedzi na 2015. Na listach przebojów znów zaczęły pojawiać się hity Nintendo, słupki sprzedaży lekko drgnęły do góry. Wydawało się, że wszystko wraca na dobre tory. Nintendo znowu wypuszczało dobre gry i warto było nabyć kolejny sprzęt. Jednak Nintendo było mało. Widząc, że sprzedaż nadal nie jest najlepsza, zaczęło, z blisko 6-7 letnim opóźnieniem, korzystać z dobrodziejstw DLC. Gracze zadrżeli ze strachu.

Szczerze nie pamiętam, kiedy miałem pierwszą styczność z DLC od Nintendo. Chyba niemiłe spotkanie w New Super Mario Bros. 2 gdzie za całkiem spore pieniądze można było zakupić nowe poziomy do Gold Rush. Nie byłem zbyt zadowolony z tej praktyki, dlatego żadnego dodatkowego levela nie kupiłem.

Nie wiem jak Wam, ale mi się nogi ugięły kiedy się dowiedziałem o DLC do Mario Kart 8. „JAK TO?! DLC DO MK8?! Powaliło ich?” Byłem zdruzgotany, na tyle nawet, że początkowo omijałem każdą informację o dodatkowej zawartości do pobrania, plując sobie w brodę za tyle lat święcenia Big N. W końcu się opamiętałem i zobaczyłem, co to DLC oferuje. Byłem bardzo zaskoczony. DLC nie było zwykłym skokiem na kasę! Za równowartość 1/3 gry dostawaliśmy praktycznie 50% więcej wszystkiego! W sumie 16 nowych tras, 6 nowych postaci, nowe pojazdy, nowe stroje do Mii, no normalnie bajka! Biorę od razu preordera i czekam na premierę! I wszystko byłoby super, gdyby nie zapowiedź Amiibo. Zaraz. Co? Jakie Amiibo?

Amiibo, czyli figurki z radosnymi postaciami z uniwersum Nintendo. Mario, Zelda, Donkey Kong, F-Zero, Fire Emblem, dla każdego coś miłego. Figurki z funkcją NFC. Figurki, odblokowujące dodatkową zawartość w grach. Kosztujące około 50-60 złotych sztuka. Plastikowe DLC do postawienia na półce.

Amiibo to swoista odpowiedź Nintendo na popularność innego rodzaju figurek, działających na podobnych zasadach: Skylanders, na których Activision zbija krocie czy Disney Infinity które są trochę mniej popularne. Dwa powyższe wykorzystywane były w swoich grach, gdzie po przyłożeniu figurki, w danej grze możemy nią grać, dostając nowe sposoby grania, nowe umiejętności, czy dostęp do wcześniej niedostępnych miejsc. Sam osobiście nie rozumiałem fenomenu tych figurek, ale jak widać inni nie mieli problemu by je kupować. Fakt, były wykonane całkiem fajne i miło byłoby postawić je na półce, ale żeby je kupować w takich ilościach?

Nintendo rzucało nas informacjami, że Amiibo odblokują dodatkowe stroje dla Mii w Mario Kart 8, będziemy mogli mieć własnego „bota” w Super Smash Bros, wszystko to za jednym magicznym dotknięciem figurki o padlet. A ja tylko chwytałem się za głowę widząc jak ludzie nie mogą się doczekać ich premiery. Nie dziwię się producentom tych figurek. Jest ogromny wręcz popyt na nie. Jestem przekonany, że nawet jakby te zabawki absolutnie nic nie dawały, to ludzie i tak by kupowali. W sumie to sam bym wtedy kupił, jeśli cena była by o połowę niższa.

Sceptycznie podchodziłem do Amiibo. Stroje do MK8 mnie nie interesowały, boty do Smasha tym bardziej, ot zwykłe ciekawostki z pewnością nie warte wydania kupy kasy. W końcu nadeszła premiera figurek. Wszystkie zaczęły schodzić jak ciepłe bułeczki, przez co niektóre po dziś dzień są bardzo słabo dostępne. Wkrótce pojawiły się zdjęcia i informacje o tym, że figurki jakościowo mocno odbiegają od oryginalnych zapowiedzi. Wcale mnie to nie zdziwiło, uśmiechnąłem się tylko krzywo pod nosem czytając te rewelacje. No ale w porządku, zdarza się najlepszym, co nie zmieniło faktu, że figurki nadal były urocze, no bo kto by nie chciał mieć Mario czy innej postaci na półce?! Nawet ja się w końcu skusiłem i kupiłem Amiibo Linka, gdyż jestem fanem Zeldy od wielu lat.

No ale dobra, ale przecież te zabawki muszą być jeszcze gdzieś wykorzystywane, tak? Parę dodatkowych broni w Hyrule Warriors, jakieś skiny w Ace Combat, naprawdę nic specjalnego. Co chwila wychodziły nowe serie z Super Smash Bros., pojawiły się też zapowiedzi nowej serii – Super Mario. Do nadchodzącego Mario Party 10. Tu, Amiibo odgrywały już większą rolę, bo odblokowały dodatkowe tryby, plansze. Podobnie w Captain Toad, gdzie figurka wesołego grzybka odblokowało dodatkową „grę”. Podobnie będzie w Splatoon gdzie odblokują się specjalne challenge. W Yoshi’s Wolly World dostaniemy nowe skiny dla naszej postaci, a w Amiibo Tap możemy zagrać w DEMO losowo dobranej retro gry. To wszystko to są jawne DLC, tylko pod postacią figurek, by dzieci naciągały rodziców na zakupy. Czy Nintendo to się udaje? Jasne! Niedawno ogłoszono, że sprzedaż Amiibo sięgnęła ponad 10 milionów egzemplarzy. Sam koniec końców stałem się posiadaczem 10 nowych Amiibo i jestem pewien, że kupię więcej. Dlaczego? Bo ładnie wyglądają.

Nie podoba mi się ta sytuacja z figurkami. Kosztują za dużo i zbyt mało oferują. Jak chcę kupić DLC, to kupię sobie jak człowiek przez sieć, jak do Mario Kart 8, czy do Super Smash Bros. Do tego drugiego niedawno pojawiła się opcja ściągnięcia nowego wojownika – Mewtwo, jak i kupna nowych strojów dla Mii Fighterów. Czy to skok na kasę? Cena droga, dodatek marny więc według mnie tak.  Amiibo to szybki sposób na zarobek, szkoda tylko, że głównie na szkodę dla gracza. Miałbym inne zdanie na ten temat, gdyby te figurki oferowały coś więcej niż to, co dają nam teraz. Jakby chociaż była jedna gra, która korzysta z tych postaci, coś w stylu Skylandersa właśnie… Ale Nintendo woli nadal brnąć w kierunku drobnych pierdółek, jak „silniejsza” wersja Chibi Robo w nadchodzącej odsłonie na 3DSa, czy karty amiibo w jakiejś drobnej gierce na licencji Animal Crossing…

Nie tędy droga Nintendo, zdecydowanie nie tędy. Przez blisko 18 lat byłem oddanym fanem marki, jednak teraz ciągle się zastanawiam, czy firma idzie w dobrą stronę. Z jednej strony nadal wydają dużo dobrych gier (choć rok 2015 szczególnie bogaty w nie nie jest, zwłaszcza na Wii U), a z drugiej zbyt wysoka cena stacjonarki, widmo NX w powietrzu, coraz to nowe iteracji 3DSa… Boję się o przyszłość Nintendo. Boję się o to, że z powodu pogoni za pieniędzmi ostatni bastion prawdziwej radości płynącej z gry niedługo upadnie, a wraz z nim pewna cząstka mnie…

Rayos

Oceń bloga:
32

Komentarze (41)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper