Recenzja gry: Tearaway

Recenzja gry: Tearaway

Wojciech Gruszczyk | 20.11.2013, 14:15

Śpiąca Królewna? Kopciuszek? Roszpunka? Piotruś Pan? Bambi? Król Lew? Robin Hood? Aladyn? Pocahontas? Herkules? Tarzan? To wszystko już było i jest nudne! Czas stworzyć własną, nową przygodę! Do tego zachęcają nas przedstawiciele Media Molecule, którzy po serii LittleBigPlanet postanowili pokazać całkowicie inną rzeczywistość. Tym razem jesteśmy zaproszeni do świata z kartonów, gdzie będziemy tworzyć własną opowieść.

Pierwsza strona zawrotnej historii - początek

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Co jest potrzebne do stworzenia jakiejkolwiek historii? Oczywiście bohater! W tym wypadku będzie nim Iota, który ma do dostarczenia wiadomość. Mała kopertka z nóżkami i rączkami jest wysłannikiem – powiernikiem historii. Zapytacie, do kogo ma dostarczyć ten list? Właśnie do Ciebie, przyszłego gracza, który dość niespodziewanie pojawia się w grze. Kraina Opowieści potrzebuje nowych przygód, dlatego zostaje otwarta luka pomiędzy światem ludzi, a uniwersum zbudowanym z kartonów.  Z tego powodu głowa śmiałka dzierżącego PlayStation Vitę jest ukazana w słońcu, a mieszkańcy krainy nazywają gracza Istotą. To do nas bohater musi dotrzeć.

 

 

Jednak jak taka mała, na początku bezbronna Kopertka może dostarczyć wiadomość, gdy po drodze czeka wiele niebezpieczeństw? Zadanie to tylko z pozoru wydaje się niewykonalne, ale Iota ma pomocnika – gracza, który pomaga swoimi dłońmi. Niszczenie potworów, otwieranie przejść, czy po prostu tworzenie dróg to tylko kilka z zadań, do których są przeznaczone nasze palce. Autorzy wykonali kawał dobrej roboty tworząc korelację Istoty z bohaterem. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, ale dzięki wyjątkowo ciekawej narracji i odpowiedniemu zbudowaniu historii – gracz jako ten, który zjawia się w świecie kartonów, patrzy z góry – w tę opowieść można uwierzyć. Korelacja jaka tworzy się na relacji gracz – Koperta jest fenomenalna i choć przez całą przygodę tylko my kontrolujemy wydarzenia, to jednak bez problemu można się zapomnieć i pomyśleć, że w przygodzie biorą udział dwie osoby – lewa i prawa ręka.

 

Efekt ten zostaje podwojony, gdy „ten ze słońca” musi stworzyć między innymi śnieg, koronę dla Króla Wiewiórek, a nawet rozpalić ognisko tworząc płomień. Wszystko malujemy naszymi palcami, na kolorowych karteczkach, a później przenosimy do rozgrywki. Ingerencja w świat swojej twórczości prezentuje się bardzo ciekawie. Jeśli macie artystyczną duszę będziecie bawić się świetnie. W innej sytuacji możemy stworzyć latające lub ogniste fallusy. Dla każdego coś dobrego.

 

Druga strona – postacie, pieniądze, gadżety i pudełka niespodzianki

 

Głównym bohaterem Tearaway jest Kopertka, której zadaniem jest dostarczenie wiadomości. Musimy jednak pamiętać, że to od nas zależy kim tak naprawdę jest ta postać i jak wygląda. Z początku wybieramy płeć, a już po kilku chwilach możemy dowolnie ingerować w postać – zmieniać oczy, uszy, nos, usta, dodawać elementy do ubioru, stare kasować. To od nas zależy z kim będziemy poznawać tę opowieść.

 

 

Istotną zabawką, która wpada w nasze ręce już na samym początku przygody jest aparat – dzięki temu urządzeniu możemy wykonywać zdjęcia terenu lub po prostu samego bohatera. Na początku nie sądziłem, że ten patent będzie aż tak szeroko rozbudowany w produkcji – dzięki zdjęciom sprawiamy, że dana rzecz lub osoba otrzymuje ponownie swoje kolory, a my możemy cieszyć się z modelu do sklejania. Na każdym etapie rozgrywki musimy wykonać przynajmniej kilka zdjęć, ponieważ pozwala nam to zbierać modele, a czasami fotki są potrzebne do wykonania zadań pobocznych. Możliwości tego gadżetu możemy rozszerzać przez kupowanie nowych obiektywów i filtrów – niektóre dodatki są potrzebne w misjach, a inne są po prostu ciekawymi rozszerzeniami, które mogą nam sprawić wiele frajdy.

 

Za wszystkie stroje, udoskonalenia aparatu oraz inne wariacje płacimy walutą – konfetti, którą zdobywamy podczas przechadzek po planszach. Jest to ciekawe rozwiązanie, które wpisuje się w ogólne ramy produkcji.

 

Na każdej planszy mamy do wykonania kilka pomniejszych zadań – zebranie wszystkich konfetti, zgładzenie Pudłaków, otwarcie ukrytych prezentów oraz wykonywanie specjalnych misji. Za dwa ostatnie przykłady zazwyczaj otrzymujemy konfetti, które następnie możemy spożytkować na różne atrakcje. Gra nagradza naszą dociekliwość i na pewno nie będą marudzić osoby, które preferują sprawdzanie wszystkich zakątków lokacji. Miłym dodatkiem jest stały dostępu do ukrytych atrakcji – jeśli będzie nam zależeć, to już przy pierwszym podejściu uzyskamy wszystkie prezenty. Problemem też nie będzie jeśli opuścimy kilka miejsc – zawsze bez problemu możemy powrócić do danego fragmentu rozgrywki i ponownie rozejrzeć się za skarbami.

 

Trzecie strona – poznajmy wroga

 

Każda dobra opowieść potrzebuje złych charakterów – w przypadku Tearaway źli nie są do końca paskudnymi i obślizgłymi bestiami, a zwykłymi pudełkami. Jak rywale dostali do tej baśniowej krainy? Przez otwarty portal pomiędzy światami. Oczywiście jak to zazwyczaj najczęściej bywa – głównym zadaniem nieprzyjaciół jest po prostu utrudnianie nam życia. Nie chcą, aby Kopertka dostarczyła wiadomość i starają się za wszelką cenę przeszkodzić w dopełnieniu tej niezwykłej misji.

 

 

Pudłaki – bo tak się zwą czarne charaktery – mają różne rodzaje. To zwykłe kwadratowe pudełka, które możemy zniszczyć chwytając i rzucając o inne. Później spotykamy Pudłaki na szczudłach, latające, a nawet takie z trampoliną na głowie.

 

Ciekawie został rozwiązany aspekt walki z kartonami. Na początku Iota może tylko unikać ataków, następnie rzucać powalonymi rywalami, a z czasem uczy się turlać – umiejętność ta pozwala przewracać oponentów na szczudłach – oraz skakać. Dopiero na sam koniec otrzymujemy zabójczą broń.

 

Niestety w tym miejscu pojawiają się dwa problemy. Autorzy stworzyli tylko kilka gatunków oponentów i choć pojawianie się nowych modeli występuje cyklicznie, jednak jest ich po prostu zdecydowanie za mało. Natomiast drugie zagadnienie to sam fakt pojedynków, których intensywność nie jest zbyt duża. Wiem, że nie mam tutaj przyjemności z serią Uncharted, gdzie trupy padają w zastraszającym tempie, ale twórcy stworzyli ciekawy i unikalny system walk – Koperta wspomagana jest przez nasze palce – którego nie wykorzystali. Pojedynki dają wiele radości, czasami możemy się zabawić Pudłakami, jednak w moim odczuciu tych chwil przyjemności programiści nam odrobinę poskąpili.

 

Czwarta strona – spotkanie z drugą rzeczywistością

 

Ciekawym patentem, o którym wspomniałem powyżej jest przeniesienie postaci, czy też zwykłych elementów z Tearaway do naszego świata. Robiąc zdjęcia różnych obiektów – przykładowo jelenia – i sprawiając, że zwierzę odzyskuje kolory, otrzymujemy możliwość stworzenia w swoim domowym zaciszu danego modelu. Nasze postępy w grze są zapisywane na serwerze, później wchodzimy na odpowiednią stronę i pobieramy wycinankę. Po kilku minutach zabawy możemy postawić na biurku, czy tez półce papierowego ludzika, który prezentuje się bardzo ładnie. Potrzebujemy do tego skromnych umiejętności, ale jeśli nie przespaliście zajęć technicznych w podstawówce – będziecie się bawić dobrze.

 

 

Piąta strona – piękny świat z kartonów, ale…

 

Tytuł ten prezentuje się ładnie, a zaprezentowana grafika jest prosta. Malarze z Media Molecule postawili na skromność i chociaż całości nie możemy odebrać uroku i fenomenalnego klimatu, jednak nie jest to produkcja, która pokazuje możliwości graficzne PlayStation Vity. Wszystko jest przemyślane i układa się w interesujący ogół. Podobnie zresztą jest z udźwiękowieniem – także ten aspekt wpisuje się w myśl twórców i nie przeszkadza. Muzyka reaguje na pojawiające się na ekranie atrakcje. Niestety po zakończeniu tej historii nie będziecie pamiętać żadnego utworu z tej produkcji. Ale oba te elementy – grafika oraz dźwięk - idealnie wpisują się w zaprezentowaną historię.

 

Przygoda o kartonach nie została pozbawiona błędów. Podczas poznawania opowieści dwukrotnie musiałem restartować grę, ponieważ animacja zamarła. Czasami również zawodzi kamerzysta, który chce nam pokazać nieodpowiednie miejsca. Ponadto w niektórych momentach rozgrywka potrafi bardzo zwolnić – przykładowo przy większych walkach. Nie przeszkadza to w ostatecznym odbiorze produkcji, ponieważ te problemy są bardzo sporadyczne i pewnie pierwszy patch załata te niedociągnięcia.

 

 

Szósta strona –  szkoda, że już koniec

 

Twórcy LittleBigPlanet zaryzykowali tworząc całkowicie nowe uniwersum, które w dodatku jest bardzo innowacyjne. Finalny produkt został bardzo dobrze przemyślany, mam nawet wrażenie, że autorzy wykonali wszystkie swoje założenia. Jest ciekawa historia, fajny świat, wiele nowatorskich rozwiązań, ale nie da się ukryć, że w pewnym momencie zabrakło pomysłów. Na szczęście programiści nie dublowali lokacji, nie przeciągali rozgrywki, jednak przez to gra kończy się dość szybko. Można ją skończyć w jeden dzień i jest to pewnie jedna z największych wad produkcji. Jeśli zagracie będziecie chcieli więcej, więcej, więcej. Niestety, to co dobre szybko się kończy – właśnie to zdanie najlepiej opisuje ten tytuł.

 

Tearaway jest świetną przygodówką w starym stylu, ale docenią ją tylko nieliczni, którzy oczekują niebanalnej historii, innowacji, a to wszystko przyprawione sporą ilością eksploracji.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tearaway

Atuty

  • Wiele innowacji
  • Świetna historia
  • Dzięki Tearaway jesteś BOGIEM, a Twoje palce mają siłę
  • Mnóstwo genialnych pomysłów
  • Ładny świat
  • Całość "przemyślana"

Wady

  • Kilka drobnych błędów
  • Mało walk
  • Po skończeniu chce się więcej i więcej

Najlepsza gra na Vitę? Pewnie tak! Ale szkoda, że nie nasyciła mojego głodu.

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper