Recenzja gry: Killzone HD

Recenzja gry: Killzone HD

Michał Włodarczyk | 03.01.2013, 11:07

Reedycje gier z poprzedniej generacji uważam za pozytywne zjawisko. God of War Collection było dobrą rozgrzewką przed nadchodzącą „trójką”, a trzy rewelacyjne odsłony Metal Gear Solid w HD to wielka sprawa. Takie perełki jak Ico, Shadow of the Colossus czy Okami, nie do końca docenione w momencie premiery, zyskały szansę, by zaczarować nowe pokolenie graczy. Powód stojący za wypuszczeniem Killzone HD jest jednak zgoła odmienny niż w przypadku wyżej wymienionych.

Killzone na PlayStation 2 zadebiutował w 2004 roku, będąc odpowiedzią Sony na ówczesnego króla konsolowych FPS-ów z pierwszego Xboksa. Produkcję Guerrilla Games określano przed premierą jako „Halo killer”, którym ostatecznie Killzone nie został. Posiadacze Czarnulki otrzymali solidnego shootera, legitymującego się średnią ocen na poziomie 75%. Kontynuacje na PlayStation 3 zaskarbiły sobie olbrzymie grono fanów, którzy zaczęli się z czasem domagać remake’u „jedynki”. Niestety o starej-nowej grze hulającej na silniku Killzone 3 możemy tylko pomarzyć, w zamian deweloper przygotował dla fanów odświeżoną wersję ośmioletniej produkcji. „Dla fanów” - należy to wyraźnie zaznaczyć, gdyż pozostałych miłośników pierwszoosobowych strzelanin Killzone HD najpewniej odrzuci.

Akcja gry osadzona jest w przyszłości, w której ludzkość zdołała skolonizować pobliskie planety. Przywódca rasy Helghan - Scular Visari - zbuntował przeciwko ziemianom swoją armię, którą wysyła do rozgromienia całej frakcji ISA. Na planecie Vekta rzecz jasna ludzie przygotowują defensywę. Walki trwają tutaj już od jakiegoś czasu, lecz przewaga Helghan jest przytłaczająca. Na samym początku gry wcielamy się w postać Jana Templara, który, jak przystało na żołnierza ISA, dostaje zadanie utrzymania pozycji, aż do czasu przybycia posiłków. Templar obsadzony został w roli przywódcy drużyny, do której z biegiem czasu dołączają kolejni członkowie. Cel, jaki postawiło przed nimi dowództwo, jest prosty - zatrzymać nawałnicę Helghan.

Dalsza część tekstu pod wideo


Fabuła, podobnie jak w większości strzelanin, stanowi głównie pretekst do częstego pociągania za spust. Nie oznacza to od razu, iż jest zła. Ba! W mojej opinii historyjka, jaką napisano na potrzeby gry, jest znacznie ciekawsza niż w kolejnych odsłonach serii, mimo to do miana dojrzałej jej daleko. Tempo wydarzeń jest rwane i nierówne, choć czujemy, że wraz z każdym zaliczonym rozdziałem (których jest 11), historia posuwa się do przodu. Nierówno prezentuje się drużyna bohaterów. Templar to 


Cytat

W mojej opinii historyjka, jaką napisano na potrzeby gry, jest znacznie ciekawsza niż w kolejnych odsłonach serii

typowy heros na modłę amerykańską, Rico Velasquez to rzucający mięchem twardziel, a główny antagonista to przerysowany czubek. Na tle tych postaci, które mogłyby zdobić półkę kolekcjonera action-figures, pozytywnie wypada jedyna laseczka w oddziale, Marshal Luger, oraz niejednoznaczny Gregor Hakha.

Stosunkowo rzadko grywam w FPS-y, dlatego w Killzone HD szarpało mi się całkiem-całkiem, ale obiektywnie patrząc, odświeżony tytuł Holendrów na tle współczesnych shooterów wypada blado. Grze brakuje dynamiki, rozgrywka jest dość monotonna, możecie zapomnieć też o rywalizacji przez Sieć. W zamian otrzymujemy staroszkolną strzelaninę z kampanią na ok. 10 godzin, która do gustu przypadnie chyba tylko fanom uniwersum oraz osobom, które nawet dziś namiętnie szarpią w militarne FPS-y z poprzedniej generacji konsol. Z drugiej strony nie jest tak, że deweloper zaserwował nam powrót do przeszłości bez jakichkolwiek ulepszeń, nie licząc odświeżonej oprawy. Sterowanie wygląda niemal tak samo, jak w „dwójce” i „trójce”, nie ma więc obaw, że strzelać trzeba z „kwadrata”. Oryginał pełen był bugów i innych niedoróbek, na szczęście twórcy wyeliminowali większość błędów.


„Większość” nie oznacza niestety „wszystkie”. Praktycznie każdy z jedenastu poziomów (zróżnicowanych i dobrze pomyślanych, muszę przyznać) pełen jest niewidzialnych ścian oraz ciasnych przejść, w których kierowana przez nas postać potrafi się zaklinować. Drażni także obecność sztucznych przeszkód, gdyż często dochodzi do sytuacji, kiedy bohater nie może podejść pod dwumetrowe wzniesienie na zasadzie „bo nie”. Rozgrywka jest więc „korytarzowa”, choć częste wymiany ognia z hordą Helghan dają radę. Z broni strzela się przyjemnie, czuć odrzut, w dodatku przeciwnicy to dość twarde skurczybyki. Szkoda, że oleju w głowie nie mają za dużo, gdyż rzadko próbują atakować z flanki, zdarza im się także nie zauważyć gracza stojącego wprost przed nimi. Miłym urozmaiceniem są sekcje „na szynach”, gdy zasiadając za słusznych rozmiarów działkiem, musimy strącić latające/pływające jednostki wroga. Po skończeniu kampanii, możemy rozegrać deathmatch z konsolą lub z kolegą na split-screenie. Opcji online nie odnotowano.

Guerrilla Games musiało nieźle się napocić, aby Killzone HD wyglądało w miarę przyzwoicie i trzeba powiedzieć, że holenderski deweloper wyszedł z tego obronną ręką. Wygładzono, co tylko się dało, animacja zapyla bez najmniejszych zwolnień, a wygląd broni nie odbiega specjalnie od tego, co serwowano nam w pierwszej generacji gier na PS3/X360. Szkoda, że nagrano zaledwie cztery kwestie Helghan, choć strona audio broni się niezłymi efektami eksplozji i rewelacyjną ścieżką dźwiękową. Za podniosłe utwory tradycyjnie dla serii odpowiada kompozytor Joris de Man, w związku z czym soundtrack z Killzone HD w niczym nie ustępuje nowszym częściom. Na łowców trofeów czeka do zdobycia platyna, jednak kilka trofików wymusza na graczu trzykrotne przejście gry. Komu więc mogę tę grę polecić? Głównie fanom serii, pod warunkiem, że gotowi są przymknąć oko na niedzisiejszą mechanikę. Pozostali, którzy lubią od czasu do czasu odstrzelić kilka łbów, mają do wyboru co najmniej kilkanaście lepszych tytułów w tej samej cenie. Ołowiem pruje się tutaj przyjemnie, ale za 54 zł znajdziecie w sklepiku PlayStation ciekawsze pozycje.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Killzone HD

Atuty

  • strzela się przyjemnie
  • wiele zróżnicowanych miejscówek
  • niezła fabuła
  • podkoksowana grafika

Wady

  • mechanika trąci dziś trochę myszką
  • brak sieciowego trybu multiplayer
  • głosy oponentów
  • cena w sklepiku PlayStation

Solidna strzelanina, którą fani serii Killzone powinni obadać. Pozostali już niekoniecznie.

Michał Włodarczyk Strona autora
cropper