Recenzja gry: Tomb Raider: Definitive Edition

Recenzja gry: Tomb Raider: Definitive Edition

JaMaJ | 05.02.2014, 10:10

Taka młoda dama, a już doczekała się liftingu. Odświeżona panna Croft prezentuje się olśniewająco i jej przykład pokazuje jak pięknie mogą wyglądać gry już na samym starcie nowej generacji konsol. 

- „JUŻ WRÓCIŁAM!”

Dalsza część tekstu pod wideo
 
Upgrade'u wizualnego doczekał się praktycznie każdy element gry, począwszy od napakowania głównej bohaterki tonami dodatkowych polygonów i zabawy jej włosami (best włosy ever), poprzez urealnienie warunków pogodowych oraz podbicie rozdzielczości i płynności, aż do bardziej rzeczywistego objęcia prawami fizyki fauny i flory. Napakowanie świata przedstawionego większą ilością elementów byłby pójściem na łatwiznę i deweloperzy z Crystal Dynamics doskonale byli tego świadomi. Wzięli się więc porządnie za robotę i gra, która już na PS3 i X360 wyglądała świetnie, teraz wygląda jeszcze lepiej. Na uwagę zasługuje fakt, jak realnie odwzorowane zostały poszczególne elementy. Zacinający deszcz podczas burzy jest bardzo fachowo przecinany snopem światła z reflektora, który to oświetla każdą pojedynczą kroplę z osobna. W tle majaczą dogasające pochodnie, których wątła pomarańczowa barwa nieśmiało przebija się przez zawilgocone powietrze. Do tego dochodzą rozbłyski z luf pistoletów i wybuchy koktajli mołotowa pod naszymi stopami. Każdy z poszczególnych efektów jest pociągnięty sobie tylko charakterystycznymi efektami, przez co całość nie wygląda niczym nieogarnięta papka, a stanowi prawdziwą, zsynchronizowaną i uporządkowaną ucztę dla oczu. Solidna ilość roboczo-godzin uwidoczniona jest również w fakturze poszczególnych materiałów, co widać podczas wszelakich zabaw ze światłem. Inaczej odbija się ono na zakurzonych garnkach, inaczej na tkaninie, inaczej na skórze. Dynamiczne cienie, większa ilość cząsteczek, kurzu, syfu i latających elementów otoczenia. Ponownie - wszystko wygląda bardzo sugestywnie.



- „CO U CIEBIE?”

 
Usprawniono po trosze mechanikę, gdyż posiadacze PS4 mogą poruszać się po menusach używając panelu dotykowego. Za jego pomocą można również badać odnajdywane relikty czy też gasić/zapalać pochodnie. Patent ów wypada całkiem znośnie i pomimo przekonania, że developerzy użyli go 'bo musieli, korzysta się z niego dość intuicyjnie. Zgodnie z dewizą: 'musimy wykorzystać ile fabryka dała', nie oszczędzono również głośnika w DualShocku 4 i komend głosowych dla Xbox One. Z tego pierwszego wydobywa się znaczna ilość dźwięków z gry. Słyszymy między innymi czytane przez autora listy czy dzienniki (dźwięk wydobywa się z głośniczka jak i z telewizora jednocześnie, co jest nader dziwne), odgłosy przeładowywanej broni, szeleszczące liście pod nogami czy dźwięki podczas buszowania po menu. Kinect z kolei wspiera komendy głosowe, za pomocą których możemy zmieniać broń wypowiadając jej nazwę (bow, rifle, itd.). Prowadzi to nieraz do przekomicznych sytuacji, kiedy wróg w grze krzyczy do towarzyszy: "She's got shotgun!", a tu ciach - Lara zakłada łuk na plecy i wyciąga dwururkę. Kinect daje nam również możliwość przeglądania zdobytych skarbów za pomocą dłoni czy też, w niektórych momentach, wychylanie naszego ciała celem zmiany kąta ustawienia kamery. To tak na wypadek, gdyby urwała Wam się prawa gałka.
 

- „PO STAREMU”

 
Gameplay'owo z kolei nic nie uległo zmianie. To dalej ten sam, dobry reboot Tomb Raidera. Przygoda Lary Croft jest ukazana fachowo od początku do końca. Od pierwszych sekund intra grze towarzyszy napięty, tłusty klimat i poprzez częstą akcję rzadko kiedy mamy okazję złapać oddech. Wyspa oferuje brutalne przeżycia zarówno te serwowane nam przez jej psychopatycznych mieszkańców, jak i przez niefortunne wypadki Lary. Klimat jest ciężki, poważny i pozytywnie wpływa na odbiór gry, który to jest dodatkowo podbijany przez elementy survivalowe - polowania, poszukiwania złomu do upgrade'u broni/przedmiotów czy staroszkolną eksplorację. Wyspa bowiem jest sandboxowa - niektóre niedostępne lokacje staną przed nami otworem gdy zdobędziemy odpowiedni sprzęt (np. czekan do wspinaczki), rozsiane są tu również wszelakie katakumby, na których urzeczywistniamy tytułowy Tomb Raiding. Przejście owych lokacji wymaga użycia szarych komórek, żal jednak, że zaserwowane nam zagadki często są po prostu zbyt krótkie i łatwe, by czerpać nadmierną przyjemność z ich rozwiązywania.



- „COŚ SIĘ STAŁO?”

 
Walki z przeciwnikami są ciekawie zaprojektowane i poza beztroskim strzelaniem, oddano nam do dyspozycji przeróżne możliwości pozbawiania ich życia - czy to przez ciągnięcie ich w przepaść za pomocą wystrzelonej strzały z liną, której koniec dzierżymy czy też dzięki wykorzystywaniu elementów otoczenia. Fabularnie również jest nie najgorzej, szkoda tylko, że występujące postaci są za słabo nakreślone, przez co nie posiadają indywidualnej charakterystyki i trudno się z nimi identyfikować. Nie rozumiem z kolei narzekań graczy na zbyt szybką przemianę Lary z eksploratorki w bezwzględnego zabójcę. Sama zmiana jej nastawienia do życia i śmierci może nie przebiega szczególnie drobiazgowo, ale jest to jedna z lepiej ukazanych przemian głównego bohatera. Lara zabija tylko i wyłącznie z konieczności, nie poluje na nikogo dla samego polowania i nigdy nie jest jej z tym dobrze. Oczywiście - pominięto aspekty psychologiczne jej zachowań, ale jak na grę - przyznacie sami po zagraniu - panna Croft tylko stara się przeżyć, a że wymaga to ubicia setek nieprzyjaciół - cóż. Mnie ów element nigdy nie przeszkadzał. Ba! Pokazuje on po raz pierwszy jej ludzkie odbicie, emocje i przemyślenia zamiast biegania po labiryntach i innych piramidach z dwoma pistoletami wymierzonymi we wszystko co się rusza. Na przykładzie Tomb Raider: Definitive Edition widać jak daleką drogę przebyły nasze ukochane gry. 
 

- „OBRABOWALI MNIE!”

 
Pozostaje do ustalenia jedna kwestia. Czy naprawdę potrzebowaliśmy Tomb Raider: Definitive Edition przy przecież tak bardzo ładnie wyglądającej i ekstremalnie grywalnej wersji gry na poprzednie generacje? Czy nie jest to tak znienawidzony przez nas skok na kasę? Czy wersje gier z 'Definitive Edition' w tytule nie będą dla PS4 i XO tym, czym wersje 'HD' gier z PS2 na PS3? Wiadomo przecież, że w dzisiejszych czasach wyprodukowanie gry to grube miliony dolarów i każdy stara się zarobić na pojedynczym tytule jak najwięcej. W dodatku wydawca nie spuszcza z tonu ani o jotę, żądając za Tomb Raider Definitive Edition pełnej kwoty pieniędzy. Owszem - zmian jest dużo, ale tylko i wyłącznie graficznych (cieszy dodatkowo framerate – wysoki i stały). Nie wrzucono do gry nowych lokacji, elementów. Pozostawiono za to dalej bezużyteczny multiplayer. Definitive Edition jest także znakiem idealnie odwzorowującym nasze growe czasy - graficzny przepych i najwyższe walory produkcyjne idą w parze z wyciskaniem z gracza ostatniej złotówki za grę, w którą już grał. Jeżeli grałeś w Tomb Raider na konsolach poprzedniej generacji, odpuść sobie. Chyba, że 'lecisz' na grafikę to atakuj śmiało, ale nie wyklinaj mnie narzekając, że 'to przecież jest to samo' - ostrzegałem Cię. Z kolei jeżeli jakimś cudem nie grałeś w jedną z najlepszych produkcji zeszłego roku (3. miejsce w głosowaniu czytelników PPE i redaktorów PSX Extreme na najlepszą grę roku!) to teraz masz najlepszą okazję żeby nadrobić zaległości. Tomb Raider: Definitive Edition, zarówno jak jego poprzedniczka, oferuje masę eksploracji, fantastycznej wymiany ognia i, co najważniejsze, pierwszorzędny powrót kultowej pani archeolog - pełnokrwistej, twardej, ludzkiej. Po liftingu, ale przed implantami.



 

- „I WIESZ CO? DOBRZE MI Z TYM”


 
Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tomb Raider

Atuty

  • piękna Lara!
  • reżyseria walk
  • non-stop akcja
  • świetna przygoda

Wady

  • drugorzędnym postaciom trochę 'brakuje'
  • zbędny multiplayer
  • jakby nie było - skok na kasę

Definitive Edition to gratka dla posiadaczy najnowszych konsol, którzy jakimś cudem odpuścili wersję gry na poprzedniej generacji. To w dalszym ciągu ta sama gra - niesamowicie grywalna, przepełniona set piece'ami i dobrze rozwiązaną walką.

cropper