Papierowy Mario na ratunek braciom Mario!
Który to już raz Mario i Luigi ratują świat? Piąty? Pokonali złą Cacklettę, Shrooby, Fawfula, Antasmę ich popleczników i Bowsera wraz ze swoją armią. Zwiedzili Fasolkowe królestwo, podróżowali w czasie, przeszli wzdłuż i wszech Muchomorowe królestwo podobnie jak i same wnętrzności Bowsera czy świat snów podczas przygód na wyspie Pi'illo. Wydawać by się mogło, że nareszcie zasłużyli na urlop, ale Nintendo nie zatrzymuje się na czterech odsłonach, serwując nam najnowszą – Mario & Luigi Paper Jam Bros. !
A wszystko przez tego zielonego...
Tak pokrótce prezentuje się fabuła najnowszej odsłony serii Mario & Luigi. Ponownie jest stosunkowo naiwna i ponownie głównym winowajcą całości jest większy z braci hydraulików. Dalsze motywy jak zwykle stanowią zaledwie tło do dalszego działania, wydarzenia w grze niczym szczególnym nas nie zaskoczą. Ot, typowa marianowska sztampa polana papierowym sosem.
Czy to ptak? Czy samolot? Nie, to Paper Mario!
W wyniku przeniknięcia ze sobą dwóch światów, nie dość, że nasi bohaterowie będą musieli użerać się z typowymi dla nich przeciwnikami typu Goomby, Koopy czy Piranha Plantsy, teraz będą musieli dodatkowo walczyć z ich papierowymi odpowiednikami. Przez jakiś czas podróżujemy po świecie tylko we dwójkę, lecz, na szczęście, w krytycznym momencie dla naszych hydraulików znikąd pojawia się trzeci bohater tej opowieści – Paper Mario we własnej, płaskiej osobie! Jest on różny od pozostałej dwójki nie tylko przez to, że brak mu jakiejkolwiek głębi, ale zupełnie inaczej się nim walczy podczas potyczek.
Uważaj, za tobą!
Jak już wspomniałem, potyczki są tym, co moim zdaniem najbardziej wyróżnia wszystkie pozycje z serii Mario & Luigi. Z jednej strony można powiedzieć, że jest to gra turowa, jednak non stop posiadamy kontrolę nad naszymi postaciami i nasze akcje niekoniecznie kończą się na wyborze akcji czy przedmiotu. Chcesz zaatakować mocniej skacząc na przeciwnika? Naciśnij w kluczowym momencie odpowiedni przycisk, by zdobyć bonus do obrażeń! Chcesz mocniej zaatakować młotem? Tak samo, w ostatniej chwili naciśnij przycisk, by walnąć przeciwnika w łeb potężnym atakiem. Jest tura przeciwnika? Nie martw się, masz szansę na unik bądź kontratak, jeśli tylko dobrze wyczujesz moment.
Ten system świetnie się sprawdza i sprawia, że cały czas trzeba mieć się na baczności, zarówno podczas ataków, jak i podczas obrony. Oprócz tradycyjnych ataków dochodzą do tego jeszcze specjalnie Bros Attacks i Trio Attacks, wykonywane odpowiednio przez Mario i Lugiego, bądź przez całą trójkę protagonistów. Są to dużo mocniejsze ataki, ale wymagające dużo większego skupienia podczas wykonywania, gdyż każdy z nich możemy zepsuć, nieumiejętnie go używając. Trio Attacki są związane z Paper Mario (który je uaktywnia), który wyciąga swój magiczny młot do zmieniania obiektów w papierowe odpowiedniki. Te ataki są najciekawsze, w których mamy ataki typu odbijanie piłki rakietami do tenisa, puszczanie latawca czy spadanie w dół „tunelu” i łapanie po drodze przeciwników. Parę ataków Mario i Luigiego powtarzają niestety z poprzedniej odsłony, ale na szczęście we wszystkich zrezygnowano z niewygodnego sterowania ruchem. Teraz wszystko operuje się fizycznymi przyciskami.
Pomimo tego, że walki są przyjemne, pod koniec gry zaczynają jednak nużyć, pomimo ciągłego rzucania nowymi przeciwnikami. Mimo wszystko, ciągłe oglądanie tych samych animacji ataków zaczyna zwyczajnie nudzić, a wrogowie, którzy cały czas są na podobnym poziomie doświadczenia co gracz, zaczynają powoli frustrować niekończącymi się walkami, na które trzeba te parę minut poświęcić. Dodatkowo walki z papierowymi przeciwnikami potrafią zdenerwować, gdyż podobnie jak Paper Mario – zazwyczaj występują w wielu kopiach naraz i trzeba się dużo dłużej z nimi użerać niż z tradycyjnym wrogiem.
W poprzedniej odsłonie mieliśmy specjalne odznaki, które modyfikowały w jakimś stopniu walkę. W tej części mamy specjalne karty, których jest ponad 120 unikalnych sztuk do znalezienia/kupienia. W użytku możemy mieć ich 10, a w trakcie walki są one dla nas losowo dobierane, gdzie możemy użyć, o ile mamy odpowiednią ilość punktów do wykorzystania. Punkty do kart zdobywa się w walce za udane ataki/uniki/kontry. Wprowadza to dodatkowy aspekt strategii w walce, a nawet niektóre walki z bossami stają się dużo trudniejsze bez faktycznego używania kart.
Co tu robić?
Gra poza główną linią fabularną oferuję szereg zadań pobocznych, często sprytnie wplątanych w główną rozgrywkę. Przede wszystkim najważniejszym subquestem jest ratowanie papierowych Toadów. W każdej wiosce mamy Centrum Informacyjne Lakitu, w których z poziomu listy wybieramy interesującego nas questa. Zadania te są bardzo różne. Od zabawy w chowanego, przez zwykłe ratowanie papierowych Toadów z rąk wroga, eskortę tychże, zapędzanie niczym stado zagubionych owieczek, czy rozwiązywanie prostych zagadek logicznych. Jakby komuś było mało, to jeszcze wiele z tych misji ma swój trudniejszy wariant. Domek Lakitu w pewnym momencie gry zaoferuje nam również atrakcję podobną z Dream Team Bros. - możliwość walki z trudniejszymi wariantami bossów oraz coś w stylu endless runów z użyciem Bros/Trio Attacków. Za wszystko to, oraz za wykonywanie czegoś w rodzaju achievementów (są ciągle do podglądu podczas walki i w menu gry) dostajemy punkty, za które możemy kupić teoretycznie znacznie lepszy sprzęt w sklepach.
Mamy tradycyjne dla sagi zbieranie fasolek z ziemi, rozwalanie ?-blocków, możemy się w paru miejscach ścigać z Yoshim, parokrotnie łapać Nabbita zdobywając od niego skradzione ataki. Oprócz tradycyjnych walk z bossami, mamy tutaj walki „gigantów”, o których wypada opowiedzieć trochę więcej.
Bob Ross pastelowo przy gramofonie...
Graficznie tytuł prezentuje się identycznie z Dream Team Bros. Prawie wszystkie animacje są takie jak w poprzedniku, ale całość wygląda schludnie i estetycznie. Osobiście jednak wolę bardziej kreskówkowy styl z pierwszych trzech części serii niż ten pastelowy zaprezentowany na odsłonach 3DSowych. Postacie z Paper Mario ładnie się wkomponowują w całość. Tereny zwiedzane w grze nie wyróżniają się niczym szczególnym na tle pozostałych gier z Mario w tytule, choć są dobrze wykonane, zmuszając często do ponownego powrotu do nich w późniejszym czasie w celu wykorzystania nowo zdobytych umiejętności.
Muzyka w serii nigdy nie zawodziła i tak jest tym razem. Byłem wniebowzięty słysząc świetny remiks oryginalnego „Come on!” z SuperStar Saga – świetnego motywu walki z pierwszej odsłony serii. Wielce się zasmuciłem, jak już po chwili zniknął on prawie bezpowrotnie z całej gry, zastąpiony przez inny motyw w momencie dołączenia Paper Mario... Muzyka potrafi poprawić nastrój, mamy tu inne remiksy kultowych motywów jak i całkiem nowe utwory. Mario i Luigi nadal trajkoczą pseudo Włoskim, pozostali mają swoje "pikania", Paper Mario milczy jak zaklęty. Nie ma się do czego przyczepić.
A gdzie Paper Luigi?
Jaki jest Mario & Luigi Paper Jam? Jest grą według mnie zdecydowanie lepszą od Dream Team Bros. Który był wyraźnie przekombinowany i zbyt ambitny. Najnowsza odsłona serii wraca do korzeni ze znacznie krótszą rozgrywką (tryb fabularny bez zbędnego szperania po kątach ukończony w trochę ponad 22 godziny), z lepiej skonstruowanym humorem i fabułą. Potrafi jednak pod koniec lekko znużyć backtrackingiem, wkurzyć walkami Papercraftów oraz zirytować łatwością gry. Pomijając niektóre walki z bossami czy pojedynczymi przeciwnikami, gra jest niezwykle prosta, a nawet pomimo tego oferuje jeszcze różne ułatwienia. Przede wszystkim, w walce mamy możliwość nie tyle uniku ataku, co po prostu zablokowania go. Stracimy troszeczkę punktów życia, ale nie na tyle, by się tym w ogóle przejmować. Dodatkowo, możemy włączyć tryb asysty, który jawnie nam pokazuje, która postać zostanie zaatakowana, co zupełnie wyłącza potrzebę oglądania zachowania wrogów w celu ogarnięcia kim mamy się bronić.
Muszę też ponarzekać na końcowy segment gry, który według mnie został niepotrzebnie rozwleczony o kolejne 2 godziny rozgrywki sztucznie ją wydłużając i to najbardziej chamskimi zagrywkami. Przynajmniej w zamian za ukończenie gry dostajemy dostęp do soundtracku z gry i możemy słuchać w nieskończoność „Come on!”! I przy okazji odtwarzacza, wyjaśnia się gdzie przez całą grę znajdował się Paper Luigi. Cwaniak całą grę przesiedział przy gramofonie i słuchał muzyki...
Grę do recenzji dostarczył ConQuest – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.
Recenzja oryginalnie pojawiła się na serwisie www.my3ds.pl