Recenzja gry: Invizimals: Zaginione Królestwo

Recenzja gry: Invizimals: Zaginione Królestwo

Wojciech Gruszczyk | 14.01.2014, 11:09

Usłyszałem kiedyś, że dobrych przygodówek nigdy za wiele. Niezależnie od ulubionego gatunku, wszyscy gracze czasami lubią zwiedzić lokacje, pokonać kilku rywali, znaleźć ukryte skarby, rozwiązać tajemnicze zagadki i na końcu pokonać tego wielkiego, złego. Tę koncepcję sprawdzali przedstawiciele Magenta Software, którzy zmierzyli się ze światem Invizimali. Zastanawiacie się, jak prezentuje się pierwsza gra z tego uniwersum na PlayStation 3? Zapraszamy do recenzji! 

Dwa systemy, jeden świat

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Twórcy Zaginionego Królestwa współpracowali z programistami, którzy tworzyli Invizimals: Drużyna. Dzięki tej kooperacji powstała jedna historia, która została opowiedziana na dwóch płaszczyznach – na PlayStation 3 oraz PlayStation Vita. Gracze mogą poznawać tę samą historię na dwa różne sposoby. Dodatkowym aspektem integracji obu pozycji jest możliwość wspólnych walk pomiędzy systemami. Pomysł prezentuje się dobrze i w ciekawy sposób łączy obie gry.


 

Bohater, który może wiele

 

W produkcji wcielamy się w młodego badacza i poszukiwacza Invizimali o imieniu Hiro. Ten młody bohater wraz ze swoimi znajomymi otwiera portal do tytułowego Zaginionego Królestwa, miejsca w którym żyją tajemnicze stworki. W taki sposób rozpoczyna się ośmiogodzinna przygoda, która w żadnym stopniu nie zrewolucjonizuje Waszego podejście do przygodówek. Historia przedstawiona przez scenarzystów jest bardzo… Banalna, a tytułowi nie pomaga poziom trudności. Gra jest skierowana do młodszych graczy, ale jestem pewien, że zapoznając się z tą opowieścią nawet target wydawcy może się po prostu nudzić. Hiro ma uratować Invizimale, które są atakowane przez maszyny i brnie od poziomu do poziomu, poznaje nowych sprzymierzeńców, jednak brakuje tutaj znaczących zwrotów w opowieści, ważnych wydarzeń, a całość jest do bólu liniowa. Podczas przechodzenia kolejnych poziomów miałem nieodparte wrażenie, że autorzy nie do końca przemyśleli ogólne założenia Zaginionego Królestwa. 

 

Jedne pomysł to za mało

 

Autorzy wykorzystali ciekawą koncepcję – Hiro wchodząc do Królestwa zdobywa umiejętność transformacji w Invizimale. Dzięki temu może walczyć ze złymi robotami oraz przemierzać lokacje. W trakcie całej przygody spotkamy różnych sprzymierzeńców i zazwyczaj po wygraniu pojedynku, który opiera się na wklepywaniu różnych sekwencji QTE, otrzymujemy możliwość wcielenia się w kolejnego herosa. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że każda bestia poza innym wyglądem posiada swoje indywidualne ataki, które możemy rozwijać oraz zdobywać nowe.

 

Invizimale charakteryzują się specjalnymi umiejętnościami, dla przykładu minotaur potrafi niszczyć przeszkody oraz otwierać przejścia przez uruchomienie koła napędowego, tygrys-ryba pływa, panda posiada nadzwyczajną super siłę i przesuwa przedmioty, tygrys wspina się na specjalne kładki oraz pnącza, a świnia w zbroi rzuca gwiazdkami ninja. Ten patent się sprawdza i jest ciekawy, bo podobnie jak nowe bronie w różnych tego typu produkcjach - dostajemy nowe ataki, a jednocześnie nowego bohatera. Niestety, ale nawet posiadając tak intrygujący pomysł, autorzy go nie wykorzystali. Produkcja jest przeznaczona do młodszych odbiorców, ale tak jak już wspomniałem poziom trudności jest bardzo niski. Gra nie stawia przed nami żadnego wyzwania – przez cała przygodę idziemy do przodu zatrzymując się tylko na sekwencjach QTE, które również są banalnie łatwe.

 

 

 

Ja już to znam…

 

Zaginione Królestwo na początku spodoba się graczom – jest kolorowo, przyjemnie, a barwne lokacje są przyjemne dla oka. Jednak im dalej w las tym nic się nie zmienia – przez kilka pierwszych godzin można odnieść  wrażenie, że stale przemieszczamy ten sam poziom, który nie różni się znaczne od poprzednich miejsc. Dopiero pod koniec historii odrobinę zmienia się kolorystyka świata, ale ten dobrobyt trwa zaledwie chwilę, a później wracamy do znanej nam rzeczywistości.  Pod względem grafiki Zaginione Królestwo nie zachwyca – na koniec generacji wymagam od twórców znacznie większych nakładów pracy, tutaj jest po prostu „poprawnie”. Młodszym graczom będzie się podobać, ale starsze, zdecydowanie bardziej doświadczone oko może wymagać czegoś więcej. Również fani przyjemnych soundtracków nie mają co liczyć na pozytywne doznania – gra została wykastrowana z muzyki, a przez całą produkcję towarzyszy nam niezwykle irytujący dźwięk zdobywania punktów. Ten odgłos na dłuższą metę potrafi odstraszyć od tytułu. 

 

Pomysł piękny, wykonanie fatalne

 

We wstępie wspomniałem o schemacie na udaną platformówkę i podsumowując tę pozycję jestem pewien, że programiści z Magenta Software zapomnieli o tych kilku fundamentalnych zasadach. Z całej gry na pozytywny komentarz zasługuje wyłącznie pomysł z wykorzystaniem różnych Invizimali. Niestety, ale cała reszta jest na niskim bądź po prostu bardzo średnim poziomie. Grę nie ratuje nawet kooperacja z produkcją z PS Vita, bo choć tamta pozycja potrafi zaciekawić i przyciągnąć do konsoli na dłużej, tak Zaginione Królestwo może w wielu miejscach wyłącznie odstraszyć.

 

Muszę jednak przyznać, że są tutaj zalążki na bardzo dobry projekt. Jednak gdzieś w trakcie prac zapomniano o podstawach, nie przemyślano kilku koncepcji i z tego powodu powstał produkt, który trudno ocenić pozytywnie. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Invizimals: Zaginione Królestwo

Atuty

  • Dwa urządzenia, jedna historia
  • Ciekawe zróżnicowanie Invizimali

Wady

  • Nudna historia
  • Męcząca liniowość
  • Słaba grafika
  • Niewykorzystany potencjał
  • Irytujący dźwięk
  • Słaby poziom trudności

Szkoda pomysłu i niewykorzystanego potencjału...

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper